Zbliżają się kolejne, XXIV Zimowe
Igrzyska Olimpijskie, tym razem organizowane przez Chińską
Republikę Ludową w swojej stolicy, Pekinie (tak, tak, wiem,
powinienem napisać Beijingu, Bej-dżingu, Północnej Stolicy, ale
jakoś w szkole nauczyli mnie, że miasto nazywa się Pekin, choć
przed II Wojną Światową w Polsce zwaliśmy je Peking). Pekin
organizuje igrzyska po raz drugi, z tym, że poprzednie były Letnie
– i to pierwszy przypadek, że jakieś miasto zorganizuje i takie,
i takie. No ale kto bogatemu zabroni? Robin Hood.
|
Panorama Tatr
|
Polska, mimo,
że jest krajem co nieco górskim, jakoś wielkich sukcesów nigdy na
ZIO nie miała – w XX wieku nasi sportowcy zdobyli zaledwie cztery
medale – i dopiero XXI wiek przyniósł prawdziwy wysyp genialnych
osobowości, które często w chałupniczych warunkach potrafiły
stworzyć z siebie gwiazdy światowego formatu. Pierwszym i
największym był oczywiście pan Małysz – o "małyszomanii"
pisałem już przy okazji notatki o piłce nożnej – choć nie udało
mu się zdobyć olimpijskiego złota. Justyna Kowalczyk, Tomasz
Sikora i Zbigniew Bródka to kolejni tytani pracy i samozaparcia,
którzy wbrew przeciwnościom losu i przy braku infrastruktury
osiągnęli dla Polski wielkie sukcesy. Niestety poza skokami
narciarskimi (trochę się ruszyły teraz panczeny) jakoś nie
pojawili się godni następcy – ba, w tej dyscyplinie jesteśmy w
światowej czołówce (nazwiska Stoch, Kubacki czy Żyła znają
wszyscy skokoholicy). Może dlatego, że od razu zainwestowano w
drogą infrastrukturę, a może dlatego, że jest to sport
najbardziej niszowy z dyscyplin – w niektórych rejonach świata
masowych – uprawianych przez pozostałych Mistrzów.
Bo żeby skakać na nartach trzeba
chyba nie mieć wyobraźni – każdy, kto kiedykolwiek był na
skoczni potwierdzi: nikt normalny nie będzie chciał lecieć głową
w dół przez ileś tam metrów i uderzać w grunt z prędkością
stu kilometrów na godzinę.
Szacunek dla tych ludzi.
|
Muzeum Skoków Narciarskich w Zakopanem
|
Ja pierwszą skocznię na którą
wszedłem spotkałem w Łodzi. Owszem, widziałem wcześniej
tatrzańskie Krokwie, Szczyrbskie Jezioro, Bergisel w Innsbrucku, oraz jedną z
nieistniejących już skoczni na Podhalu, ale wszedłem dopiero na
obiekt na Rudzkiej Górze.
|
Szczyrbskie Jezioro w Tatrach, koniec XX wieku
|
Żeby nie było niedomówień – skocznia właściwie
już nią nie była, nieużywana od wielu lat, porosła lasem (po
skoczni w Warszawie – tak była i taka – nie pozostał nawet
ślad) i ogólnie nie dominowała w krajobrazie. Ale była. Zbudowana
w połowie XX wieku (konstruktorem był Edmund Boroński - nie wiem, czy wykorzystał w swej pracy elementy istniejącej tu skoczni przedwojennej) była obiektem naturalnym
– tak jak choćby Wielka Krokiew. Spacerując po wzgórzu (230 m
n.p.m) w końcu udało się ją namierzyć. Najpierw zlokalizowaliśmy
betonowy próg – od którego w górę stoku odchodziła rynna,
niegdyś mieszcząca naturalne – innych nie było – tory
najazdowe. Potem stanąłem na progu i spojrzałem na zeskok,
zarośnięty już drzewami mającymi jakieś 20-30 lat. Był stromy.
Miejsce lądowania było naprawdę daleko – a skocznia była
obiektem o punkcie konstrukcyjnym K-15 – czyli blisko 10 razy
mniejsza niż Wielka Krokiew (K-120 – przynajmniej przed przebudową
i zmianą kryteriów).
|
Resztki skoczni na Rudzkiej Górze, widok z belki startowej
|
Jeśli obiekt K-15 jest niebezpieczny
dla życia zwykłego człowieka, to co dopiero większe konstrukcje?
Będąc w Zakopanem (za samym miastem nie przepadam) warto udać się
pod kompleks skoczni i – jak będzie taka możliwość – wjechać
na samą górę, na miejsce, skąd skoczkowie startują. A potem
obejrzeć sobie zawody – ja preferuję w telewizji: na żywo po
prostu nie widać kto tam siedzi na górze i zaraz pojedzie na
stracenie. A potem wyląduje telemarkiem, a wszyscy będą klaskać.
|
Letnie treningi na Wielkiej Krokwi
|
Dlatego też skoki narciarskie sportem
masowym nie zostaną. Szkoda, że niewiele się robi, żeby inne
zimowe dyscypliny takie się u nas stały. Nie mówię o hokeju
(znajomi Słowacy i Czesi zawsze pytają, jak to jest, że Polska
jest takim wielkim krajem, a od nich, małych nacji, zawsze wciry w
hokeja zbiera) – ale łyżwiarstwo czy biegi narciarskie mogłyby
stać się popularniejsze. Czy narciarstwo alpejskie. Tego się nie
promuje – a szkoda. I nie chodzi tylko o medale olimpijskie, ale o
stan zdrowia Polaków, zdaje się, że coraz gorszy (zwłaszcza odkąd
dostęp do Internetów jest taki łatwy).
Do tego nasza zima – normalna, z
mrozem i śniegiem – jest tak urocza, że szkoda przesiedzieć ją
w czterech ścianach.
|
Zima |
|
Kapliczki w łódzkich Łagiewnikach
|
|
Zamek w Oporowie
|
Może to też być ostatnia zima, w
trakcie której będziemy słyszeć o dwóch państwach chińskich –
Republice Chińskiej ze stolicą w Nankinie (Południowa Stolica –
de iure, de facto Tajpej), ostatecznie zdradzonej przez sojuszników
w 1971, i Chińskiej Republice Ludowej ze stolicą w olimpijskim
Pekinie. Okres Igrzysk Olimpijskich – podobnie jak w starożytnej
Helladzie – może być okresem pokoju, ale władze pekińskie o
zajęciu "zbuntowanej prowincji" mówią od bardzo dawna,
więc skoro nadarza się okazja, bo przeciwnicy zza Pacyfiku walczą
z paniką koronawirusową i ze sobą samym...
Nie warto pokładać zbyt wielkich
nadziei w międzynarodowych sojuszach, my Polacy, wiemy to jak nikt inny.
|
Ratusz w Drohobyczu
|
|
Dworek w Zaosiu koło Nowogródka
|
|
Dawny klasztor w Wilnie |
Dodam, że w Łodzi istniała jeszcze skocznia w lesie łagiewnickim.
OdpowiedzUsuńPo niej to już chyba nawet ślad nie został - ale same Łagiewniki kryją tyle atrakcji, że może kiedyś cały wpis im poświęcę :)
OdpowiedzUsuń