Tłumacz

4 listopada 2024

Kijów cz. 1

    Jako, że na blogu właśnie kręcimy się na obrzeżach antycznej Słowiańszczyzny i nadciągnęliśmy niczym dawne słowiańskie hordy nad Morze Czarne to postanowiłem połączyć oba wątki – znaczy nadczarnomorskich równin i dawnych centrów niemal naszych (boć wiadomo, wspólnota językowa) ośrodków cywilizacyjnych.
    Znaczy – jedziemy do Kijowa. Nie fizycznie co prawda, tylko wspomnieniowo: dawno nie byłem, nie do końca z mojej winy. Ale na Weltpolitik nie poradzę. I nie chodzi mi, tu małe didaskalia, o współczesne miasto. Olbrzymi postsowiecki moloch rozciągający się nad potężnym Dnieprem jest, dla mnie przynajmniej, ośrodkiem z Dzikich Krajów. Jak, dajmy na to, Lima. Czy Rio de Janeiro.

Kijów - Brama Lacka i socrealizm
    Składający się głównie z sowieckich blokowisk nijak nie przypomina ani królewskiego miasta Rzeczypospolitej, ani wspaniałego średniowiecznego centrum polityczno-kulturalnego Rusi. Oto taka anegdotka, wiele mówiąca o dzisiejszym Kijowie. Jechaliśmy sobie grzecznie wielopasmową acz zakorkowaną arterią komunikacyjną, gdy nagle drogę zajechał nam luksusowy dość samochód terenowy (taki dżip trochę, ale zdaje się, że był to mercedes; G-klasa). Może nie najświeższego rocznika, ale szyby przyciemniane, nowe aluski. Widać strasznie się gdzieś śpieszył, bo buchtował w tych licznych pasach na jezdni niczym dzik za żołędziem w dąbrowie świetlistej. Nie wziął pod uwagę, że autokar którym jechaliśmy to nie stara łada czy moskwicz, i posiada dość dużą masę, przez co gwałtowne hamowanie przed maską może spowodować kolizję (uwaga, informacja dla ludzi, którzy – mam taką nadzieję – będą to czytać za kilka lat, kiedy wdrożona już w Polsce zostanie nowa i światła reforma edukacji: fizyka; tak działa fizyka). No i trzasnęło.
    Kierowca dżipa wyglądał jak typowy "nowy ruski", i strasznie się wykłócał – aż w końcu przyjechała milicja (zdaje się, że jeszcze tak się nazywała, ale może była to już policja? Formację rozwiązano, w związku z wysoką korupcją; po roku istnienia nowej służby okazało się, że już jedna trzecia funkcjonariuszy jest niezbyt uczciwa; Dzikie Kraje). A potem druga. Jedna trzymała naszą stronę, druga sprawcy – mieliśmy nagranie jak miejscowy zajeżdża nam drogę i lekko obciera oba samochody. Miejscowy się wydzierał, a my nie chcieliśmy dać milicjantom w łapę, ci zaś nie chcieli przejrzeć wideo. Pat trwał, dwa z bodajże pięciu pasów zostały trwale zatamowane, ale ruch nie ustawał. Owszem, można było spróbować rozwiązać sprawę na drodze urzędowej – ale wtedy stracili byśmy bardzo dużo czasu (i niekoniecznie liczonego w godzinach). Kto wie, kiedy przyjechałby ktoś wyższy szarżą.

Kijowskie tramwaje
    Miejscowy pomiędzy jedną a drugą dyskusją usilnie gdzieś wydzwaniał. Wreszcie wydarzyła się rzecz niczym z gangsterskich filmów – do stojącego obok milicjantów dżipa podjechał drugi samochód, lekko zwolnił, a jego kierowca wrzucił przez okno jakąś paczkę. Okazało się, że było to ubezpieczenie samochodu – nieobowiązkowe na Ukrainie – wystawione z wczorajszą datą. Wtedy sprawca zdarzenia już nie oponował, przyznał się do winy, i mogliśmy jechać dalej.

Centrum miasta
    Pomyśleć, że do 1240 roku po Chrystusie Kijów był jednym z większych centrów cywilizacyjnych Europy. Choć trzeba przypomnieć, że zarządzane wtedy przez potomków Wikingów miasto nie było olbrzymią postkomunistyczną kilkumilionową metropolią.
    Stała też wtedy jeszcze owa słynna Złota Brama – ta o którą to nasz Bolesław Chrobry wyszczerbić miał miecz. Oczywiście nie był to Szczerbiec (ani Złota Brama, wzniesiona przez kijowskiego kniazia po piastowskiej wizycie), ale faktycznie polański władca Kijów zdobył, ograbił, upokorzył najwybitniejszego władcę średniowiecznej Rusi Jarosława Mądrego (wedle Anonima zwanego Gallem Chrobry uczynił był z jarosławowej siostry Przecławy Włodzimierzówny nałożnicę) a na kijowskim tronie osadził innego Rurykowicza – Świętopełka o niezbyt chwalebnym przydomku Przeklęty. Jarosław wrócił na tron po jakimś czasie, i wydatnie pomógł w odsunięciu od władzy w Gnieźnie bolesławowego syna Mieszka II, sponsorując jego braci, Bezpryma i Ottona. Ale to inne, choć całkiem ciekawe dzieje. Wróćmy do Kijowa i Złotej Bramy. Od jakiegoś czasu znowu zdobi miasto.

Złota Brama
    Jest to oczywiście rekonstrukcja – Mongołowie którzy spalili Kijów także fortyfikacji nie oszczędzili – i można ją zwiedzać. Znaczy: w dzień. Myśmy dotarli tam wieczorem.

Wnętrze Złotej Bramy
    - Chcecie wejść? - zagadał nocny stróż.
    Chcieliśmy, oczywiście – choć próżno było oczekiwać od strażnika jakiegoś kwita potwierdzającego nasz tam pobyt. Postawny mężczyzna, po tym jak dowiedział się, że jesteśmy z Polski stał się jeszcze bardziej serdeczny: okazało się, że wśród przodków miał Polaków.

Cerkiew na szczycie Złotej Bramy
    Swoją drogą do powstania ZSRS sporą część mieszkańców Kijowa – zwłaszcza tak zwanych elit – tworzyli właśnie Polacy. Do dziś sporo ich tu mieszka, nie wszystkich bowiem wymordowało NKWD w ramach tzw. Operacji Polskiej (było to pełnoprawne ludobójstwo, nawet nie czystka etniczna), a wielu miejscowych przyznaje się – i jest dumnych – ze swoich wielokulturowych korzeni. Jak wspominałem na początku – był Kijów Miastem Królewskim Rzeczypospolitej (tak jak chociażby moja rodzinna Warta) i stolicą największego obszarowo województwa w kraju, jednym z trzech tworzących region zwany Ukrainą. Niestety, miejscowi Kozacy, zasiedlający powoli po czystkach w XIII wieku te pograniczne (stąd nazwa) tereny (regularnie najeżdżane i wyludniane przez koczowników) w pewnym momencie woleli zwrócić się w kierunku Moskwy. Jak na tym wyszli wszyscy wiemy.

Padół
    Tym niemniej dzięki uczestnictwu i współtworzeniu kultury Rzeczypospolitej do Kijowa zawitały wpływy europejskiego baroku, który w XVIII wieku wykwitł na Kozaczyźnie cudownie – dużo szybciej niż do takiego Petersburga – który gdy na Padole (kijowska starówka) budowano nowe cerkwie jeszcze nie istniał. Pokryły one pozostałości tego pierwszego, ruskiego miasta Rurykowiczów (trzeba przyznać, że niedługo przed zniszczeniem Rusi Kijów stracił przewodnią rolę w krainie – a po najeździe całkowicie utracił znaczenie – aż do nadejścia Rzeczypospolitej) w taki sposób, że dziś katedra Mądrości Bożej (sobór sofijski) i słynna Ławra Peczerska wpisane zostały na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Jedna z cerkwi Ławry Peczerskiej
Sobór Mądrości Bożej w Kijowie
   
Sam mieszczący się pierwotnie w jaskiniach klasztor (ławra to określenie głównego monastyru, a słowo "peczerska" słusznie kojarzy nam się z pieczarą) z XI wieku przez Mongołów też został co prawda nieco naruszony, ale nie przeszkodziło to Benedyktowi Chmielowskiemu w swych Nowych Atenach poświęcić monastyrowi całego hasła, dłuższego niż informacja o Warszawie i Wilnie razem wziętych.
Ławra - cerkiew bramna

Najchętniej czytane

Kijów cz. 1

     Jako, że na blogu właśnie kręcimy się na obrzeżach antycznej Słowiańszczyzny i nadciągnęliśmy niczym dawne słowiańskie hordy nad Mor...