Tłumacz

23 maja 2022

Mogador cz. 2

    We wpisie o herbacie wspominałem, że podle murów obronnych Mogadoru/As-Suwajry leżą Wyspy Purpurowe. Jest to niewielki skalisty archipelag tuż obok brzegu – właściwie wytrawny pływak bez problemów mógłby do nich dopłynąć. Ja w wodzie poruszam się niczym brzęczek mgłowy, więc nie popłynąłem; nie chciało mi się też szukać rybaka z łódką – bo wyspy te to kawałki skały, a mogadorska starówka całkiem rozległa i przeurocza – coś za coś. Jednak te niewielkie kamulce będące siedzibą różnych ptaków morskich odpowiadają za to, że okolice Mogadoru znane były już w Starożytności.

Wyspy Purpurowe

    Oto bowiem na takich skałach, w strefie przyboju i trochę poniżej, żyją sobie liczne gatunki małży (między innymi ostrygi, do dziś zbierane przez mieszkańców Mogadoru). A na tych małżach żeruje sobie pewien drapieżny ślimak o niezwykle kolczastej muszli (stąd i polska nazwa, rozkolec; naukowa to na przykład Murex sp. i Haustellum sp.). Za życia zwierzątko to jest groźnym szkodnikiem na plantacjach ostryg, po śmierci zaś, zwłaszcza w Starożytności, okazywało się niezwykle cenne. Zmielone muszle ślimaka służyły bowiem do produkcji najszlachetniejszego barwnika Śródziemnomorza – purpury tyryjskiej (dibromoindygo – ale nie zapamiętujcie). Masowa – jak na tamte czasy – produkcja tej farby sprawiła, że populacja rozkolców u wybrzeży Fenicji została przetrzebiona (albo i wytępiona, nie pamiętam), zaczęto więc szukać innych źródeł cennych muszli – i znaleziono je między innymi za Słupami Herkulesa, na atlantyckim wybrzeżu Maroka. Przypływali tu po nie i Fenicjanie, i Kartagińczycy, i Rzymianie – choć oczywiście intensywność barwy była niższa niż tej z Tyru. Na bezrybiu i rak ryba, jak to się mówi, w końcu i nasz bałtycki bursztyn, towar równie rzadki co kiedyś purpura, ma konkurenta w postaci innych kopalnych żywic, mniej udanych i tańszych. W każdym razie warto pamiętać, że to zapotrzebowanie na różnego rodzaju towary spowodowało większość odkryć geograficznych na Świecie (Grecy po cynę pływali do Kornwalii, Wikingowie szukając ziemi odkryli Kanadę a Wielkie Odkrycia Geograficzne to brak przypraw na Zachodzie; bardzo niefartowne jest, że nasza Rzeczpospolita była na tyle bogata i miała wszystkiego w bród, że nic odkrywać nie chciała) – a Mogador jest tego najlepszym przykładem.

Wyspy Purpurowe o zmierzchu

    Największy rozkwit miasta to przełom XVIII i XIX wieku – jest wtedy Mogador z jednej strony oknem na Świat dla handlarzy z Sahary a z drugiej bezpieczną (i jedyną w okolicy, berberyjskie dynastie panujące w okolicy resztę portów zamknęły/spaliły) przystanią dla Europejczyków. Przybywają wspomniani Żydzi, Brytyjczycy, Francuzi, Arabowie, Berberowie, są Portugalczycy i Gnawa. Historia jednak uczy, że po hossie przychodzi bessa – i pod panowaniem Francuzów miasto podupada (Francuzi na powrót otworzyli/odbudowali zamknięte przez Marokańczyków atlantyckie porty) – co oczywiście ma dobroczynne skutki dla zabytkowej architektury. W biedzie nikt nie będzie niczego nowego budował, będzie za to dbał o stare, żeby się nie rozpadło. Bo tak jest taniej.

Panorama Starego Miasta
Brama miejska

    To samo spotkało Mogador. Ba, wydaje się, że trwa do dzisiaj. W poprzedniej części wpisu użyłem porównania dzisiejszego miasta do uszminkowanej acz zniszczonej panny – i rzeczywiście, spacerując ulicami starego miasta spod arabskiego barwnego suku wyłaniały mi się co i rusz mocno nadwyrężone zębem czasu kolonialne mury. Zapewne w niektórych miejscach UNESCO sypnęło groszem na co ważniejsze naprawy, ale mimo to zabytkowe miasto się sypie – zresztą jest to standard w Dzikich Krajach, które już odkryły, że można czerpać ogromne zyski z turystyki, ale nie złapały jeszcze koncepcji, że jeśli nie będą dbały o miejsca dla których turyści przyjeżdżają, to w końcu inostrańcy przestaną przybywać, bo nie będzie do czego (owszem, to myślenie powoli się zmienia – ale jednak nadal zbyt wolno).

Mogador przykryty As-Suwajrą
Mogador odkryty

    Póki co jednak kolonialny Mogador stoi, choć powoli zamienia się w pustynną As-Suwajrę. Na razie ten proces tylko nadaje miejscu wspaniałego uroku, ale jeśli zacznie się nasilać, to miasto może skończyć niczym niedaleki Agadir – jako ohydny kurort pełen hoteli, w których turyści będą się chować przed zimnym wiatrem alizee. Naprawdę przejmującym i nijak mającym się do uroczej francuskiej piosenkarki o tym pseudonimie.

Wyspy Purpurowe, wielbłądy i alizee

    Dobra, wiem, to nie była wina Agadiru, że zniszczyło go doszczętnie trzęsienie ziemi. Ale naprawdę nie ma tam wiele do oglądania, w przeciwieństwie do przepięknego Mogadoru. Którym to na tą chwilę żegnam się z Marokiem i – skoro wspomniałem o bursztynie – wracam nad Bałtyk, gdzie już od Starożytności pozyskiwano równie niemal cenną co purpura kopalną żywicę, zwaną przez Greków elektronem a przez Rzymian sucinum (i również tam Starożytni wytyczali szlaki handlowe). A do Maghrebu pewnie jeszcze wrócę – i na żywo, i na blogu, bo to całkiem ciekawy region, a zobaczyłem go tak niewiele. O ile oczywiście czynniki pozasportowe pozwolą, jeśli wiecie co mam na myśli.

Marokański zachód słońca

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Peruwiańska Giza cz. 2: Święte Miasto

     Po stanowisku archeologicznym Caral nie można niestety poruszać się bez przewodnika. Możliwe, że dlatego, że jest to tak cenne miejsce...