Tłumacz

10 października 2022

Protesty

    Poruszanie się pieszo po kotlinie w której leży La Paz nie należy do najłatwiejszych – owszem, wszędzie w centrum jest blisko (a poza centrum można skorzystać na przykład z kolejek górskich, spełniających funkcję metra czy tam tramwaju), ale teren jest dosyć nierówny. Poza tym nizinny Gringo na wysokości prawie 4000 metrów nigdy nie będzie lekko kroczył – po prostu braknie mu tlenu (zwłaszcza gdy jest pod górkę). Do tego La Paz ma – o czym już pisałem – naprawdę i dosłownie ciężkie powietrze (a niebo spowijają, taki kalambour, ołowiane chmury).
    Oczywiście, można skorzystać z transportu publicznego (bądź – co jest trochę droższym, ale bardziej komfortowym rozwiązaniem – z taksówek), ale w tak zatłoczonym mieście wcale nie będzie szybciej (bo za smog to głównie piece starego typu odpowiadają, samochody nie mają tu nic do powiedzenia, wcale, ani ukształtowanie terenu czy układ wiatrów). Generalnie centrum La Paz – jak i innych południowoamerykańskich miast – stoi w korku. Dymi, kopci i stoi. A nie daj Boże, jak trafi się jeszcze ulubiona uliczna rozrywka Boliwijczyków, gdy część ulic miasta zostanie zamknięta, to już w ogóle.
    Tą rozrywką są oczywiście uliczne protesty i demonstracje.
Protesty w La Paz
    To taka tradycja, może związana z tym, że nazwa państwa nawiązuje do ojca południowoamerykańskiej niepodległości, pochodzącego z Wysp Kanaryjskich Simona Bolivara, rewolucjonisty i przywódcy powstań? W każdym razie od momentu powstania cały XIX wiek i większa część XX to notoryczne zmiany władzy w Boliwii – głównie za pomocą przewrotów, rewolucji, zamachów stanu, puczów i innych takich. Wybory jako forma zmiany przywódcy owszem, zdarzały się, ale był to często tylko katalizator prowadzący do bardziej gwałtownych politycznych przetasowań. Z ciekawostek – jak tylko w Boliwii robiło się spokojniej to najeżdżano sąsiednie kraje i tam wprowadzano rewolucyjne porządki – na przykład inwazja na Peru i krótkotrwały podział tego państwa na dwie republiki: Peru Północne i Peru Południowe.
La Paz
    Akurat byłem w Boliwii przy końcu względnie spokojnego wewnętrznie panowania Evo Moralesa – wybranego demokratycznie pierwszego Indianina (i drugiego po meksykańskim Zapoteku Benito Juarezie autochtona na czele latynoamerykańskiego państwa) z ludu Ajmara, wyrosłego ze skrajnej nędzy (spora część rodzeństwa nie przeżyła dzieciństwa) antyamerykańskiego socjalisty i byłego działacza związkowego. Co prawda konstytucja Boliwii z początku XXI wieku zakazywała reelekcji na fotel prezydenta, ale przecież jak się ma poparcie to można konstytucję dowolnie zmieniać – i Evo wielokrotnie korzystał z tego przywileju, utrzymując się u władzy przez prawie dwadzieścia lat.
Dom Demokracji w La Paz
    A doszedł do niej używając haseł typowo antykapitalistycznych – m.in obiecał nacjonalizację zachodnich koncernów ciągnących spore zyski z wydobywanej w Boliwii ropy naftowej (legenda głosi też, że wygonił z kraju Coca-Colę, ten symbol zachodniego Świata – ale organoleptycznie sprawdziłem, że to nieprawda; napój chyba nawet jest w Boliwii produkowany). Cóż, jak to socjalista słowa nie dotrzymał – zamiast nacjonalizacji obłożył zachodnie firmy wysokimi podatkami, co przysporzyło mu wrogów zarówno wśród kapitalistów jak i ortodoksyjnej lewicy. Mimo to Morales nadal był przy władzy i emancypował boliwijskie ludy tubylcze – pomijam fakt, że często pokazywał się w typowym andyjskim swetrze z lamiej wełny czy charakterystycznej czapce chullo – językami urzędowymi kraju oprócz hiszpańskiego (spełnia tu rolę języka wehikularnego, podobnie jak angielski na subkontynencie indyjskim) zostało 36 narzeczy indiańskich (ponad 60% mieszkańców Boliwii to Indianie), w tym i rodzimy język Evo, ajmara (około 1/3 Boliwijczyków to przedstawiciele tego ludu).
"Zawsze Coca-Cola" - tu w górach Atlas
    Trochę mnie więc zdziwiło, że widziane przeze mnie protesty były właśnie demonstracjami ludów tubylczych, żądających większych praw (i respektowania obecnie ustanowionych). Ubrane w typowe (i noszone na co dzień) ludowe stroje kolorowe grupy wolnym pochodem przesuwały się po ulicach miasta – wędrowano do samego centrum, gdzie swoje siedziby miały instytucje rządowe (choć La Paz nie jest stolicą tu właśnie mieszczą się najważniejsze ministerstwa). Pochód przebiegał nad podziw spokojnie, wręcz leniwie. Demonstranci mieli czas na pogawędki czy szklaneczkę kompotu z suszonych moreli (coś jak nasz wigilijny kompot z suszu).
Przerwa w protestach
    Zresztą życie w wysokich Andach ogólnie toczy się bardzo leniwie – może dlatego zamieszki które spowodowały ustąpienie Evo Moralesa (właściwie to w ich wyniku, po wyborach, wojsko dało prezydentowi ultimatum, a Evo ugiął się i wyjechał do Meksyku) przyniosły tylko trzy osoby śmiertelne. A może też po prostu były robione bez przekonania, wbrew woli ulicy – w La Paz widziałem wiele antyamerykańskich murali, głoszących by Jankesi trzymali się z dala od Południowej Ameryki. W każdym razie antyamerykański Morales ustąpił, akurat w chwili, gdy coraz większe znaczenie zaczyna mieć pewien niezwykle toksyczny metal, którego ogromne złoża – możliwe, że większe nawet od chińskich – znajdują się pod niesamowitym solniskiem w Uyuni.
Salar de Uyuni
    Chodzi tu oczywiście o lit – rzadko spotykany, a niezbędny do produkcji akumulatorów, na przykład tych w nachalnie promowanych samochodach elektrycznych. Nieważne, że taki zużyty akumulator auta elektrycznego jest toksyczną bombą dla środowiska – lansujmy elektryczność, bo... No właśnie, bo co? Trzeba sobie odpowiedzieć cui bono. Kto na tym zyska? Na blogu nie będę się nad tym zastanawiał, lecz w mojej opinii auta elektryczne to straszny humbug, podobnie zresztą jak i nowoczesne wiatraki. Szkoda tylko, że przez tą modę zniszczony zostanie wspaniały Salar de Uyuni. A Boliwia na tym i tak się nie wzbogaci – zresztą próbowała już kilkukrotnie, czy to na guanie (przegrana wojna z Chile i utrata wybrzeża z saletrą), czy na kauczuku (przegrana z Brazylią i utrata kauczukodajnej dżungli), czy współcześnie na ropie (zyski przejmują zagraniczne koncerny). I po całym tym boomie znowu pozostaną tylko stare pociągi.
Cmentarzysko pociągów w Uyuni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Klimat i krwawe ofiary cz. 1

     Od jakiegoś czasu się słyszy, że luminarze Unii E***pejskiej (i innych krajów należących do upadającej zachodniej cywilizacji) będą od ...