Władza jest jak narkotyk, władza to
wielka siła, śpiewała Anja Ortodox ze swoim zespołem
Closterkeller – i z treścią utworu trudno się spierać, a –
jak mawiali starożytni – de gustibus non est disputandum.
A o zamiłowaniu do władzy najlepiej
chyba opowiada pewien dramat (nie tylko z treści, to także gatunek
literacki) stworzony przez XVI-wiecznego angielskiego pisarza znanego
jako William Sheakspeare (może to być wszak tylko nom de plure –
do dziś toczą się dyskusje kto był naprawdę owym pisarzem;
teorii jest sporo – a to hrabia Edward de Vere, a to sama królowa
Elżbieta I, a to szerzej nie znany kupiec o tym nazwisku ze
Straford; ta ostatnia wersja uznawana jest za oficjalną, o innych
niemal nie wolno wspominać, zwłaszcza w Straford). Chodzi
oczywiście o nieśmiertelnego "Makbeta".
Jest to dzieło na orbicie lektur
szkolnych bodajże – ale młodzież w tym wieku niewiele z niego
pojmie, zwłaszcza, że i tak pewnie przeczyta tylko streszczenie. A
szkoda.
Ja streszczać nie będę, kto zna,
kto zna, kto nie ten trąba. Opowiem o czym innym.
To czego bowiem nie wiecie, to to, że
ów Makbet – Macbeth czy może Mac Bethad mac Findlaich – był
postacią historyczną. Jakieś 500 lat później elżbietański
dramatopisarz wziął na warsztat starą szkocką opowiastkę o
burzliwym końcu dynastii MacAlpinów, odrobinę ją przykroił,
dołożył co nieco od siebie – i voila! Powstało uniwersalne
dzieło.
Choć zapewne tytułowy bohater mógłby
siebie nie poznać (na pewno w oryginale, trudno powiedzieć, czy
mówił po angielsku).
Swego czasu mieszkałem w Szkocji, w
słonecznym (tak, tak, to nie przesada, miasto szczyci się tym, że
posiada największą liczbę słonecznych dni w roku w całej
Szkocji; co nie znaczy, że tam nie pada, nie) Dundee. Samo miasto ma
dość ciekawą historię (i nieźle wypromowaną, choć raczej tylko
na lokalnym rynku; ogólnie Brytyjczycy wspaniale potrafią
sprzedawać swoją przeszłość turystom, warto się tego od nich
uczyć), ale to opowieść na inną okazję. W każdym razie w Dundee
ciężko pracowałem a w wolnych chwilach motywowałem kolegów do
zwiedzania owej krainy – tak, żeby przywieźć do kraju coś
więcej oprócz pieniędzy.
Grampiany |
Któregoś razu także ruszyliśmy w
Grampiany (w Szkocji poza górami – niezbyt wysokimi – niewiele
jest; pod względem krajobrazowym, oczywiście). Po drodze minęliśmy
Arbroth z czerwonymi klifami i Deklaracją z Arbroth z 1306 roku
(jest też wędzony łupacz – taka ryba, i ruiny opactwa),
Stonehaven z ruinami zamku z tapety pewnego komputerowego systemu
operacyjnego, królewską rezydencję w Barmoral – gdzie nas nie
wpuszczono, akurat JKM Elżbieta II spędzała tam wakacje – i
wiele innych miejsc. Zerkając na mapę (wtedy nie było jeszcze
smartfonów z GPS-ami, choć chyba już ów amerykański wojskowy
system został udostępniony dla cywili; a może nie? Nieważne,
zawsze oprócz GPS-a mam mapę papierową) zauważyłem jeszcze jedno
miejsce – Peel Ring obok niewielkiej wioski Lumphanan.
- Patrz – powiedziałem – to musi
być coś fajnego.
- No?
- Ten Peel Ring. Jest tak samo
zaznaczony jak Stonehenge. To muszą być ruiny. Tu jest napisane, że
z III wieku naszej ery.
- No?
- Jakby nie było warto tam pojechać
nie zaznaczaliby na mapie. A to w sumie po trasie. O, a tu jeszcze
pole bitwy. 1057 rok. Zaraz, zaraz... O, mam – sięgnąłem po
jakiś przewodnik i przeczytałem – Tuż obok grodziska z wczesnej
epoki brązu znajduje się pole bitwy oraz kamień, na którym po
przegranej batalii ścięto mieczem Macbetha, króla Szkocji!
- No?
- No to jedziemy tam!
Pojechaliśmy. Było to dosyć trudne,
do Lumphanan nie wiodła właściwie żadna poważniejsza droga, a do
zabytku to już całkiem. W końcu jednak znaleźliśmy jakiś
drogowskaz.
- Dojazd nie wygląda na taki, który
prowadziłby do wielkiej atrakcji – skonkludował prowadzący auto
kolega.
Peel Ring of Lumphanan |
Miał rację. Dojazd nie wyglądał. A
i sam Peel Ring okazał się zwyczajnym grodziskiem – jakich w
Polsce też mamy bez liku. Trochę rozczarowującym, nie ma co, i nie
zmieniała tego historia obiektu. Pochodził z epoki żelaza, potem w
okresie wczesnego średniowiecza istniała tu warowna osada, a w XIII
wieku – trochę lat po bitwie - powstała rezydencja typu
motte. Czyli grodzisko stożkowe tak zwane, ziemno-drewniana
konstrukcja mieszkalno-obronna. Ktoś powie – co to za obrona,
piasek i patyczki. Ale taki ktoś zapomina, że ziemia i drewno przez
tysiąclecia były podstawą budownictwa w Europie Północnej.
Owszem, na południu dominował kamień, ale była to m.in kwestia
dostępności budulca, dużo bardziej rozpowszechnionego właśnie w
basenie Morza Śródziemnego (podczas gdy prostsze w obróbce drewno
nie było tam aż tak powszechne jak na przykład u nas). Oraz – co
tu dużo mówić – warunków klimatycznych. Dom drewniany jest
domem ciepłym – izoluje od niskich temperatur, dom zaś kamienny
to siedlisko zimne, dające chłód w upalne dni. Proste. Po upadku
Imperium Rzymskiego w północnej Europie kamienne sadyby wznosili
tylko najbogatsi – Kościół i Karolingowie (kaplica pałacowa w
Akwizgranie była przez wieki największą kamienną budowlą na
północ od Alp) lub też tacy, którzy wraz z chrześcijaństwem
przyjmowali najróżniejsze nowinki (czego przykładem są pallatia
wczesnopiastowskie w Gieczu czy na Ostrowie Lednickim) – ale
warownie nadal były ziemno-drewniane. Rozwój technologii sprawił
jednak, że i na północy w końcu pojawiły się forty kamienne
bądź ceglane, prawdziwe zamki. Z kolei one ustąpiły miejsca...
Ziemnym szańcom nowożytnych twierdz. Koło się zamknęło.
Swoją drogą podobne do Peel of
Lumphanan – i pochodzące z podobnego okresu – jest grodzisko w
Starej Rawie. Są też różnice: nasze jest zarośnięte lasem a
dojazd do niego jest jest jeszcze trudniejszy. No i nie zginął w
okolicy żaden król.
Grodzisko w Starej Rawie |
No właśnie. Bitwa pod Lumphan
pomiędzy wojskami króla Mac Bethada – Makbeta – a zwolennikami
Maela Coluima mac Donnchada – czyli Malcolma III, syna poprzedniego
władcy, Duncana I – odbyła się 15. sierpnia 1057 roku (cóż,
skoro nie wpuścili nas wtedy do Balmoral, musiał być sierpień –
Elżbieta II właśnie w tym miesiącu wypoczywa bowiem w swojej
szkockiej rezydencji; żadnych śladów po jakimkolwiek upamiętnieniu
Makbeta nie znalazłem jednak – może dlatego, że w Brytanii
królów było co nie miara, i sporo z nich zginęło w tragicznych
okolicznościach). Prawdopodobnie nie brały w niej udziału siły
Lasu Birnamskiego. Makbet został pokonany, pojmany i zdekapitowany –
czy przez jakiegoś Makduffa, o tym historia milczy. Nie zostały do
końca rozbite siły króla, więc następcą został pasierb – syn
Grouch, pierwowzoru Lady Makbet – Lulach. Ponieważ nijak nie
pasował widocznie Szekspirowi do konwencji, o nim angielski pisarz
zamilczał. I wszyscy wiedzą, że następcą Makbeta na szkockim
tronie był właśnie Malcolm III (z drugiej strony Lulach panował
tylko kilka miesięcy nim został pokonany, niczego wielkiego nie
dokonał, więc Szekspir miał trochę racji) a wraz z nim dynastia
Dunkeld.
Tak więc Makbet istniał, był królem
i żył w dość ciekawych czasach ("obyś żył w ciekawych
czasach" – chińska klątwa). Skoro już wiadomo, jak zginął,
warto byłoby dowiedzieć się o nim czegoś więcej.
Kamienia na którym podobno Mac Bethad
mac Findlaich stracił głowę niestety nie odnalazłem – choć
podobno znajduje się on jakieś 300 metrów od grodziska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz