Tłumacz

4 listopada 2022

Sacsayhuaman cz. 1

Panorama Cuzco
    Stroma kuzkańska uliczka po której – na wysokości ponad 3,5 kilometra n.p.m. – mozolnie się wspinaliśmy zaczynała swoją karierę kilkaset lat wcześniej jako element systemu Qapac Nan, Królewskich Dróg Tahuantinsuyu, inkaskiego Imperium Czterech Części. Tu, w andyjskiej Świętej Dolinie wszystkie drogi prowadziły do Cuzco, Qusqu, Pępka Świata – sprawna komunikacja była podstawą funkcjonowania każdego bez mała imperium, przecież i w Imperium Romanum wszystkie drogi prowadziły do Rzymu (wyjątek, jak w wielu innych kwestiach, stanowiła Rzeczpospolita Obojga Narodów, w dobie największej ekspansji mająca niemal milion kilometrów kwadratowych – plwała na transport wewnątrz kraju i centralizację). Z głównego placu miasta (dziś Plaza de Armes, onegdaj – prawdopodobnie – Huacapata; albo Huacaypata i Cusipata, albo Aucaypata – o tym miejscu można by spokojnie cały wpis zrobić; może kiedyś, jak ktoś będzie chciał) wychodziły cztery główne drogi, prowadzące w cztery części państwa. Ta, którą kroczyliśmy mijała jeden z najbardziej tajemniczych obiektów w okolicach Cuzco – kompleks Sacsayhuaman.
Mury Sacsayhuaman
    Albo Saqsaywaman – wspominałem przy okazji pogadanki o świnkach morskich o niedoskonałości hiszpańskiej ortografii w wypadku nazw z języka keczua; wymawia się "saksajłaman", a znaczy Szczęśliwy Sokół. Sacsayhuaman, jak każdy duży kompleks, składa się z kilku części – pozostałości inkaskich wież, podziemnych korytarzy, sanktuarium – ale najsłynniejsze są trzy zygzakowate mury z cyklopowych kamieni, ustawione jeden nad drugim. Prawdziwe południowoamerykańskie megality.
Sacsayhuaman
    Ustawione to może dość łagodne słowo – przytaszczenie tych głazów (najcięższy szacowany jest na 350 ton) z odległych o jakieś 15 km kamieniołomów, pokonując przy tym pewne przewyższenia terenu, zdaje się być pracą ponad ludzkie siły. Do tego konstrukcja owych murów czyni je odpornymi na trzęsienia ziemi (pod warstwą megalitów jest warstwa mniejszych kamieni amortyzująca poziome – bo takie są przy trzęsieniach – ruchy skorupy ziemskiej). A jak dodamy do tego, że kamienie są obrobione tak, by ściśle do siebie pasowały, nic dziwnego, że przyciągają różnego rodzaju tropicieli prawdy czy innych teoretyków Starożytnej Astronautyki.
Ogrom prekolumbijskiej konstrukcji
    Prymitywni Indianie nie mieli środków i technologii by stworzyć takie dzieło. To pewne, zwłaszcza, że sami Inkowie twierdzili, że olbrzymie mury Sacsayhuaman są starsze niż ich obecność w Świętej Dolinie (bo, przypominam, według inkaskiej mitologii lud ów wywodził się znad Jeziora Titicaca). Cóż, to, że nie znamy sposobu transportu i ułożenia tych głazów nie znaczy, że dawni Indianie, dysponując czasem, zasobami ludzkimi i zwykłą ludzką sprawnością nie byli w stanie tego zrobić. Tyle, że nie wiemy kto to był. I kiedy - nie da się datować kamiennej konstrukcji metodą badania izotopu węgla C-14, więc możliwe, że Inkowie mówią prawdę.
Jezioro Titicaca
    Kamienie te, połączone bez zaprawy (podobnie jak na przykład w Knossos czy – to lepszy casus – w Mykenach; inne kontynenty, technologia ta sama) leżą tak ściśle, że nie da się miedzy nie wetknąć nawet kartki papieru – tak przynajmniej głosi urban legend. Postanowiłem, jako fan archeologii doświadczalnej, to sprawdzić – efekty widać na zdjęciu: karta kredytowa jak nic wchodzi w szpary miedzy kamieniami.
Autor i karta kredytowa obalający mity (foto M. Piech)
    Otóż tak wielkich głazów nie da się wszędzie idealnie dopasować (choć zapewne dysponujący pozaziemską technologią Starożytni Kosmici mogliby to uczynić), choć są miejsca, gdzie faktycznie ściśle do siebie przylegają – karty bym nie wetknął. Tam, gdzie kamienie są mniejsze i staranniej obrobione – na przykład w Qoricanchy czy Machu Picchu – da się taki efekt uzyskać. Co ciekawe: w Patallaqcie najstaranniej są obrobione i najściślej do siebie pasują kamienie w budowlach uznawanych za najstarsze (oczywiście nie jest to aksjomat – patrz wyżej informację o datowaniu C-14). Im konstrukcja młodsza, tym kamienie położone bardziej niechlujnie, słabiej też obrobione. Dało to asumpt do twierdzeń, że pierwsi mieszkańcy musieli korzystać z jakiejś tajemnej (pozaziemskiej?) wiedzy, która następnie uległa zapomnieniu. Alternatywna teoria to taka, że najstaranniej zbudowane są obiekty najważniejsze kultowo – główne świątynie w danym miejscu. Trwały one w centrum miast tak jak potężne gotyckie kościoły otoczone średniowieczną drewnianą zabudową.
Dopasowane kamienie w Machu Picchu
    Ot, człowiek jest istotą religijną, Homo religiosus, i wszystko, co czyni, czynić powinien ad maiorem gloria Dei.
    W każdym razie – trzymając w ręku dość drogi bilet turystyczny (uprawniał do wizyty w jeszcze kilku innych inkaskich ruinach w okolicach Cuzco) doszliśmy w końcu do Sacsayhuaman. Pierwszym punktem oczywiście był odpoczynek – byliśmy nizinnymi Gringos – dopiero potem mogliśmy rozejrzeć się po ruinach.
Indianki z lamami czatujące na turystów w Sacsayhuaman
    Swoją drogą – jeśli ktoś drogiego biletu kupować nie chce: strażnicy znikają około godziny 18, czyli tuż przed niezwykle krótkim na tych szerokościach geograficznych zachodem słońca, poza tym ogrodzenie Sacsayhuaman – współczesne – nie jest przesadnie szczelne, i wielu turystów korzysta z tego (ha, potwierdzenie: im nowsze, tym gorsze). Nie zachęcam do takich działać, zwłaszcza, że jak wspominałem, bilet uprawnia do odwiedzenia jeszcze kilku innych kompleksów. Zdaje się też, że trzeba go kupić na dole, w Cuzco, i na miejscu się nie da, aczkolwiek mogę się mylić [EDIT: tak, mogę]. Do celu można również dotrzeć busikiem czy taksówką, ale dreptanie po Qapac Nan jest dużo bardziej malownicze.
Qapac Nan - Droga Królewska - poza Cuzco

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Cziatura

     Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii . Choć także będą po...