Poruszanie się pieszo po kotlinie w
której leży La Paz nie należy do najłatwiejszych – owszem,
wszędzie w centrum jest blisko (a poza centrum można skorzystać na
przykład z kolejek górskich, spełniających funkcję metra czy tam
tramwaju), ale teren jest dosyć nierówny. Poza tym nizinny Gringo
na wysokości prawie 4000 metrów nigdy nie będzie lekko kroczył –
po prostu braknie mu tlenu (zwłaszcza gdy jest pod górkę). Do tego
La Paz ma – o czym już pisałem – naprawdę i dosłownie ciężkie powietrze (a niebo spowijają, taki kalambour, ołowiane
chmury).
Oczywiście, można skorzystać z transportu publicznego
(bądź – co jest trochę droższym, ale bardziej komfortowym
rozwiązaniem – z taksówek), ale w tak zatłoczonym mieście wcale
nie będzie szybciej (bo za smog to głównie piece starego typu
odpowiadają, samochody nie mają tu nic do powiedzenia, wcale, ani
ukształtowanie terenu czy układ wiatrów). Generalnie centrum La
Paz – jak i innych południowoamerykańskich miast – stoi w
korku. Dymi, kopci i stoi. A nie daj Boże, jak trafi się jeszcze
ulubiona uliczna rozrywka Boliwijczyków, gdy część ulic miasta
zostanie zamknięta, to już w ogóle.
Tą rozrywką są
oczywiście uliczne protesty i demonstracje.
Protesty w La Paz |
To taka tradycja,
może związana z tym, że nazwa państwa nawiązuje do ojca
południowoamerykańskiej niepodległości, pochodzącego z Wysp Kanaryjskich Simona Bolivara, rewolucjonisty i przywódcy powstań? W
każdym razie od momentu powstania cały XIX wiek i większa część
XX to notoryczne zmiany władzy w Boliwii – głównie za pomocą
przewrotów, rewolucji, zamachów stanu, puczów i innych takich.
Wybory jako forma zmiany przywódcy owszem, zdarzały się, ale był
to często tylko katalizator prowadzący do bardziej gwałtownych
politycznych przetasowań. Z ciekawostek – jak tylko w Boliwii
robiło się spokojniej to najeżdżano sąsiednie kraje i tam
wprowadzano rewolucyjne porządki – na przykład inwazja na Peru i
krótkotrwały podział tego państwa na dwie republiki: Peru
Północne i Peru Południowe.
La Paz |
Akurat byłem w Boliwii przy końcu
względnie spokojnego wewnętrznie panowania Evo Moralesa –
wybranego demokratycznie pierwszego Indianina (i drugiego po
meksykańskim Zapoteku Benito Juarezie autochtona na czele
latynoamerykańskiego państwa) z ludu Ajmara, wyrosłego ze skrajnej nędzy (spora część rodzeństwa nie przeżyła dzieciństwa)
antyamerykańskiego socjalisty i byłego działacza związkowego. Co
prawda konstytucja Boliwii z początku XXI wieku zakazywała
reelekcji na fotel prezydenta, ale przecież jak się ma poparcie to
można konstytucję dowolnie zmieniać – i Evo wielokrotnie
korzystał z tego przywileju, utrzymując się u władzy przez prawie
dwadzieścia lat.
Dom Demokracji w La Paz |
A doszedł do niej używając haseł typowo
antykapitalistycznych – m.in obiecał nacjonalizację zachodnich
koncernów ciągnących spore zyski z wydobywanej w Boliwii ropy
naftowej (legenda głosi też, że wygonił z kraju Coca-Colę, ten
symbol zachodniego Świata – ale organoleptycznie sprawdziłem, że
to nieprawda; napój chyba nawet jest w Boliwii produkowany). Cóż,
jak to socjalista słowa nie dotrzymał – zamiast nacjonalizacji
obłożył zachodnie firmy wysokimi podatkami, co przysporzyło mu
wrogów zarówno wśród kapitalistów jak i ortodoksyjnej lewicy.
Mimo to Morales nadal był przy władzy i emancypował boliwijskie
ludy tubylcze – pomijam fakt, że często pokazywał się w typowym
andyjskim swetrze z lamiej wełny czy charakterystycznej czapce chullo –
językami urzędowymi kraju oprócz hiszpańskiego (spełnia tu rolę
języka wehikularnego, podobnie jak angielski na subkontynencie indyjskim)
zostało 36 narzeczy indiańskich (ponad 60% mieszkańców Boliwii to
Indianie), w tym i rodzimy język Evo, ajmara (około 1/3
Boliwijczyków to przedstawiciele tego ludu).
"Zawsze Coca-Cola" - tu w górach Atlas |
Trochę mnie więc
zdziwiło, że widziane przeze mnie protesty były właśnie
demonstracjami ludów tubylczych, żądających większych praw (i
respektowania obecnie ustanowionych). Ubrane w typowe (i noszone na co dzień) ludowe stroje kolorowe grupy wolnym pochodem przesuwały
się po ulicach miasta – wędrowano do samego centrum, gdzie swoje
siedziby miały instytucje rządowe (choć La Paz nie jest stolicą
tu właśnie mieszczą się najważniejsze ministerstwa). Pochód
przebiegał nad podziw spokojnie, wręcz leniwie. Demonstranci mieli
czas na pogawędki czy szklaneczkę kompotu z suszonych moreli (coś
jak nasz wigilijny kompot z suszu).
Przerwa w protestach |
Zresztą życie w wysokich Andach ogólnie toczy się bardzo leniwie – może dlatego zamieszki
które spowodowały ustąpienie Evo Moralesa (właściwie to w ich
wyniku, po wyborach, wojsko dało prezydentowi ultimatum, a Evo ugiął
się i wyjechał do Meksyku) przyniosły tylko trzy osoby śmiertelne.
A może też po prostu były robione bez przekonania, wbrew woli
ulicy – w La Paz widziałem wiele antyamerykańskich murali,
głoszących by Jankesi trzymali się z dala od Południowej Ameryki.
W każdym razie antyamerykański Morales ustąpił, akurat w chwili,
gdy coraz większe znaczenie zaczyna mieć pewien niezwykle toksyczny
metal, którego ogromne złoża – możliwe, że większe nawet od
chińskich – znajdują się pod niesamowitym solniskiem w
Uyuni.
Salar de Uyuni |
Chodzi tu oczywiście o lit – rzadko spotykany, a
niezbędny do produkcji akumulatorów, na przykład tych w nachalnie
promowanych samochodach elektrycznych. Nieważne, że taki zużyty
akumulator auta elektrycznego jest toksyczną bombą dla środowiska
– lansujmy elektryczność, bo... No właśnie, bo co? Trzeba sobie
odpowiedzieć cui bono. Kto na tym zyska? Na blogu nie będę się
nad tym zastanawiał, lecz w mojej opinii auta elektryczne to
straszny humbug, podobnie zresztą jak i nowoczesne wiatraki. Szkoda
tylko, że przez tą modę zniszczony zostanie wspaniały Salar de
Uyuni. A Boliwia na tym i tak się nie wzbogaci – zresztą
próbowała już kilkukrotnie, czy to na guanie (przegrana wojna z
Chile i utrata wybrzeża z saletrą), czy na kauczuku (przegrana z
Brazylią i utrata kauczukodajnej dżungli), czy współcześnie na
ropie (zyski przejmują zagraniczne koncerny). I po całym tym boomie
znowu pozostaną tylko stare pociągi.
Cmentarzysko pociągów w Uyuni |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz