Tłumacz

1 kwietnia 2022

Marrakesz cz. 1

    Marrakesz to duże marokańskie miasto leżące u stóp gór Atlas na – jakżeby inaczej – pustyni. Swoimi korzeniami sięga Średniowiecza i, przynajmniej kilka razy w swojej historii, było stolicą potężnych imperiów (trochę ubarwiam, niemniej niezbyt dużo). W każdym razie wszelkiej maści bedekery rozpisują się szeroko o atrakcjach Marrakeszu, o niepowtarzalnym klimacie, zabytkach, blablabla, blablabla, bla.

Marrakesz - mury miejskie

    Na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO wpisano marrakeskie (marrakesziańskie?) Stare Miasto oraz – tym razem na Listę Dziedzictwa Niematerialnego – plac Dżami al-Fna. Cóż. Faktycznie, może UNESCO miało rację – ale mnie osobiście Marrakesz nie oczarował, i to mimo, że udało mi się wytargować za bardzo dobrą cenę nocleg w typowym riadzie w samym centrum olbrzymiej starówki.

Plac Dżami al-Fna

    Ale cóż to jest riad? Otóż jest to – powiedzmy – gościniec, niewielki hotelik. Często w zabytkowym domu, z patio i wyjściem na dach – nierzadko wspaniale odnowiony, tchnący magiczną atmosferą przygotowaną specjalnie dla turystów. Nie dziwota, że riady nie przypadły mi do gustu – zwłaszcza te pełne przepychu (i cen dla inostrańca). W innych miastach Maroka znajdowałem tanie hotele dla miejscowych (znajomi, którzy również podróżują w tym samym stylu, i mieli przyjemność odwiedzać podobne miejsce stwierdzili, że natrafiłem na warunki niemal królewskie, bez grzyba, zacieków czy synantropijnego inwentarza; miałem więc szczęście), tu się nie udało. Sęk w tym, że większość noclegowni – o ile nie wszystkie – leżących na terenie medyny (po arabsku oznacza to "miasto"; tu traktuję to jako synonim starówki) to były drogie i tak jakby luksusowe riady. W końcu jednak – przy pomocy miejscowych – udało się znaleźć odpowiednią kwaterę. Jak wiadomo, za każdą pomoc należy się bakszysz – coś na kształt napiwku.
    - Nie dawaj więcej niż tyle a tyle – poradziła mi gospodyni riadu wskazując na młodzieńców, którzy mnie przyprowadzili.

W sercu medyny

    Widocznie cena była uczciwa, bo chłopaki kręcili nosem. W każdym razie trafiłem do riadu w sercu medyny Marrakeszu. Lokal był przytulny, niezbyt napompowany przepychem, a pani gospodyni okazała się Berberyjką – rano serwując śniadanie nie miała na głowie tradycyjnej muzułmańskiej chusty, więc mogłem podziwiać w całej okazałości kręcone niczym sprężyny rude włosy – rzecz nie do pomyślenia u przybyłych do Maroka w VII/VIII wieku Arabów. Zresztą marokańskich Berberów – coraz bardziej dumnych ze swojego pochodzenia – spotykałem w Maroko wielokrotnie.
    Wróćmy jednak do Marrakeszu, a ściśle do jego zabytkowej medyny. Panuje tu totalny architektoniczny chaos. Skręcając trzy razy w tą samą uliczkę za każdym razem wyjdziesz w innym miejscu. Dla kogoś wychowanego w uporządkowanych miastach założonych na prawie magdeburskim może to być szok. Do tego – co od razu rzuca się w oczy - jest też dosyć brudno (to prawdopodobnie ten koloryt lokalny, o których piszą bedekery; elementem takiego kolorytu był też miejscowy, załatwiający wczesnym rankiem swoje potrzeby fizjologiczne pod średniowiecznymi murami miasta – potem, w związku z religijnym tabu, wytarł pupę o ów zbudowany z talpia mur). Do tego jest tu tłoczno – istny raj dla kieszonkowców, choć raczej tylko w wybranych miejscach: zresztą na całym Świecie tam gdzie są zagraniczni turyści znajdują się tacy, którzy chcą ich kosztem poprawić swój los (dodajmy, że w Dzikich Krajach złapany złodziej zostaje bardzo szybko przykładnie ukarany; nie ma tam czegoś takiego jak niska szkodliwość społeczna czynu). Medyna – poza miejscami turystycznymi – jest też zwyczajnym centrum dużego miasta, więc myszkując po bocznych uliczkach można znaleźć normalne zakłady rzemieślnicze (tak jak kiedyś u nas, zanim nowoczesność ich nie wyeliminowała z rynku) – społeczeństwo Maroka, ale także innych podobnych krajów jest bardzo kapitalistyczne: brak opieki socjalnej wymusza u ludzi kreatywność i stymuluje rozwój, a to wspaniała rzecz. Poza tym spora część medyny to suk, bazar, targ. Zawiera się tam najprzeróżniejsze interesy, często wykłócając się o ceny. Pochodzę z miasta, w którym od Średniowiecza co tydzień odbywa się wielki targ, więc zasady targowania się znam, ale tutaj jest to element kultury: brak negocjacji ceny czasem bywa odbierany jako przejaw chamstwa i braku kultury kupującego (najczęściej jest to bogaty, zachodni turysta – czasem duma sprzedawcy wygrywa z chęcią zysku, i bez targowania nie dochodzi do transakcji). Zresztą w normalnym, nie nowoczesnym, Świecie umiejętność targowania jest bardzo przydatna.

Szewc, albo producent klapków
Kuźnia - widok rzadki w Europie
Firma budowlana z dojazdem do klienta

    Centrum starego Marrakeszu stanowi – nieregularny, a jakże – plac Dżami al-Fna. Nazwa jest tajemnicza nawet dla mieszkańców, jest kilka jej wyjaśnień, przyjmijmy, że znaczy ona Plac Bez Meczetu (bo faktycznie, nie ma tam świątyni; inne etymologie dotyczą na przykład intratnego handlu subsaharyjskimi niewolnikami, przywożonymi tu z południa przez karawany via Ajt Bin Haddu; karawana przez Saharę wędrowała niecałe dwa miesiące). Plac zastawiony jest różnego rodzaju straganami, głównie ze street-foodem i wyciskanymi na miejscu sokami (gdy tylko mogę zawsze takie piję), a także różnymi przebierańcami (zdjęcie za opłatą) i innymi takimi, chociażby sokolnikami (zdjęcie za opłatą) – sokolnictwo, w Maroko, ale i w kilku innych krajach, też jest wpisane na Listę Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości. Skoro jest to centrum medyny – turystycznej – to pełno będzie tam też turystów. A co za tym idzie – o zgrozo – ceny na straganach są stałe. Wypisane na karteczkach. Nie można się targować.

Stragany dla turystów na placu Dżami al-Fna

    Na szczęście w innych miejscach medyny można było normalnie kupować.

Zwykły marokański targ

    Jednak poza placem Dżami al-Fna, poza krętymi uliczkami czy ubogacanymi murami miejskimi faktycznie ma Marrakesz sporo ciekawych zabytków. Wszak jak pisałem, był stolicą kilku marokańskich dynastii, zarządzających – czasem – terenami od Hiszpanii po Mauretanię.
    O nich w drugiej części.

Jeden z pałaców w Marrakeszu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Klimat i krwawe ofiary cz. 1

     Od jakiegoś czasu się słyszy, że luminarze Unii E***pejskiej (i innych krajów należących do upadającej zachodniej cywilizacji) będą od ...