Tłumacz

10 lutego 2023

Dziwna królowa

    Każdy kto odwiedza rumuński zamek Bran (zwany kiedyś Torzburgiem bądź Torcsvarem) jest zaskoczony, że zamiast śladów słynnego Drakuli (Wlad Tepes, późnośredniowieczny władca Wołoszczyzny był pierwowzorem słynnego hrabiego wampira z powiastki Brama Stokera; pono pisarz siedzibę władcy wzorował właśnie na owym siedmiogrodzkim czyli transylwańskim zamku, ale historyczny Palownik, bo to znaczy pseudonim Wlada, prawdopodobnie nigdy tu nie był – chyba, że dzień czy dwa przesiedział jako więzień) napotyka na wszechobecne pamiątki po rumuńskiej królowej z początku XX wieku, Marii; nic w tym dziwnego, po roku 1919 kiedy Siedmiogród stał się częścią Królestwa Rumunii braszowscy mieszczanie do których zamek należał podarowali niszczejącą budowlę swej nowej władczyni – a ta przebudowała wnętrza na swoją letnią rezydencję.
Zamek w Bran
    Sama Maria należała do dobrej niemieckiej rodziny, Sachsen-Gotha-Coburg, bocznej linii dynastii Wettynów, przypadkowo akurat zdobywających władzę w Wielkiej Brytanii (w wyniku ślubu niejakiego Alberta z inną Niemką, Wiktorią Hannowerską) – i w przeciwieństwie do wspomnianego wołoskiego hospodara nijak nie mogła zdobyć mojej sympatii. Co prawdopodobnie oznacza, że była w swoich czasach czymś, co moglibyśmy określić dziś jako patocelebryta.
Dawna siedziba dynastii Sachsen-Gotha-Coburg, obecnie Battenbergów
    Cóż, jako niemiecka księżniczka wyszła za mąż za przyszłego władcę Rumunii Ferdynanda z – a jakże – niemieckiej dynastii Hohenzollern-Sigmaringen (XIX wiek to istna epidemia niemieckich władców – po zjednoczeniu Rzeszy przez wielkiego Bismarcka bezrobotnych władców niemal narzucono nowopowstającym krajom, nieraz usuwając miejscowych, tak jak miało to miejsce w Rumunii gdy odwołano Aleksandra Cuzę; tylko Ahmedowi Zogu w Albanii się udało; no i serbskim Karadziordziewiczom). Tęskniąc do rodzinnych Alp czy tam innych gór Harzu ojciec pana młodego, król Karol I wzniósł własny zamek Peles. Leży on w przepięknej okolicy po wołoskiej stronie Bucegów w miejscowości Sinaia. Jest, trzeba przyznać, troszkę zbyt cukierkowy, ale mimo to komponuje się z krajobrazem. Kompleks ten królowa Maria także przebudowała – a dziś jest własnością jej potomków (mieszkał tu zmarły niedawno mariowy wnuk Michał I, ostatni król Rumunii), wygnanych z kraju przez komunistów, a dziś, po powrocie w XXI wieku (kiedy odsunięto ostatecznie od władzy czerwonych) cenionych i szanowanych przez Rumunów.
Zamek Peles w Karpatach Południowych
    Maria na taki szacunek także sobie zasłużyła – w czasie wojny pracowała jako pielęgniarka w wojskowych szpitalach. Ach, gdyby tak była znana tylko z tego...
    Niestety, królowa okazała się kobietą tak zwaną wyzwoloną. Oczywiście, jest to określenie przyjęte tylko dla wyższych warstw społeczeństwa. Można określić ją też zgoła inaczej. Ale przecież nie będzie w takim zachowaniu nic dziwnego, jeśli zauważymy, że Maria porzuca chrześcijaństwo na rzecz modnej wtedy wśród wyższych sfer konfesji zwanej bahaizmem (nie, nie jest to coś takiego jak scjentologia; nie jest aż tak głupie). Bahaizm wywodzi się z babizmu, który wychodzi się z islamu – i stawia sobie za cel to, by na świecie zapanował pokój i dobro. Bardzo to przypomina postulaty ruchu hippisowskiego – więc pewnie gdyby królowa była te kilkadziesiąt lat młodsza skończyłaby jako podstarzała narkomanka czekająca na nadejście ery Wodnika (tak, są tacy ludzie, spotkałem kiedyś całą wioskę, ale to inna historia).
Bałczik
    Tak więc bahaistka Maria puszcza się na prawo i lewo – większość jej dzieci, nawet uznanych, nie będzie potomkami Ferdynanda – i zakłada w Dobrudży nad Morzem Czarnym wspaniałą (przynajmniej ówcześnie) rezydencję otoczoną olbrzymim ogrodem. Muszę przyznać, że władczyni miała jednak gust, bo miejsce, Bałczik, jest znakomite. Znaną już w Starożytności zatokę otaczają wysokie wapienne klify, a klimat jest łagodny i ciepły. Sam pałac to niewielka budowla ozdobiona nie spełniającym żadnej funkcji minaretem (no, może z tym gustem to trochę przesadziłem – jako, że bahaizm jest mocno eklektyczny to i królowa strasznie mieszała style architektoniczne) przypominająca typowe dla dawnych terenów osmańskich domy. Mimo wielokrotnego przechodzenia Dobrudży z rąk do rąk pozostało też tu co nieco pamiątek po Marii – ona sama zresztą też została tu pochowana, ale wycofujące się rumuńskie wojska zabrały zwłoki do Bukaresztu.
Pałac królowej Marii
    Dziś bowiem Bałczik leży w Bułgarii i jest niewielkim kurortem żyjącym właśnie z legendy rumuńskiej królowej (ot, kolejny element multikulturowego kolorytu Dobrudży). Dla turystów udostąpniony jest zarówno pałac jak i spory ogród na klifie (działa tam sklep z całkiem fajnymi bułgarskimi winami) – choć jak to bywa w krajach skorumpowanych niemal tak jak władze Unii E***pejskiej – kupno biletu może nastręczyć pewne trudności: właściciele pałacu i ogrodu nie mogą się dogadać i trzeba kupować osobne kwitki do każdej z tych atrakcji. A czy warto? Jak ktoś lubi landszafty i wino to ogród wystarczy mu w zupełności, a sam pałac jest niewielki.
Fragment ogrodów królowej Marii
    W ogrodach znajduje się też niewielka średniowieczna cerkiew – na życzenie Marii przywieziono ją tu z Krety i zdesakralizowano. Królowa po prostu dobrze się w niej czuła i lubiła medytować. Obok zaś postawić kazała wzorowany na prawosławnych wołoskich krzyżach monument z symbolami bahaizmu.
    Czyli – w moim odczuciu – ów krzyż sprofanowała. Zresztą przyglądając się płaskorzeźbom mającym ukazywać tolerancyjny charakter bahaizmu (mamy tam symbole kilku religii) główna figura przypomina coś, co na piedestale stawiają dziś tak zwane artystki feministyczne. Zapewne wpadłoby im to w oko gdyby nie to, że muszą krzyczeć, nawoływać do mordowania niewinnych i eksponować narządy płciowe. Ciekawe, czy Maria odnalazła by się w tym nurcie.
Bahaistyczna rzeźba
    Na pewno nie odnalazła się w życiu rodzinnym – choć robiła wiele, by taką koncepcję skutecznie ośmieszyć – podobno jej nowocześnie wychowani synowie w ramach walki o kobietę postanowili się pozabijać we wspomnianym już zamku Peles. Legenda mówi, że dowiedziawszy się o tym Maria przyjechała chcąc pogodzić zwaśnionych mężczyzn – i została trafiona zabłąkaną kulą, po kilku dniach ciężkiej agonii zmarła. Prawda bywa jednak bardziej prozaiczna, choć równie bolesna. Królowa zmarła w zamku Pelinor – leżącym jakieś kilkaset metrów od Peles – na marskość wątroby. Sęk w tym, że mimo rozwiązłego stylu życia nie piła alkoholu.
    Karma, powie ktoś, kto wierzy w takie rzeczy.

1 komentarz:

Najchętniej czytane

Cziatura

     Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii . Choć także będą po...