Z Wadi Musa ruszyliśmy przez pustynię
na spotkanie tajemniczego zaginionego miasta Nabatejczyków –
Petry. Zdanie to tchnie przygodą i orientem, ale gwoli ścisłości
(i kronikarskiego obowiązku) muszę delikatnie sprostować: Petrę odnaleziono jakiś czas temu, a przez pustynię prowadziła całkiem
znośna droga, tłumnie uczęszczana przez turystów, konie,
wielbłądy i zaprzęgnięte w osiołki riksze (te trzy ostatnie
pozycje były przeznaczone oczywiście dla pierwszej: inostrańców z
aparatami fotograficznymi). Fakt, dookoła był piasek i skały, ale
na razie nie było tutaj nic szczególnego – może poza pierwszymi
(i od razu monumentalnymi) śladami działalności Nabatejczyków,
wykutymi w samotnych skałach grobowcami, dziś zwanymi Domami
Dżinów, ale o nich na razie zamilknę (jak i o późniejszym
Grobowcu Obelisków), bo są na tyle ciekawe, że wypadnie poświęcić
im osobny wpis (w jednym z nich, o czym już pisałem, zrobiono
knajpę dla turystów).
W każdym razie dotarliśmy do skalnej
ściany odgradzającej zaginione miasto od współczesności. Przez
te kamienne mury biegła ścieżka do Petry – wąwóz As Sik.
Niezwykle kręta, wąska, o niebosiężnych ścianach – znana
każdemu miłośnikowi tzw. kina nowej przygody: tędy bowiem
Harrison Ford, Sean Connery i John Rhys-Davies (czyli Han Solo, James
Bond i Gimli) jechali w filmie "bIndiana Jones i Ostatnia Krucjata" do miejsca ukrycia Świętego Graala. Tak jak owym
bohaterom, tak i nam – nagle, spomiędzy wysokich, kamiennych ścian
– ukazał się najsłynniejszy chyba zabytek Petry – Chaznat al
Firaun, Skarbiec Faraona. Nazwa nieco myląca, bo żaden znany faraon
nie trzymał tam żadnych skarbów (choć Nabatejczycy związki z
Egiptem jak najbardziej mieli, ale o tym później). Prawdopodobnie
był to grobowiec – choć wnętrze, dziś zagrodzone przez
strażników, jest puste – nie znaleziono tam pochówków (ani
Graala... ciekawe, czemu stoją tam strażnicy? Odpowiedź jest
prosta – żeby turyści nie nasyfili w środku oraz żeby nie
zalęgli się tam Beduini).
|
Wrota do Petry: as-Siq
|
|
As-Siq
|
|
Skarbiec Farona
|
Czym jednak ów Skarbiec Faraona by
nie był – robi wrażenie. Wielkie.
|
Skarbiec Faraona w pełnej krasie
|
Podobnie jak i całe antyczne
miasto.
|
Widok na Petrę
|
Skąd jednak wzięło się tu, na niezbyt przyjaznej
pustyni? I – jeśli wierzyć naukowcom – zasiedlało je w
szczytowym okresie blisko 40 tysięcy ludzi? Przypominam, że
współczesne Wadi Musa ma jakieś 6,5 tysiąca mieszkańców.
Zacznijmy od początku.
|
Tereny dawnego miasta
|
A początkiem tym jest woda. W centrum
dawnego miasta do dziś znajduje się Nympheum – źródło
poświęcone w czasach grecko-rzymskich nimfom, boginkom zdrojów –
jednak samo niewielkie źródełko na pewno by nie wystarczyło. Idąc
przepięknym wąwozem Al Sik mogą nam umknąć niepozorne
konstrukcje – tamy, kanały...
|
Dawna tama
|
Jest ich zresztą znacznie więcej w
sąsiedztwie miasta: Petrę przy życiu utrzymywał rozbudowany i
wydajny system irygacyjny. Umożliwiał rozwój i egzystencję tego
kupieckiego miasta. Nabatejczycy bowiem, semiccy koczownicy,
zajmowali się przez wieki tym, czym inne ludy pustyni – rozbojami,
łupiestwem, pasterstwem oraz przewozem towarów przez niegościnne
tereny. Znaczy się handlem. W pewnym momencie dziejów przegonili z
terenów obecnej Petry Edomitów i opanowali szlaki handlowe z Indii
i Arabii Szczęśliwej do Syrii, Egiptu czy dalej, do Europy. I
poczęli zarabiać na tym srogie kokosy. To znaczy srebro i złoto.
Czym handlowano? Tym czym i dzisiaj: bronią i towarami luksusowymi
(żelazo, miedź, kadzidła, kość słoniowa). Obracając się wśród
bogatych osiadłych społeczności nabatejscy koczownicy – zapewne
przy olbrzymim sprzeciwie plemiennej starszyzny – zaczęli
rozmyślać o porzuceniu życia pod namiotami na korzyść stałych
sadyb. "Co ci się nie podoba gówniarzu w tym namiocie? Oćce
nasze w nich żyły! Jak śmiesz twierdzić, że śmierdzi tu
wielbłądem?! To najprzyjemniejsza woń na świecie, woń
prawdziwego mężczyzny!" - nie wiem, czy tak wyglądała
generation gap u Nabatejczyków, ale w końcu osiedli na skrzyżowaniu
szlaków handlowych. Znaczy, założyli swoje miasta.
|
Nympheum |
Dla
koczowników zapewne nie było to łatwe – na przeszkodzie stanął
chociażby brak własnych tradycji budowlanych (to normalne dla
byłych koczowników – każdy, kto pojedzie do Mongolii zauważy,
że współczesne miasta to tak naprawdę jurtowiska) – ale ambitni
Nabatejczycy się tym nie przejęli. Mieli w końcu po sąsiedzku
kilka naprawdę wiekowych cywilizacji, więc było skąd czerpać
wzorce, choć zapewne także to nie spodobało się plemiennej
starszyźnie. Musieli krzyczeć coś o upadku obyczajów.
Skąd
to wiadomo? Ano chociażby śledząc ewolucję religii Nabatejczyków.
Każdy turysta, który podejmie wysiłek (czyli już wiadomo, że
będzie ich niewielu) i wdrapie się na otaczające główną ulicę
antycznej Petry skały będzie miał, poza wspaniałymi widokami,
okazję zobaczyć najświętsze miejsce dla całej nabatejskiej
społeczności – położony pod gołym niebem ołtarz. Tutaj
oddawano cześć głównemu bóstwu Nabatejczyków – Duszarze
(Duszara albo Zu Szara – ta pierwsza wersja bardziej mi się
podoba). Stojące niedaleko obeliski (można nazwać je betylami) są
– być może – symbolami tego boga (względnie poprzednikowi
Duszary z czasów koczowniczych, tajemniczemu Szaj al-Kaumowi,
"Pasterzowi Ludu"). Nie wizerunkiem – Duszara "wygląd"
dostał dużo później, w epoce hellenistycznej – bowiem dla
plemion semickich obraz boga był tabu. Izraelici mieli nawet zakaz
wypowiadania imienia swego Boga (JHWH to zapis spółgłoskowy
boskiego imienia, dziś rekonstruowany jako Jahwe bądź Jehowa, ale
to tylko przypuszczenia, prawdziwe imię zaginęło wiele lat temu),
a i dziś islam zabrania tworzenia jakichkolwiek wizerunków Allaha.
Duszara był więc naczelnym – a może i przez jakiś czas jedynym;
miejscowe plemiona, jak to koczownicy, mieli tendencje do monolatrii:
nie negowali istnienia innych bóstw, ale wyznawali tylko swojego –
bogiem miejscowego panteonu – na jego cześć urządzano uroczystą
procesję na szczyt, a trzeba przyznać, że w panującym na Bliskim
Wschodzie upale nie była to lekka przechadzka. Droga procesyjna
zachowała się zresztą mniej więcej do dzisiaj, była bowiem
użytkowana właściwie aż do zwycięstwa na tych terenach
chrześcijaństwa (co, wbrew pozorom, nie musiało być wcale takie
trudne – w końcu chrześcijaństwo także wyrastało z semickiego
pnia, a sam Duszara posądzany był o to, że przyszedł na Świat z
łona dziewicy). O pozostałych członkach nabatejskiego panteonu
wiemy już ciut mniej – choć zapewne były to bóstwa typowe dla
plemion arabskich, takie jak Al-Uzza, prawdopodobnie bogini
płodności, Allat czy Manat (cała żeńska trójca była czczona
chociażby w sanktuarium w Mekce, a dziś jest najbardziej znana z
"Szatańskich wersetów" w Koranie).
|
Betyle |
|
Nabatejskie sanktuarium
|
W każdym razie Nabatejczycy w
Rakmu/Rekeme ("Wielobarwna"), jak zwali to miejsce,
zgromadzili zapasy wody, zbudowali centrum kulturowe i rozpoczęli
budowę miasta.
|
Okolice Petry
|
O czym w następnych częściach: 10 i 14 maja. Oraz w kilku innych wpisach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz