Tłumacz

20 października 2023

Kino Nowej Przygody

    Kto – z ręką na sercu – nie chciał badać tajemniczych ruin w egzotycznych krajach czy znajdować tajemnicze artefakty niczym bohaterowie filmów Kina Nowej Przygody takich jak Henry Jones Junior, Allan Quatermine czy nawet Jack Colton i Joan Wilder (albo, jeśli się jest dużo młodszym – Lara Croft)? Otóż w Dzikich Krajach jest to niemal możliwe. Niemal, bo praktycznie wszystko co bardziej imponujące już znaleziono, a magiczne artefakty są rzadsze niż dobrobyt w komunizmie, niemniej zdarzają się jaśniejsze momenty, więc zanućmy "tu tutu tuu tu tutuuu" i w drogę.
Najsłynniejsze zaginione i odnalezione miasto Świata
    Jeszcze jedna uwaga dotycząca odkrywania starożytności – musi tego dokonać Gringo. O Patallaqcie miejscowi doskonale wiedzieli, ale w świadomości pozostał Henry Birgham III, który informacje o Machu Picchu przekazał na Zachód (i tak nie był pierwszym Białym, ale miał dojście do prasy – co też jest istotne). Sam poczułem się niemal jak odkrywca w kurorcie Cerro Azul, w którym znajdują się ruiny preinkaskiego Huarco. Miejsce przez Białych nieczęsto odwiedzane, a w języku polskim o tym miejscu nie ma chyba żadnych informacji (poza może wzmianką u pani Rostworowskiej, peruwiańskiej profesor polskiego pochodzenia), więc tworząc na blogu dwuczęściowy wpis o zaginionym królestwie Huarco zdałem się w pięciu procentach odkrywcą.
Zaginione królestwo Huarco
    
Tym razem byliśmy w Kanionie Cotahuasi, miejscu, gdzie od Białych na festynie miejscowi brali autografy, więc tu szansa na "odkrycie" czegoś nowego była dużo większa.
     - Pojedziemy zobaczyć starożytne przedinkaskie cmentarzyska – zakomenderował miejscowy cicerone Marco i wsiedliśmy w jego terenówkę.
Kanion Cotahuasi
    Starożytnych cmentarzysk jest w Peru dostatek. Na przykład w Tarmatambo powyżej kompleksu colcas, spichlerzy, znajdują się jaskinie w których złożono ludzkie szczątki. Z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę powiedzieć, że to kości antenatów dzisiejszych mieszkańców, Inków – miejscowi nadal składają tam ofiary z liści koki (no, albo to dużo starsze kości, i cześć oddawana jest tam duchom gór czy czemuś takiemu).
Zespół inkaskich magazynów z górującymi nad nim jaskiniami z pochówkami
    W każdym razie ruszyliśmy odkrywać peruwiańskie starożytności. Trafić tam nie było wcale tak łatwo, mimo, że wszędzie otwarta (choć mocno pochyła) przestrzeń. Wysiedliśmy gdzieś na środku niczego i zaczęliśmy szukać.
    - Byłem tu jakieś dziesięć lat temu – zaczął tłumaczyć się Marco – I trochę się zmieniło. Poprowadzili nową drogę, ale to musiało być gdzieś tu.
    Faktycznie – podjechaliśmy asfaltem. I zaczęliśmy kręcić się po okolicy. W końcu znaleźliśmy niewielki murek z dość luźno ułożonych kamieni. Na Wyspach Brytyjskich byłaby to miedza pomiędzy pastwiskami, tu mogło to być cokolwiek. Ale znaczyło, że tu musi być gdzieś jakaś cywilizacja. Rzeczywiście – wdrapaliśmy się na stromy pagórek i na niewielkim plateau ujrzeliśmy koliste struktury górujące nad doliną.
Cmentarzysko
    - To grobowce – wyjaśnił Marco - Ale tylko szlachty. Biednych chowano gdzie indziej, i zwyczajnie. bez takich budowli.
    Szybko okazało się, że są tu dwa typy grobowców – okrągłe otwarte struktury oraz niewielkie kamienne kurhany (możliwe, że zwące się chullpas, andyjskie wieże pogrzebowe). Świadczyć to mogło o dość długim czasie użytkowania miejsca, choć wiek trzech tysięcy lat podany przez naszego przewodnika jest nieco zawyżony. Ja obstawiałbym najwyżej tysiąc, a co do kamiennych kopców to i mniej – w niektórych znaleźliśmy zmurszałe bielejące kości.
Kamienny kurhan, chullpa
    Jedynymi artefaktami (kość nie jest artefaktem – ten, jak nazwa wskazuje, musi być sztuczny, stworzony ręką człowieka albo Starożytnych Kosmitów) były liczne fragmenty glinianych skorup.
Były to kawałki dzbanów z których w czasie ceremonii pogrzebowej pito chichę – po czym kubek roztrzaskiwano.
Roztrzaskane skorupy
Gliniane artefakty
    Innych pozostałości raczej trudno się tu spodziewać – w całym Peru na porządku dziennym są rabunki starożytnych grobów. Państwo walczy z tym procederem, ale nieskutecznie. Widać szacunek do zwłok przegrywa z chęcią poprawienia swego losu (chodzi oczywiście o los dolares). Czasami podejmowane są prywatne inicjatywy w celu zachowania miejscowego dziedzictwa w kraju: pisałem o wytwórni pisco której właściciel w zamian za alkohol zbierał od złodziei wykopane mumie i inne artefakty? Pisałem.
Mumia w bodedze w Ice, kultura Paracas
    Niedługo potem pojechaliśmy w jeszcze bardziej tajemnicze i starożytne miejsce. Miało to być stanowisko odwiedzane przez pierwotnych koczowników żyjących w Kanionie Cotahuasi tuż przed pojawieniem się tu rolnictwa. I konia z rzędem temu, kto mi powie kiedy to było – na pewno później niż u nas.
    - Musicie szukać kwadratowego kamienia – brzmiała bardzo filmowa wskazówka udzielona przez miejscowych wieśniaków – Pojedziecie w górę i będzie.
    Ruszyliśmy – po pokonaniu kilkunastu ostrych zakrętów, wysoko nad wioską, rzeczywiście był kwadratowy olbrzymi głaz.
Kwadratowy kamień
    Podeszliśmy do niego – nie powiem, że cały był wymalowany, bo do Altamiry brakowało mu kilka klas, ale na mnie zrobiło to wrażenie. Zwłaszcza, że w niewielkich jaskiniach u stóp skały także leżały ludzkie szczątki.
Po lewej Joan Wilder, po prawej Indiana Jones
W środku Jose, miejscowy, odpowiadający za elementy humorystyczne
    Choć kości wyglądały na starsze niż na poprzednim stanowisku to malunki były niezwykle wyraźne, jakby zrobione kilka lat temu. Nie mam pojęcia czy prehistoryczne farby były tak odporne na warunki klimatyczne, czy nawis skalny ochraniał je przed słońcem, deszczem i wiatrem, czy ktoś je odnawiał, czy może kiedyś były całkiem innego koloru i przez kilka tysięcy lat zblakły. Nie jestem specjalistą. Dla mnie ważne było, że znalazłem coś, czego niewielu ludziom dane było zobaczyć. Ludziom z mojego kręgu cywilizacyjnego: miejscowi pewnie oglądali to tłumnie, ale co tam.
Prehistoryczne malowidła. Pewny jest tylko Krzyż Południa.
Pozostałe obrazki to być może Starożytni Kosmici i lama widziana z tyłu
    Ach, na koniec coś o czyhających tam na nas niebezpieczeństwach. Podobno w okolicy nie było jadowitych węży, ale za to licznie rosły kaktusy. Niezwykle wręcz agresywne, o brzydkim zwyczaju odłamywania swoich kolczastych łodyg, przyczepiające się do ubrania i ciała niczym nasze dziady – tylko mocniej i bardzo boleśnie. Potrafiły też przebijać bez najmniejszego problemu grube podeszwy (o bucich językach nawet nie wspominam) lekkich butów trekkingowych. A kolce (właściwie to liście tych kaktusów) miały brzydki zwyczaj odłamywać się i zostawać w stopie.
Kaktusy-dziady

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Cziatura

     Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii . Choć także będą po...