Więc wylądowaliśmy w Iquitos – i
pierwszy raz mogłem spojrzeć na Wisłę Ameryki Południowej –
Amazonkę.
Technicznie oczywiście Amazonka przypomina Narew –
jest to bowiem rzeka warkoczowa: płynie wieloma korytami na raz i
nie da wskazać się głównego nurtu. Różnica to głównie kwestia
skali.
Nawet w porze suchej i 5000 kilometrów od ujścia rzeka
jest potężna. Niewyobrażalnie potężna. A masy wody toczone przez
nią do Atlantyku są tak gargantuiczne, że trudno je sobie
wyobrazić. Jako hydrobiolog od wodnego makrozoobentosu powinienem
być dodatkowo zafascynowany miejscowymi bezkręgowcami – ale
przyznam się: do tej pory nie było kiedy się przyjrzeć (łezka
się kręci gdym studentem będąc tropił ważki nad Narwią i na
Kurpiach; i to uginające się pod nogami pło na torfowiskach –
chodzenie po bagnach wciąga). W związku z kolorem wody (będącym efektem niesionych tonami osadów rzeka ma kolor – hm – sieny palonej)
nie widać arapaim (największa słodkowodna ryba na Ziemi), ani
delfinów słodkowodnych. Wydry też nie widziałem – a anakondę
tylko na starorzeczach amazońskich dopływów.
W następnym wpisie postaram się przybliżyć jak wygląda podróż tą
największą rzeką Świata. Jakieś 2500 kilometrów, z Iquitos do
Manaus. Brzmi egzotycznie, ale niech mi W. Sz. Czytelnik wierzy –
wymaga bardzo indiańskiego spojrzenia na upływający czas.
Przy
okazji trasa wiodła w dużej mierze śladami Francisco de Orellany i
jego konkwistadorów, pierwszego eponima rzeki. Spłynęli oni z
Andów w dzisiejszym Ekwadorze rwącą i pełną wirów Rio Napo, a
następnie do Atlantyku.
Rio Napo wpada do Amazonki trochę
poniżej Iquitos, i tamtędy mniej więcej płynęli Hiszpanie. Mniej
więcej, bo po każdej powodzi rzeka się zmienia – a te przecież
występują regularnie co roku. Orellana co prawda nie musiał
przesiadać się w Tabatindze (bo jeszcze nie istniała), a w
miejscu Manaus widział tylko ujście Rio Negro (i fenomen nie
mieszania się wód), za to na brzegach spotykał całe tłumy
miejscowych – w tym i podobno wojownicze kobiety, co dało
współczesną, drugą, nazwę rzeki – Amazonka. Pierwszą była
Rio Orellana, ale słabo się sprzedawała.
Mówię o nazwach
europejskich, miejscowi nazywali Amazonkę po swojemu, a nazw tych
było legion. Zresztą nawet dzisiaj Amazonka nie nazywa się tak na
całym swoim biegu. Forma ta pojawia się w Peru, w miejscu zlania
się Ukajali i Marañonu. Potem od Tabatingi (trójstyk granic Peru,
Kolumbii i Brazylii) aż do Manaus i Rio Negro nazywa się Solimioes,
a potem aż do ujścia na powrót Amazonka. O ile jednak ujście jest
jedno, to ze źródłami jest problem. Co jakiś czas media donoszą,
że znaleziono jakieś nowe źródła, i teraz rzeka ma tyle a tyle
kilometrów (swoją drogą w odkryciu sporej części tych źródeł
udział mieli badacze z Polski – postulowałbym, trochę żartem,
nazwę Nowa Wisła; rzeka Warta jest w Ameryce uczczona, w Brazylii, w
stanie Parana jest nazwana tak polska osada; swoją rzekę ma też
Ernest Malinowski).
Ukajali już widziałem – w Pucallpie. To
też jest potężna rzeka, technicznie część Amazonki. Od razu
dementuję – nie słyszałem tam żadnych śpiewających ryb. W
końcu woda była tak samo mętna jak i w prawdziwej Amazonce. Wesoło
za to skwierczały te wyłowione, na grillach miejscowego nadrzecznego
targu.
Żeby było zabawniej sama Ukajali też nie ma konkretnych
źródeł – powstaje w wyniku spotkania się Urubamby i Apurimacu.
Tak, mało kto z odwiedzających Machu Picchu zdaje sobie sprawę, że
Święta Rzeka Urubamba, wyglądająca trochę jak nasz Dunajec,
tylko trochę szersza, to kawałek Amazonki.
Dobra, to
stwierdzenie chyba mija się z prawdą, ale jak tylko znajdą nowe
źródła gdzieś w Andach łacno może stać się to obowiązującą
wykładnią. Na tą chwile prowadzi Apurimac.
Potężny i
niezwykle malowniczy kanion, choć nie tak głęboki jak Colca czy
Cotahuasi, wydaje się być idealną scenerią dla powstania tak
potężnej rzeki. O ile oczywiście to nie będzie Colca lub
Cotahauasi. W końcu wszystkie rzeki z tej strony Andów w Peru
spotykają się finalnie w Amazonce (rzeki Wybrzeża, krótkie i
okresowe, to zupełnie inna bajka – o czym zresztą nie raz i nie dwa pisałem).
A czemu piszę tylko o dorzeczu Ukajali, a nie o
Marañonie? Na tą chwilę to Rio Marañon zdaje się być o
kilkadziesiąt kilometrów dłuższa, choć nadal przez większość
biegu nieżeglowna. Odpowiedź jest prosta. Marañonu nie widziałem,
a Ukajali tak. Najbliżej byłem nad Rio Huallaga (ponad 1000
kilometrów długości – trochę dłuższa niż Wisła), w Tingo Maria, ciekawym miasteczku w dżungli górskiej, odradzanym przez
wszystkie bedekery.
Z ciekawostek: słowo tingo znaczy tyle, co
skrzyżowanie, zbieg rzek.
Cóż. W każdym razie po powstaniu Ukajali krajobraz się wypłaszcza – przez kilka tysięcy kilometrów teren opada zaledwie o kilkaset – i staje się dosyć nudny. Tylko dżungla, po horyzont i za horyzont. Czasem wioska. Albo miasto. I dżungla (tak naprawdę wcale nie jest płasko – zmiany nurtu rzek powodują, że teren jest mocno pofałdowany; czasem też zdarzają się jakieś skały). To samo musiał chyba – choć bez miast – oglądać de Orellana, trochę przypadkiem płynący Amazonką (po prostu nurt Rio Napo dla jego czółen był zbyt silny i nie mógł zawrócić). Od Iquitos do Manaus – choć w drugą stronę – płynął też Tomek Wilmowski, choć wtedy rzeka nie była aż tak okupowana przez człowieka. No i płynął parowcem. Ja używałem statków spalinowych.
Amazonka |
Wisła |
Mniejsza odnoga Amazonki |
Indiańskie spojrzenie na czas (foto. z arch. Autora) |
Rio Napo |
Styk Rio Negro i Solimoes |
Madre de Dios w dorzeczu Amazonki, recypient dla Rio Malinowski |
Ukajali |
Swięta Rzeka Urubamba |
Apurimac |
Kanion Apurimac |
Tingo Maria |
Cóż. W każdym razie po powstaniu Ukajali krajobraz się wypłaszcza – przez kilka tysięcy kilometrów teren opada zaledwie o kilkaset – i staje się dosyć nudny. Tylko dżungla, po horyzont i za horyzont. Czasem wioska. Albo miasto. I dżungla (tak naprawdę wcale nie jest płasko – zmiany nurtu rzek powodują, że teren jest mocno pofałdowany; czasem też zdarzają się jakieś skały). To samo musiał chyba – choć bez miast – oglądać de Orellana, trochę przypadkiem płynący Amazonką (po prostu nurt Rio Napo dla jego czółen był zbyt silny i nie mógł zawrócić). Od Iquitos do Manaus – choć w drugą stronę – płynął też Tomek Wilmowski, choć wtedy rzeka nie była aż tak okupowana przez człowieka. No i płynął parowcem. Ja używałem statków spalinowych.
Amazonka wieczorem |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz