Kolejną godzinę spacerowaliśmy w
palącym Słońcu po kamienistej, skalistej pustyni jaką w istocie
były góry otaczające Petrę. W takim klimacie nic dziwnego, że
mieszkańcy antycznego miasta czcią otaczali wszystkie okoliczne
źródła (wspomniane przeze mnie Nympheum zachowało się do
dzisiaj) oraz dbali o urządzenia hydrotechniczne zapewniające
przeżycie – na początku pierwszego tysiąclecia system
zaopatrzenia w wodę był tak wydajny, że niedaleko Wielkiej
Świątyni znajdowały się prawdziwe ogrody z basenami. Pewnie rosły
tam też palmy.
|
Jordańskie wyżyny
|
Mimo to miasto upadło. Dlaczego? O tym za
chwilę, bo został jeszcze jeden, ostatni już, etap dziejów
antycznej stolicy Nabatejczyków.
|
Nympheum - źródło w centrum miasta
|
Więc do dzieła. Wspomniany w
poprzednim wpisie Pax Romana kończy się wieloletnią wojną domową
(to bardzo ciekawa historia, ale, że bitwy nie odbywały się w
Petrze, to nie ma po co o tym mówić) – a odrodzone na początku
IV wieku po Chrystusie Cesarstwo jest już całkiem innym państwem.
No, właściwie dwoma państwami – bo Dioklecjan (którego pałac
można podziwiać w Splicie, w dzisiejszej Chorwacji) dzieli Imperium
na połowę. Odtąd można mówić o Cesarstwie
Zachodniorzymskim i Wschodniorzymskim – do którego przylgnie w
historiografii nazwa Bizancjum. Łaciński Zachód pociągnie jeszcze
jakieś 150 wiosen i jesieni, grecki Wschód ma zaś przed sobą grubo ponad 1000
lat egzystencji. Najdonioślejsze zmiany nastąpiły jednak w
kulturze (może nawet i cywilizacji) antycznej – Imperium Romanum
staje się krajem chrześcijańskim, trzecim/czwartym na Świecie
(palmę pierwszeństwa dzierży Armenia, potem Gruzja – o trzecie
miejsce Rzym walczy z etiopskim Aksum). W pierwszej połowie IV
stulecia także Petra staje się miastem chrześcijańskim – proces
ten rozpoczął w czasie swej działalności misyjnej już w I wieku
po Chrystusie św. Paweł z Tarsu. Myślę, że zmiana religii nie
przebiegała jakoś gwałtownie (choć Aretas IV do Pawła sympatią
nie pałał) – rodzimy Duszara był semickim bogiem narodzonym z
dziewicy (o imieniu Chaabu; święto Duszary obchodzono 25 grudnia),
a greko-rzymskie kulty ze swym formalizmem i fatalizmem nijak nie
przystawały do potrzeb ludności. Z tego okresu – można go nazwać
bizantyjskim, w końcu jest Petra stolicą prowincji Palestina III –
zachowały się pozostałości wczesnochrześcijańskich kościołów
– czynnych do końca funkcjonowania miasta – czyli do początków
VII wieku.
|
Kolumny jednego z kościołów
|
|
Bizantyjska bazylika
|
VII wiek to na Bliskim Wschodzie czas ekspansji
kolejnych koczowników – nawróceni na islam Arabowie atakują
Bizancjum i zajmują Lewant. Robią to na dużo większą skalę niż
ich krewniacy, Nabatejczycy (którzy już dawno rozpłynęli się
pośród mas ludności Cesarstwa) – a sama Petra pustoszeje. Nie
jest już bowiem potrzebna. Szlaki handlowe zmieniły się i przestał istnieć główny powód rozwoju miasta – handel. No, tak
naprawdę to już wiele lat przed arabskim podbojem tradycyjne nitki
handlowe zanikły, ale Petra jeszcze funkcjonowała, choć oczywiście
nie tak okazale jak za czasów Aretasa IV czy Hadriana.
Ale to
nie Arabowie i nie zmiany geopolityczne sprawiły, że przez kilkaset
lat po okolicy hasali tylko pojedynczy Beduini (a czasem
przemaszerowali Krzyżowcy albo Mamelucy) – miasto zniszczyła
Natura. O trzęsieniu ziemi z roku 110 wspominałem, ale potem
przyszły następne: 303, 363, 505, 551... To, że w czasie
kataklizmów w gruzy obracały się domy i świątynie nie miało
jednak tak wielkiego znaczenia, jak zniszczenia tam i urządzeń
nawadniających. Podobno najtragiczniejsze dla systemu nawadniania
było trzęsienie ziemi z roku 363, ale i inne nie pozostawały bez
wpływu na stan urządzeń. A pieniążków na odbudowę było coraz
mniej – bo zmieniały się szlaki handlowe. Zaczęła więc spadać
liczba ludności, potem następował kolejny kataklizm, pieniędzy
było jeszcze mniej, liczba ludności dalej spadała... I tak al
finem.
|
Dawna tama
|
Petra przeminęła.
|
Petra |
Dla zachodniego Świata odkryto ją
na początku XIX wieku, ale miejscowi koczownicy znali to miejsce –
i czasem wykorzystywali miejscowe jaskinie i grobowce jako miejsce
schronienia przed – na przykład – skwarem dnia i chłodem nocy.
Kiedy w Petrze zaczęła się turystyka miejscowi zdobyli nowe źródła dochodu – obsługę (w szerokim znaczeniu tego słowa)
inostrańców.
|
Bazar w Petrze |
|
|
Właściwie dziś Beduini są jedynymi stałymi
mieszkańcami Petry. Wędrując po okolicznych górach można natknąć
się na niewielkie osiedla – żyjące z turystyki. Nie tylko z
wynajmowania osłów i wielbłądów (swoją drogą byliśmy
świadkami niezwykle emocjonującej gonitwy osłów po cardo maximus, głównym placu starożytnego miasta; młodzież co i
rusz urządza takie pokazy) ale i z przeczesywania okolicznych
piasków: znalezione artefakty są – wraz z innymi pamiątkami –
sprzedawane na petrzańskich bazarkach. Część miejscowych zapewne
też pracuje jako przewodnicy i strażnicy ruin – ale wątpię,
żeby pomiędzy nimi a poszukiwaczami starożytności (no, trochę
chyba złodziejami, nie?) dochodziło do jakichś większych
utarczek.
|
Wyścigi osłów (znaczy: na osłach)
|
|
Beduińska sypialnia w grobowcu
|
Na zakończenie jeszcze dwie sprawy – primo: nie było
nic o najwspanialszych zabytkach Petry, czyli grobowcach. Owszem, coś
tam przebąkiwałem, ale ogólnie to cisza. Stwierdziłem bowiem, że
są tak piękne, że należy im się osobny wpis. Wszak jest Petra
najpiękniejszym cmentarzem Świata – choć w żadnym z wykutych w
skałach grobowców nie znaleziono nawet cienia pochówków.
Słyszycie, miłośnicy teorii spiskowych? Niby grobowce, a nie ma
ciał! Przekręt. No, albo upływający czas.
|
Grobowce i bazary
|
Secundo: Petra
nazywała się onegdaj Rakmu – Wielobarwna. W wielu miejscach
widziałem już kolorowe formacje skalne, ale faktycznie: delikatność
i barwność wzorów na skałach tworzących mury Petry jest
powalająca. Naturalne piękno zostało tu związane przez
działalność człowieka w prawdziwe barwne arcydzieło. Znalazłem
jednak miejsce w mieście, gdzie z kamiennymi barwami można było
obcować niemal sam na sam. Muszę przyznać, że wpadłem na nie
przypadkiem, powodowany pewną dira neccesitas, smutną koniecznością
– mianowicie za potrzebą wszedłem do przygotowanej dla turystów,
wykutej w skale, toalecie. Efekt powalał, mimo, że – Jordania
jest przecież krajem islamskim – nie było papieru toaletowego.
|
Turystyczna toaleta
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz