No nie. Przed nami kolejne – ale już
ostatnie – warstwy Barcelony, a tu perseweruje (czyli chodzi po
głowie) mi się Freddy i Montserrat. Cóż... Niech i tak będzie.
Mury miejskie z XIII wieku
Późne Średniowiecze to Barcelona
iście imperialna. Największe i najbogatsze miasto Półwyspu
Iberyjskiego, centrum międzynarodowego handlu. Można spotkać tu
żydowskich bankierów, obrotnych morysków, byłych tureckich
niewolników, genueńskich czy weneckich kupców, katalońskich marynarzy, francuskich plantatorów, ba, może nawet
pojawi się jakiś nieokrzesany kastylijski chłop. Tygiel
narodowości. Otoczone wciąż rozbudowywanymi murami miasto staje
się siedzibą władców Aragonii – bo siedzibą biskupa jest już
od czasów rzymskich – ma więc potężny zamek. Oprócz katedry
powstają jeszcze dwa olbrzymie kościoły mariackie – Santa Maria
del Mar i Santa Maria del Pi – morska i sosnowa. Kupieckie
kamienice, budowane bez wielkiego ładu i składu, jak to często w
Śródziemnomorzu, wznoszą się coraz wyżej. Ludne miasto zaczyna
też ohydnie cuchnąć, ale nie mówmy o tym – zwłaszcza, że
ścieki szybko odprowadzane są do morza kanałem który później
stanie się Ramblą. Średniowieczne – zachowane do dziś –
stocznie produkują liczne nowoczesne okręty.
Santa Maria del Pi
Na to wszystko przypływa Krzysztof
Kolumb i kładzie kres złotemu wiekowi. Kolumna Kolumba znajduje się
tuż obok owych średniowiecznych stoczni – dziś Muzeum Morskiego
– oraz ostatniego chyba średniowiecznego kawałka murów
obronnych. Niedaleko rosną jednak butelkowce (nazwa od kształtu
kolczastego pnia; naprawdę są to drzewa kapokowe – do dziś
uprawiane, uzyskuje się z nich trudno przemakalne roślinne włókna
– kapok; tak, służą do produkcji kapoków) i to one przykuwają
większą uwagę turystów. One i Rambla.
Kiedy jednak odważymy się zejść z
tej głównej ulicy to znajdziemy się w centrum średniowiecznego
miasta – zaułki naprawdę są kręte, wiją się bez większego
sensu – i naprawdę można się tam zgubić (jest pewna sztuczka
umożliwiająca łatwą orientację w tej gmatwaninie – idź w dół,
wtedy dojdziesz do morza, a tam już orientację niechybnie
odzyskasz). Można też znaleźć tani hostelik albo tanią knajpkę
– dużo tańszą niż przy Rambli. Dwie tylko ulice na Starym
Mieście są proste – krzyżują się one na głównym placu Barri
Gotic, przy którym stoi budynek katalońskiego rządu oraz
barceloński magistrat (po uzyskaniu niepodległości będzie to
najważniejszy plac w państwie; parlament znajduje się poza Barri
Gotic, w Parku Cytadeli – nie jest to daleko, zanim park powstał
ciągnęło się tam też średniowieczne miasto; niedaleko
parlamentu jest ogród zoologiczny...). Plac i proste ulice to
pozostałość po jeszcze starszej warstwie: w tym miejscu było
dawne Forum Romanum. Ale o tym za chwilę.
Dzielnica Gotycka
Teraz trzeba podejść pod katedrę św
Eulalii. Trzeba zanurzyć się w samo serce Dzielnicy Gotyckiej, tuż
obok dawnego getta żydowskiego. Największe wrażenie na turystach
robi zawsze ażurowy kamienny mostek, przerzucony przez ulicę –
faktycznie, jest przepiękny. Jeżeli jednak chodzi o jego
wiarygodność, to mógłby spokojnie robić karierę w polityce.
Powstał na przełomie XIX i XX wieku, kiedy to na barcelońską
Wystawę Światową gotycka starówka została podrasowana i
upiększona (nie będę ukrywał, udało im się to znakomicie).
Krążyła nawet taka anegdota: kiedy turyści pytali miejscowych
gdzie jest owa Barri Gotic, ci po namyśle odpowiadali: a, to tam,
gdzie jeszcze budują.
Neogotycki mostek
Gotycka katedra
W każdym razie kiedy miniemy
przepiękny mostek zobaczymy faktyczną gotycką Barcelonę. Bez
upiększeń. Katedra świętej Eulalii w pełnej, kamiennej krasie.
Ozdobiona przepysznymi gargulcami (po polsku: rzygacz) prezentującymi
zwierzęta Świata (jest na przykład słoń – to zresztą świetna
zabawa, rozpoznawanie tych stworzeń; tylko jedno jest mityczne)
sąsiaduje z barcelońskim zamkiem (ciekawe, czy w tym samym miejscu
stał pałac Ataulfa, w którym to ów władca Wizygotów poniósł
śmierć w 415 roku?) oraz Kaplicą Królewską (zbudowana na
rzymskich fortyfikacjach – no, rzecz niezbędna, przecież nie
będzie władca z plebsem się bratał). Wewnątrz zamku sala
udekorowana została monumentalnymi freskami z epoki –
przedstawiają zdobycie Majorki w XIII wieku.. Tak, tu jest naprawdę
ładnie, gotycko. Można jednak ruszyć trochę dalej, przekroczyć
dawną rzymską bramę, minąć replikę akweduktu (kiedyś znalazłem
oryginalny – nadal go widać, łuki są zamurowane, robi za ścianę; tyle, że nie pamiętam w którym miejscu starówki to jest) i stanąć
zamurowanym.
Katedralne gargulce
Kaplica Królewska
Zdobycie Majorki
Ażurowa główna fasada katedry
powala. To chyba najbardziej imponujący widok w Barri Gotic. Czasem
na schodach przed katedrą stoi orkiestra, a cały plac poniżej
zajmują Katalończycy tańczący sardanę. Wspaniała sprawa. Ale,
oczywiście, nie do końca prawdziwa. Przepiękna fasada to XIX wiek.
Żeby zobaczyć jak – mniej więcej – wyglądała katedra
wcześniej należy ruszyć na poszukiwanie pozostałych gotyckich
świątyń. Warto. Przed Santa Maria del Pi często są bazary, a
Santa Maria del Mar posiada największą na Świecie gotycką
witrażową rozetę.
Fasada katedry św Eulalii
Całkiem niedaleko katedry i zamku
jest kilka wejść do ostatniej – czy może pierwszej warstwy
(dobra, na terenie Barcelony były przedrzymskie osady, ale z nich
się wiele nie zachowało – nazwijmy to warstwą zerową), do
rzymskiego miasta Barcino. Na powierzchni przebijają się fragmenty
murów – brama, baszta, widać układ dawnego forum, ale prawdziwe
skarby znajdują się pod Barceloną średniowieczną. Pierwsza
katedra, zniszczona najazdem Gotów? Jest! Winiarnia? Jest. Rzymskie
domy, ulice? Wszystko jest. Jest nawet coś, z czego Barcino słynęło
w czasach antycznych. Właściwie region Katalonii w Imperium
Rzymskim kojarzony był z tym charakterystycznym dla rzymskiej kuchni
produktem – garum.
Wytwórnia garum
Sfermentowany sos rybny. Nazwa brzmi
średnio, ale naprawdę słabo jest jeśliby ktoś to poczuł. Nic
dziwnego, że Rzymianie nie produkowali tego w domu. W podziemiach
Barcelony można znaleźć pozostałości zakładu przemysłowego
produkującego tą przyprawę. Przyprawę? Tak. Garum to glutaminian
sodu w czystej postaci. Dziś w każdej potrawie mamy syntetyczny
glutaminian – a tu proszę: naturalny (glutaminian pobudza jeden z
ludzkich smaków, smak mięsny – zwany też umami; sporo
glutaminianu jest też w sosie sojowym; to wyjaśnia, dlaczego
wegetarianie tak go lubią).
Większość tej najgłębszej warstwy
eksponowana jest w Muzeum Miasta (polecam; koleżanka całkiem przypadkiem posiadała kartę miejską Barcelony, więc po okazyjnej cenie udało mi się zagłębić, dosłownie, w historię), ale jak ktoś nie ma
czasu albo pieniędzy, to może dotknąć Barcino w jeszcze jednym
miejscu. Na tyłach katedry ukrywa się mianowicie Świątynia
Augusta – wejście do jej pozostałości jest nieco zakamuflowane,
ale da się je odnaleźć i zobaczyć artefakt. Chyba, że akurat
trafi się na sjestę – to wtedy nie.
Swiątynia Augusta
Uf. Miało być krótko i miałem się
nie powtarzać. Wyszły dwa wpisy – i zapewne o wszystkim tym można
przeczytać w internetach bądź – co polecam bardziej –
książkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz