Tłumacz

2 września 2024

Dziennik Adamasa de Orellany

    Jako, że właśnie – po 76 godzinach na łodzi (nie licząc tych kilkunastu z Iquitos na granicę; swoją drogą podróż z Tabatingi zwykłym statkiem, lento, trwa jakieś 10 dni) – dotarłem do Manaus to taka mała wprawka literacka na blogu.
Manaus nad Rio Negro
    Bo skoro pokonywałem trasę, którą te prawie pięćset lat temu płynęła pierwsza znana ekspedycja ze Starego Świata (plotki o tym, że dużo wcześniej w górę rzeki – niczym Tomek Wilmowski et consortes – wędrowali Kartagińczycy póki co wkłada się w akta i teorie miłośników Starożytnej Astronautyki; Thor Heyerdal uśmiecha się gdzieś tam – gdzie jest – pod nosem) postanowiłem zaktualizować nieco dziennik wyprawy Francesco de Orellany. Czy może raczej jego kapelana Gaspara de Carvajala sporządzającego notatki. Sam de Orellana, zgodnie ze standardami epoki, nie musiał być piśmienny. Mój wyczyn nie był może aż tak bohaterski jak przypadkowa w sumie (z dzisiejszego Ekwadoru wypłynął rzeką Napo po spyżę – a zawrócić już z powodu silnego prądu i wirów zawrócić nie mógł; wiry na Napo nadal utrudniają przemyt żeglugę) ekspedycja hiszpańskich konkwistadorów, ani tak doniosły w skutkach, ale był – cóż – mój. W Ekwadorze też byłem, choć przez chwilę tylko.

Rio Napo
    Od tamtego czasu wiele też się zmieniło, choćby technologia i tempo podróży (odkrycia XIX stulecia sprawiły, że nie musiałem machać wiosłem - ni brygantyny budować - przez kilka tysięcy kilometrów; to też jednak była pewna monotonia podróży). Nie ostrzeliwano już też statków z brzegów (aczkolwiek pełnej gwarancji na to dać nie mogę, zwłaszcza jeśli chodzi o tereny przygraniczne i uczęszczane szlaki przemytni... no, nieważne). Jedno pozostało bez zmian – wielka rzeka. No i to, że życie w dżungli jest parchate – czyli w sumie dwie rzeczy; zresztą selva to właściwie jedyne, co widzi się na brzegach.

Dżungla
    Ad rem. Zaczynajmy.

    Dziennik Orellany z peregrynacji po wielkiej rzece Roku Pańskiego dwa tysiące dwudziestego i trzeciego (we fragmentach znalezionych w żołądku kajmana).


    (...) W dniu wspomnienia świętych Hipacego Paflagończyka i Alberyka z Utrechtu Roku Pańskiego 2023 stanęliśmy na brzegu Napo, podle ujścia do niej jakieś lokalnej rzeczki i odpoczęliśmy. Miejscowi mówią na to miejsce Mazan, i mamią nas opowieściami o drodze, która przedzierając się przez Andy niebotyczne w jedną, i nieprzebytą dżunglę w drugą spiąć ma oba brzegi Okeanu opasającego cały kontynent. Mówią na nią Transamazonica, i podobno w sąsiedniej wiosce jest ktoś, kto zna kogoś (...), kogo wuj widział ślady onej trasy. Nasz informator zdawał się być wiarygodny, na potwierdzenie swych wiadomości zdradził nam, że wuj ów ma pypeć na nosie (...)
    Święta Agnieszka z Asyżu w swoim dniu w Roku Pańskim 2023 sprawiła, iż dotarliśmy do naprawdę olbrzymiej rzeki. Jest tak szeroka, że ani chybi – blisko już być musi do Atlantyku, skoro z łodzi dostrzec się dają delfiny, które ponoć rozbitków potrafią uratować, jak mądrzy Autorzy łacińscy piszą (...).
    Okazuje się, że jednak wcale nie tak blisko do tego Oceanu, a miejscowe delfiny wcale do pomocy topielcom skore nie są. W dniu świętych Grzegorzy, Cudotwórcy i tego z Tours, Roku Pańskiego 2023 wczesnym rankiem dotarliśmy, umęczeni, do Santa Rosa de Ybycui. W panującym upale trudno się na czymś skupić.
    Wieczorem tegoż dnia (...) wreszcie znaleźliśmy spokojny kąt do spania. Jako, że był to piątek, miejscowi postną strawę przygotowali. Dziwna ta ryba, zębata strasznie, acz smaczna. Autochtoni o jeszcze innych cudach na rzece opowiadali, oprócz zębatych krwiożerczych ryb i delfinów także o olbrzymich wężach, syrenach i lewiatanach, zdolnych łódź całą połknąć. Zwą je tu – lewiatany owe – arapaimami. Sami też z gołym niemalże przyrodzeniem biegają i w robactwie, które to w gnijącym drewnie się rodzi, gustują (...). Czas jednak w dalszą drogę wyruszać, ku ziemiom Amazonek i Złotego Człowieka.
    (...) Nie wiemy, czy to Niedziela w listopadzie Roku Pańskiego 2023, czy nie – dni na rzece bowiem nic się od siebie nie różnią, ni podniosłością, ni długością. W oddali tylko błyska się, co zwiastuje burzę niechybną. Miejscowi mówią, że już kilka miesięcy na deszcz czekają, a rzeka przez to ledwo co płynie. Trochę nie chce nam się w to wierzyć, jakoby jeszcze większa być miała. Takoż plemion dzielnych wojowniczek Amazonkami zwanych ani widać, ani słychać. Choć trzeba przyznać, że kiedyśmy widzieli pogoń Indianki z klapkiem w dłoni za niewielkim złośliwym huncwocikiem, możemy przypuszczać, iż wśród przodkiń miała jakąś scytjską wojowniczkę (...) Co zaś się deszczy i burz tyczy, póki co szczęśliwie nas omijają. Ale gdyby przyszły, to święty Jacku od Pierogów, miej nas w swojej opiece (...).
    Święto Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny (prawdopodobnie) Roku Pańskiego 2023. Rankiem całą rzekę zasnuły dymy woniejące spalenizną. Ani chybi, po tylu dniach żmudnej podróży, teraz już na pewno zbliżamy się ku ujściu (...). Musi też tu znajdować się jakaś wielka osada, inaczej skąd tyle dymu, jak nie z sadyb ludzkich? Wciąż liczymy, że dotrzemy do kraju Złotego Człowieka. Leży on nad Czarną Rzeką i znajdować tam mają się nieprzebrane wręcz bogactwa, acz skoro niedaleko Ocean, to i może El Dorado szukać należy w innych rejonach tego bezkresnego kontynentu?
    Tegoż dnia, wieczorem. Jest i Rio Negro! Czarna Rzeka. Musimy być blisko. Może spróbujemy popłynąć w górę, wszak tam musi być El Dorado, Złoty Człowiek i jego bogate królestwo. Nasza ekscytacja sięga zenitu (...). Na skałach nad Rio Negro dostrzegliśmy tajemnicze rysunki ludzkich głów, co tylko utwierdza nas w przekonaniu, że chociaż ta z opowieści jest prawdziwa. Dopłynąć tam będzie jednak ciężko, gdyż ciemny nurt jest wartki. Rzeka ta też nie wpada od razu do naszej, tylko płyną obok siebie jednym korytem – żółto-brunatna i czarna. W to nikt nam nie uwierzy (...). Jest tu też dużo krokodyli, których miejscowi kajmanami zowią. Iście, olbrzymie są niczym smoki (...)

    Tu zapiski się kończą.
    Co prawda w okolicach Manaus raczej trudno kajmana spotkać, ale petroglify nad Rio Negro jak najbardziej. Na zakończenie warto dodać, że prawdziwy de Orellana dopłynął do Atlantyku (i faktycznie myślał, że koło Manaus jest już blisko do oceanu – dziś zresztą przypływają tu statki oceaniczne – a nad Rio Negro leży kraina El Dorado, królestwo Złotego Człowieka), ale wiedziony chęcią zdobycia skarbów wrócił do Amazonii – i został już na zawsze, umierając gdzieś w delcie Amazonki w końcu 1546 roku.

Amazonka, wcześniej Rio Orellana, tu na odcinku gdy zwie się Solimoes
    Gaspar de Carvajal zmarł w wieku około 80 lat w 1584 w klasztorze dominikanów w Limie.
Pacyfik w Limie i pomnik najsłynniejszego peruwiańskiego podróżnika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Cziatura

     Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii . Choć także będą po...