Gran Chaco. Najgorętsze miejsce na kontynencie
południowoamerykańskim. Łapiemy stopa, dwukrotnie. Obaj kierowcy
popijają yerba mate, przez rurkę zwaną bombilla, z pojemnika
znanego jako matero, choć tu mówią nań guampa.
Yerba mate |
- Guampa
zrobiona z wołowego rogu – zachwala jeden z nich, ranczer w
pickupie – Jak się pije z tego, to potem jest twardy jak
róg!
Filadelfia – dawny Fernheim: czekamy na autobus do
stolicy. Współczekający wyciągają termosy, zalewają swoje
matero, i pociągają yerby.
Podróż z mate i smartfonami |
Asuncion: liczba termosów
zwiększa się. A dworcowe stragany oferują utensylia do picia yerby
wszelkich kształtów i rozmiarów.
Naczynia na mate wszelkich kształtów i rozmiarów. Oraz termosy. |
Ba, nawet jest bar
serwujący tylko mate.
Bar yerbowy na dworcu w Asuncion |
To znaczy – i mate, i terere. Tu, w
Paragwaju bowiem nazwa mate zastrzeżona jest tylko do gorącego
napoju na bazie ostrokrzewu paragwajskiego. Nikt nie powie inaczej.
Ale taki ciepły kofeinowy (zawarta w ostrkorzewowym suszu mateina
jest z chemicznego punktu widzenia dokładnie tym samym związkiem
co herbaciana teina i właśnie słynny alkaloid z kawy; ot, różne
nazwy handlowe) pije się właściwie wszędzie tam, gdzie kiedyś
żyli Indianie Guarani (bądź gdzie sięgał Paragwaj): czyli w
Argentynie i Brazylii (miejscowa yerba, z portugalskiego erva, jest drobniej mielona), a
czasem w Urugwaju i w Boliwii. Specyfiką miejscowej yerby jest –
niepraktykowane praktycznie nigdzie indziej – picie tego napoju na zimno. Ot,
susz w guampie zalewa się lodowatą wodą – a napój zwie się
terere. Z akcentem na ostatnie e.
Terere |
Czemu? No, to wystarczy
przespacerować się przez Gran Chaco: zachodni Paragwaj zwyczajnie
ledwo nadaje się do życia. Zresztą jeśli chodzi o wschodnią
część kraju, nieco bardziej wyżynną (najwyższy punkt Paragwaju
nie sięga 900 metrów nad poziomem morza; miłośnicy gór nie są
zainteresowani wizytami tutaj) i onegdaj porośniętą lasami
tropikalnymi (ale nie dżunglą) to też nie jest dużo chłodniejsza.
Mate – tą ciepłą – napić się można w chłodne wieczory
(podobno na Gran Chaco nocą może być w okolicach zera, a jak
chodzi o Paraguay Oriental, to słyszałem, że czasem – pewnie co
kilkadziesiąt lat – zdarzają się przymrozki), ale tak, to
terere.
Gran Chaco |
My tu jednak gadu gadu, a jak wygląda ów Ilex
paraguaiensis, ostrokrzew paragwajski? Cóż, słysząc "ostrokrzew"
na pewno widzimy te kolczaste nomen omen liście, z których w
Stanach Zjednoczonych robi się wieńce wieszane na drzwiach w
okresie Bożego Narodzenia. Wiecie, te z czerwonymi owocami,
holly wood, jak zwą roślinę. Otóż... Trafiłem na plantację
yerba mate – ot, krzaki wielkości naszych krzewów borówki
amerykańskiej czy kamczackiej (jak ktoś woli nasze owoce –
wyrośniętej porzeczki). Podobno w naturze ostrokrzew może przybrać
postać sporego drzewa, ale na polu co jakiś czas jest karczowany i
zbierany do suszenia. Oprócz liści używa się też gałązek. Co
zaś do listków... No oszukaństwo jakieś, wcale nie są ostre. Ot,
takie jakieś jak bobkowe.
Ostrokrzew paragwajski |
Botanika bywa zwodniczą nauką, zaprawdę.
Ale i tak nie jest źle. Najgorzej mają Szkoci. W języku polskim
ich narodowy kwiat, taki oset trochę, nazywa się... popłoch.
Wyobraźcie sobie, że brytyjski monarcha dekoruje kogoś medalem
Orderu Popłochu? No słabo. Dlatego przyjęło się, że to Order
Ostu. A. Jabłko nie jest prawdziwym owocem (ale o tym już pisałem).
Szkocki krajobraz |
Jak
się pije zaś ten napój? No, właściwie u nas od dawna dostępna
jest ta "herbatka" w szczurach torebkach, więc wystarczy
zalać wodą (najlepiej niezbyt gotującą), ale fachowo i
snobistycznie powinno się wsypać susz do specjalnego naczynia
(matero bądź – w Paragwaju – guampa): drewnianego, tykwowego,
metalowego, rogowego – do wyboru do koloru – potem wetknąć
rurkę z sitkiem do picia (bombilla) i zalać gorącą acz nie
gotującą wodą (chyba, że terere, to wtedy bardzo zimną). I nie
pić. Ponieważ w magiczny sposób ta pierwsza woda znika. Wchłania
ją oczywiście ostrokrzewowy susz, ale miejscowi powiadają, że
wypija to Święty Tomasz (nie wiem czemu, patronem rzeczy
zagubionych jest wszak Święty Antoni z Padwy, jak wskazuje miano,
Portugalczyk). Potem zalewa się guampę jeszcze raz – i tym razem,
jak nakazuje yerbowy savoir vivre, napar wypija gospodarz. Może
dlatego, żeby pokazać, że naczynie nie jest zatrute (jak ja
uważam), a może z tej przyczyny, że pierwsza porcja, najbardziej
intensywna w smaku (jak twierdzą eksperci), jest zwyczajnie ohydna,
i wstyd gościom dawać (żeby była jasność – drugie zalanie też
nie jest przesadnie smaczne). Następnie zalewa się susz kolejny
raz, i kolejny – i spija się to po kolei w kółku (uwaga: jak się powie "dziękuję" to wypada się z kolejki), aż roślinna masa
straci smak.
Kwiaty yerba mate |
A właśnie: smak – już co nieco o nim
wspominałem. Otóż napar z yerba mate smakuje ni mniej ni więcej
tylko jak woda od kiepów. Ohydnie, po prostu. Wypić wypiję, ale
sam jestem fanem herbaty. Może to właśnie ten papierosiany posmak
sprawia, że – zapewne już od wieków – do ostrokrzewu dodaje
się różne smakowe dodatki (znając życie część z nich ma
walory zdrowotne oprócz tego, a wszystkie magiczne – gros na
potencję). Takie ziółka można nabyć praktycznie wszędzie, choć
nie zachęcam do kupna – nigdy nie wiadomo jak na te tajemnicze
rośliny zareaguje organizm Gringo.
Stoisko z dodatkami do yerby |
Na koniec jeszcze jedna
ciekawostka o yerba mate – dopiero ostatnio napój stał się
popularny na Świecie. Wcześniej import tego surowca do Europy
(orędownikiem byli już jezuici w XVIII wieku) blokowali importerzy
herbaty, wymuszając na władcach (choćby rosyjskich carach w XIX wieku) olbrzymie cła na ostrokrzew
paragwajski. Zgoła inny stosunek do rośliny mieli europejscy
imigranci – w Ameryce Południowej zakładali plantacje, często do
dziś prosperujące i cieszące się pewną renomą. Jako polski
patriota mogę – tu trochę lokowanie produktu – markę Amanda.
Czemu? Plantację tą założyli po prostu nasz rodak, znany w Argentynie inżynier Szychowski. Z tych samych
przyczyn nie mogę polecić innych równie renomowanych marek (na przykład popularnej u nas Rosamonte)
zakładanych przez plantatorów z nacji nam nieprzyjaznych. I wiem,
że to głupie przenosić konflikty ze Starego Świata do Nowego,
zwłaszcza, że ten – i o tym następny wpis – ma w historii
własne, nieraz bardzo krwawe wojny.
Ruiny jezuickich misji - tu Misiones w Argentynie |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz