Trochę teraz było o tym niezbyt
smacznym napoju zwanym kawą, to żeby na Święta Bożego Narodzenia
nie pozostał gorzki posmak, to teraz dla odmiany o herbacie. Niech
będzie, że na postosmańskich Bałkanach, żeby tak w temacie pozostać, a co.
Kamelia zwana herbatą chińską,
czyli Camelia sinensis, pochodzi z Azji Wschodniej, jej wspaniałe
orzeźwiające właściwości odkryte zostały w Chinach kilka
tysięcy lat temu (czyli znacznie wcześniej niż kawy), choć
naturalnie występowała też w Indiach. Do Europy dotarła w czasach
nowożytnych dwoma drogami – na Zachód brytyjskimi herbacianymi
szkunerami bijącymi rekordy prędkości, pierw z Dalekiego Wschodu,
potem z plantacji Indii i Cejlonu (a efektem tego jest angielski
fajfoklok i bawarka z mlekiem; herbatę zabielaną pije się też
chociażby w Tybecie czy Mongolii), na Wschód zaś Szlakiem
Herbacianym przez Mongolię, Syberię do Petersburga.
Do nas –
oczywiście tą drugą drogą, czego ślady znaleźć można w
języku: wszak naczynie do gotowania wody powszechnie zwiemy
czajnikiem, od rosyjskiej wersji chińskiego słowa określającego
herbatę – czaj od ćia/te. Ta wersja popularna jest na Wschodzie,
w Turcji czy na Bałkanach. Na Zachodzie tea, te. My używając
czajniczka z asyncją (jak mówiła śp Babcia na mocny, esencjonalny
napar herbacianego suszu rozcieńczany potem wrzątkiem w szklance;
taka niezwykle mocna herbata jeszcze gdzieniegdzie w Polsce zwana
jest z rosyjskiego czajem) pijemy – z łacińskiego herba – ziele - te. Zawsze na przekór.
Na Bałkany – via muzułmański świat
Imperium Osmańskiego – herbata (ćaj) też trafiła, choć
pośrednio, Szlakiem Herbacianym. Kiedy bowiem Imperium Rosyjskie
podbiło Gruzję okazało się, że na czarnomorskim wybrzeżu panują
idealne warunki do uprawy kamelii. Zamiast więc płacić
przemierzającym pół Świata kupcom założono w rejonie Batumi –
dziś już ginące – plantacje herbaciane. O których to
herbacianych polach nawet piosenki śpiewano.
Stamtąd sadzonki
herbaty trafiły do Anatolii. XIX wiek to próby okcydentalizacji i
reform chorego członka Europy – jak wraża propaganda nazywała
Wysoką Portę – stąd któryś z sułtanów postanowił zastąpić
kojarzoną ze wschodnim muzułmańskim mistycyzmem kawę bardziej
europejską herbatą (zastąpiono też turbany tymi śmiesznymi
czapeczkami z chwostem, zwanymi u nas fezem; te z kolei, jako zbyt wschodnie
i islamskie, zakazane zostały przez Ataturka, ale o nim później,
bo to ważna postać dla herbacianej Turcji). Już przy drugiej
próbie roślina przyjęła się, a herbata poczęła konkurować z
kawą. Wspaniale też wkomponowała się w tradycyjne zwyczaje oraz
zajęła niepoślednią rolę w handlu.
Każdy kto był w
arabskim kraju spotkać się musiał ze zwyczajem częstowania
potencjalnego kupca szklanką herbaty – to pustynny zwyczaj, mający
kilka tysięcy lat. Koczownicy hasający po nieużytkach Półwyspu
Arabskiego zawsze witali gościa w swoim namiocie (jak nasze gość w
dom, Bóg w dom), islam tego nie zmienił.
Kawa, herbata, tytoń (nazwa w języku polskim pochodzi z tureckiego) dziś pełnią właśnie rolę takich przywitaczy. Zaprzyjaźniaczy. A zaprzyjaźnionemu gościowi łatwiej coś sprzedać. Turcy, przecież koczownicy z pochodzenia, przeciwko takim zwyczajom nic nie mieli.
Tak więc herbata wbiła się na kupieckie stragany
Imperium Osmańskiego, ale czas władzy sułtanów dobiegał końca.
Początek XX wieku przyniósł kolejne ruchawki na Bałkanach,
zakończone utratą większości europejskich posiadłości.
A
Wielka Wojna i walki z Grecją doprowadziły do upadku sułtanatu.
Mustafa Kemal Pasza ogłosił się Ojcem Turków, Ataturkiem, i
stworzył całkiem nowy byt polityczny – Republikę Turecką (w
2023 obchodzona była setna rocznica powstania). Zmienił nazwę, ustrój,
ale i – dekretem – obyczaje. Zakazał wielożeństwa czy noszenia
fezów. Oraz był wielkim orędownikiem picia herbaty – zwłaszcza, że
państwo utraciło tereny na których kawa rosła. Faktycznie, dziś
w Stambule na jakąś turecką kawiarnię natknąć się trudno –
jak są, to w stylu europejskim tylko.
A herbaciarnie, choć
głównie dla lokalsów, pozostały. Lubię sobie w takiej posiedzieć
(choć często trzeba się zmierzyć tam z kłębami tytoniowego dymu
wypuszczanego przez fajki wodne; ten mdły zapach nie jest moim
ulubionym), i z dzbankowatej szklaneczki wypić słodką obowiązkowo
herbatę. Zresztą nie tylko w Stambule – także na Bałkanach.
O
zabytkowych czarszijach – kupieckich osmańskich starówkach –
Sarajewa czy Skopje pisałem na blogu już wielokrotnie, kto chce to
sobie przeczyta klikając w odnośniki w tym wpisie. Tu tylko dodam,
że taka gorąca i słodka herbata (choć bez mięty jak w Maroko)
wspaniale krzepi w bałkańskim upale.
I takie upały wspominając
życzę W. Sz. Czytelnikom wszystkiego dobrego na Boże Narodzenie.
Życzyłbym też udatnej herbatki, ale u mnie na świątecznym stole
króluje inny napój, pozbawiony kofeiny/teiny/mateiny – kompot z
suszu (nie z bakalii, z suszu: jabłko, gruszka, śliwka, żadnych
fikuśnych fig czy rodzynek, choć pasowałyby tu). Ja nie lubię,
ale tradycja. Najlepszego.
Herbata, boza i baklawa - bałkańska przekąska |
Sankt Petersburg - miejsce, gdzie kończył się Szlak Herbaciany |
Poranny fajfoklok u Berberów na Saharze |
Rosyjskie ślady w Gruzji - Cziatura |
Stambulski bazar |
Kawa, herbata, tytoń (nazwa w języku polskim pochodzi z tureckiego) dziś pełnią właśnie rolę takich przywitaczy. Zaprzyjaźniaczy. A zaprzyjaźnionemu gościowi łatwiej coś sprzedać. Turcy, przecież koczownicy z pochodzenia, przeciwko takim zwyczajom nic nie mieli.
Betyle - obiekty kultu semickich koczowników |
Pomnik jednego z antyosmańskich powstań na Bałkanach - w macedońskim Kruszewie |
Ataturk |
Herbata tradycyjna w Skopje |
Herbata europajska pod pałacem Dolmabahce nad Złotym Rogiem |
Herbata w Maroko |
Starówka w Skopje |
Stare Sarajewo |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz