Obserwatorium słoneczne w Chankillo |
- Mógłbyś siedzieć na środku? - przekrzyczał pyrkający silnik kierowca – Bo inaczej jesteśmy niestabilni.
Cóż, faktycznie niemądrym byłoby się nadto wiercić.
Nienajlepszy pojazd na bezdroża |
- Wiem, gdzie to jest – tłumaczył się, jak to Latynos – ale wolę dopytać, żeby nie błądzić.
Rzeczywiście, pobłądzenie mogło okazać się nieprzyjemne w skutkach – z Casmy do Chankillo było kilkanaście kilometrów, a stacji benzynowej po drodze nie widziałem.
W każdym razie wkrótce wioski poczęły ustępować jadłoszynowym zaroślom, a te zamieniały się w wydmy.
Jadłoszyny |
- Dalej musimy iść pieszo – stwierdził oczywistość Julio.
Na szczęście byliśmy prawie na miejscu – od budki strażniczej dzieliło nas może osiemset metrów, od obserwatorium zaś dalsze dwieście, może trzysta. Do kompleksu – zamku, twierdzy, świątyni – może półtora. Więc rzut kamieniem, choć w pełnym słońcu. Na szczęście teren miejscami był stabilny (za to pokryty setkami fragmentów antycznej ceramiki), piasek i wydmy dzielnie bowiem starały się powstrzymać swymi korzeniami jadłoszyny.
No i zaskoczenie – w budce strażniczej jest strażnik. Oczywiście nie siedzi w pomieszczeniu. Czasem ukryje się pod jadłoszynem, czasem za płachtą chroniącą przed wiatrem niosącym drobny piasek – ale jest. W urzędowej westce i kapeluszu z obwisłym rondem. Wejście – w przeciwieństwie do Cerro Sechin – jest darmowe. Trzeba tylko wpisać się do pustawej księgi gości i dać sobie zrobić obowiązkowe zdjęcie – jako dowód dla wyższej szarży urzędników, że obcokrajowcy przyjeżdżają i odpowiednią opiekę dostają. Strażnik przeprowadził krótki briefing (pleonazm – briefing z definicji jest krótki) – co tu widzimy, gdzie można iść i tak dalej. Postanowiłem swoje kroki skierować ku twierdzy.
- Da się tam wejść?
- Pewnie – strażnik mniej więcej wskazał którędy – Jest ścieżka.
- Taka wspinaczka trochę potrwa – zwróciłem się do Julia, który iść w tym upale nigdzie nie zamierzał.
- Nie ma problemu – odparł mototaksówkarz; tak naprawdę wzruszył tylko ramionami, ale to właśnie tyle znaczył; tutaj ludzie umieją czekać i nic nie robić, czas latynoski jest zgoła inny od naszego.
Westchnąłem i ruszyłem na przód. Do podnóża góry było łatwo. Znalazłem też miejsce, gdzie zaczynał się szlak na szczyt – była to średnio pośród skał widoczna ścieżka.
Szlak na twierdzę |
Forteca na wzgórzu z pirytu |
Ceramika |
Slady działalności huaceeros na pustyni w Nazca |
Brama w jednym z wałów |
Forteca i świątynia Chankillo |
Panorama okolicy |
Marzenie każdego wędrowca po pustyni - basen w dżungli (foto: J. Repetto) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz