Tłumacz

5 sierpnia 2022

Niedźwiedzia stołówka

    Usypiałem już, gdy donośny dźwięk telefonu dotarł do moich uszu i potężnie wstrząsnął całym mózgiem.
    - Kto – zmełłem w ustach przekleństwo – dzwoni o tak nieludzkiej porze?
    Złapałem za aparat, a niemiłosiernie brzęczący odgłos powtórzył się. Sygnał dzwonka miałem całkiem inny, SMS-y też obwieszczane były łagodniej... Ki diabeł? Starożytni kosmici dzwonią?
    Okazało się, że ani diabeł, ani kosmici. Ani nawet żadna ze znanych mi person. Oto straszny jazgot z głośnika obwieszczał, że przyszło ostrzeżenie. I to nie byle jakie, bo w dwóch obcych językach: po rumuńsku i po angielsku: w okolicy takiej to a takiej ulicy w Predeal zauważono niedźwiedzie; uprzejmie prosimy nie wychodzić z domów, a w razie zauważenia tego groźnego zwierzęcia nie robić mu zdjęć tylko jak najszybciej się oddalić.

Ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem
    Cóż – akurat byłem w tym najwyżej położonym rumuńskim mieście, choć nie jestem pewny czy właśnie przy wymienionej w ogłoszeniu ulicy – więc alert był jak najbardziej na miejscu. Szkoda tylko, że akurat leżałem w hotelowym pokoju i zbierałem się do snu, - następnego dnia miałem do przebycia naprawdę galanty kawałek drogi. Odłożyłem telefon, przewróciłem się na drugi bok, po czym przyszedł kolejny alert, ostrzeżenie o takiej samej treści. Następnie przez miasteczko – takie trochę rumuńskie Zakopane (albo może Kościelisko czy Murzasichle bardziej) poczęły jeździć radiowozy na sygnale – ani chybi płoszyć miały owe grasujące po ulicach niedźwiedzie. Tak, zgadza się, okno miałem od ulicy – głównej drogi przebiegającej przez miasteczko i przełęcz o tej samej nazwie: granicę między Siedmiogrodem a Wołoszczyzną.
    W końcu jednak udało mi się usnąć – bez interakcji z niedźwiedziami – aczkolwiek domyślałem się, że takie ostrzeżenia nie są bezpodstawne. Rumunia szczyci się olbrzymią populacją niedźwiedzia brunatnego, szacuje się, że 1/5 europejskiej populacji tego olbrzymiego ssaka żyje właśnie w tym państwie, głównie w Karpatach – w tym i Karpatach Południowych i paśmie Bucegi (Park Narodowy), które przecinała droga przez przełęcz Predeal – i przy której wyrosło miasteczko w którym właśnie – nie pierwszy raz – nocowałem.
Widok na Karpaty Południowe
    I swego czasu rzeczywiście natknąłem się tam na niedźwiedzia. Akurat hotel w którym spałem znajdował się wyżej – podjazd był dosyć stromy, ale autokar dał radę – więc pewnie tam łatwiej było o niedźwiedzia, ale przecież z głównej ulicy też policja płoszyła. W każdym razie: przyjechaliśmy pod hotel i pierwsze, co zwróciło moją uwagę to kosze na śmieci: wszystkie umocowane na solidnych betonowych klocach. Ciekawe, czemu – pomyślałem, lecz wkrótce otrzymałem odpowiedź:
    - Uważajcie po zmroku – ostrzegł nas portier a ja przekazałem tą informację dalej – Grasują tu niedźwiedzie, więc niebezpiecznie jest wychodzić z hotelu.
    Na drzwiach wejściowych rzeczywiście była nalepka ostrzegająca przed tym groźnym ssakiem, ale większość moich podopiecznych z uśmiechem i politowaniem pokiwała głową:
    - Strachy na lachy!
Predeal po zmroku
    Dopiero rano, przy śniadaniu, podekscytowanym głosem wymieniali między sobą uwagi w stylu:
    - Rzeczywiście! Były niedźwiedzie! Widziałam z balkonu! Ja też!
    Cóż – faktycznie były. Też widziałem, jak kręcił się taki jeden koło autokaru. Włamu by pewnie nie dokonał, ale zaszkodzić mógł – chociażby przewracając ów obetonowany kosz na śmieci. Nam byłoby ciężko usunąć go z drogi, miś natomiast przy odpowiedniej zachęcie mógłby go wywrócić. Jaka to mogłaby być zachęta? Otóż... Jedzenie. Niedźwiedzie po prostu schodziły z gór by kolokwialnie rzecz ujmując nażreć się resztek zostawionych w śmietnikach. Taki proces zachodzi na całym Świecie – wiele gatunków zwierząt woli niczym klasyczne komensale dojadać resztki po człowieku niż samemu polować czy szukać pokarmu. Wyżeranie ze śmietnika ma niższy koszt energetyczny (biologia, a zwłaszcza ekologia i genetyka, to bardzo matematyczne nauki) niż aktywne polowanie. Mało tego – korzystanie ze śmietników (gdyby nie były zabetonowane niedźwiedź rozniósłby taki pojemnik na strzępy) w Predeal okazało się przedsięwzięciem, że tak powiem, miedzygatunkowym. Oto bowiem każdy niedźwiedź ma wokół siebie kilka miejscowych bezdomnych psów. Dwa, może trzy. Psy te ostrzegają misia przed niebezpieczeństwem, oszczekują potencjalnych przeciwników, wskazują śmietniki – w zamian za to, kiedy niedźwiedź przewróci kosz i się nażre w spokoju dojadają resztki. Ot, taka protokooperacja (i troszkę współbiesiadnictwo, komensalizm). Natura bywa taka fascynująca.
    Właśnie taką grupę widziałem w Predeal bladym świtem. Niedźwiedź przemknął jak cień i odszedł w góry, psy się rozbiegły, tylko przewrócony kosz tarasował – na szczęście nie nam – drogę.
    W poprzednim wpisie wspominałem też, że można gdzieś w okolicy spróbować niedźwiedzia – i że w Braszowie nie udało mi się jak dotąd znaleźć knajpy niedźwiedzinę serwującą. Dopytałem w Predeal:
    - Może spróbuj w Poiana Secuilor – doradziła mi pani z recepcji, a jej kolega przytaknął – To 6 kilometrów w tą stronę.
    - Tam? - wskazałem na wyjątkowo stromą ulicę odchodzącą od głównego traktu.
    - Tak, powinni mieć takie mięso. Chyba, że akurat by nie mieli.
    Pokiwałem głową i zacząłem rozmyślać nad wyprawą ku owej tajemnej restauracji. Łakomstwo przemawiało za spacerem, rozsądek podpowiadał, że idąc 6 kilometrów w nocy pod górę mogę i tak się spóźnić do owej knajpy, a tylko się umęczę. Kiedy jeszcze za oknem zagrzmiało i zaczęło padać stwierdziłem, że spróbuję niedźwiedzia innym razem. No i może z miejsca, gdzie nie wyżera ze śmietnika.

Braszów

    I teraz trzymam się za słowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Klimat i krwawe ofiary cz. 1

     Od jakiegoś czasu się słyszy, że luminarze Unii E***pejskiej (i innych krajów należących do upadającej zachodniej cywilizacji) będą od ...