Tłumacz

5 marca 2021

Kanion Zagubionych cz. 1

    Działo się to Roku Pańskiego Dwa Tysiące Czternastego w miejscu przez Boga przeklętym a przez ludzi zapomnianym.
    Czyli w sumie całkiem niedawno, na środku pustyni w odległości jakiegoś pół dnia jazdy bezdrożami od miasteczka – miejscowości – Ocucaje w środkowym Peru.

Panorama Ocucaje

    Grupa paleontologów wyruszyła na te niegościnne tereny poszukiwać skamieniałości przedpotopowych stworzeń – to znaczy wodnych zwierząt zmarłych i na zawsze uwięzionych w kamieniu zanim rozpoczęło się wypiętrzanie Andów. Cóż, od razu należy zdementować plotki, że praca paleontologów dla zwykłego człowieka może być interesująca. Raczej nie ganiają się po tropikalnych wyspach z dinozaurami – podobnie jest z archeologami: też nie noszą fedory i nie boją się (zazwyczaj) węży. Głównym narzędziem pracy jest łopata, pędzelek i własna głowa. I nawet jak nastąpi jakieś spektakularne odkrycie, na przykład ślady najstarszego czworonoga, to typowy zjadacz chleba wzruszy ramionami – a nietypowy powie, że to spisek (sporo protestanckich pastorów i ortodoksyjnych rabinów skamieniałości uważa za podrzucone przez Pana Boga – aby sprawdzić naszą wiarę: w końcu w Piśmie stoi jak wół – sześć dni i zrobione, a nie jakaś ewolucja; anglikański arcybiskup Ussher wyliczył nawet dokładnie kiedy to Ziemia została stworzona: 22 października 4004 przed narodzeniem Chrystusa; jest więc Ziemia spod znaku wagi – ważna informacja dla wróżbitów i wyznawców astrologii; można jej postawić horoskop). Archeolodzy mają lepiej – Troja i Tutenchamon zrobiły wrażenie na opinii publicznej.

Dawny waleń

    W każdym razie banda naukowców spacerowała po pustyni – powstałej dzięki cieniowi opadowemu Andów i zimnemu prądowi peruwiańskiemu – i, według legendy (do której nie przywiązywał bym wielkiej wagi spod którego to znaku zodiaku jest Ziemia) zgubili się. Zdarza się – zwłaszcza na pustyni, gdzie znaków orientacyjnych nie ma zbyt dużo, a wydma do wydmy podobna. I tak wędrując w poszukiwaniu kawałka cywilizacji (i – zapewne – skamieniałych szczątków organizmów żywych) nagle stanęli jak wryci:
    - A niech-że nam tu wprowadzą socjalizm! - wyrwało się jednemu (możliwe też, że użył innych, łagodniejszych przekleństw, zapewne po hiszpańsku).
    Pozostali przytaknęli – oto bowiem na środku pustyni ukazał się – właściwie bez uprzedniego ostrzeżenia – olbrzymi kanion. Z racji, że – według legendy – grupa naukowców była akurat zagubiona ten cud natury otrzymał miano Canyon de los Perdidos. Kanion Zagubionych (potem paleontolodzy znaleźli się – a efekty ich prac można podziwiać w niewielkim muzeum we wspomnianym Ocucaje).

Muzeum w Ocucaje

    Kilka lat później razem z ekipą dotarliśmy do niezbyt urodziwego pustynnego miasta zwanego Ica (o niej też będzie, ale kiedy indziej – teraz niezbyt pasuje mi fabularnie) – skąd, wiedzeni wieścią o niezwykłej nowo odkrytej atrakcji ruszyliśmy do Ocucaje.
    Droga wiodła przez rejon dość odludny – choć tam, gdzie pozwalała na to obecność wody rozkwitały niewielkie wioski otoczone winnicami (winorośl sprowadzili tu Hiszpanie – i rozpoczęli produkcję win oraz winiaków w typie grappy, tu zwanych pisco – o nim również kiedy indziej; czemu? Patrz wyżej).
    Samo Ocucaje przywitało nas dość przygnębiającym widokiem. Na gołej ziemi stały całe osiedla ledwo skleconych wiklinowych chatek. Nawet powszechnego elementu budulcowego faweli w Trzecim Świecie – plandeki, blachy falistej i trytytek – było tam jak na lekarstwo.
    - O niech-że nam wprowadzą socjalizm – westchnęliśmy – Ale bieda.

Inwazje

    Podmiejskie osiedla rzeczywiście wyglądały odstręczająco ale rychło okazało się, że nie wolno oceniać książki po okładce (chyba, że "Kapitał" albo "Main Kampf") – te biedne zdawało się chatki były bowiem świadectwem rozwoju Ocucaje. Po hiszpańsku proceder, którego byliśmy mimowolnymi świadkami zwie się "invasiones" – inwazje. Otóż na ziemi niczyjej wystarczy postawić dom i przez zasiedzenie nabywa się prawo do posiadania gruntu. Co prawda z praktycznego punktu widzenia wiklinowe kosze chatki trudno było nazwać domem – ale formalnie były to ludzkie sadyby. Inwazje w Ameryce Południowej – przeżywającej boom demograficzny i mającej wiele wolnej przestrzeni do zagospodarowania - są dosyć częstym zjawiskiem, czy to w dżungli, czy na pustyni. Co prawda bardzo często pierwotni kolonizatorzy są następnie przeganiani przez wielkie koncerny (zwłaszcza, jeśli coś się na tej ziemi odkryje) ale świadczy to o chęciach rozwoju tych młodych społeczeństw. Ciekawe jak wpłynie nań niebo spadające na głowę socjalizm panika koronawirusowa. No ale – poczekamy, zobaczymy. W każdym razie Ocucaje właśnie wchodziło w etap dynamicznego rozwoju – i może tak być, że za kilka lat z parchatej pustynnej wioski przekształci się w parchate pustynne miasteczko pełną gębą.

Codzienne życie na pustyni

    Już teraz w centrum Ocucaje dorobiło się kwiecistego (i obficie podlewanego, co oczywiste w pustynnym klimacie) placu, wspomnianego muzeum i nowego (jeszcze budowanego – ale co roku widzieliśmy postępy) kościoła. Miejscowi włodarze – zapewne – przygotowali ten kwietny klomb z myślą o turystach. Wystawiono tam rzeźby przedstawiające rekonstrukcje prehistorycznych stworzeń (niestety, nie dinozaurów) oraz ławeczki.

Centrum Ocucaje
Miejscowe praptaki

    Na których turyści – czyli my – usiedli zrezygnowani.
    Próbowaliśmy bowiem znaleźć transport do Kanionu Zagubionych – ale miejscowi nie kwapili się nam pomóc (takie szukanie transportu jest standardową procedurą w krajach Trzeciego Świata – można to nazwać skrzyżowaniem autostopu z nielegalnymi taryfami).
    - Nie ma szans – odparł jeden z kierowców busika – Za późno jest na jazdę na pustynię i z powrotem.
    Stropiliśmy się trochę – ale próbowaliśmy jeszcze jakiś czas. Tym niemniej zbliżało się południe – i nic...
    Wydawało się, że jedyną osobą która zwróciła na nas uwagę był pan podlewający - przypominam, zbliżało się południe, słońce stało w zenicie, robiło się niemiłosiernie gorąco - ów centralny miejski klomb. Ba, nawet pani Indianka kłusująca przez miasteczko całkowicie nas zignorowała. Wreszcie i ów podlewacz też sobie poszedł (a my zostaliśmy, samotni niczym palec u drwala).

Pani Indianka spiesząca dokądś

    Spowodował jednak - podlewacz, nie drwal - lawinę zdarzeń, dzięki którym mogliśmy poczuć się jak owi paleontolodzy – to znaczy: zobaczyć Kanion Zagubionych.

Kolejne części: druga - 08.03.2021 i trzecia - 12.03.2021

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Cziatura

     Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii . Choć także będą po...