Jest
kilka legend wyjaśniających nazwę miejscowości Złote Piaski –
wszystkie zaś nudne i bałamutne, więc generalnie zamilczę o nich;
kto chce, sprawdzi sobie w bedekerach czy Internecie. W każdym razie
jest to olbrzymi kurort o wspaniałym – nomen omen – złotym
piasku, otoczony wapiennymi skałami Wyżyny Dobrudży stromo
opadającymi w stronę wybrzeża Morza Czarnego.
Tak, piasek jest
tu genialny, prawie jak nasz, bałtycki, tylko morze jakieś takie
bezsensownie ciepłe. Dla fanów zanurzania się w lodowate odmęty
bałtyckiego Prądu Kołobrzeskiego tak ciepła woda jest totalnie odstręczająca. Do tego nie da się tu zaobserwować zachodów słońca, a
wschody, z racji taniego alkoholu, oglądane bywają zdecydowanie
zbyt rzadko (żeby nie było, raz widziałem). Tak, plaże Złotych
Piasków są zdecydowanie klasy światowej.
Plaża w Złotych Piaskach |
Niestety, wapienne
skały, tak malownicze chociażby w Bałcziku (o czym pisałem)
spowodowały, że kurort nie ma gdzie się rozwijać: każdy kawałek
jest wykorzystany pod hotele i tworzy się totalna plątanina.
Miejscowym chyba to nie przeszkadza, ale dla kogoś niezwyczajnego do
takiego drogowego chaosu jest to spore utrudnienie. Takie
ukształtowanie terenu sprawia też, że spora część hoteli
położona jest daleko od plaży – a nawet gdy nie, to plątanina
ścieżek i uliczek sprawia, że czasem trudno nad morze zejść, a
jeszcze trudniej wrócić. Może dlatego co większe ośrodki mają
swoje baseny.
Wapienne klify w Bałcziku |
Pomiędzy hotelami – najdroższe i najbardziej
luksusowe oczywiście najbliżej morza – a plażą ciągnie się
promenada. Znajduje się tam szereg knajpek i dyskotek oraz – tu
nie będę ukrywał, jest to przykład ohydnego bezguścia,
współgrającego z "mafinym barokiem" – niewielka wieża Eiffela. Znaczy, konstrukcja w jej kształcie. Wygląda to
rzeczywiście słabo, ale pewnie sporej liczbie turystów się
podoba.
Deptak w Złotych Piaskach |
Jeszcze gorzej jest na sąsiednich ulicach – nie mam
nic przeciwko dyskotekom i nocnym klubom, choć sam nie korzystam to
wiem, że dzięki takim miejscom wiele kurortów zbudowało swoją
wątpliwą markę – wspomnijmy chociaż Lloret de Mar, u nas znane
z żenującego programu "Pamiętniki z Wakacji" czy również
hiszpańską Ibizę (kasyno w Monte Carlo nie jest o wiele lepsze,
tylko nastawione na bogatszego klienta). Złote Piaski też chciały
dołączyć do tej najwyższej ligi niskich rozrywek, mają też
jakichś fanów (tani alkohol), ale jakieś to wszystko jest mało
wysublimowane.
Złote Piaski w pełnej krasie |
Jeśli zaś komuś zdrowie na dyskoteki nie
pozwala (słabe serce i inne tego typu sprawy) może wynająć łódź
i popłynąć wędkować. Cóż, w tym też nie znajduję uciechy,
ale z racji zawodu muszę czasem uczestniczyć – i pewnego razu
spotkało mnie tam bardzo miłe zdarzenie, związane chociażby ze
wspominaną w poprzedniej części wpisu bułgarską kuchnią. Otóż
popłynęliśmy na ryby – to znaczy panie opalały się na
rozstawionych na kutrze leżakach, a panowie moczyli kija popijając
koniak (było dosyć upalnie, więc napiszę – nie próbujcie tego
w domu; kij z opalaniem, nie pijcie mocnych alkoholi w upalne dni na
łódce). Ja zszedłem z kapitanową i kapitanem pod pokład, gdzie
uraczono mnie owym koniakiem i niewielkimi drobnymi krewetkami –
większość z nich szła na przynętę dla miejscowych babek (ryb,
nie Bułgarek o czarnych oczach i oliwkowej cerze), ale część
trafiła na patelnię, gdzie z czosnkiem wspaniale się zaczerwieniła.
W pewnym momencie pod pokład stoczył się jeden z moich
podopiecznych (a były to osoby w tak zwanej jesieni życia) i na
widok talerze drobniutkich frutti di mare niemal się rozpłakał:
-
Czy mogę? - zapytał – Jak przyjeżdżałem tu w latach
siedemdziesiątych jedliśmy coś takiego...
Krewetki |
Kiedy wynieśliśmy
te krewetki na pokład wędkowanie – ku uciesze babek i opalających
się żon – zostało zakończone, Wszyscy byli totalnie urzeczeni
tym smakiem młodości (połowa z moich podopiecznych bywała w
Bułgarii "za Gierka") – poza kucharzem, który na
poczęstunek przygotował wspaniale zgrillowane czarnomorskie ryby, i
nie mógł przeboleć, że przegrywają z jakimiś robokami z
morza.
Tak wygląda babka |
Ale oprócz oczywistych wymienionych już wad mają Złote
Piaski jeszcze jeden mankament – przynajmniej dla mnie. Pal licho,
że spod urbanistycznego chaosu wyłania się socrealizm, nieważne,
że są piękne plaże, pijaństwo, ruja i poróbstwo. Nie ma tu
żadnych ciekawych zabytków. Dla mnie nuda.
Hotele i knajpy |
To znaczy: jest
pewien średniowieczny klasztor – w zasadzie niedaleko, ale... Ale
o nim będzie w następnym wpisie. Bo tu muszę jeszcze dodać jedną
rzecz – o której niemal zapomniałem. Otóż zakładając Złote
Piaski nie wzięto pod uwagę jednej, bardzo istotnej rzeczy (robili
to komuniści, więc naprawdę trudno się dziwić). Oto bowiem
Bałkany są obszarem aktywnie sejsmicznie – tak, to właśnie na
tym półwyspie miałem okazję przeżyć trzęsienie ziemi – i
wstrząsy zdarzają się także tutaj. Najlepiej widać to pomiędzy
Złotymi Piaskami a Czajką: na początku lat 90-tych XX wieku ruchy
płyt tektonicznych zabrały kilka położonych na wysokim klifie
dyskotek oraz naruszyły konstrukcję głównej – i jedynej prostej
– drogi między tymi osiedlami.
Pozostałości po trzęsieniu ziemi |
Cóż – nie zapominajmy:
jesteśmy na Bałkanach. Ruiny można swobodnie penetrować
(ryzykując życie) a drogi nikt nie naprawił. Postawiono tylko
betonowe kloce, dużo skuteczniejsze niż zwykły znak zakazu wjazdu.
Właściwie, w przeciwieństwie do jakiegoś słupka z
czerwono-białą blaszką, działające.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz