Wiedźmi Targ – czyli El Mercado de
Las Brujas albo La Hechiceria – uznawany jest za jedną z głównych
(poza smogiem) atrakcji turystycznych faktycznej stolicy Boliwii, La
Paz.
Cóż – w swej głównej części to zwykły bazar z
rękodziełem i pamiątkami, jaki już wielokrotnie gościł na blogu
(wiecie, taki, co to się trzeba targować). Dla turystów
odwiedzających Boliwię ma ten plus, że – ponieważ prawie
wszyscy odwiedzający to państwo przy okazji zahaczają jeszcze o
Peru, a czasem i Chile – jest tu naprawdę tanio. A przedmioty
naprawdę są wykonywane na miejscu a nie w Chinach (Boliwia jest na
tyle biedna, że żadnego rękodzielnika nie stać na sprowadzanie i
montaż drogich maszyn do masowej produkcji; automatyczne krosna są
nieczęste). Główną atrakcją owego bazaru są natomiast sklepiki
z – między innymi – ziołami, których ekspedientki uznawane są
za wiedźmy.
Ktoś powie, że to zabobon, ale i u nas w Polsce
mówi się czasem o kimś, że ma "złe oko" – i takiej
osobie stara się nie wchodzić w drogę, bo przecież może znacząco
spojrzeć i sprowadzić nieszczęście (a to ktoś umrze, a to kury
przestaną nieść). Ba, nieraz słyszałem: kwiaty przestały
rosnąć, niepotrzebnie dawałam odnóżkę tej-to-a-tej. Zabobony
więc trzymają się mocno także i u nas. A co dopiero w Ameryce
Południowej – doszły mnie słuchy, że w połowie lipca w Peru
dwie kobiety oskarżono o czary. Nie mam informacji jak to się
skończyło, ale jeśli sprawy w swoje ręce wziął tłum mogło być
naprawdę krwawo i nieprzyjemnie.
A tymczasem Biblia
chrześcijańska jasno zakazuje wiary w magię i czary – co
oczywiste nie neguje istnienia tego zjawiska (nie można zakazywać
czegoś, czego nie ma), mówi tylko, ostrzega, by owym nie wierzyć.
Poczynając od chodzenia do wróżki, na innych praktykach kończąc
cała magia opiera się na manipulacji, wierze (tak naprawdę nie
cała, we wpisie o przedbobonach wspominałem o kawałku magii który
opiera się na faktach i nauce – tym gorzej, bo wszyscy wiemy, że
jeśli w kłamstwie jest ziarno prawdy to dużo łatwiej w nie
uwierzyć) i łatwowierności ludzi. A zmanipulowanego łatwiej oszukać. A, byłbym zapomniał – islam uprawianie magii z miejsca
karze śmiercią.
Ludzie i tak jednak, jak te ćmy, lecą gdzie nie trzeba.
Większość straganów na Wiedźmim Markecie oferuje
zioła – rośliny lecznicze. Tu działanie magii opiera się na
efekcie placebo – jak ekspert (wiedźma) powie, że pomaga,
leczniczy efekt danego zielska będzie dużo większy. Ot,
psychologia.
Innym częstym artefaktem są – tu zdjęcie może być drastyczne – suszone płody lam. We wpisie o świnkach morskich wspominałem (a jak nie, to teraz wspominam), że andyjscy curanderos,Antoni Kosiba znachorzy używają tych zwierzaczków do
leczniczego masażu i wyciągania z organizmu pacjenta różnego
rodzaju chorób. Suszona lama także ma odpędzać złe duchy (czy
złe spojrzenia), a sproszkowana być remedium na różnego rodzaju
dolegliwości. To dużo wyższy poziom niż sproszkowany róg
nosorożca stosowany na Dalekim Wschodzie w leczeniu impotencji
(zwykła magia sympatyczna – róg twardy, stoi, to i organ płciowy
taki się stanie) – niestety równie skuteczny (wcale).
Pełno
tu jest też ręcznie robionych – przeto każda jest inna –
kadzielnic. Gros bowiem asortymentu sklepów z artykułami magicznymi
zajmują mieszanki magiczne "na coś".
Na niewielkim opakowaniu krzykliwymi kolorami (i w słabej jakości) walnięty jest nadruk na co dane kadzidełko pomaga. Najczęściej służą one do zwiększenia sprawności seksualnej, cofnięciu się choroby (głównie nowotwór) czy szerszego przypływu gotówki. Czyli temu, czym żyje się na co dzień. Wszak latynoamerykański toast brzmi: por salud, amor y dinero. Czyli: za zdrowie, miłość i pieniądze. Ciekawą grupą kadzidełek są takie typowo kobiece. Nie chodzi tu o te, które mają pomóc w zdobyciu miłości, w zajściu w ciążę czy bezpiecznym porodzie – bo takie też są; chodzi o to, by mężczyzna był posłuszny. Mianowicie w kulturze macho chłop często jest nicpoty – kulturowo musi być męski i dominujący – więc baba po wszystkie środki sięgnie, żeby ten jej słuchał.
Z drugiej
strony – machoizm machoizmem, a znaleźć można też kadzidełka
mające sprawiać, żeby kobieta mniej się odzywała (w znaczeniu
zapewne by nie krzyczała na chłopa – co pokazuje, że kultura
kulturą, a pewne toposy są niezmienne). Takie kadzidełko bywa nad
wyraz skuteczne: kolega się skusił i kupił – i wystarczyło, że
powiedział o tym żonie, a ta przez cały tydzień się do niego nie
odzywała! Nie musiał nawet odpalać. Hejkum-kejkum, magia znów
działa.
Jak korzystać z takich kadzidełek? Ano, samo zapalenie nie wystarcza. Na każdym opakowaniu jest modlitwa – nieraz do świętych katolickich, najczęściej do wyższych instancji; ot, andyjski synkretyzm religijny – i paląc kadzidło należy się żarliwie modlić o spełnienie prośby. Jeśli nie będziemy się modlić i wierzyć, że się spełni – to się nie uda. I wtedy nawet reklamacja u wiedźmy nie pomoże: to nasza wina, bośmy się za słabo starali – ale oczywiście można kupić następną porcję i spróbować jeszcze raz; coś się nie podoba? Zawsze wiedźma może "źle spojrzeć"...
Taka jest właśnie istota magii – dlatego właśnie chrześcijański zakaz wiary w nią – ale podejrzewam, że w dobie ataków na religię wielu na Zachodzie da się zbałamucić (astrologia chociażby). W Ameryce Południowej ta wiara to pozostałość wierzeń przedchrześcijańskich i dość powierzchownej chrystianizacji – trudno powiedzieć jak to się będzie dalej rozwijać. Na razie barwny Wiedźmi Targ ściąga turystów, choć oczywiście na serio traktują go tylko miejscowi i podstarzali hipisi, dla innych jest zwykłą atrakcją – a takich La Paz, jako miasto niezbyt urokliwe, zdecydowanie potrzebuje.
Pazański bazar |
Pani zielarka |
Bazarowe kolory odwracające uwagę |
Ludzie i tak jednak, jak te ćmy, lecą gdzie nie trzeba.
Sklep z magicznym asortymentem |
Innym częstym artefaktem są – tu zdjęcie może być drastyczne – suszone płody lam. We wpisie o świnkach morskich wspominałem (a jak nie, to teraz wspominam), że andyjscy curanderos,
Suszone płody lam |
Na niewielkim opakowaniu krzykliwymi kolorami (i w słabej jakości) walnięty jest nadruk na co dane kadzidełko pomaga. Najczęściej służą one do zwiększenia sprawności seksualnej, cofnięciu się choroby (głównie nowotwór) czy szerszego przypływu gotówki. Czyli temu, czym żyje się na co dzień. Wszak latynoamerykański toast brzmi: por salud, amor y dinero. Czyli: za zdrowie, miłość i pieniądze. Ciekawą grupą kadzidełek są takie typowo kobiece. Nie chodzi tu o te, które mają pomóc w zdobyciu miłości, w zajściu w ciążę czy bezpiecznym porodzie – bo takie też są; chodzi o to, by mężczyzna był posłuszny. Mianowicie w kulturze macho chłop często jest nicpoty – kulturowo musi być męski i dominujący – więc baba po wszystkie środki sięgnie, żeby ten jej słuchał.
Magiczne kadzidełko |
Jak korzystać z takich kadzidełek? Ano, samo zapalenie nie wystarcza. Na każdym opakowaniu jest modlitwa – nieraz do świętych katolickich, najczęściej do wyższych instancji; ot, andyjski synkretyzm religijny – i paląc kadzidło należy się żarliwie modlić o spełnienie prośby. Jeśli nie będziemy się modlić i wierzyć, że się spełni – to się nie uda. I wtedy nawet reklamacja u wiedźmy nie pomoże: to nasza wina, bośmy się za słabo starali – ale oczywiście można kupić następną porcję i spróbować jeszcze raz; coś się nie podoba? Zawsze wiedźma może "źle spojrzeć"...
Taka jest właśnie istota magii – dlatego właśnie chrześcijański zakaz wiary w nią – ale podejrzewam, że w dobie ataków na religię wielu na Zachodzie da się zbałamucić (astrologia chociażby). W Ameryce Południowej ta wiara to pozostałość wierzeń przedchrześcijańskich i dość powierzchownej chrystianizacji – trudno powiedzieć jak to się będzie dalej rozwijać. Na razie barwny Wiedźmi Targ ściąga turystów, choć oczywiście na serio traktują go tylko miejscowi i podstarzali hipisi, dla innych jest zwykłą atrakcją – a takich La Paz, jako miasto niezbyt urokliwe, zdecydowanie potrzebuje.
Urokliwa pazańska starówka |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz