Jakiś czas temu opisywałem spacer po
wysokich Andach dookoła Nevado Ausangate – i wspomniałem wówczas,
że kończąc wycieczkę znaleźliśmy się na przedpolu Vinicuncy,
Gór Tęczowych (Cerro Coloredo, Montana de Siete Colores; po angielsku: Rainbow Mountains, ale
sposobów zapisu tejże nazwy na folderach reklamowych agencji
turystycznych jest niemal tyle, co samych agencji; ortografia –
także hiszpańska – nie jest najmocniejszą stroną rdzennych
mieszkańców Andów). Cóż, z kronikarskiego obowiązku wypada
dokończyć: dotarłem tam innym razem, z innej strony, i drogą
nieco łatwiejszą. Zaledwie jednodniowa piesza wycieczka na
wysokościach oscylujących w okolicach 5000 metrów powyżej poziomu
morza.
|
Góry Tęczowe - rzadkie ujęcie bez ludzi |
Owszem, można tam skorzystać z
podwózki konnej – miejscowi posiadacze tych szlachetnych zwierząt
żyją z turystów chcących zrobić sobie selfie na
charakterystycznym pasiastym tle górskich stoków. Już słyszę tak
zwanych pseudoekologów czy obrońców praw zwierząt: jak to, tak
zamęczać biedne stworzenia? Toż to niehumanitarne. No, zgadzam
się, jest to niehumanitarne. Powinno się powiedzieć:
nieekwuusoidalne (nie wiem, ale koń po łacinie to Equus – może
więc lepiej niekonialne, albo niehorsealne?), prawda?
|
Zywiciel rodziny |
Trochę sobie żartuję. Tak naprawdę
jest to normalne użycie tych zwierząt. Mało tego, taki koń, jako
żywiciel rodziny na pewno jest bardzo cenny (cynik powiedziałby, że
cenniejszy od którejś z pociech – w końcu rodziny tam
wielodzietne, a koń może tylko jeden...), więc siłą rzeczy
właściciel będzie o niego dbał. W końcu od tego, czy będzie
pracował zależy przeżycie Indianina – po to konie zostały
udomowione, do pracy. Żyjąc w bogatym i zmechanizowanym Zachodnim
Świecie często się o tym zapomina. A szkoda.
|
Biznes jest biznes |
W każdym razie ja z konia nie
korzystałem – chciałem tam zajść na własnych nogach. Wysokość,
jak to wysokość (wielka, oczywiście) powodowała zmęczenie, ale
trasa ma zaledwie kilka podejść wymuszających na takim nizinnym
Gringo jak ja liczne postoje na złapanie oddechu. Czyli, generalnie,
jest prosta. Owszem, jeżeli dzień wcześniej przyleciało się do
Cuzco (które jest najlepszym, największym a często także jedynym
punktem wypadowym w ten rejon Andów) to oczywiście nie ma się
szans na bezbolesne przejście tego szlaku (dlatego zawsze będę
polecał mozolną wspinaczkę autokarową, która – zwłaszcza
jeśli jedzie się z wybrzeża – dzięki przebiegowi trasy
umożliwia drobną chociażby aklimatyzację; owszem, autokary
spadają w przepaści, no ale jeśli ktoś ma pecha, to i dostanie w
głowę cegłą w drewnianym kościele, nie?). Wtedy wynajęcie konia
jest jedynym rozwiązaniem jeśli chce się dotrzeć do Cerro
Coloredo przed zapadnięciem ciemności.
|
Wysokogórskie Krupówki |
Mała dygresja jeszcze, o kuzkańskim
lotnisku – polecam. Położenie pasa startowego pomiędzy szczytami
Andów powoduje, że start i lądowanie jest dosyć wymagające dla
pilotów (a autokary spadają w przepaść, tak?) i dla pasażerów.
Jeśli ktoś jest "wrażliwy" na latanie takie podniebne
akrobacje zrobią na nim wrażenie.
Ale wracajmy do sedna – kiedy w
końcu doczłapiemy się już do głównego punktu widokowego i
zignorujemy rzesze (naprawdę setki, choć i tak mniej niż na Machu Picchu) sapiących turystów widok naprawdę robi
wrażenie. Wąskie barwne pasy minerałów to oczywiście efekt
występowania w skałach związków żelaza, miedzi i siarki.
Dlaczego jednak ułożyły się w takie cienkie – później
wypiętrzone i pofałdowane podczas miejscowej orogenezy (czyli
procesu powstawania gór, w tym wypadku Andów) – warstwy, nie mam
pojęcia. Potrzeba byłoby tu sporej wiedzy geologicznej. W każdym
razie jeśli ktoś będzie łaskaw wytłumaczyć mi, dlaczego i w
jaki sposób wytworzyły się te warstwy będę bardzo wdzięczny.
|
Góry Tęczowe w pełnej okazałości |
Podobno poza Vinicuncą taki – bądź
podobny – przyrodniczy fenomen występuje jeszcze tylko w
Argentynie i w Chinach. Tego nie wiem, nie sprawdzałem, za to w
okolicy Cuzco barwne warstwy pokazały się jeszcze w kilku innych
miejscach.
Dlaczego dopiero teraz? Ano dlatego,
że w związku ze zmianami klimatu miejscowe lodowce cofają się,
odsłaniając takie oto fenomeny natury. Ku radości miejscowych
Indian, którzy mogą zarabiać na podwożeniu sapiących bogatych
turystów (wyjątkiem są zapewne tubylcy z boliwijskiego La Paz –
ludne to miasto czerpie bowiem wodę z pobliskich lodowców, więc
miejscowym władzom odrobinę nie podoba się zanikanie lodowych
czap; oczywiście nic z tym nie robią, podobnie jak z przeogromnym
smogiem wiszącym nad miastem).
|
Dolina U-kształtna w wysokich Andach |
W ogóle zmiany klimatu to bardzo
ciekawy – i tajemniczy temat. Nie znamy nawet połowy mechanizmów
regulowania klimatu na naszej planecie – bo jak wyjaśnić, że w X
wieku w okolicach Gniezna w ramach chrystianizacji zakładano prężnie
działające winnice (obecnie Wielkopolska jakoś nie słynie jako
region winiarski, w roku 2019 było tam łącznie 0 hektarów winnic)
a ledwie 600 lat później pewien obrotny biznesmen rok w rok budował
na środku (nie geograficznym, oczywiście) zamarzniętego Bałtyku knajpę (musiało się widocznie
opłacać, zwłaszcza, że co wiosnę bar szedł na dno)?
Antropopresją? Albo to, że w przeciągu kilkuset lat Sahara zamieniła się z żyznej sawanny w pustynię (możliwe, że dając
początek cywilizacji Starożytnego Egiptu)? Po ówczesnych
mieszkańcach zostały tylko prehistoryczne rysunki na skałach
pośród morza piasku, oddające bujność tamtejszej fauny
(oczywiście, może też istnieć jakaś inna teoria tłumacząca
powstanie tych petroglifów – na przykład jakaś grupa ludzi
pokonała kilka tysięcy kilometrów po piasku, narysowała żyrafę
na kamieniu i wróciła do domu; ma to tyle sensu co tezy marksizmu –
leninizmu, ale w te brednie też niektórzy wierzą). Więc?
Paleolityczni łowcy zmieniali klimat? Albo jacyś starożytni
kosmici (pozdrowienia dla AAS za nieustające inspiracje)? No
właśnie.
|
Pustynia |
Klimat zmieniał się, zmienia i
zmieniać będzie. Nie ma więc powodu krzyczeć o zmarnowanym
dzieciństwie, należy za to pomyśleć, jak do tych zmian w miarę
sensownie się przygotować.
No i dzięki temu można podziwiać
Tęczowe Góry. Co prawda jak wół stoi tabliczka, że podziwiać je
można tylko z daleka, że wchodzić nie można, ale jak widać nie
wszyscy takie zakazy respektują.
|
Orzeł - Anarchista |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz