Tłumacz

8 marca 2021

Kanion Zagubionych cz. 2

    Więc siedzieliśmy w centrum pustynnego Ocucaje na jedynym zielonym skwerze w promieniu wielu kilometrów i próbowaliśmy znaleźć sposób dotarcia do niedawno odkrytego Kanionu Zagubionych. Narastający upał wgonił wszystkich tubylców w jakieś cieniste kąty, nawet pan – w służbowym uniformie, ninie pracownik miejscowej komunalki – podlewający do tej pory ów jedyny miejski klomb gdzieś się ulotnił.

Turystyczne centrum Ocucaje

    Nagle wyjaśniło się, dokąd poszedł. Oto wraz z nim biegł niemal ku nam elegancko odziany Latynos – w koszuli, w spodniach w kant i – obowiązkowo – wypastowanych butach.
    - Witajcie, jestem alcade Ocucaje – przywitał się – Czego szukacie w naszym mieście?
    Trochę się zdziwiliśmy – alcade to burmistrz/wójt/sołtys, generalnie najwyższy przedstawiciel niższych władz lokalnych. Czyli taka miejscowa szycha.
    - Chcielibyśmy dostać się do Kanionu Zagubionych – wyjaśniliśmy – Ale trudno nam znaleźć jakiś transport.
    - Canon de Los Perdidos? Jesteście turystami? - burmistrzowi zaświeciły się oczka.
    - Tak – potwierdziliśmy a alcade aż pokraśniał ze szczęścia, w oczach oprócz błysku pojawił się też międzynarodowy symbol dwukrotnie przekreślonego s.
    - Chodźcie ze mną! - zaordynował.
    Poszliśmy – od alcade bowiem aż chlapało autorytetem i pewnością siebie – zapewne włączył mu się typowy latynoamerykański maczoizm: "co, ja nie załatwię?". A poza tym – do sennego Ocucaje (które wkrótce – w myśl pobożnych życzeń miejscowych – miało stać się wielką metropolią) zjechali turyści. Zesłał ich dobry los zapewne – a jak los, to i los Dolares: jedni przyjechali, przyjadą następni. W końcu po coś, do jasnej ciasnej, nawadniamy ten trawnik na środku pustyni! Alcade zaprowadził nas do niedalekiego muzeum paleontologicznego, założonego po odkryciu na pobliskiej pustyni (pobliskiej metaforycznie oczywiście – pustynie z natury są ogromne, widziałem je na trzech kontynentach – i nie liczę antropogenicznego pochodzenia Pustyni Błędowskiej – zawsze są rozległe).

Południowoamerykańska pustynia

    - Pani doktor! Pani doktor! - zaczął nawoływać, ale chodziło mu nie o niezbyt powszechną i niezbyt bezpieczną dla Gringo miejscową służbę zdrowia ino o dyrektor placówki – To nasi goście. Chcą się dostać do Kanionu Zagubionych, niech-że pani zorganizuje jakiś transport!
    - No oczywiście – krótko ostrzyżona wysoka Peruwianka o bystrym spojrzeniu ukazała się w drzwiach muzeum – Ale jest już dość późno na wycieczkę...
    - Proszę znaleźć! A. Jakby chcieli zobaczyć muzeum, niech wejdą – tu alcade zawahał się chwilę – Za darmo niech wejdą. A jak będą czekać na busika...
    Burmistrz rozejrzał się po okolicy. Po czym zaczął krzyczeć:
    - Willy! Willy! - a kiedy pojawił się korpulentny Latynos w bordowym t-shircie dodał – To nasi goście, pokaż im naszą winiarnię! Idźcie z Willy'm – zwrócił się tym razem ku nam – Pokaże wam naszą fabrykę pisco. Najlepsze w Peru. Nawet do Europy eksportujemy.
    Cóż – nie będę ukrywał, że byliśmy zauroczeni takim przyjęciem. Oczywiście, nie znaczyło to, że za transport (pani dyrektor znalazła chętnego kierowcę) do kanionu nie musieliśmy płacić, ale spróbowaliśmy lokalnego muszkatołowego wina i pisco – a to zawsze poprawia nastrój.
    Sama bimbrownia winiarnia okazała się sporej wielkości zakładem przemysłowym – rzeczywiście mogło być tak, że eksportowała swoje wyroby do Europy – na pewno można było dostać ich produkty w Limie (i pisco, i wina – zwłaszcza produkowane z odmiany muscat; mało męskie i delikatnie różane w smaku, ale lubię; nie, nie jestem sommelierem, lubię się po prostu czasem napić). Urokowi miejsca dodawało to, że mieściła się na terenie dawnej jezuickiej posiadłości

Dzwon bez serca

– po sekularyzacji przekształconej w typową hacjendę. Willy z dumą prezentował nam olbrzymi pozbawiony serca dzwon (to największy i najstarszy dzwon w Peru – zaznaczył) oraz pozostałości hacjendy. Swoją drogą jakiś czas temu usiłowano otworzyć tutaj ośrodek wypoczynkowy – niestety te same siły które sprawiły, że na pobliskiej (metaforycznie pobliskiej) pustyni są znajdowane skamieniałości z dna morskiego odpowiadają również za częste trzęsienia ziemi w rejonie Iki i Ocucaje – jedno z nich, jakieś 20 lat temu, zastopowało rozwój miejscowego ośrodka wypoczynkowego. Pozostały tylko ruiny basenu, sauny oraz drewniane leżaki.

Dawny kurort

    Oraz kilka skamieniałości leżących między budynkami dawnej hacjendy.

Skamieniałości

    Zdecydowanie więcej było ich w niewielkim muzeum – które też zwiedziliśmy. Potem jeszcze tylko rozmowa z panią doktor – jako dyrektor muzeum została zobligowana do przybliżenia nam historii miejscowych odkryć oraz najnowszych dziejów Ocucaje.

Muzeum paleontologiczne

    W końcu jednak przyjechał wyczekiwany busik, umówiliśmy z kierowcą kwotę (ale nie zapłaciliśmy jeszcze – zawsze lepiej jest płacić po wykonaniu usługi; tak na wszelki wypadek) i ruszyliśmy.

Droga przez pustynię

    - Odpalaj GPS-a – poradził mi Janek, z którym jeździmy do Ameryki Łacińskiej – Jak będziemy znali trasę do Kanionu Zagubionych będzie można tam jeszcze kogoś zabrać, nawet jak kierowca nie będzie znał drogi.
    Włączyłem urządzenie – i regularnie, przy każdej zmianie kierunku (od momentu odkrycia kanionu pojawiły się niezbyt wyraźne ścieżki na pustyni) zaznaczałem punkt trasy. Jeszcze nie wiedziałem, ale miało nam się to przydać szybciej niż myśleliśmy.
    Nie bez kozery miejsce do którego zdążaliśmy nazywało się Canon de Los Perdidos. Kanion Zagubionych...


    Czy w końcu dotarliśmy do kanionu i co z tego wynikło - dowiecie się już w piątek, 12.03.2021. A pierwsza część przygody dostępna TUTAJ.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Enver i never

     Oczywiście wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO Linie z Nazca to nie jedyne geoglify w Ameryce Południowej. Geogli...