Długo trwało zanim znalazłem jakieś
informacje o napotkanym przeze mnie całkiem serendypytnie
peruwiańskim Królestwie Huarco. Nie dla tego, że nie ma nigdzie
żadnych wiadomości, ale dlatego, że zwyczajnie – nie miałem
czasu. Jeździł człowiek po świecie w te i we wte, no i minęło
ładnych kilka miesięcy zanim wróciłem nad Pacyfik do Cerro Azul –
choć tylko metaforycznie. Przejrzałem zdjęcia, odpaliłem
Internety (kiedyś napisałbym: poszedłem do biblioteki; tak na
pewno byłoby bardziej romantycznie, ale cały proces trwałby
znacznie, znacznie dłużej). W moim ukochanym, choć jednym z
najtrudniejszych na Świecie, języku okazało się nie być zbyt
wiele informacji. Czy to w tłumaczeniu prac pani Marii
Rostworowskiej, czy w innych opracowaniach zaledwie parę wzmianek.
|
Wybrzeże Królestwa Huarco
|
|
Huarco |
No, na przykład taka, że Inkowie
mieli problem z podbojem Huarco. Zabrzmiało interesująco. Druga
połowa XV wieku, Tahuantinsuyu (odsyłam do słowniczka TU) powoli
opuszcza Andy i rusza na podbój pacyficznego wybrzeża. Wygląda na
to, że Sapa Inka gustuje w rybach, a te z Jeziora Titicaca mu nie
smakują. Dobra, przyznaję się: smak na ceviche z morskiej rybki
mógł nie być głównym powodem zejścia inkaskich wojowników na
niziny (państwo Inków prawdopodobnie cierpiało na "głód
ziemi" – wiele imperiów tak ma, chociażby Moskwa; możliwe,
że zapotrzebowanie na nowe tereny wiązało się z inkaską religią
i kultem królewskich mumii – ale to inna historia, więc nie będę
kontynuował tego wątku, doczytajcie sobie) – ale jak już zeszli,
to chcieli zagarnąć jak największy obszar, to oczywiste. Zbliżają
się więc Długousi (znaczy Inkowie; tunele i kolczyki to nie jest nowa moda) Górale, pokrzykują, rzucają dzirytami, bolas (indiańskie lasso),
kamieniami... Ale nie zdobywają Huarco, przynajmniej nie z marszu.
Próbują negocjacji, ale na nic się to zdaje (swoją drogą:
ciekawe, czy jakby Ślązacy oblegali Kaszubów, to obie strony
mogłyby się dogadać?). Oblężenie przeciąga się, na wybrzeżu
zaczyna się pora upałów. Bez odpowiednich zasobów górale nie
mogą siedzieć tu zbyt długo – wycofują się w kierunku podnóża
Andów. Huarcończycy, Huarcowie, Huark... Peruwiańscy Kaszubi
oddychają z ulgą – i zaczynają gromadzić nowe zapasy, na
wypadek, gdyby Inkowie jednak wrócili. A ci rzeczywiście wracają –
rok w rok, przez kilka kolejnych sezonów. I nadal nie mogą
przełamać obrony. W końcu ich władca, Topa Inca Yupanqui, rusza
swoją inkaską mózgownicą – i niczym Hans Guderian – obmyśla
wspaniały plan. Przerywa oblężenie i udaje, że przegrał. Zbiera
wojsko i odchodzi. Uradowani mieszkańcy zaczynają świętować,
opuszczają miasteczko i udają się do pobliskiego sanktuarium w
dziękczynnej procesji (ha, w poprzedniej części kontestowałem
kultową funkcję głównego placu miasta, haha!). Na to tylko
czekają Inkowie – okazuje się bowiem, że nie odeszli zbyt daleko
– i zajmują Huarco. Królestwo dzielnych, choć wygląda, że nie
najbystrzejszych, rybaków staje się częścią Tahuantinsuyu. A
Sapa Inka może w swej stolicy, Qusqu (Cuzco, Pępek Świata)
delektować się do woli morskimi rybkami (podobno – tak mówi
legenda – inkascy biegacze, chasqi, na co dzień przenoszący po
imperialnych drogach kipu z rozkazami władcy, dostarczali znad
Pacyfiku w góry ryby w takim tempie, że były jeszcze świeże;
podróż autokarem z Cerro Azul do Cuzco to dziś jakieś dwie doby,
chyba, że coś się popsuje, to dłużej).
|
Huarco |
|
Cuzco |
Tyle mniej więcej (raczej mniej)
znaleźć można od ręki w polskich źródłach. Więc dowiedziałem
się, jak w Roku Pańskim 1470 Topa Inca Yupanqui przechytrzył
rybaków z Huarco. A coś więcej o nich? Zanim zagłębiłem się w
hiszpańskojęzyczny Internet spróbowałem po angielsku. I udało
się znaleźć niewielki, choć niezwykle wyczerpujący artykuł –
autorstwa pani Joyce Marcus, z czasopisma American Scientist. Jak kogoś
interesuje południowoamerykańska archeologia to polecam.
|
Stanowisko archeologiczne Huarco
|
Cóż, nie będę jednak tłumaczył
całego artykułu – bo przecież niewiele osób interesuje jakie
gatunki ryb były odławiane przez mieszkańców Huarco, prawda? No
właśnie (ważne, że jadalne, nie?). Zresztą miejscowi dalej żyją
z rybołówstwa (w Cerro Azul jest niewielki port rybacki, tuż koło
plaży), czasem nawet wędkują (czego ich antenaci raczej nie
robili). W każdym razie ryby i frutti di mare (w tłumaczeniu na
polski: roboki z morza) stanowiły podstawę diety dawnych
mieszkańców. Ba! Nie marnowały się także pozostałości skorup
czy ości. Zwróciłem na to uwagę oglądając potężne mury Huarco
– zbudowane były z talpia, czyli ziemi i właśnie pokruszonych muszli. Może
ten dodatek sprawił, że tak nietrwała, choć potężna, konstrukcja
przetrwała kilkaset lat?
|
Mur z talpii
|
Bo co to jest talpia? Po hiszpańsku
brzmi nieźle. Po angielsku to rammed earth. Trochę gorzej. Po
naszemu byłaby to... Ubita ziemia. Najprostszy – w suchym jakby
nie było klimacie – sposób budowy. Owszem, dość pracochłonny,
ale wysiłek nie wymaga wielkich technicznych umiejętności (no,
może ciut). Ot, pomiędzy deski wrzucasz wilgotną ziemię (może
być z czymś zmieszana) i ubijasz. Ubijasz. Ubijasz. Dosypujesz
ziemi. Ubijasz. Ubijasz. Długo. Ale kiedy skończysz – masz
naprawdę twardy mur. Mogący przetrwać – jak widać w Cerro Azul
– kilkaset lat bez konserwacji (fakt, że w sprzyjającym klimacie
– choć oczywiście ślady erozji wodnej są, i to znaczne). A z
konserwacją jeszcze dłużej (vide mury słynnego Marrakeszu albo
Bam, wpisanych na Listę Dziedzictwa Ludzkości UNESCO). Nic
dziwnego, że Inkowie musieli uciekać się do chytrych sztuczek by
opanować miasto (dobra, w końcu napisałem: miasto; długo się
wzbraniałem, ale w końcu raz, że stolica, dwa, że ma główny
plac, rynek taki do haratania w gałę).
|
Główny plac Huarco
|
Sami poddani Sapa Inki byli chyba zbyt
leniwi by tak ubijać ziemię, więc, jak wszyscy lenie, wpadli na
epokowy wynalazek. No, właściwie to nie oni – w tym rejonie
Świata – ale stosowali bardzo szeroko. Ba, do dzisiaj ta technika
budowlana, licząca kilka tysięcy lat (i kilka razy niezależnie
wynajdywana na całej Ziemi – no, chyba, że Starożytni Kosmici
przekazali tą tajemną wiedzę) jest używana. Inkowie swoją osadę
zbudowali z adobe. Znaczy: cegły mułowej, cegły białej,
niewypalanej. Pewnego razu, kilka kontynentów dalej, trafiłem nawet
na współczesną fabrykę tego budulca, ale o tym innym razem. W
każdym razie Inkowie dobudowali (oprócz twierdzy na klifach) także
swoją dzielnicę. Często tak robili, pisałem o tym przy okazji
wyprawy do Waqrapukkary – obok podbitej stolicy budowali swoją
osadę. Szwendając się po Cerro Azul niestety nie znalazłem
pozostałości po Inkach – ale nie dlatego, że adobe jest mniej
trwałe niż talpia: po prostu na dzielnicy góralskiej wyrosło
współczesne miasto. Ot, niefart.
|
Współczesne Cerro Azul
|
|
Widok na Cerro Azul
|
Swoją drogą Inkowie lubili – po
podboju – przesiedlać plemiona w różne zakątki swojego imperium
(trochę jak z ZSRS) albo zmuszać daną społeczność do wąskiej
specjalizacji (zupełnie jak w ZSRS) – wtedy łatwiej było
niewielkiej inkaskiej społeczności zarządzać Tahuantinsuyu.
Wydaje się – twierdzą archeolodzy – że Huarco nie zostało aż
tak skołchozowane (w domach znaleziono pomieszczenia, gdzie trzymano
paszę dla świnek; oczywiście, świnek morskich, cuy; niech żyje
autarkia!), choć oczywiście główną gałęzią przemysłu po
podboju – podobnie jak przed, rzecz jasna – była produkcja rybna.
Zwłaszcza ryb suszonych – i to w bardzo wyrafinowany sposób, na
co zwrócili uwagę także Hiszpanie po konkwiście. Otóż,
odwrotnie jak w Śródziemnomorzu, ryb przed całą operacją nie
solono. Właściwie, to wcale ich nie suszono, nie na słońcu
przynajmniej. Mianowicie wkładano je – zwłaszcza drobne okazy –
do gorącego piasku (kto spacerował po plaży w tropikach ten wie:
bardzo gorącego – i słonego, co wyjaśnia brak solenia). I już.
Małe rybki tego samego dnia, większe nazajutrz – były pozbawione
wilgoci i gotowe do długoterminowego przechowywania. Czy były
smaczne? Podejrzewam, że jak wszystkie suszone ryby – nie.
|
Ceviche - współczesna forma prekolumbijskiego dania
|
|
Cuy al horno - świnka morska
|
|
Kipu - pismo węzełkowe
|
To tyle, chyba pierwszy raz w polskich
Internetach, o zaginionym Królestwie Huarco – zainteresowanych
odsyłam do książek i artykułów naukowych (albo do Peru,
pojechać, zobaczyć, zjeść świnkę morską). A sam w następnych
wpisach wracam do Starego Świata – bo skoro było trochę o
pustyni i trochę o cegle adobe, to trzeba temat dokończyć.
|
Mewy spoglądające z nostalgią na ruiny Huarco
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz