I na blogu wraca, niczym ruski szampan
na imprezie, temat piłki nożnej. Znowu jest to wpis okazjonalny
(przypominam – trwa peregrynacja po Ameryce Południowej, gdzie
futbol jest religią, kolejne wpisy będą o boliwijskich Andach, Inkach czy innych dinozaurach, zresztą sami sobie przeczytajcie), bo
akurat po wielkich boleściach reprezentacja Polski awansowała na
Mistrzostwa Europy rozgrywane w Niemczech. W meczu sparingowym
kontuzji jednak nabawił się Robert Lewandowski, niekwestionowana
gwiazda kadry, i dopiero co najlepszy zawodnik na Świecie (niestety,
akurat kiedy mógł dostać Złotą Piłkę plebiscyt odwołano,
tłumacząc to paniką koronawirusową; było to tłumaczenie o tyleż
głupie, co mocno kontrowersyjne – rok później naszemu
napastnikowi w nagrodę wręczono coś wyglądające jak kaliski
andrut) – i na pewno w pierwszym meczu na turnieju nie wystąpi.
Wiadomość tragiczna dla wszystkich kibiców, niemniej – za co
kocha się futbol – trzeba przypomnieć, że na Mistrzostwa Świata
w roku 1974, także do Niemiec, Polska jechała bez Włodzimierza
Lubańskiego, takiego Lewandowskiego tamtych czasów. A kontuzja
Cristiano Ronaldo, największej gwiazdy, w finale Euro (tego, co to
nas wyeliminowali po karnych) zapewniła Portugalii tryumf. Tak, że
różnie bywa.
Choć istnieje obawa, że bez Roberta – jednego z
najbardziej rozpoznawalnych Polaków na Świecie – nasi mogą kopać
się po czołach.
Na tym między innymi polega magia piłki
nożnej. W każdej chwili drużyna złożona z jakichś najduchów
może wygrać z grupą najsprawniejszych profesjonalistów. Właśnie
– najwięcej ludzi na Ziemi jest zarejestrowanych jako piłkarze.
Na drugim miejscu jest badminton, gra nazwana na cześć jednej z
brytyjskich książęcych rezydencji, strasznie popularna zwłaszcza w
Azji, u nas często zwana babingtonem, całkiem zresztą niepoprawnie. Jest
też piłka nożna masowo uprawiana amatorsko.
A przynajmniej
była kiedyś, u nas w Polsce. Każdy dzieciak za punkt honoru
stawiał sobie zaharatać w gałę – gdziekolwiek (no i jak starsi
nie grali: wtedy trzeba było czekać na swoją kolej). Podwórkowe
zasady były nieco inne niż te książkowe opracowane przez FIFA:
słupki ratują, trzy rogi i karny, gruby na bramkę (chyba, że gruby akurat miał
piłkę, to nie; swoją drogą jak piłki nie było, to grało się
puszką, kamieniem, butelką – a za słupki często robiły
plecaki). Działało też nieśmiertelne prawo Pascala –
szczegółowo opisujące kto ma się udać w zarośla, pokrzywy,
sąsiedzkie podwórko z psami wytresowanymi do ganiania młodzieży, po wykopaną piłkę.
Grało się właściwie aż do momentu,
kiedy zapadający zmrok uniemożliwiał rozpoznanie co jest piłką a
co na przykład rosnącym podle placu gry pniakiem. Naszym marzeniem na
boisku pod blokiem w rodzinnym miasteczku było, by zamiast piasku (i
szkła z kamieniami) wyrosła na boisku trawa.
Dziś boisko to
jest zielone, porośnięte murawą – bo nikt już tam nie gra. Nie tylko dlatego, że
obok postawili market z parkingiem. Powodem nie jest też zauważalny
niż demograficzny. Po prostu po upadku komuny (i przeżyciu lat
90-tych zeszłego stulecia, kiedy to zniszczono polską gospodarkę)
Polska zaliczyła skok cywilizacyjny – i zachłysnęliśmy się
nieznanym wcześniej konsumpcjonizmem. Do tego doszły przemiany
społeczne, rozpad rodziny (ciągle odnoszę wrażenie, że
sterowany i celowy) i telefony komórkowe z dostępem do internetu.
Albo ogólnie Internet. Myślę zresztą, że większość W. Sz.
Czytelników wie gdzie pięć, więc kolejna jeremiada jest
niepotrzebna. Dość tylko powiedzieć, że nawet w szkole sportowej
spotkałem dzieciaki zwolnione z zajęć wychowania fizycznego. A
berbecie często przypominają ludki Michelina.
Od tego dobrobytu
sport przestał być szansą na awans społeczny czy lepsze życie –
każdy, nie tylko piłka nożna. Dopiero co odbywały się
Mistrzostwa Europy w Lekkoatletyce, za chwilę Igrzyska Olimpijskie
– nasi wielcy mistrzowie coraz starsi, młodych (równie wielkich,
albo i większych) pojawia się coraz mniej – bo nie ma z kogo
wybierać. Hodujemy sobie kolejne pokolenie kalek uzależnionych od
Internetu, sportu nie tylko nie uprawiających, ale i się nim nawet nie
interesujących. Bardzo to smutne.
Bogate kraje mają
infrastrukturę (u nas ciągle kulejącą) dzięki czemu łatwiej im
zachęcać własną młodzież do ruchu (możliwe też, że wzorce
kulturowe naciskają na jakąś formę aktywności fizycznej, jak w
Holandii czy Norwegii) oraz przyciągać emigrantów z Dzikich Krajów
– tych, w których sukces sportowy przekłada się na ściśle
biologiczny sukces finansowy.
U nas nie zanosi się na systemową
zmianę podejścia do sportu – może przełożyć się to na
mniejsze sukcesy, co przełożyć się może na mniejsze
zainteresowanie, co przełożyć się może na mniejszą ilość
trenujących, co przełożyć się może na mniejsze sukcesy, co... I
tak dalej.
Cieszmy się więc tymi trzema grupowymi meczami na
Euro 2024 – obym oczywiście się mylił [EDIT: jednak nie myliłem się, trzy mecze i można jechać na upragnione przed sezonem klubowym wakacje], i żebyśmy zagrali w
zwycięskim finale. Lewandowskiemu się należy.
Po rozgrywanym w Monachium meczu otwarcia Euro 2024, Niemcy – Szkocja (sędziowanemu przez Francuza), 5:1 (tak jak w 1982 Polska z Peru), mogę stwierdzić, że faktycznie Auld Alliance skończył się w 1560 roku na mocy Traktatu Edynburskiego, oraz, że Gary Lineker mówił prawdę: piłka nożna to taka w której 22 mężczyzn biega za piłką, a na końcu i tak wygrywają Niemcy (no, Bogiem a prawdą Szkoci jakoś tak przesadnie nie biegali, a i honorowe trafienie zrobili im gospodarze).
Boisko w amazońskiej dżungli |
Camp Nou w Barcelonie, miejsce pracy Roberta Lewandowskiego |
Boisko na statku pływającym po Amazonce - wciąż używane |
Copacabana w Rio de Janeiro - w grze w siatkonogę biedota z cariocas szlifuje technikę piłkarską |
Boisko w Gaci Kaliskiej, zdaje się być nieużywanym |
Boisko pełne dzieciaków - Ameryka Południowa |
Stadion Olimpijski w Barcelonie - arena igrzysk z 1992 i, nieoficjalnie, z 1936 |
Trening piłkarski w peruwiańskich Andach |
Siatkówka - są kibice, jest infrastruktura, są sukcesy, acz nadal nie jest to sport masowy |
Po rozgrywanym w Monachium meczu otwarcia Euro 2024, Niemcy – Szkocja (sędziowanemu przez Francuza), 5:1 (tak jak w 1982 Polska z Peru), mogę stwierdzić, że faktycznie Auld Alliance skończył się w 1560 roku na mocy Traktatu Edynburskiego, oraz, że Gary Lineker mówił prawdę: piłka nożna to taka w której 22 mężczyzn biega za piłką, a na końcu i tak wygrywają Niemcy (no, Bogiem a prawdą Szkoci jakoś tak przesadnie nie biegali, a i honorowe trafienie zrobili im gospodarze).
Jezioro Ness w Szkocji, po meczu otwarcia Euro 2024 pełne gorzkich łez |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz