Tłumacz

31 marca 2020

Podróżowanie

  Od początków istnienia Człowieka – a nawet wcześniej – byliśmy gatunkiem wędrownym, nie mającymi swoich siedzib nomadami. Owszem, doniosłe wydarzenie jakim było odkrycie rolnictwa (rewolucja neolityczna) po pewnym czasie spowodowało, że ludzkie populacje poczęły wznosić trwalsze schronienia i prowadzić żywot mniej więcej osiadły. Ale i wtedy nie zrezygnowaliśmy całkowicie z podróżowania (na przykład po to, żeby zobaczyć co dobrego wyrosło w sąsiedniej wiosce; zobaczyć, i zabrać, ma się rozumieć). Z tym, że przynajmniej mieliśmy dokąd wracać (z łupami, oczywiście).
Klasztor oo Bernardynów w Warcie
  Dzisiaj podróżować jest łatwiej niż kiedykolwiek (dlatego w internetach jest tyle blogów podróżniczych) – choć oczywiście znajdą się miejsca, gdzie dotarcie wymaga wysiłku. I, jak to się mówi nowocześnie, wyjścia ze swojej strefy komfortu. Większość ludzi wystarczają niezbyt odległe wycieczki w granicach swojego – Niemcy mają piękne słowo na określenie "Małej Ojczyzny" – Heimatu (i nie brzmi jak rozkaz, prawda?). Sam mam taką "Małą Ojczyznę", jestem z niej dumny i często się nią chwalę (chwalę się też – i szukam w Świecie powiązanych wątków – swoją "Dużą Ojczyzną", Polską), ale nader często Ją opuszczam. Jeśli już ktoś wyrusza poza te swoje cztery kąty to – jeśli jest to wyjazd turystyczny – najczęściej uczestniczy w sztampowej wycieczce, i przywozi stamtąd zdjęcie na którym, w zależności od kierunku, podpiera Krzywą Wieżę w Pizie albo chwyta za czubek paryską Wieżę Eiffel'a. No, względnie nie opuszcza hotelowego basenu. Zgroza. Owszem, był gdzieś dalej, ale nadal nic o tym miejscu nie wie.
Basen. Ale w dżungli (fot. J. Repetto)
  Wiem, bo często mam sposobność obcować z turystami. Co prawda zawsze staram się pokazać coś więcej niż sztampowe landszafty (o, kolejne niemieckie słowo), ale nie zawsze się udaje.
  Dlatego blog ten trudno nazwać stricte podróżniczym. Może podróżniczo – edukacyjnym? Tak lepiej. Będą oczywiście zabawne opowieści z podróży (najciekawsze są takie, kiedy Autorowi coś poszło nie tak – bywa, że są także pouczające), będą jakieś tam zdjęcia (człowiek, jak większość naczelnych, jest wzrokowcem), ale czasem zahaczę o historię (nie da się zrozumieć teraźniejszości bez zapoznania się z przeszłością), politykę (zapewne raczej krytycznie), kulturę, sztukę, et cetera, et cetera. Jakby to powiedzieli sarmaccy pamiętnikarze: to taka silva rerum, las rzeczy, będzie (cicer cum caule, groch z kapustą). I, jeżeli, ktoś się czegoś z tego bloga (blogu?) nauczy, i jeszcze ta wiedza do czegoś się przyda, to będzie naprawdę super.
Grampiany. Szkocja.
  Tak czy siak, podróżować jest łatwo. Trudniej jest zrozumieć, gdzie się jest.
 


Posłowie: długo zabierałem się do opublikowania bloga, i pewnie wcale bym się nie zabrał, gdyby nie niedawna wyprawa do Ameryki Łacińskiej. Wyprawa, jak wyprawa - pech chciał, że akurat trafiłem na czasy zarazy... Po powrocie do Polski zostałem skierowany na przymusową kwarantannę, więc na reszcie znalazłem czas. Cóż, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Peruwiańska Giza cz. 1: Mały Nil 2

     Przyznam się, że długo myślałem nad tytułem tego dwuczęściowego wpisu – przez głowę przelatywało sporo pomysłów, w tym "Mały Nil ...