Tłumacz

1 kwietnia 2020

Dzikie Wybrzeże cz. 3

   Pisząc o Lloret de Mar wspominałem, że miasto zostało założone jako baza czy tam inna twierdza przez piratów z miejscowości Tossa de Mar.
Panorama Tossy de Mar
   Jest to prawda. A przy okazji jest Tossa chyba najbardziej urokliwym miastem na Costa Brava. Miasteczkiem właściwie. I mówię tu całkiem poważnie. Urzekło nie tylko mnie ale wielu innych przybyszów (na przykład Avę Gardner – na starym mieście stoi nawet jej pomnik – Franka Sinatrę i takiego jednego Mirka; cóż, może ten ostatni jest mniej znany od wyżej wymienionych, ale ma tę przewagę, że w przeciwieństwie do nich z Mirkiem osobiście spożywałem alkohol). Całe szczęście, że większość turystów przebywających w sąsiednim Lloret de Mar zajętych jest imprezowaniem i nie ma czasu przebyć tych kilkunastu kilometrów dzielących znany kurort od Tossy – dzięki temu nie ma tłoku w wąskich średniowiecznych uliczkach starego i niewiele szerszych barokowych traktach nowego miasta.
   Tereny u ujścia dziś już wyschniętej rzeki Tossy zasiedlone były od Starożytności. Zbyt krótkie pobyty w miasteczku nie pozwoliły mi co prawda zlokalizować jakichś prehistorycznych stanowisk archeologicznych, ale bez trudu znalazłem ruiny rzymskiej twierdzy z V wieku po Chrystusie. Willa, położona dość daleko od wybrzeża (zapewne w celach obronnych) była luksusową rezydencją – zachowało się ogrzewanie podłogowe zwane hypocastum (dosyć popularny rzymski wynalazek – podłoga oparta była na licznych słupach, pomiędzy które wdmuchiwano ciepłe powietrze) oraz ozdobne mozaiki (obecnie przetrzymywane w muzeach). Generalnie dosyć luksusowa posiadłość, zapewne zamieszkana już przez chrześcijan. Kres świetności położył zapewne najazd Wizygotów (warto wspomnieć, że niewiele wcześniej Goci mieli swój polski epizod – po wyruszeniu ze Skandynawii zamieszkali w dolinie dolnej Wisły; zostało po nich kilka cmentarzysk, chociażby Kamienne Kręgi w Odrach).
Rzymska willa
Ruiny willi. Widoczne hypocastum
   Willa Ametllers nie jest najpopularniejszą atrakcją Tossy – zdecydowanie na pierwszy plan – także wielkościowo – wysuwa się obwarowane średniowieczne stare miasto. Nota bene zamieszkane do dzisiaj. W Średniowieczu mieszkańcy Tossy żyli z morza. Owszem, zapewne część trudniła się rybołówstwem, ale bardziej intratne były pirackie rejzy na północne wybrzeża Afryki lub arabskie wtedy Baleary (albo, ewentualnie, gdzieś bliżej; trudno orzec). Jako, że podobnie rozumieli "życie z morza" muzułmańscy mieszkańcy wybrzeży Morza Śródziemnego samemu polując trzeba było zabezpieczyć się na wypadek nieproszonej wizyty. I tak Tossa doczekała się wspaniałych murów miejskich. Zresztą samo miasteczko położone było dość genialnie – na skalnej ostrodze otoczonej z dwu stron wysokimi klifami opadającymi na niewielkie plaże. Z jednej ze stron dodatkowo chroniła miasto rzeka Tossa (dziś już wyschnięta, jak wspominałem) a nad wszystkim górował dziś już niemal niezachowany zamek (na jego miejscu znajduje się latarnia morska). Obrazu starego miasta dopełniają wąskie uliczki, niewielkie kamienne domki i ruiny kościoła św Wincentego (dużo większy barokowy kościół pod tym samym wezwaniem znajduje się w nowej części zabytkowego centrum). Jest tu po prostu ładnie.
Mury miejskie
Stare miasto
Zabytkowa uliczka
Stare miasto - ruiny zamku i kościoła
   Nowsza część, pełna sklepików i restauracji nie jest może aż tak urzekająca, ale położona tuż przy plaży także ma swój urok. Ja szczególnie polubiłem bar "Josep" – leży nieco na uboczu, więc spotkać tam można niemal wyłącznie Katalończyków, w wystroju wnętrza rzucają się fotografie dawnej, jeszcze rybackiej Tossy, a poza tym – to największy atut – można przy ogromnym kuflu piwa posiedzieć w niewielkim piwnym ogródku z tyłu sklepu. Tam trafić jest już całkiem trudno, więc zazwyczaj jest miejsce. Siedząc w cieniu można przy okazji rzucić okiem na Can Garga – najstarszy budynek miasta zbudowany poza średniowiecznymi murami. Przytulony do skały mam wewnątrz wykute w kamieniu jaskinie, a nad mocnymi ufortyfikowanymi drzwiami znajdują się wykusze umożliwiające rażenie potencjalnego przeciwnika. Dom ten jest bowiem rezydencją obronną. Bogaci właściciele nie chcieli tłoczyć się w niewielkich średniowiecznych domkach, ale z drugiej strony okolica była niebezpieczna – rezydencja musiała więc być obronna: opór należało stawiać chociaż jakiś czas, aż do czasu przybycia posiłków z miasta. Do Can Garga turyści jednak nie zachodzą, a i mnie tylko raz udało się zajrzeć do środka (stąd wiem o wykutych grotach). Czarowne miejsce.
Bar Josep
Can Garga
   Zawsze też – jeżeli kogoś znudzą zabytki – może się wykąpać lub poleżeć na jednej z dwóch plaż.
Mała plaża i klify
   Do Tossy docierałem zarówno drogą lądową jak i morską. Polecam obie. Pierwsza pozwala przyjrzeć się Sierra Brava, Dzikim Górom, druga natomiast uzmysławia, czemu to wybrzeże nazywa się także Dzikim – Costa Brava.
   Zdecydowanie warto szukać takich perełek.
Widok na zatokę i dużą plażę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Cziatura

     Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii . Choć także będą po...