Ślady dinozaurów w niedostępnym
kraterze w Maragui (no, w jego pobliżu, jeszcze niedostępniejszym)
nie były jedynymi pozostałościami przedpotopowych gadów w
okolicach Sucre.
Slady dinozaurów w kraterze Maragua (foto: P. Kawiak) |
Choć nie da się ukryć, że leżały wyjątkowo
uroczej okolicy.
Inny zespół dinozaurzych śladów znajdował
się w miejscu nie tak malowniczym, niemniej dużo łatwiej dostępnym
– na przedmieściach konstytucyjnej stolicy Boliwii, w Cal Orck'o.
Właściwie to wcale niemalowniczym. Okolica była
całkowicie parchata, na dodatek ozdobiona olbrzymią cementownią - swoją drogą praprzyczyną zamieszania z przebogatą kolekcją
dinozaurzych tropów. Oto bowiem – didaskalia dla zwolenników braku
zadań domowych w szkole – do produkcji cementu potrzebna jest
skała. Wydobywana w kamieniołomie. Który znajduje się w
sąsiedztwie owej alternatywnie uroczej cementowni. I w którym
wydobywając kredowe wapienie natrafiono na setki śladów
dinozaurów. Różnych kształtów i gatunków (ze czterech, jak mnie
pamięć nie myli). Nie da się ukryć, że choć miejsce parchate,
to ekspozycja tropów jest dużo bardziej imponująca niż w
Maragui.
Nie wiem, czy nie jest to największy tego typu zabytek
paleontologiczny w całej Ameryce Południowej.
Choć – nie byłbym sobą gdybym jakiegoś polskiego wątku nie wplótł (i wcale nie chodzi o to, że mamy jedne z najstarszych dinozaurów znanych nauce) – u nas, a konkretniej na Kielecczyźnie znaleziono najstarsze ślady jakiegokolwiek czworonoga. Zwierza, którego dinozaury (i my) były tylko li dalekimi potomkami.
Dobrze, może
nie wygląda to imponująco, ale nasz kamieniołom w Zachełmiu nie
jest ozdobiony cementownią. I ma jesień, która barwi go wprost
bajkowo. Zresztą któregoś razu już o tym pisałem.
To czego
niestety w Polsce nie znajdziemy – choć potomków dinozaurów
takoż ci u nas dostatek – to miejsce które wygląda tak, jakby
dinozaury tam żerowały, i nieledwie wczoraj gdzieś wyszły (na
przykład na fajkę, czy gdzie tam gady przedpotopowe łażą).
Teraz
tak myślę, że mogłem zatytułować wpis "Zaginiony Świat".
Ale może poczekam na lepszą okazję, nie będę zmieniał.
Cóż, z okolic Sucre należy kierować się w stronę największego miasta Boliwii, Santa Cruz de la Sierra – po drodze jest Samaipata, coś na kształt górskiego kurortu (znaczy, nie, że jakieś sporty zimowe – raczej spacery i miejsce, gdzie bogaci Europejczycy kupują sobie wille).
I podle tego miasteczka, oferującego bardzo dużo
atrakcji, znajduje się tak zwany Łokieć Andów – miejsce, w
którym ten ciągnący się przez cały kontynent łańcuch górski
nagle skręca pod kątem prostym. Powoduje to wiele zawirowań
klimatyczno-geograficznych (w tym cień opadowy w którym zalęgło
się Gran Chaco) oraz stwarza wspaniałe warunki do rozwoju górskich
lasów mglistych. O tych ponurych zbiorowiskach roślinnych pisałem
już na blogu – chodziło o atlantycką formę tego lasu na
Makaronezji.
Są to lasy gęste, wilgotne i bardzo ponure. Nie
tylko na Makaronezji – tu także. Lasy stare, mało tam drzew
owocowych, co za tym idzie mało makrofauny. Znaczy ssaków i ptaków.
A jeśli jak jeszcze – tak jak tu w Boliwii – leży w niezbyt
dostępnych górach to już żaden szanujący się Indian zapuszczać
się tam nie będzie. Tym bardziej zaś przyjezdny Biały. Znaczy:
miejscowy las mglisty jest nieruszony i niepotrzebny, więc można
zrobić tam park narodowy. Konkretniej Parque National Amboro.
I
w samym sercu tegoż ponurego lasu, w głębokiej dolinie do której
Słońce nie zagląda...
W takiej właśnie dolinie rośnie sobie
las gigantycznych paproci drzewiastych. A raczej, bo to nazwa własna,
Las Gigantycznych Paproci.
Te prastare rośliny dorastają tu do
kilkunastu, albo nawet kilkudziesięciu metrów. Mogą mieć –
według miejscowych podań 600-1000 lat, albo i więcej (ciężko mi
to podważać, nawet jako biologowi; makrozoobentos słodkowodny na
którym się znam lepiej nie żyje tak długo), ale tego typu zarośla
– no dobra: lasy – występowały także w kredzie. I były
podstawą diety dinozaurów-jaroszy (podobno rośliny nasienne, które
właśnie zaczynały opanowywać Świat mniej tym wielkim gadom
smakowały).
Drzewiaste paprocie w środowisku naturalnym
widziałem zdaje się tylko w Australii, w tych pierwotnych lasach
Gondwany (wpisanych na Listę UNESCO), ale nie w takiej ilości i
natężeniu. Tam to był tylko li element podszytu (regularnie
spalany przez eukaliptusy), a tu pełnokształtny las.
Na koniec
– taka podróż w czasie jest niezwykle wyczerpująca. Kilka godzin
w tym przedpotopowym lesie wysysa z człowieka naprawdę dużo
energii. Trasa wiedzie cały czas w górę bądź w dół po błocie
lub wilgotnej ścieżce. Porośnięte mchem kamienie też nie
ułatwiają spaceru. Do tego, zwłaszcza na dnie dolin, zaduch. I
olbrzymia wilgotność. Nie upał, a ta wilgoć właśnie jest
najgorsza. Wyjście z tej – nie mogę się oprzeć – Mrocznej
Puszczy pozwala poczuć się niczym Bilbo widzący Samotną Górę ze
szczytu wierzchołka drzewa.
Dobrze, że w Samaipacie można bez
problemu nabyć napoje chłodzące.
Boliwijskie Andy |
Cal Orck'o |
Tropy dinozaurów |
Choć – nie byłbym sobą gdybym jakiegoś polskiego wątku nie wplótł (i wcale nie chodzi o to, że mamy jedne z najstarszych dinozaurów znanych nauce) – u nas, a konkretniej na Kielecczyźnie znaleziono najstarsze ślady jakiegokolwiek czworonoga. Zwierza, którego dinozaury (i my) były tylko li dalekimi potomkami.
Pierwsze znane czworonogi (po prawej) |
Kamieniołom w Zachełmiu |
Potomek dinozaurów |
Cóż, z okolic Sucre należy kierować się w stronę największego miasta Boliwii, Santa Cruz de la Sierra – po drodze jest Samaipata, coś na kształt górskiego kurortu (znaczy, nie, że jakieś sporty zimowe – raczej spacery i miejsce, gdzie bogaci Europejczycy kupują sobie wille).
Turystyczna Samaipata |
Lasy mgliste Makaronezji |
Lasy mgliste w Boliwii |
Mroczne dno lasu |
Las Gigantycznych Paproci |
Paprocie drzewiaste |
Australijskie lasy deszczowe |
Park Narodowy Amboro |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz