Marrakesz to duże marokańskie miasto
leżące u stóp gór Atlas na – jakżeby inaczej – pustyni.
Swoimi korzeniami sięga Średniowiecza i, przynajmniej kilka razy w
swojej historii, było stolicą potężnych imperiów (trochę
ubarwiam, niemniej niezbyt dużo). W każdym razie wszelkiej maści
bedekery rozpisują się szeroko o atrakcjach Marrakeszu, o
niepowtarzalnym klimacie, zabytkach, blablabla, blablabla, bla.
|
Marrakesz - mury miejskie
|
Na
Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO wpisano marrakeskie
(marrakesziańskie?) Stare Miasto oraz – tym razem na Listę
Dziedzictwa Niematerialnego – plac Dżami al-Fna. Cóż.
Faktycznie, może UNESCO miało rację – ale mnie osobiście
Marrakesz nie oczarował, i to mimo, że udało mi się wytargować
za bardzo dobrą cenę nocleg w typowym riadzie w samym centrum
olbrzymiej starówki.
|
Plac Dżami al-Fna
|
Ale cóż to jest riad? Otóż jest to –
powiedzmy – gościniec, niewielki hotelik. Często w zabytkowym
domu, z patio i wyjściem na dach – nierzadko wspaniale odnowiony,
tchnący magiczną atmosferą przygotowaną specjalnie dla turystów.
Nie dziwota, że riady nie przypadły mi do gustu – zwłaszcza
te pełne przepychu (i cen dla inostrańca). W innych miastach Maroka
znajdowałem tanie hotele dla miejscowych (znajomi, którzy również
podróżują w tym samym stylu, i mieli przyjemność odwiedzać
podobne miejsce stwierdzili, że natrafiłem na warunki niemal
królewskie, bez grzyba, zacieków czy synantropijnego inwentarza;
miałem więc szczęście), tu się nie udało. Sęk w tym, że
większość noclegowni – o ile nie wszystkie – leżących na
terenie medyny (po arabsku oznacza to "miasto"; tu traktuję
to jako synonim starówki) to były drogie i tak jakby luksusowe
riady. W końcu jednak – przy pomocy miejscowych – udało się
znaleźć odpowiednią kwaterę. Jak wiadomo, za każdą pomoc należy
się bakszysz – coś na kształt napiwku.
- Nie dawaj więcej
niż tyle a tyle – poradziła mi gospodyni riadu wskazując na
młodzieńców, którzy mnie przyprowadzili.
|
W sercu medyny
|
Widocznie cena była
uczciwa, bo chłopaki kręcili nosem. W każdym razie trafiłem do
riadu w sercu medyny Marrakeszu. Lokal był przytulny, niezbyt
napompowany przepychem, a pani gospodyni okazała się Berberyjką –
rano serwując śniadanie nie miała na głowie tradycyjnej
muzułmańskiej chusty, więc mogłem podziwiać w całej okazałości
kręcone niczym sprężyny rude włosy – rzecz nie do pomyślenia u
przybyłych do Maroka w VII/VIII wieku Arabów. Zresztą marokańskich
Berberów – coraz bardziej dumnych ze swojego pochodzenia – spotykałem w Maroko
wielokrotnie.
Wróćmy jednak do Marrakeszu, a ściśle do jego
zabytkowej medyny. Panuje tu totalny architektoniczny chaos.
Skręcając trzy razy w tą samą uliczkę za każdym razem wyjdziesz
w innym miejscu. Dla kogoś wychowanego w uporządkowanych miastach
założonych na prawie magdeburskim może to być szok. Do tego –
co od razu rzuca się w oczy - jest też dosyć brudno (to
prawdopodobnie ten koloryt lokalny, o których piszą bedekery;
elementem takiego kolorytu był też miejscowy, załatwiający
wczesnym rankiem swoje potrzeby fizjologiczne pod średniowiecznymi
murami miasta – potem, w związku z religijnym tabu, wytarł pupę
o ów zbudowany z talpia mur). Do tego jest tu tłoczno – istny raj
dla kieszonkowców, choć raczej tylko w wybranych miejscach: zresztą
na całym Świecie tam gdzie są zagraniczni turyści znajdują się
tacy, którzy chcą ich kosztem poprawić swój los (dodajmy, że w
Dzikich Krajach złapany złodziej zostaje bardzo szybko przykładnie ukarany; nie ma tam czegoś takiego jak niska szkodliwość społeczna
czynu). Medyna – poza miejscami turystycznymi – jest też
zwyczajnym centrum dużego miasta, więc myszkując po bocznych
uliczkach można znaleźć normalne zakłady rzemieślnicze (tak jak
kiedyś u nas, zanim nowoczesność ich nie wyeliminowała z rynku) –
społeczeństwo Maroka, ale także innych podobnych krajów jest
bardzo kapitalistyczne: brak opieki socjalnej wymusza u ludzi
kreatywność i stymuluje rozwój, a to wspaniała rzecz. Poza tym
spora część medyny to suk, bazar, targ. Zawiera się tam
najprzeróżniejsze interesy, często wykłócając się o ceny.
Pochodzę z miasta, w którym od Średniowiecza co tydzień odbywa
się wielki targ, więc zasady targowania się znam, ale tutaj jest
to element kultury: brak negocjacji ceny czasem bywa odbierany jako
przejaw chamstwa i braku kultury kupującego (najczęściej jest to
bogaty, zachodni turysta – czasem duma sprzedawcy wygrywa z chęcią
zysku, i bez targowania nie dochodzi do transakcji). Zresztą w
normalnym, nie nowoczesnym, Świecie umiejętność targowania jest
bardzo przydatna.
|
Szewc, albo producent klapków
|
|
Kuźnia - widok rzadki w Europie
|
|
Firma budowlana z dojazdem do klienta
|
Centrum starego Marrakeszu stanowi –
nieregularny, a jakże – plac Dżami al-Fna. Nazwa jest tajemnicza
nawet dla mieszkańców, jest kilka jej wyjaśnień, przyjmijmy, że
znaczy ona Plac Bez Meczetu (bo faktycznie, nie ma tam świątyni;
inne etymologie dotyczą na przykład intratnego handlu
subsaharyjskimi niewolnikami, przywożonymi tu z południa przez
karawany via Ajt Bin Haddu; karawana przez Saharę wędrowała
niecałe dwa miesiące). Plac zastawiony jest różnego rodzaju
straganami, głównie ze street-foodem i wyciskanymi na miejscu sokami
(gdy tylko mogę zawsze takie piję), a także różnymi
przebierańcami (zdjęcie za opłatą) i innymi takimi, chociażby
sokolnikami (zdjęcie za opłatą) – sokolnictwo, w Maroko, ale i w
kilku innych krajach, też jest wpisane na Listę Niematerialnego
Dziedzictwa Ludzkości. Skoro jest to centrum medyny – turystycznej
– to pełno będzie tam też turystów. A co za tym idzie – o
zgrozo – ceny na straganach są stałe. Wypisane na karteczkach.
Nie można się targować.
|
Stragany dla turystów na placu Dżami al-Fna
|
Na szczęście w innych miejscach
medyny można było normalnie kupować.
|
Zwykły marokański targ
|
Jednak poza placem Dżami
al-Fna, poza krętymi uliczkami czy ubogacanymi murami miejskimi
faktycznie ma Marrakesz sporo ciekawych zabytków. Wszak jak pisałem,
był stolicą kilku marokańskich dynastii, zarządzających –
czasem – terenami od Hiszpanii po Mauretanię.
O nich w drugiej części.
|
Jeden z pałaców w Marrakeszu |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz