Kto – z ręką na sercu – nie
chciał badać tajemniczych ruin w egzotycznych krajach czy znajdować
tajemnicze artefakty niczym bohaterowie filmów Kina Nowej Przygody
takich jak Henry Jones Junior, Allan Quatermine czy nawet Jack Colton
i Joan Wilder (albo, jeśli się jest dużo młodszym – Lara
Croft)? Otóż w Dzikich Krajach jest to niemal możliwe. Niemal, bo
praktycznie wszystko co bardziej imponujące już znaleziono, a
magiczne artefakty są rzadsze niż dobrobyt w komunizmie, niemniej
zdarzają się jaśniejsze momenty, więc zanućmy "tu tutu tuu tu
tutuuu" i w drogę.
Najsłynniejsze zaginione i odnalezione miasto Świata |
Jeszcze jedna uwaga dotycząca
odkrywania starożytności – musi tego dokonać Gringo. O
Patallaqcie miejscowi doskonale wiedzieli, ale w świadomości
pozostał Henry Birgham III, który informacje o Machu Picchu
przekazał na Zachód (i tak nie był pierwszym Białym, ale miał
dojście do prasy – co też jest istotne). Sam poczułem się
niemal jak odkrywca w kurorcie Cerro Azul, w którym znajdują się
ruiny preinkaskiego Huarco. Miejsce przez Białych nieczęsto odwiedzane, a w języku polskim o tym miejscu nie ma chyba żadnych
informacji (poza może wzmianką u pani Rostworowskiej, peruwiańskiej
profesor polskiego pochodzenia), więc tworząc na blogu dwuczęściowy
wpis o zaginionym królestwie Huarco zdałem się w pięciu
procentach odkrywcą.
Tym razem byliśmy w Kanionie Cotahuasi,
miejscu, gdzie od Białych na festynie miejscowi brali autografy,
więc tu szansa na "odkrycie" czegoś nowego była dużo
większa.
Zaginione królestwo Huarco |
- Pojedziemy zobaczyć starożytne przedinkaskie cmentarzyska –
zakomenderował miejscowy cicerone Marco i wsiedliśmy w jego
terenówkę.
Kanion Cotahuasi |
Starożytnych cmentarzysk jest w Peru dostatek. Na
przykład w Tarmatambo powyżej kompleksu colcas, spichlerzy,
znajdują się jaskinie w których złożono ludzkie szczątki. Z
dużą dozą prawdopodobieństwa mogę powiedzieć, że to kości
antenatów dzisiejszych mieszkańców, Inków – miejscowi nadal
składają tam ofiary z liści koki (no, albo to dużo starsze kości,
i cześć oddawana jest tam duchom gór czy czemuś takiemu).
Zespół inkaskich magazynów z górującymi nad nim jaskiniami z pochówkami |
W
każdym razie ruszyliśmy odkrywać peruwiańskie starożytności.
Trafić tam nie było wcale tak łatwo, mimo, że wszędzie otwarta
(choć mocno pochyła) przestrzeń. Wysiedliśmy gdzieś na środku
niczego i zaczęliśmy szukać.
- Byłem tu jakieś dziesięć
lat temu – zaczął tłumaczyć się Marco – I trochę się
zmieniło. Poprowadzili nową drogę, ale to musiało być gdzieś
tu.
Faktycznie – podjechaliśmy asfaltem. I zaczęliśmy kręcić
się po okolicy. W końcu znaleźliśmy niewielki murek z dość
luźno ułożonych kamieni. Na Wyspach Brytyjskich byłaby to miedza
pomiędzy pastwiskami, tu mogło to być cokolwiek. Ale znaczyło,
że tu musi być gdzieś jakaś cywilizacja. Rzeczywiście –
wdrapaliśmy się na stromy pagórek i na niewielkim plateau
ujrzeliśmy koliste struktury górujące nad doliną.
Cmentarzysko |
- To
grobowce – wyjaśnił Marco - Ale tylko szlachty. Biednych chowano gdzie indziej, i zwyczajnie. bez takich budowli.
Szybko okazało się, że są tu
dwa typy grobowców – okrągłe otwarte struktury oraz niewielkie kamienne
kurhany (możliwe, że zwące się chullpas, andyjskie wieże pogrzebowe). Świadczyć to mogło o dość długim czasie użytkowania
miejsca, choć wiek trzech tysięcy lat podany przez naszego
przewodnika jest nieco zawyżony. Ja obstawiałbym najwyżej tysiąc,
a co do kamiennych kopców to i mniej – w niektórych znaleźliśmy
zmurszałe bielejące kości.
Kamienny kurhan, chullpa |
Jedynymi artefaktami (kość nie
jest artefaktem – ten, jak nazwa wskazuje, musi być sztuczny,
stworzony ręką człowieka albo Starożytnych Kosmitów) były
liczne fragmenty glinianych skorup.
Były to kawałki dzbanów z
których w czasie ceremonii pogrzebowej pito chichę – po czym
kubek roztrzaskiwano.
Roztrzaskane skorupy |
Gliniane artefakty |
Innych pozostałości raczej trudno się tu
spodziewać – w całym Peru na porządku dziennym są rabunki
starożytnych grobów. Państwo walczy z tym procederem, ale
nieskutecznie. Widać szacunek do zwłok przegrywa z chęcią
poprawienia swego losu (chodzi oczywiście o los dolares). Czasami
podejmowane są prywatne inicjatywy w celu zachowania miejscowego
dziedzictwa w kraju: pisałem o wytwórni pisco której właściciel w
zamian za alkohol zbierał od złodziei wykopane mumie i inne
artefakty? Pisałem.
Mumia w bodedze w Ice, kultura Paracas |
Niedługo potem pojechaliśmy w jeszcze
bardziej tajemnicze i starożytne miejsce. Miało to być stanowisko
odwiedzane przez pierwotnych koczowników żyjących w Kanionie
Cotahuasi tuż przed pojawieniem się tu rolnictwa. I konia z rzędem
temu, kto mi powie kiedy to było – na pewno później niż u nas.
- Musicie szukać kwadratowego kamienia – brzmiała bardzo
filmowa wskazówka udzielona przez miejscowych wieśniaków –
Pojedziecie w górę i będzie.
Ruszyliśmy – po pokonaniu
kilkunastu ostrych zakrętów, wysoko nad wioską, rzeczywiście był
kwadratowy olbrzymi głaz.
Kwadratowy kamień |
Podeszliśmy do niego – nie powiem,
że cały był wymalowany, bo do Altamiry brakowało mu kilka klas,
ale na mnie zrobiło to wrażenie. Zwłaszcza, że w niewielkich
jaskiniach u stóp skały także leżały ludzkie szczątki.
Po lewej Joan Wilder, po prawej Indiana Jones W środku Jose, miejscowy, odpowiadający za elementy humorystyczne |
Choć
kości wyglądały na starsze niż na poprzednim stanowisku to
malunki były niezwykle wyraźne, jakby zrobione kilka lat temu. Nie
mam pojęcia czy prehistoryczne farby były tak odporne na warunki
klimatyczne, czy nawis skalny ochraniał je przed słońcem, deszczem
i wiatrem, czy ktoś je odnawiał, czy może kiedyś były całkiem
innego koloru i przez kilka tysięcy lat zblakły. Nie jestem
specjalistą. Dla mnie ważne było, że znalazłem coś, czego
niewielu ludziom dane było zobaczyć. Ludziom z mojego kręgu
cywilizacyjnego: miejscowi pewnie oglądali to tłumnie, ale co
tam.
Prehistoryczne malowidła. Pewny jest tylko Krzyż Południa. Pozostałe obrazki to być może Starożytni Kosmici i lama widziana z tyłu |
Ach, na koniec coś o czyhających tam na nas
niebezpieczeństwach. Podobno w okolicy nie było jadowitych węży,
ale za to licznie rosły kaktusy. Niezwykle wręcz agresywne, o brzydkim
zwyczaju odłamywania swoich kolczastych łodyg, przyczepiające się
do ubrania i ciała niczym nasze dziady – tylko mocniej i bardzo
boleśnie. Potrafiły też przebijać bez najmniejszego problemu grube
podeszwy (o bucich językach nawet nie wspominam) lekkich butów
trekkingowych. A kolce (właściwie to liście tych kaktusów) miały
brzydki zwyczaj odłamywać się i zostawać w stopie.
Kaktusy-dziady |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz