Tłumacz

1 sierpnia 2025

Nie róbta co chceta

    I oto nadszedł coroczny czas muzycznego spędu potocznie zwanego łutstokiem (a przez jakiś czas, póki organizatorzy mieli prawa do nazwy, oficjalnie Woodstockiem) – Pol'and'Rock Festival. I tak, wiem, wpisy miały być o podróży po Lotharii Regni, krainach dziś między Francję a Niemcy wciśniętych, będących zaczątkami państw pierwszej EWG (i Szwajcarii), ale wybacz, cny Czytelniku – ot starzeje się Autor, i po prostu lubi sobie ponarzekać. A w tym roku to już wybitnie, wszak dopiero co było o papieżu-bałbochwalcy, infantylnych gwiazdkach piłki nożnej czy likwidacji polskich ambicji zostania atomowym mocarstwem. Jak nic się nie zmieni, a nic nieprzewidzianego nie wydarzy, to na ziemie dawnego władztwa Lotara wrócę już za tydzień – do Górnej Sabaudii konkretnie. A teraz PRF, czy jak to się tam skrótem pisze.
Festiwal Woodstock w Kostrzynie, rok 2013
    Od razu zaznaczam – nie będzie nic o, hm, kontrowersjach związanych z fundacjami ową cykliczną imprezę organizującymi. To wyjaśnili już inni, a sam Organizator i pomysłodawca (przypominam: miała to być nagroda dla zespołów i wolontariuszy którzy w styczniu danego roku pomagali zbierać datki na m.in zakup sprzętu medycznego; na co zbierano to w sumie nie do końca wiadomo, bo średnio transparentne bywają rozliczenia kwesty, a Organizator po takich uwagach zwykł skakać po stole ze słoikiem z drobnymi, odbywało się też wiele procesów karnych z różnym wynikiem, ale smród pozostał; sprzęt medyczny kupowany za uzbierane pieniądze będące promilami w budżecie służby zdrowia szpitalom jest jeno leasingowany, i muszą go one używać wedle wytycznych właściciela, a nie aktualnych potrzeb) jakoś nie rwie się do wyjaśnień, co opisałem w powyższym nawiasie. Tym bardziej, że styczniowe kwesty, zapoczątkowane w tych trudnych dla Polski latach 90-tych XX wieku miały wszelkie znamiona czegoś pięknego. Bo oto proszę sobie wyobrazić – w teorii mamy już wolną Polskę, gospodarkę wolnorynkową (oba te twierdzenia są nieprawdziwe vide Nocna Zmiana czy plan Balcerowicza wyhamowywujący transformację wolnorynkową i reformy, w tym Wilczka, by żyło się lepiej Starej Nomenklaturze, nieradzącej sobie na rynku) a majątek narodowy i budżety obywateli topnieją jak lód w maju. Olbrzymie bezrobocie, brak perspektyw, bieda. I szarość, i smutek. Kto wtedy nie żył (a nie był członkiem Starej Nomenklatury) ten nie zrozumie. I na to pojawia się człowiek z grubsza nie znany (przynajmniej poza Warszawą) i sprawia, że ludzie ten swój wdowi grosz dają by pomóc innym. Coś wspaniałego. Akcja z roku na rok przybiera coraz większy rozmiar, kwoty zebrane rosną, a choć są przecież nic nie znaczącą kroplą w morzu potrzeb pokazują, że wspólnie możemy pomagać. I tu pierwszy zgrzyt – propaganda, jakoby owa kropla wiele zmieniała. W świadomości niektórych ta zbiórka niejako zastępuje państwo, niezdolne do działania. Osłabia to zaufanie do władz i prowadzi do anarchii. Włosi na przykład do dziś nie poradzili sobie ze strukturami na prowincji zastępującymi władze centralne.

Syrakuzy na Sycylii - powiedzmy, że bez związku wrzucone zdjęcie
    Z biegiem czasu coroczne kwesty stają się jeszcze czymś innym: plastrem na sumieniu. Dasz piątaka do puszki raz w roku, i jesteś rozgrzeszony – pomogłeś, jesteś dobry, dalej możesz postępować źle. Taki wentyl bezpieczeństwa sumienia, potrzebny dla coraz bardziej laicyzującego się społeczeństwa. Do tego, dzięki czerwonym serduszkom, wszyscy wiedzą, że jesteś dobry i pomocny. Stoi to trochę w sprzeczności z ewangelicznym stwierdzeniem, żeby dając jałmużnę robić to po cichu, nie z próżności czy chęci sławy. Organizacje pomagające cały roku w mediach są w tym samym czasie marginalizowane, a konkurencyjne bezpardonowo niszczone, vide casus Szlachetnej Paczki. Na rynku zbiórek charytatywnych nie ma miękkiej gry.
    Sam zaś festiwal mający być nagrodą dla wolontariuszy rychło przekształcił się w olbrzymią imprezę nie tylko muzyczną, przyrównywaną nieraz do fenomenu Jarocina w latach 80-tych XX wieku. Tamten festiwal stworzono w gabinetach komunistycznej władzy okupującej Polskę jako wentyl bezpieczeństwa by skanalizować bunt młodzieży, Woodstock zrobiony przez równie sprawnych macherów krok po kroku miał młodzieżowymi umysłami zawładnąć.

Legendarny występ zespołu Prodigy w roku 2011 na Woodstocku - i jakoś koło miliona ludzi
    W bardzo mądry sposób – dawał ułudę wolności bez odpowiedzialności. Coś całkowicie antywychowawczego. Muzyka była tylko pretekstem – na Woodstocku można było robić wszystko co się chce, od błotnych kąpieli poprzez życie w brudzie po odurzanie się używkami z alkoholem na czele. Coś jak średniowieczny karnawał. Organizatorzy starali się sprawić, by żaden z bawiących się nie ponosił konsekwencji swoich zachowań – Pokojowy Patrol czuwał. Pamiętam jak – bo bywałem tam wielokrotnie, nieraz w stanie o jakim dziś trudno bez wstydu i żenady wspominać; mam również wiele miłych wspomnień, choćby koncert Świetlików tuż po deszczu, który oczyścił powietrze z gęstego kurzu zazwyczaj utrudniającego oddychanie przed sceną – oburzał się Organizator, kiedy jedna z międzynarodowych gwiazd zażądała by ustawił barierki oddzielające scenę od ludzi.
    - Chcą barierek? - darł się ze sceny nie wiadomo po co – Męski organ rozrodczy (didaskalia: dosadniej krzyczał do młodzieży), będą barierki!
    On tu, pry, wolności strzeże, a jakieś gwiazdki chcą ją barierkami ograniczać...
    Cóż, standardy zabezpieczeń pokazały swoje oblicze jakiś czas później na jednej ze styczniowych kwest, kiedy na scenie w Gdańsku zamordowano człowieka, a co do obrony wolności, to w czasie paniki koronawirusowej na festiwal nie wpuszczano niezaszczepionych.

Pola festiwalowe w Kostrzynie nad Odrą po Woodstocku
    Dziś PRF nie ma bowiem już nic z otwartego festiwalu – choć wstęp dalej jest bezpłatny – brak tam miejsca dla idei innych niż jedyne słuszne. Ja przestałem nań jeździć (a były czasy, gdy człowiek faktycznie po różnych takich imprezach jeździł, niekoniecznie jako li tylko widz) gdy nie dość, że odmówiono w festiwalowej wiosce miejsca Przystankowi Jezus (ktoś powie – no i dobrze, po co tam religia; ale Hare Kryszna zostali, więc...) a propaganda polityczna w Akademii Sztuk Przepięknych (ASP) stała się nie do zniesienia. Otumaniona alkoholem i ułudą wolności bez odpowiedzialności młodzież dostawała jasne wytyczne: róbta co chceta i głosujta na nowocześniaków. Genialna pralnia mózgu, pełen szacunek.
Typowe działania antychrześcijańskie
    Ówczesna młodzież dziś już jest dorosła – i niestety spora jej część w te mrzonki dalej wierzy (to tylko pokazuje, jak skuteczna jest taka metoda zdobywania rzędu dusz), co trochę mnie przeraża. Koncepcja braku odpowiedzialności za swoje czyny to bowiem najkrótsza droga do zniszczenia społeczeństwa i totalnej anarchii. Bez odpowiedzialności nie ma też – a przecież jako Polacy z racji kryzysu demograficznego wymieramy – rodzin, a jak nie ma rodzin, to i normalnych dzieci będzie brakowało. I znikniemy. Ech, każdy rodzaj sztuki może zostać wykorzystany w niecnym celu.
Festyn, po prostu festyn, w Katalonii, bez nachalnej polityki, za to z cover-bandem Nirvany

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Nie róbta co chceta

     I oto nadszedł coroczny czas muzycznego spędu potocznie zwanego łutstokiem (a przez jakiś czas, póki organizatorzy mieli prawa do nazwy...