Ale dajmy spokój jadłoszynom czy
pozostałościom inkaskiego Tahuantinsuyu znajdowanych w okolicach
miasteczka Nazca.
Nie mówmy nawet o tajemniczych akweduktach
Catacalloc.
Cofnijmy się w czasie i przyjrzyjmy się dawno
przebrzmiałej kulturze Nazca. Zostały po niej znajdowane na pustyni
mumie, uznawana za najdoskonalszą prekolumbijską ceramika i wpisane
na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO
geoglify.
Możliwe do zobaczenia tylko z powietrza wzbudzają od
chwili odkrycia te sto lat temu niezmienne zainteresowanie Teoretyków
Starożytnej Astronautyki we wszystkich programach telewizyjnych
olśniewają i obiecują nieziemskie tajemnice. Nie to co jakaś
Wstęga Dzbanów.
Cóż, pisałem już zdaje się – przy okazji
wizyty w Świątyni Skrzyżowanych Dłoni w Kotosh – że Teoretyków
Starożytnej Astronautyki interesują tylko wybrane zagadnienia,
takie, o których można powiedzieć, że są monumentalne (jak
choćby kuzkańskie Sacsayhuaman). Jeśli coś nie budzi zachwytu, to
choćby i tańczyło na rzęsach to miłośnicy teorii Starożytnych
Kosmitów nigdy się tam nie pojawią (ech, biedne te nasze
megalityczne kopce kujawskie – starsze od piramid w Gizie, a pies z
kulawą nogą się nie interesuje). Swoją drogą ta monumentalność
też bardzo często dużo lepiej wygląda na ekranie telewizora niż
na żywo – o czym zresztą też wspominałem przy okazji wizyty w
Tiwanaku i Puma Punku.
Jaka jest prawda pod tym względem o
Liniach na Płaskowyżu Nazca? Cóż. Pierwsza sprawa – i
najważniejsza. Wcale nie trzeba lecieć samolotem by je zobaczyć.
Większość z nich da się ogarnąć z powierzchni ziemi, a już na
pewno z wież obserwacyjnych postawionych chociażby tuż przy panamerykance. Ta bliskość tej ważnej arterii wcale nie jest dobra
dla słynnych tworów. Pomijam fakt, że droga kilka z nich przecina
– ale parę lat temu jeden geoglifów został rozjechany przez
zabłąkaną ciężarówkę. Obraz naprawiono.
Zresztą trzeba je
co jakiś czas oczyszczać – powstały one przez zdjęcie
ciemniejszej wierzchniej warstwy pustynnej gleby, a więc wiatr z
uporem godnym lepszej sprawy będzie je zacierał.
Choć
oczywiście największe zachwyty budzą linie w kształcie zwierząt
– małpy, pająka, jaszczurki – czy tajemniczych istot (jest coś
co ma kosmitę przypominać, woda na młyn dla Teoretyków), to
większość z nich jest po prostu prosta. Sporo jest też figur
geometrycznych.
Faktycznie te zoomorficzne kształty mogą być
szlakami pielgrzymkowymi: ludność kultury Nazca kroczyła taką
ścieżką, po czym wypijała niesiony w dłoniach dzbanek z chichą
i naczynie roztrzaskiwała. W okolicach geoglifów znaleziono masę
ceramicznych okruchów, zresztą tłuczenie dzbanów było niezwykle
chyba popularne – spotkałem takie fragmenty i na prekolumbijskich cmentarzach, i na ruinach dawnych świątyń. Ale te olbrzymie
wydrapane trójkąty? No tu nie mam pomysłu, a i pewnie archeolodzy
jakoś nie kontynuują tego wątku (swoje teorie mają oczywiście
miłośnicy Starożytnych Kosmitów).
Jest jeszcze jeden geoglif,
dla mnie całkiem zagadkowy. Przedstawia on kota, a na jego
nietypowość zwrócił mi uwagę Kolega, kiedy już w Polsce
przeglądaliśmy lotnicze zdjęcia Płaskowyżu Nazca. Otóż
wszystkie te małpy, kolibry czy pająki charakteryzują się pewnym
sznytem. Często są dość geometryczne, czasem symetryczne, ładne.
A ten kocur sprawia wrażenie, jakby wykonał go uboższy
intelektualnie krewniak twórców pozostałych rysunków. Czy
dlatego, że leży na gorszym terenie? Czy może miał inne funkcje?
Może przedstawiciele kultury Nazca faktycznie wyganiali jakichś
niechcianych kolegów ze swoich wzorów? Albo ktoś zrobił go
później, może dla żartu? Tak, kota też można
oglądać.
Wspominałem, że gros linii da się obejrzeć z
ziemi, ale skoro przeleciało się pół Świata, to chyba nie ma co
sobie żałować, i podjechać albo na lotnisko, albo do którejś z
agencji organizujących loty widokowe (właściwie to nawet nie
trzeba: agencje od razu wytropią Gringo, nawet w środku nocy;
zresztą pisałem o tym).
Co do lotniska – leży kawałek od
miasteczka, i jest takie, jaki powinien być tego typu obiekt na
środku pustyni: parchate. Otoczenie stanowią stanowiska
archeologiczne (czyli pewnie linie i potłuczone dzbany), warsztaty
rzemieślnicze dla turystów (na przykład garncarze czy tkacze)
robiące podróbki artefaktów z kultury Nazca i wyglądające jak
fawele inwazje – invasiones (jeżeli w Peru zamieszka się na ziemi
niczyjej po bodajże 10 latach przejmuje się ją na własność;
stąd stawia się takie chatki i czeka – ot, wyż demograficzny,
jak to w Dzikich Krajach).
Co zaś do samych samolotów z których
można linie podziwiać – przez ostatnich kilka lat BHP lotów
widokowych nieco się poprawiło. Dziś maszyny przechodzą przeglądy
techniczne oraz przed lotem tankowane są do pełna. To ważne: były
bowiem przypadki, że samolot musiał lądować wcześniej – na
przykład na panamerykance – z powodu braku paliwa. Zdarzały się
także przypadki lotniczych wypadków i katastrof.
A przynajmniej
Autor ma taką nadzieję, bo w Dzikich Krajach nigdy nic nie wiadomo.
W każdym razie na koniec ostrzeżenie dla wszystkich dobrze
zbudowanych ludzi chcących obejrzeć Linie z Nazca z góry (a
turystów jest tu naprawdę sporo, mimo, że jak twierdzą miejscowi,
po panice koronawirusowej ruch jest mniejszy niż wcześniej):
bądźcie przygotowani na dopłatę. Każda agencja lotnicza ma wagę,
i przed lotem trzeba się zważyć. Dopuszczalny ciężar turysty:
110 kilogramów. I żadne awanturowanie się nie pomoże, nawet jak
się przyjdzie w krawacie – tylko dolary.
Los Paredones - inkaskie miasto w Nazce |
Akwedukty Catalloc |
Rekonstruktor ceramiki kultury Nazca |
Niezbyt imponująca acz zagadkowa struktura w Dolinie Pisco |
Puma Punku |
Wieża do obserwacji geoglifów |
Panamericana przecinająca geoglify - choćby Jaszczurkę |
Kondor |
Pająk |
Jeden z licznych trójkątów |
Niezbyt udany kot |
Lotnisko w Nazca |
Inwazje na pustyni w Ice |
Cesna na lotnisku - tylko dla szczupłych |
Małpa |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz