Tłumacz

12 kwietnia 2024

Jadłoszyn

    Do leżącego na pustyni miasteczka Nazca przyjechałem nad ranem – czyli właściwie w nocy: jesteśmy w tropikach, wschody i zachody Słońca nie mają w sobie za grosz romantyzmu, jak u nas, tu to zwykła chwila, ciemno, pstryk, jasno, układ zero-jedynkowy. Z pewnym żalem opuszczałem pekaes – w Dzikich Krajach często są one niesprawne, zapuszczone i parchate, a tu miałem szeroki rozkładany fotel z wbudowanym masażem. Kilkugodzinna nocna podróż z Limy była naprawdę komfortowa, a ja w miarę wypoczęty. Ilość luksusu w autokarze dwukrotnie przewyższała cały dworzec w Nazce.
    Przed wyjściem założyłem też czapkę i ciepły polar – miasto leżało na środku pustyni, a przecież wiadomo nie od dziś (jak ktoś nie uważał na lekcjach geografii to pisałem o tym też na blogu), że noce na pustyniach są chłodne – żeby nie powiedzieć mroźne. Głównym powodem mojej wizyty tutaj były oczywiście wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO słynne Linie z Nazca, ale miejscowe lotnisko miało zacząć funkcjonować dopiero za kilka godzin. Jako, że turyści przyjeżdżają tu (całkiem tłumnie) tylko chwilę polatać nad płaskowyżem o tak nieludzkiej porze na dworcu spotkać można było przedstawicieli firm oferujących loty nad Liniami. Szybko więc załatwiłem co i jak z samolotem (oraz – gdy wstanie słońce – na przejażdżkę naziemną po okolicy) i poszedłem na spacer. Nadal było ciemno, ale miasto już powoli przygotowywało się do poranka. Mianowicie zapłonęły grille przygotowujące uliczne śniadania.
Uliczna kuchnia w Nazca napędzana jadłoszynem
    O dziwo nie używano – jak robią to na przykład ciotki-trucicielki w Cuzco, albo uliczni sprzedawcy w Limie – gazu. Tu rozpalano żywym drewnem (a takie jedzenie ma swój niepowtarzalny aromat, polecam), i to nie byle jakim – bo jadłoszynem.
    Jadłoszyn (Prosopis sp.) to – można przewinąć do następnego akapitu, będzie garść informacji, które można znaleźć też gdzie indziej – kilkadziesiąt gatunków z rodziny bobowatych (najogólniej mówiąc - strączkowych) występujących w obu Amerykach, w tym i na nadpacyficznych pustyniach. Jak każde drzewa żyjące w tak srogim klimacie mają niezwykle rozbudowany system korzeniowy, twarde drewno (bo rosną wolno) oraz niewielkie liście. Do tego kwitną niezwykle obficie. Wszystkie te cechy okazały się niezwykle przydatne kiedy kilkanaście (prawdopodobnie) tysięcy lat temu przybyli tu ludzie. A kiedy zaczęli tworzyć cywilizację, no to już całkiem.
Jadłoszynwowe deski w Chankilo
    Głęboki system korzeniowy zapewniał stabilizację gruntu (nieraz są tu prawdziwe piaskowe diuny) i wskazywał miejsca, gdzie może być woda.
Kwiaty jadłoszynowe
    Drewno stanowiło wspaniały materiał budulcowy i opałowy – tak jest zresztą do dziś, co stanowi dla jadłoszynów pewien problem. Ludzi coraz więcej, drzew zaś coraz mniej – jak każde długowieczne rośliny (a mogą żyć – jak twierdzą niektórzy – i po kilka tysięcy lat) rosną niezwykle wolno. Populacja, jak słyszałem, ale z niezbyt wiarygodnych źródeł, może też mieć problem z odnawianiem się, z powodu mitycznych antropogenicznych zmian klimatu (bo że klimat nie jest czymś stałym i fluktuuje to wiedza elementarna). Jeżeli faktycznie gorzej się odradza, to ja kładłbym to na karb miejscowej, nie globalnej, antropopresji. Zajmujemy coraz więcej miejsc, gdzie jadłoszyn mógłby sobie rosnąć. Ostatnio w związku z tym zaczęto tworzyć nawet jadłoszynowe szkółki, ale na efekty trzeba będzie poczekać.
Restauracje pod jadłoszynami w oazie Huacachina
    Niektóre gatunki – nie wiem czy te występujące w Peru – były jadalne (to znaczy: nadal są jadalne, ino nie są jadane; zwłaszcza w okolicy dzisiejszej granicy USA i Meksyku).
    Najciekawszą – no bo stabilizacja terenu, palenisko czy chatka z gałązek to, umówmy się, odkrywcze nie są, i każde drzewo można tak użyć – funkcję jadłoszyna spotkałem przy wspominanych już (obiecuję, ostatni raz o nich wspominam, serio) inkaskich spiralnych akweduktach w Cantalloc. Same spiralne studnie – jak wspominałem – umożliwiają zejście z naczyniem do tafli wody – przypływa ona z gór podziemnym kanałem, jest chłodna (w skwarze panującym na pustyni to cudowna sprawa), pluskają się w niej niewielkie rybki. Sielsko.
Prekolumbijskie akwedukty w cieniu jadłoszyna
    A co do tego ma jadłoszyn? Zapewne przy konstrukcji podziemnego kanału używano jadłoszynowego drewna, ale ważniejszy okazał się okwiat – znaczy to, co opada z przekwitniętych kwiatów – oraz suche liście. Okazuje się, że posłużyły one Inkom do uszczelnienia owego kanatu. No właśnie – czy to na pewno inkascy inżynierowie skonstruowali ów kanał? Przecież w ich Andach jadłoszynu nie używano. Albo więc konstrukcje są starsze, albo po prostu wykorzystali miejscowych, którzy z tych, z braku lepszego słowa, pakuł korzystali od dawien dawna.
Catalloc - przebieg podziemnego kanału
    Choć – podobno – zasięg występowania tych drzew się zmniejsza, to w pustynnych okolicach jadłoszyn wciąż występuje nader często, i jeśli tylko miejscowi nie wykarczują go na opał (noce na pustyni zimne, bezpańskie drzewa darmowe, a ludzi coraz więcej) to powinien przetrwać – w końcu na co dzień żyje w ekstremalnych warunkach. A że w trakcie tego wyjazdu do Peru poruszałem się głównie po pustynnym wybrzeżu, to i jadłoszyn będzie się pojawiał co jakiś czas. A teraz W. Sz. Czytelnicy będą już wiedzieli co to takiego. I że to ważna roślina dla rozwoju południowoamerykańskich cywilizacji znad Pacyfiku.
Suchy las nadmorski w Chan Chan w środkowym Peru

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Cziatura

     Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii . Choć także będą po...