Tłumacz

17 października 2022

Sucre

    No to krótki, niezobowiązujący wpis o konstytucyjnej stolicy Boliwii – tak, by w drodze do legendarnego Tiwanaku zakończyć (na tą chwilę oczywiście) opowieści z tego biednego andyjskiego kraju.
Panorama Sucre
    Do Sucre, konstytucyjnej stolicy państwa, dostaliśmy się samolotem z La Paz (stolicy faktycznej) przez Cochabambę (zwaną stolicą kulinarną) – latanie samolotem po Andach naprawdę ma sens. Loty lokalne są relatywnie tanie – i choć droższe od połączeń autokarowych to zdecydowanie szybsze i bezpieczniejsze. W Boliwii na przykład układ łańcuchów górskich sprawia, że podróż z La Paz do Sucre ciągnęła by się w nieskończoność. Owszem, można ominąć część gór jadąc Altiplano – jak nazwa wskazuje jest to równina – ale przez to jest jeszcze dalej. Tak, że samolot to najoptymalniejsze rozwiązanie.
Altiplano
    Co do bezpieczeństwa – może i samoloty się rozbijają, ale autobusy w Peru dużo częściej spadają w andyjskie przepaści. Poza tym na aeroplan, nawet pełen Białasów, nikt nie napadnie – a na turystyczny autokar już owszem, mogą znaleźć się śmiałkowie chcący poprawić swój los (słyszałem o takich przypadkach w Peru – Boliwia, choć dużo biedniejsza, jest dla turysty bezpieczniejsza – o czym zapewniali znajomi Peruwiańczycy, i co chyba dało się odczuć). Pecha musi mieć ktoś, kto boi się lotu, i zamiast kilku godzin w powietrzu wybierze – nieraz kilkadziesiąt w samochodzie.
    Ale dość o podróżowaniu w tym wpisie, pora zająć się Sucre – zwanym też Miastem o Czterech Nazwach.
Starówka
    Przed konkwistą osada leżąca w tym miejscu zwała się Charas – miejscowi Indianie zaś rywalizowali (to znaczy opierali się wchłonięciu) z inkaskim Tahuantinsuyu. Konkwistadorzy założyli tu miasto które nazwali Chuquisaca, co było mianem mało hiszpańskim, więc zmieniono je na Srebrne Miasto Nowe Toledo, Ciudad de la Plata de la Nueva Toledo – w skrócie La Plata. Nazwa dziwna, ale zrozumiała, jeśli się weźmie pod uwagę, że Nowe Toledo wyrosło na jednym z najważniejszych szlaków olbrzymiego imperium Habsburgów. Z nieodległego Potosi, miejsca występowania jednych z najbogatszych pokładów szlachetnych kruszców na Świecie tędy transportowano srebro na wybrzeże Atlantyku – a stamtąd do stolicy Imperium, Madrytu.
Cerro Rico w Potosi
    Tak, to to srebro spowodowało wielką deflację i załamanie się zachodnioeuropejskiej gospodarki połączone z upadkiem habsburskiej Hiszpanii (trwającym aż do czasów caudillo, generała Franco).
Pałac Królewski w Madrycie
    Ostatnią jak do tej pory nazwą miasta jest Sucre – na cześć pierwszego prezydenta Boliwii, generała Jose Antonio de Sucre, bohatera walk narodowowyzwoleńczych.
Kolonialne domki
    Wracając do srebra – dzięki położeniu na szlaku handlowym miasto bogaciło się, a centrum (docenione przez UNESCO wpisem na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości) ozdobiły przepiękne barokowe budowle – będące syntezą europejskich kontrreformacyjnych trendów w sztuce z umiejętnościami i estetyką miejscowych, często indiańskiego pochodzenia, artystów (barok andyjski, mestizo). Przetrwały one między innymi dlatego, że potem okres prosperity w Imperium Hiszpańskim się skończył, a tam, gdzie zapanuje bieda tam nie stawia się nowych budowli tylko dba o stare.
Andyjski barok
    Dziś Sucre jest spokojnym, prawie 400-tysięcznym miastem odwiedzanym przez turystów dużo rzadziej niż zatłoczone i zaśmiecone La Paz – a szkoda, bo moim zdaniem starówka sukrzańska jest dużo ładniejsza od tej pazańskiej. Można na przykład spotkać na niej duże górskie kolibry (Sucre leży na podobnej wysokości co Machu Picchu, jakieś 2700 m n.p.m., jest więc przyjaźniejsze dla Białego; obszar dżungli górskiej, selva alta) – co stanowi dodatkową atrakcję – oraz dziesiątki psów wylegujących się na ulicach. Nikt nie zwraca tu na nie najmniejszej nawet uwagi – ani one na nikogo, co dla osób z kynofobią ma spore znaczenie.
    A żeby jednak nie tworzyć wpisu całkowicie turystycznego, to mała opowiastka właśnie z Sucre. Otóż zaskoczyła nas tu całkiem pokaźna andyjska ulewa. Burza właściwie. A jak burza w Dzikich Krajach – to wiadomo: brak prądu.
Ulewa w Andach
    Podobnie jak i u nas za czasów sowieckiej okupacji sieci energetyczne nie są tu najlepszej jakości, więc każde przeciążenie czy sytuacja awaryjna powoduje wyłączenie prądu. A jako, że jesteśmy w tropikach noc trwa tutaj około 12 godzin (zachód słońca zaś jest króciutki). Co więc zrobić, żeby w hotelu czy hostelu nie siedzieć po ciemku? Ano, potrzebne są dwie rzeczy: pierwsza to wielokrotnie przeze mnie wspominana latarka (najlepiej naładowana albo z pełnymi bateriami – inaczej zdaje się psu na budę), absolutnie konieczna w wyposażeniu każdego podróżnika. Drugim elementem jest coś, co sprawi, że snop latarczanego światła zamieni się w prawdziwą lampę: butelka z wodą. Nakierowanie latarki na butlę sprawia, że światło rozprasza się i oświetla całe pomieszczenie. Ot, taka rada – zwłaszcza dla kogoś bojącego się ciemności.
    
I to tyle o Sucre, miasta naprawdę wartego odwiedzin – teraz wracamy w okolice La Paz, do z dawna zapowiadanego Tiwanaku.
Tiwanaku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Cziatura

     Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii . Choć także będą po...