Wpis taki okazjonalny, czasem trafiają
się takie na blogu, poświęcony dziś zaczynającemu się
wydarzeniu rangi światowej – i nie chodzi tu o żadną wojnę,
ale, parafrazując brytyjskiego trenera piłkarskiego Billa Shankly'ego, o coś
ważniejszego.
O piłkę nożną. A konkretniej o Mistrzostwa
Świata Roku Pańskiego 2022.
Zresztą o tym sporcie
już na blogu było, wypowiadam się o nim w samych superlatywach jako o
najbardziej egalitarnym sporcie na naszej planecie. I
najpopularniejszym, co oczywiste. A skoro jest taki popularny, to w
grę wchodzą też olbrzymie
pieniądze. Te, podobno, nie śmierdzą,
ale bywa, że jednak
nie pachną zbyt ładnie.
Organizowanie
Mundialu przez dość problematyczne państwo jakim jest Katar
(zbudowany z niczego
na pustyni – podobnie jak sąsiednie islamskie
monarchie absolutne - za pieniądze z ropy) obrazuje tylko hipokryzję
władz Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej (czy jak to się tam
tłumaczy – FIFA, wiecie o co chodzi) i zabija całą futbolową
magię.
|
Miraż i ułuda pustynnego miasta nad Zatoką Perską - tu Abu Zabi
|
Jeden z takich – dawnych – magików piłki nożnej,
Eric Cantona (młodszym czytelnikom przypominam: to dzięki niemu
każdy na podwórku biegając za piłką chciał nosić koszulkę
typu polo z obowiązkowo postawionym kołnierzem; mocno kopał też
kibiców gdy mu się coś nie spodobało) z wielkim żalem
stwierdził, że tak kupionego (i w tak skorumpowanym kraju; bredził
też coś o jakichś prawach człowieka, ale wiadomo, że Człowiek
ma przede wszystkim Obowiązki) Mundialu oglądać on nie
będzie.
Choć u nas, w bogatej Europie ta magia futbolu i tak
już zdycha – z powodu dobrobytu (a z tego nigdy
nic dobrego nie wyszło). Za szczeniaka marzyło nam się, by nasze osiedlowe boisko
nie było piaskowe (z kamieniami i obowiązkowymi elementami od
butelek) tylko trawiaste. Oj, jaki byłby komfort gry! Dziś jest
trawiaste (znaczy – porośnięte trawą), bo nikt na nim nie gra –
a dzieci jest mniej więcej tyle samo. Nie do wiary, że onegdaj
trzeba było czekać na swoją kolej aż starsi skończą kopać
(chyba, że ktoś był zdolny albo brakowało bramkarza). Ciekawe czy
dzisiejsza młodzież wie, że główka ratuje czy trzy rogi i karny
albo "gruby na bramkę". Albo o co chodziło tak naprawdę
z prawem Pascala? Nie, oni tylko tiktokują i cośtam cośtam w
minecrafta. Szkoda.
Na szczęście właśnie
wróciłem z Dzikich
Krajów (no, konkretnie to z
Peru), gdzie oprócz przeżywania
krew mrożących w żyłach przygód napatrzyłem się też na dzieciaki
wciąż zachowujące się normalnie. Znaczy, biegające za piłką.
|
Piłka nożna dla każdego
|
|
Trening czyni mistrza - LZS Tarmatambo. Albo Zryw Tarmatambo. Wicher.
|
Poniżej
wrzucam więc galerię takich lokalnych boisk z Peru – miejsca,
gdzie magia piłki nożnej jeszcze nie umarła, a futbol jest
totalnie
ważną częścią życia – i to tego aktywnego, a nie
pasywnego, spędzanego przed telewizorem.
|
Pełnowymiarowe boisko na inkaskich ruinach w Tarmatambo w Andach |
|
Loża VIP w Tarmatambo |
|
Ponad Cuzco w Świętej Dolinie Inków |
Dobra, nie jestem
Ericiem Cantoną, obejrzę Mundial (ale z obrzydzeniem) –
oczywiście, jak przystało na przedstawiciela
gnijącej Cywilizacji
Zachodu na kanapie przed telewizorem...
|
Przedstawiciel Cywilizacji Zachodu (foto z arch. Autora)
|
Przy okazji: na ten
Mundial akurat Peru nie pojechało – przegrało po ekscytujących
(prawie jak słynny
Dudek dance) rzutach karnych z
Australią –
krajem, gdzie dużo bardziej popularny jest futbol australijski,
niezwykle brutalna gra uwzględniająca w oficjalnych statystykach
liczbę ofiar w meczu. A w Peru Mistrzostwa Świata to zawsze
świętość, o czym przecież
już pisałem. Cóż, piłka nożna
nie jest sprawiedliwa – i na tym też polega część jej magii.
|
Symbol - magiczny - Australii
|
Co oczywiście znaczy, że do postawy Reprezentacji Polski nie będę podchodził racjonalnie - tylko kierując się emocjami. Serce, nie rozum. |
Polska, Biało-Czerwoni!
|
W końcu w naszej kadrze gra mój były uczeń.
Zdjęcia zaś peruwiańskich boisk dedykuję panu
Kartofliska, który niestrudzenie pokazuje w Internetach
prawdziwe piękno i magię futbolu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz