Tłumacz

14 maja 2021

Petra cz. 3

    Kolejną godzinę spacerowaliśmy w palącym Słońcu po kamienistej, skalistej pustyni jaką w istocie były góry otaczające Petrę. W takim klimacie nic dziwnego, że mieszkańcy antycznego miasta czcią otaczali wszystkie okoliczne źródła (wspomniane przeze mnie Nympheum zachowało się do dzisiaj) oraz dbali o urządzenia hydrotechniczne zapewniające przeżycie – na początku pierwszego tysiąclecia system zaopatrzenia w wodę był tak wydajny, że niedaleko Wielkiej Świątyni znajdowały się prawdziwe ogrody z basenami. Pewnie rosły tam też palmy.

Jordańskie wyżyny

    Mimo to miasto upadło. Dlaczego? O tym za chwilę, bo został jeszcze jeden, ostatni już, etap dziejów antycznej stolicy Nabatejczyków.

Nympheum - źródło w centrum miasta

    Więc do dzieła. Wspomniany w poprzednim wpisie Pax Romana kończy się wieloletnią wojną domową (to bardzo ciekawa historia, ale, że bitwy nie odbywały się w Petrze, to nie ma po co o tym mówić) – a odrodzone na początku IV wieku po Chrystusie Cesarstwo jest już całkiem innym państwem. No, właściwie dwoma państwami – bo Dioklecjan (którego pałac można podziwiać w Splicie, w dzisiejszej Chorwacji) dzieli Imperium na połowę. Odtąd można mówić o Cesarstwie Zachodniorzymskim i Wschodniorzymskim – do którego przylgnie w historiografii nazwa Bizancjum. Łaciński Zachód pociągnie jeszcze jakieś 150 wiosen i jesieni, grecki Wschód ma zaś przed sobą grubo ponad 1000 lat egzystencji. Najdonioślejsze zmiany nastąpiły jednak w kulturze (może nawet i cywilizacji) antycznej – Imperium Romanum staje się krajem chrześcijańskim, trzecim/czwartym na Świecie (palmę pierwszeństwa dzierży Armenia, potem Gruzja – o trzecie miejsce Rzym walczy z etiopskim Aksum). W pierwszej połowie IV stulecia także Petra staje się miastem chrześcijańskim – proces ten rozpoczął w czasie swej działalności misyjnej już w I wieku po Chrystusie św. Paweł z Tarsu. Myślę, że zmiana religii nie przebiegała jakoś gwałtownie (choć Aretas IV do Pawła sympatią nie pałał) – rodzimy Duszara był semickim bogiem narodzonym z dziewicy (o imieniu Chaabu; święto Duszary obchodzono 25 grudnia), a greko-rzymskie kulty ze swym formalizmem i fatalizmem nijak nie przystawały do potrzeb ludności. Z tego okresu – można go nazwać bizantyjskim, w końcu jest Petra stolicą prowincji Palestina III – zachowały się pozostałości wczesnochrześcijańskich kościołów – czynnych do końca funkcjonowania miasta – czyli do początków VII wieku.

Kolumny jednego z kościołów
Bizantyjska bazylika

    VII wiek to na Bliskim Wschodzie czas ekspansji kolejnych koczowników – nawróceni na islam Arabowie atakują Bizancjum i zajmują Lewant. Robią to na dużo większą skalę niż ich krewniacy, Nabatejczycy (którzy już dawno rozpłynęli się pośród mas ludności Cesarstwa) – a sama Petra pustoszeje. Nie jest już bowiem potrzebna. Szlaki handlowe zmieniły się i przestał istnieć główny powód rozwoju miasta – handel. No, tak naprawdę to już wiele lat przed arabskim podbojem tradycyjne nitki handlowe zanikły, ale Petra jeszcze funkcjonowała, choć oczywiście nie tak okazale jak za czasów Aretasa IV czy Hadriana.
    Ale to nie Arabowie i nie zmiany geopolityczne sprawiły, że przez kilkaset lat po okolicy hasali tylko pojedynczy Beduini (a czasem przemaszerowali Krzyżowcy albo Mamelucy) – miasto zniszczyła Natura. O trzęsieniu ziemi z roku 110 wspominałem, ale potem przyszły następne: 303, 363, 505, 551... To, że w czasie kataklizmów w gruzy obracały się domy i świątynie nie miało jednak tak wielkiego znaczenia, jak zniszczenia tam i urządzeń nawadniających. Podobno najtragiczniejsze dla systemu nawadniania było trzęsienie ziemi z roku 363, ale i inne nie pozostawały bez wpływu na stan urządzeń. A pieniążków na odbudowę było coraz mniej – bo zmieniały się szlaki handlowe. Zaczęła więc spadać liczba ludności, potem następował kolejny kataklizm, pieniędzy było jeszcze mniej, liczba ludności dalej spadała... I tak al finem.

Dawna tama

    Petra przeminęła.

Petra

    Dla zachodniego Świata odkryto ją na początku XIX wieku, ale miejscowi koczownicy znali to miejsce – i czasem wykorzystywali miejscowe jaskinie i grobowce jako miejsce schronienia przed – na przykład – skwarem dnia i chłodem nocy. Kiedy w Petrze zaczęła się turystyka miejscowi zdobyli nowe źródła dochodu – obsługę (w szerokim znaczeniu tego słowa) inostrańców.

Bazar w Petrze

    Właściwie dziś Beduini są jedynymi stałymi mieszkańcami Petry. Wędrując po okolicznych górach można natknąć się na niewielkie osiedla – żyjące z turystyki. Nie tylko z wynajmowania osłów i wielbłądów (swoją drogą byliśmy świadkami niezwykle emocjonującej gonitwy osłów po cardo maximus, głównym placu starożytnego miasta; młodzież co i rusz urządza takie pokazy) ale i z przeczesywania okolicznych piasków: znalezione artefakty są – wraz z innymi pamiątkami – sprzedawane na petrzańskich bazarkach. Część miejscowych zapewne też pracuje jako przewodnicy i strażnicy ruin – ale wątpię, żeby pomiędzy nimi a poszukiwaczami starożytności (no, trochę chyba złodziejami, nie?) dochodziło do jakichś większych utarczek.

Wyścigi osłów (znaczy: na osłach)
Beduińska sypialnia w grobowcu

    Na zakończenie jeszcze dwie sprawy – primo: nie było nic o najwspanialszych zabytkach Petry, czyli grobowcach. Owszem, coś tam przebąkiwałem, ale ogólnie to cisza. Stwierdziłem bowiem, że są tak piękne, że należy im się osobny wpis. Wszak jest Petra najpiękniejszym cmentarzem Świata – choć w żadnym z wykutych w skałach grobowców nie znaleziono nawet cienia pochówków. Słyszycie, miłośnicy teorii spiskowych? Niby grobowce, a nie ma ciał! Przekręt. No, albo upływający czas.

Grobowce i bazary

    Secundo: Petra nazywała się onegdaj Rakmu – Wielobarwna. W wielu miejscach widziałem już kolorowe formacje skalne, ale faktycznie: delikatność i barwność wzorów na skałach tworzących mury Petry jest powalająca. Naturalne piękno zostało tu związane przez działalność człowieka w prawdziwe barwne arcydzieło. Znalazłem jednak miejsce w mieście, gdzie z kamiennymi barwami można było obcować niemal sam na sam. Muszę przyznać, że wpadłem na nie przypadkiem, powodowany pewną dira neccesitas, smutną koniecznością – mianowicie za potrzebą wszedłem do przygotowanej dla turystów, wykutej w skale, toalecie. Efekt powalał, mimo, że – Jordania jest przecież krajem islamskim – nie było papieru toaletowego.

Turystyczna toaleta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Cziatura

     Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii . Choć także będą po...