Oprócz tajemniczych ruin Sacsayhuaman
okolice Cuzco obfitują w wiele innych inkaskich budowli – niemal
równie zagadkowych. Ba, kilkaset metrów od słynnych cyklopowych
murów stoją prekolumbijskie świątynie i inne miejsca kultu –
ale do nich turyści zaglądają już dużo, dużo rzadziej (to samo
tyczy się zwolenników teorii Starożytnej Kosmonautyki –
wspominaną przeze mnie Świątynię Skrzyżowanych Dłoni, drugi
znany najstarszy ośrodek kultowy Półkuli Zachodniej pan von
Daniken skwitował jako nieinteresujący i nieważny; widać dzieło
Starożytnych Kosmitów musi być imponujące). Większa część z
nich stoi sobie po prostu pośród eukaliptusowych (to gatunek
inwazyjny) zagajników, do niektórych, tych cenniejszych, trzeba
mieć bilet. Nabywając turystyczną wejściówkę do Sacsayhuaman w
cenie jest też wejście do – w dużej mierze podziemnego –
kompleksu Qenqo.
Qenqo, Q'enko, Kenko – tradycyjnie mamy różne
warianty pisowni, ale chodzi o to samo miejsce. Kompleks właściwie
jest jeszcze bardziej tajemniczy niż Sacsayhuaman – bo całkiem
nie wiadomo do czego służył. Owszem, stojące na dziedzińcu
kamienie były zapewne waka, inkaskim świętym miejscem i obiektem
kultu (a więc świątynia), ale już podziemne korytarze –
naturalne, acz bardzo przez Inków (chyba przez Inków) poszerzone
stanowią dla archeologów zagadkę. Tajemnicze kamienne nisze w
ścianach jaskini miały podobno służyć do przechowywania
inkaskich mumii – ale badając kompleks nie znaleziono żadnych
ludzkich szczątków. Do tego wiadomo z relacji z epoki, że mumie
Sapa Inków, władców Tahuantinsuyu, mieszkały w leżącej bliżej
serca Cuzco świątyni Qoricancha, najważniejszym sanktuarium
Imperium. Czyje więc mumie – jeśli w ogóle – składowano w tym
wykutym w skałach labiryncie do dziś nie ustalono.
Tuż obok
Qenqo, ogrodzone niewielkim płotkiem (ale wstęp jest wolny) leży
kolejne sanktuarium, Qenqo Chico – co można przetłumaczyć jako
Małe Kenko. To platforma – albo może wzgórze – obmurowana
cyklopową ścianą, ze znajdującymi się na szczycie kutymi w
kamieniu ołtarzami.
Takich ołtarzy w Tahuantinsuyu było
legion, można je spotkać na każdym kroku, czy to w Sacsayhuaman,
czy w masowo odwiedzanym Machu Picchu. Zapewne powstawały w waka,
świętych miejscach mocy – a że jesteśmy w Świętej Dolinie, to
i takich punktów w okolicy musi być dużo.
Zwłaszcza, że tuż
obok znajduje się następne miejsce kultu, skała pod którą
Inkowie wybudowali niewielki kompleks, pewnie świątynię. Qochapata
– bo tak się zwie owo miejsce – było, według danych
archeologów, poświęcone Pachamamie, bogini Matce-Ziemi.
Qenko |
Tajemnicze podziemia |
Jeden z ołtarzy w Małym Qenko, panorama Cuzco i cień Autora |
Ołtarz w Świątyni Kondora w Machu Picchu |
Było
– a właściwie: dalej jest. Pisałem już, że mimo działalności
misjonarzy chrystianizacja miejscowych ludów jest dosyć
powierzchowna i miejscowa wiara wykazuje pewien synkretyzm (oraz
kieruje się zasadą: Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek). Oto
kiedy bowiem wdrapaliśmy się na skały sanktuarium oczom naszym
ukazał się niecodzienny dla Europejczyka widok.
Na kamieniu,
udekorowanym kwiatami leżały obiaty ku czci miejscowych bóstw –
czyli Pachamamy w tym wypadku – posmarowane miodem, czy innym
słodkim syropem, papierowe tacki. Dlaczego zakładam, że było to
coś słodkiego? Otóż Indianie składali w ofierze swoim
ambiwalentnym bóstwom to, co smakowało im samym, a właściwie co
sprawiało przyjemność: alkohol, liście koki czy słodkości –
wszak cukier też uzależnia i jest przyjemny w spożyciu (wytwarza
endorfiny). Swoją drogą w dawnej Grecji czy Rzymie boginki i
bogowie też dostawali specjalnie pieczone słodkie ciasteczka. Ot,
ktoś nadal składał ofiary prekolumbijskiej bogini.
Szybko też
zorientowaliśmy się kto. Otóż po opustoszałym kompleksie
przechadzał się wyglądający dość mizernie niewysoki osobnik w
niebieskiej dżokejce, podwiniętych dresowych portkach i japonkach.
W ręku dzierżył reklamówkę – gdyby rzecz działa się u nas
zapewne biedronkową. W końcu też nasze drogi się przecięły –
zresztą dążyły do tego obie strony.
- Ty opiekujesz się tym miejscem? – zapytaliśmy po wcześniejszej wymianie powitalnych uprzejmości.
- Tak – krótko potwierdził Latynos (w znaczeniu: mieszkaniec Ameryki Łacińskiej) – Ja.
W trakcie dalszej wymiany zdań okazało się, że ów człowiek nie tylko jest – samozwańczym – opiekunem świętego miejsca, ale także uważa się za szamana. Względnie: jest szamanem, ponieważ taką personą nie można zostać samemu. Szaman – słowo pochodzi z języków Syberii – musi zostać wybrany przez duchy, przejść próby i okazać się kimś godnym łączenia spraw ziemskich z niebieskimi. Jak ktoś takiej inicjacji nie przeszedł to prawdopodobnie jest tylko zwykłym narkomanem szukającym odlotu w najprzeróżniejszych używkach – i dorabia sobie tylko filozofię by wytłumaczyć się przed sobą z nałogu; faktem jest, że szamani – czy animistyczni kapłani – często używają środków odurzających by, kiedy zmysły są stępione, łacniej połączyć się ze światem duchów.
Qochapata w otoczeniu eukaliptusów |
Obiaty na skale w sanktuarium |
- Ty opiekujesz się tym miejscem? – zapytaliśmy po wcześniejszej wymianie powitalnych uprzejmości.
- Tak – krótko potwierdził Latynos (w znaczeniu: mieszkaniec Ameryki Łacińskiej) – Ja.
W trakcie dalszej wymiany zdań okazało się, że ów człowiek nie tylko jest – samozwańczym – opiekunem świętego miejsca, ale także uważa się za szamana. Względnie: jest szamanem, ponieważ taką personą nie można zostać samemu. Szaman – słowo pochodzi z języków Syberii – musi zostać wybrany przez duchy, przejść próby i okazać się kimś godnym łączenia spraw ziemskich z niebieskimi. Jak ktoś takiej inicjacji nie przeszedł to prawdopodobnie jest tylko zwykłym narkomanem szukającym odlotu w najprzeróżniejszych używkach – i dorabia sobie tylko filozofię by wytłumaczyć się przed sobą z nałogu; faktem jest, że szamani – czy animistyczni kapłani – często używają środków odurzających by, kiedy zmysły są stępione, łacniej połączyć się ze światem duchów.
Niewielka szamańska ceremonia i obiaty zasłaniające twarze uczestników |
Nasz nowy przyjaciel nie był pod
wpływem żadnych substancji – i zaproponował, że nam
powróży/przepowie różne rzeczy. I to (to go uwiarygodniało) za
darmo. Kategorycznie odmówił jakiejkolwiek zapłaty. Choć, jako,
że będzie przez niego przemawiała Pachamama, to jednak jakiś
datek – symboliczny – by się zdał. Wszak by andyjskie bóstwo
coś dało – w tym wypadku przepowiednię – należy mu także coś
dać. Szaman dostał więc sola – odpowiednik złotówki – po
czym rozdał nam po kilka liści koki – w Andach są one uznawane
za największy dar Pachamamy, zresztą miał ich całą reklamówkę.
Następnie zawinął otrzymaną złotówkę w kilka listków i
zakopał ją – symbolicznie – w ziemi. To znaczy: liście trafiły
do gruntu, pieniądz do kieszeni. W tym czasie wszyscy żuliśmy
otrzymane – już nie pamiętam, dwa czy trzy – listki (także
symbolicznie). Po chwili szaman rozejrzał się i zwrócił do
kolegi:
- Ty – zawiesił głos – W poprzednim życiu byłeś wielkim wojownikiem – zawahał się – We Francji albo w Japonii. A Ty – zerknął na mnie – będziesz żył 87 lat.
Na tym ta króciutka ceremonia się zakończyła, więcej przepowiedni nie było, więc grzecznie pożegnaliśmy się i rozeszliśmy każdy w swoją stronę. Do dziś nurtują mnie jednak pewne pytania. Na przykład: czy był to prawdziwy szaman? Czy naprawdę będę żył tyle lat? I dlaczego, do jasnej ciasnej, w zeszłym życiu każdy jeden był rycerzem, królem, kimś znacznym, a nie dajmy na to: świniopasem? Co jest, oni się nie reinkarnują? Czy może ich reinkarnacje wstydzą się przyznać?
Ech.
- Ty – zawiesił głos – W poprzednim życiu byłeś wielkim wojownikiem – zawahał się – We Francji albo w Japonii. A Ty – zerknął na mnie – będziesz żył 87 lat.
Na tym ta króciutka ceremonia się zakończyła, więcej przepowiedni nie było, więc grzecznie pożegnaliśmy się i rozeszliśmy każdy w swoją stronę. Do dziś nurtują mnie jednak pewne pytania. Na przykład: czy był to prawdziwy szaman? Czy naprawdę będę żył tyle lat? I dlaczego, do jasnej ciasnej, w zeszłym życiu każdy jeden był rycerzem, królem, kimś znacznym, a nie dajmy na to: świniopasem? Co jest, oni się nie reinkarnują? Czy może ich reinkarnacje wstydzą się przyznać?
Ech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz