Tłumacz

11 kwietnia 2020

Tęczowe Góry

   Jakiś czas temu opisywałem spacer po wysokich Andach dookoła Nevado Ausangate – i wspomniałem wówczas, że kończąc wycieczkę znaleźliśmy się na przedpolu Vinicuncy, Gór Tęczowych (Cerro Coloredo, Montana de Siete Colores; po angielsku: Rainbow Mountains, ale sposobów zapisu tejże nazwy na folderach reklamowych agencji turystycznych jest niemal tyle, co samych agencji; ortografia – także hiszpańska – nie jest najmocniejszą stroną rdzennych mieszkańców Andów). Cóż, z kronikarskiego obowiązku wypada dokończyć: dotarłem tam innym razem, z innej strony, i drogą nieco łatwiejszą. Zaledwie jednodniowa piesza wycieczka na wysokościach oscylujących w okolicach 5000 metrów powyżej poziomu morza.
Góry Tęczowe - rzadkie ujęcie bez ludzi

   Owszem, można tam skorzystać z podwózki konnej – miejscowi posiadacze tych szlachetnych zwierząt żyją z turystów chcących zrobić sobie selfie na charakterystycznym pasiastym tle górskich stoków. Już słyszę tak zwanych pseudoekologów czy obrońców praw zwierząt: jak to, tak zamęczać biedne stworzenia? Toż to niehumanitarne. No, zgadzam się, jest to niehumanitarne. Powinno się powiedzieć: nieekwuusoidalne (nie wiem, ale koń po łacinie to Equus – może więc lepiej niekonialne, albo niehorsealne?), prawda?
Zywiciel rodziny
   Trochę sobie żartuję. Tak naprawdę jest to normalne użycie tych zwierząt. Mało tego, taki koń, jako żywiciel rodziny na pewno jest bardzo cenny (cynik powiedziałby, że cenniejszy od którejś z pociech – w końcu rodziny tam wielodzietne, a koń może tylko jeden...), więc siłą rzeczy właściciel będzie o niego dbał. W końcu od tego, czy będzie pracował zależy przeżycie Indianina – po to konie zostały udomowione, do pracy. Żyjąc w bogatym i zmechanizowanym Zachodnim Świecie często się o tym zapomina. A szkoda.
Biznes jest biznes
   W każdym razie ja z konia nie korzystałem – chciałem tam zajść na własnych nogach. Wysokość, jak to wysokość (wielka, oczywiście) powodowała zmęczenie, ale trasa ma zaledwie kilka podejść wymuszających na takim nizinnym Gringo jak ja liczne postoje na złapanie oddechu. Czyli, generalnie, jest prosta. Owszem, jeżeli dzień wcześniej przyleciało się do Cuzco (które jest najlepszym, największym a często także jedynym punktem wypadowym w ten rejon Andów) to oczywiście nie ma się szans na bezbolesne przejście tego szlaku (dlatego zawsze będę polecał mozolną wspinaczkę autokarową, która – zwłaszcza jeśli jedzie się z wybrzeża – dzięki przebiegowi trasy umożliwia drobną chociażby aklimatyzację; owszem, autokary spadają w przepaści, no ale jeśli ktoś ma pecha, to i dostanie w głowę cegłą w drewnianym kościele, nie?). Wtedy wynajęcie konia jest jedynym rozwiązaniem jeśli chce się dotrzeć do Cerro Coloredo przed zapadnięciem ciemności.
Wysokogórskie Krupówki
   Mała dygresja jeszcze, o kuzkańskim lotnisku – polecam. Położenie pasa startowego pomiędzy szczytami Andów powoduje, że start i lądowanie jest dosyć wymagające dla pilotów (a autokary spadają w przepaść, tak?) i dla pasażerów. Jeśli ktoś jest "wrażliwy" na latanie takie podniebne akrobacje zrobią na nim wrażenie.
   Ale wracajmy do sedna – kiedy w końcu doczłapiemy się już do głównego punktu widokowego i zignorujemy rzesze (naprawdę setki, choć i tak mniej niż na Machu Picchu) sapiących turystów widok naprawdę robi wrażenie. Wąskie barwne pasy minerałów to oczywiście efekt występowania w skałach związków żelaza, miedzi i siarki. Dlaczego jednak ułożyły się w takie cienkie – później wypiętrzone i pofałdowane podczas miejscowej orogenezy (czyli procesu powstawania gór, w tym wypadku Andów) – warstwy, nie mam pojęcia. Potrzeba byłoby tu sporej wiedzy geologicznej. W każdym razie jeśli ktoś będzie łaskaw wytłumaczyć mi, dlaczego i w jaki sposób wytworzyły się te warstwy będę bardzo wdzięczny.
Góry Tęczowe w pełnej okazałości

   Podobno poza Vinicuncą taki – bądź podobny – przyrodniczy fenomen występuje jeszcze tylko w Argentynie i w Chinach. Tego nie wiem, nie sprawdzałem, za to w okolicy Cuzco barwne warstwy pokazały się jeszcze w kilku innych miejscach.
   Dlaczego dopiero teraz? Ano dlatego, że w związku ze zmianami klimatu miejscowe lodowce cofają się, odsłaniając takie oto fenomeny natury. Ku radości miejscowych Indian, którzy mogą zarabiać na podwożeniu sapiących bogatych turystów (wyjątkiem są zapewne tubylcy z boliwijskiego La Paz – ludne to miasto czerpie bowiem wodę z pobliskich lodowców, więc miejscowym władzom odrobinę nie podoba się zanikanie lodowych czap; oczywiście nic z tym nie robią, podobnie jak z przeogromnym smogiem wiszącym nad miastem).
Dolina U-kształtna w wysokich Andach
   W ogóle zmiany klimatu to bardzo ciekawy – i tajemniczy temat. Nie znamy nawet połowy mechanizmów regulowania klimatu na naszej planecie – bo jak wyjaśnić, że w X wieku w okolicach Gniezna w ramach chrystianizacji zakładano prężnie działające winnice (obecnie Wielkopolska jakoś nie słynie jako region winiarski, w roku 2019 było tam łącznie 0 hektarów winnic) a ledwie 600 lat później pewien obrotny biznesmen rok w rok budował na środku (nie geograficznym, oczywiście) zamarzniętego Bałtyku knajpę (musiało się widocznie opłacać, zwłaszcza, że co wiosnę bar szedł na dno)? Antropopresją? Albo to, że w przeciągu kilkuset lat Sahara zamieniła się z żyznej sawanny w pustynię (możliwe, że dając początek cywilizacji Starożytnego Egiptu)? Po ówczesnych mieszkańcach zostały tylko prehistoryczne rysunki na skałach pośród morza piasku, oddające bujność tamtejszej fauny (oczywiście, może też istnieć jakaś inna teoria tłumacząca powstanie tych petroglifów – na przykład jakaś grupa ludzi pokonała kilka tysięcy kilometrów po piasku, narysowała żyrafę na kamieniu i wróciła do domu; ma to tyle sensu co tezy marksizmu – leninizmu, ale w te brednie też niektórzy wierzą). Więc? Paleolityczni łowcy zmieniali klimat? Albo jacyś starożytni kosmici (pozdrowienia dla AAS za nieustające inspiracje)? No właśnie.
Pustynia
   Klimat zmieniał się, zmienia i zmieniać będzie. Nie ma więc powodu krzyczeć o zmarnowanym dzieciństwie, należy za to pomyśleć, jak do tych zmian w miarę sensownie się przygotować.
   No i dzięki temu można podziwiać Tęczowe Góry. Co prawda jak wół stoi tabliczka, że podziwiać je można tylko z daleka, że wchodzić nie można, ale jak widać nie wszyscy takie zakazy respektują.
Orzeł - Anarchista

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Cziatura

     Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii . Choć także będą po...