Już wiemy, że walizka na kółkach
czy torba na ramię (o wspaniale wyglądających antycznych kufrach
nawet nie wspominam; kiedyś to się podróżowało) w Dzikich
Krajach jest całkowicie niepraktyczna. Tylko plecak! Albo i dwa:
duży na plecy, mały na brzuch.
Pomnik najsłynniejszego peruwiańskiego podróżnika |
A co w plecaku? Kiedyś na
potrzeby grup facebookowych o podróżach do Peru przygotowałem taki
krótki poradnik (nowocześniacy mogą powiedzieć, że
szowinistyczny, ale trudno), to czemu by – zwłaszcza, że niedługo
znów ruszam do Ameryki Południowej (o ile nie nastąpi nawrót
paniki koronawirusowej albo socjalizmu jakiej innej plagi) – nie
przypomnieć tych rad na blogu? Zwłaszcza, że są one dosyć
uniwersalne.
Na początek: ubrania.
Autor (drugi od prawej) w stroju kamuflującym (foto: J. Repetto) |
Oczywiście tylko w
wersji męskiej – osobniki płci przeciwnej wezmą zapewne dużo
więcej. Choć ja w sumie też sporo biorę – z racji gabarytów
trudno mi znaleźć ubrania w Dzikich Krajach, choć tam są one dużo
tańsze, i nie trzeba ich wozić ze sobą (i zawsze można je
przywieźć jako pamiątkę):
- dwie koszule, najlepiej z
podwijanymi rękawami i syntetyczne (szybko schną i chronią przed słońcem, oraz zajmują niewiele miejsca),
- dwa tiszerty,- bluza termoaktywna,
- polar (obowiązkowo: w Andach noce są chłodne, podobnie jak na pustyni; i zawsze może robić za
poduszkę),
- dwie pary długich spodni (a jak wiem, że będę
biegał po jakichś lodowcach to i najbardziej traumatyczny wynalazek
dzieciństwa: kalesony – względnie jakiś współczesny
termoaktywny odpowiednik),
- krótkie gacie,- 4-5 kompletów
bielizny (to najłatwiej uzupełnić w razie strat), w tym jakieś
grubsze na wypadek zimnej nocy albo wyprawy w chłodniejszy rejon,
-
czapka (dla każdego obowiązek, dla mnie tym bardziej), albo nawet
dwie, zwykła i polar,
- buty za kostkę i sandały.Sytuacja nieprzewidziana - gradowa burza w Andach |
Cóż,
tak naprawdę sporo z tego mam zawsze na sobie, więc w plecaku jest
więcej miejsca. Generalnie wolę rzeczy syntetyczne, bo zajmują
mniej miejsca, są lekkie i szybko schną – można je ruk-cuk
szarym mydłem wyprać. A co do głębszej przepierki: w Dzikich
Krajach na każdym kroku są pralnie piorące na kilogramy – w
Polsce bardzo mi ich brakuje i jak jakąś znajdę to strasznie się
cieszę (jako, że często w sezonie bazuję w Szczecinie – jedna
jest na Wałach Chrobrego, polecam).
A. Może jeszcze ręcznik –
najlepiej z mikrofibry – nie byłby głupim
pomysłem. Dobrze też zawczasu powkładać ciuchy (i inne utensylia) w foliowe worki. Zaraz zaczną krakać różni zieloni terroryści, że nieekologicznie (jakby miało to coś wspólnego z ekologią), ale niech nas tylko złapie oberwanie chmury - od razu doceni się ten pomysł.
Kosmetyczka. Właściwie wszystko można kupić na
miejscu – prawie zawsze (w Maroko szukałem mydła a dostałem
szampon przeciwwszowy – z racji alternatywnego owłosienia głowy
niezbyt mi przydatny) – więc jak się nie weźmie to nie ma
tragedii. Ja jednak mam ze sobą taki mały zestaw:
- szczotka i
pasta,- szare mydło (i do mycia, i do prania),
- fafkulce
(w szpreju się nie da, zwłaszcza przy locie samolotem; swoją drogą
i antyperspirant i pasta w pojemnikach poniżej 100 ml),
- płyn
do dezynfekcji rąk i powierzchni (używam go właściwie tylko do
odświeżania stóp i butów – oparty na alkoholu zwalcza florę
kwitnącą w butach pro bono publico; oczywiście małe
opakowanie),
- igła i nitka (zarówno do szycia ubrań, jak i
innych rzeczy – dlatego może też być w apteczce).
Namiot czy
karimata często jest dostępna na miejscu – do kupienia albo
wypożyczenia.
Namioty z wypożyczalni - o różnym standardzie |
Właśnie. W Dzikich Krajach często
można kupić leki które u nas są tylko na receptę – ale niech
się lekomani nie cieszą, bo niektórych nie ma wcale, a inne są
reglamentowane. Generalnie mimo, że raczej można nabyć medykamenty
na miejscu to wychodzę z założenia, że lepiej nosić jak się
prosić. Zwłaszcza, że czasem może nie być czasu na kupno:
-
węgiel i loperamid: w każdej ilości – i najlepiej używać albo
jedno, albo drugie, bo na raz się znoszą; węgiel można też
profilaktycznie, stoperan zaś kiedy się już jelitko spsuło;
-
kwas acetylosalicylowy, czyli polopiryna, aspiryna, acard – ja
uważam za panaceum na wszystko, choć niektórzy są uczuleni; nie
tylko przeciwbólowo i przeciwzapalnie, ale i na wysokościach jak
kto ma problemy z krążeniem,
- nospa-
paracetamol/ibuprofen/pyralgina – któryś ze środków
przeciwbólowych, najłatwiej w Dzikich Krajach dostać ten
pierwszy.
- octanisept – niby na rany, ale jak się skończy
płyn do dezynfekcji sprawdza się też do odsmradzania butów,
-
folia termiczna- krem, ewentualnie coś przeciwsłonecznego z filtrem.
Czasem też zabieram ranigast czy
chlorchinaldin. Oraz płyn do soczewek, z racji konieczności (poza
tym można nim przemywać przesuszone i zmęczone oczy, pomaga przy
zapaleniach spojówek – ja mam to w pakiecie, to nie muszę brać
nic więcej). W apteczce dobrze mieć też bandaż czy jakieś
plasterki (do zabezpieczania ran nadaje się też superglue) a jak
ktoś już całkiem chce się poczuć jak prepers – tabletki do
uzdatniania wody (niektórzy biorą ze sobą filtr).
Teraz miałem
przejść do ostatniego punktu – szczepień – ale jako, że na
malarię właściwie szczepionki nie ma (to znaczy niektórzy
twierdzą, że już jest, ale trudno dostępna) to warto się
zaopatrzyć w leki antymalaryczne. Co prawda w Ameryce Południowej
malaria występuje tylko w dżungli, i to bardzo rzadko, ale już w
takiej Afryce Subsaharyjskiej jest na porządku dziennym.
Dżungla |
Jak się
zabezpieczyć przed zakażeniem zarodźcem malarycznym?
Jest kilka
dróg:- malarone – typowy lek antymalaryczny, u nas drogi,
-
doxycyklina – tańsza, tylko trzeba dłużej przyjmować.
- gin
z tonikiem – niestety niszczy wątrobę.
Na popularną w
dżungli dengę szczepionek nie ma, leczy się ją objawowo. Co do
innych szczepień, to właściwie do Ameryki Południowej nie ma
obowiązkowych, ale warto się i tak zabezpieczyć, bo na niektóre z
tych chorób (choćby żółtaczka pokarmowa) zapaść można i w
Europie:
- żółta febra (zdarzają się epidemie, ostatnio była
w Brazylii),
- dur brzuszny,
- tężec i błonica
- WZW
A+B.
Tropikalna plaża w rejonie występowania dengi |
Są też choroby, na które szczepić się nie ma sensu, już
wy wiecie jakie, ale to inna bajka. Ten poradnik ja tu tylko tak
zostawię, a teraz czmycham na Bałkany, z których uciekam do
Ameryki. Ciągle w trasie.
Pasjonujące, ale może jednak zadzwonię po tragarzy - mam większą kosmetyczkę. :)
OdpowiedzUsuń😂
Usuń