Jedną z atrakcji La Paz są gondolowe
kolejki górskie, spełniające w tym zatłoczonym mieście funkcję
tramwajów czy – z dużą dozą fantazji to stwierdzam – metra.
Linii jest kilka, łączą newralgiczne punkty miasta oraz
umożliwiają dojazd do położonego nieopodal (a właściwie nad La
Paz) El Alto. Zamiast numerów nazwane są kolorami – a jedna z
najciekawszych wabi się "azul" – czyli po prostu
niebieska (albo granatowa, jeśli miałbym się kierować kolorami
wagoników; na linii zielonej jeżdżą zielone, na czerwonej
czerwone).
Linia ta, Azul, ma też pseudonim "morska".
Boliwia, choć pozbawiona dostępu do Pacyfiku mocno zań tęskni –
i jakiś czas temu faktycznie była państwem nadmorskim. Niestety
pech sprawił, że pacyficzne wybrzeże Ameryki Południowej przez
setki tysięcy lat – jak nie lepiej – było domem dla miliardów ptaków. A te produkowały tony guana, które w XIX wieku zyskało
sławę jako substrat do produkcji niezwykle potrzebnej wtedy
saletry. Kto miał guano mógł czuć się bogaty.
Boliwia też
chciała. Sęk w tym, że bardziej chciało leżące po sąsiedzku
Chile. Wybuchła więc Wojna o Pacyfik – zwana również Wojną o
Saletrę (1869-1872) – do której Boliwia wciągnęła też swojego
sojusznika Peru (wyglądało to tak: Boliwijczycy zaczęli się
kłócić z Chile, Chilijczycy pokonali Boliwię, która zdążyła
zawołać na pomoc Peru, więc Chile musiało też pokonać i
Peruwiańczyków; nasz inżynier
Ernest Malinowski, twórca słynnej kolei w peruwiańskich Andach status miejscowego bohatera uzyskał wcześniej, gdy Peru wespół z Chile walczyło z Hiszpanią).
Wojnę bezdyskusyjnie wygrali Chilijczycy, zajęli boliwijskie (i
część peruwiańskiego) wybrzeże i do dziś są dużo bogatsi od
Peruwiańczyków i Boliwijczyków razem wziętych. W wyniku
międzynarodowych mediacji dawny boliwijski port Arica został
potraktowany jako strefa wolnocłowa dla towarów z Boliwii, ale
wrogość pomiędzy oboma krajami trwa do dziś.
Linia niebieska upamiętnia więc marynistyczne tradycje Boliwijczyków – a na wagonikach są (przynajmniej były za czasów Evo Moralesa) bardzo wojownicze napisy: morze jest nasze! 150 lat wystarczy! Wracamy nad ocean!
Brakuje tylko obchodów Dni Morza.
Mały wtręt a
propos Dni Morza i stosunku Autora do radzieckich komunistów, a przy
okazji żarcik, jakiego nie powstydziłby się pan Karol z
Familiady:
Dzwoni towarzysz Breżniew (gensek Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego – didaskalia dla młodzieży) do Pragi, do towarzysza Husaka (szef komunistów w Czechosłowacji):
- Towarzyszu Husak – skrzeczy do słuchawki Lońka – To co robicie jest niedopuszczalne i ośmiesza idee socjalizmu! Dlaczego organizujecie w Czechosłowacji Dni Morza? Przecież wy morza nie macie!
- Towarzyszu Breżniew – przerywa Husak – Bierzemy przykład z was!
- Jak to? - dziwi się gensek radziecki.
- Przecież wy w Związku Sowieckim organizujecie Dni Kultury...
Tak,
trafiłem na Dni Morza w Boliwii.
We wspomnianym jakiś czas temu
na blogu Potosi. Akurat mieliśmy wyruszyć zwiedzać kopalnie Cerro
Rico, gdy po prostu utknęliśmy w tłumie. Na każdym placu miasta
odbywały się uroczyste akademie, wojsko maszerowało na galowo,
szły dzieci z kwiatami i transparentami, przemawiali miejscowi
nobile, pomstowano na Chilijczyków... Słowem: wielkie państwowe
patriotyczne święto.
- Co tu się dzieje? - pytali jeden przez
drugiego członkowie międzynarodowej grupy turystów naszego
przewodnika.
- Dni Morza – odpowiedział cicerone i wyjaśnił o co chodzi: że od 150 lat Boliwia jest skonfliktowana z Chile i że wciąż dąży do odzyskania dostępu do morza.
- 150 lat? - zdziwił się jeden z naszych współtowarzyszy – Jak tak można tyle lat żyć historią, rozpamiętywać i rozgrzebywać?
Zabawne było to, że pochodził z pewnego bliskowschodniego kraju, który całą swoją tożsamość opiera właśnie na rozpamiętywaniu historii... Ot, widać, bliższa ciału koszula.
W końcu udało
się przepchać przez tłum i ruszyliśmy w kierunku Cerro Rico (o
czym już było) – więc na zakończenie jeszcze jedna informacja.
Otóż kilka (może kilkanaście) lat temu Peru wydzierżawiło
Boliwii pas wybrzeża o szerokości 9 kilometrów – w teorii po to,
by mogli Boliwijczycy rozpocząć budowę swojego okna na Świat.
Niestety, Boliwia pod rządami socjalistów póki co nie kiwnęła
nawet palcem by teren ten zagospodarować, wolała co roku wydawać
spore sumy na organizację owych Dni Morza. Cóż – teraz, po
zmianie władzy tym bardziej nic nie zrobią, przynajmniej takie jest
moje zdanie.
No a teraz już miało być obiecane Tiwanaku, ale
że wspominałem, iż popełnię krajoznawczy wpis o Sucre – to
teraz jest najlepszy moment. Żeby potem nie rozbijać narracji o
tajemniczych ruinach, teoretykach Starożytnej Astronautyki i innych takich.
Linia azul kolejki w La Paz |
Produkcja guano na wybrzeżu pacyficznym |
Linia niebieska upamiętnia więc marynistyczne tradycje Boliwijczyków – a na wagonikach są (przynajmniej były za czasów Evo Moralesa) bardzo wojownicze napisy: morze jest nasze! 150 lat wystarczy! Wracamy nad ocean!
Brakuje tylko obchodów Dni Morza.
Jezioro Titicaca - miejsce stacjonowania boliwijskiej marynarki wojennej |
Dzwoni towarzysz Breżniew (gensek Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego – didaskalia dla młodzieży) do Pragi, do towarzysza Husaka (szef komunistów w Czechosłowacji):
- Towarzyszu Husak – skrzeczy do słuchawki Lońka – To co robicie jest niedopuszczalne i ośmiesza idee socjalizmu! Dlaczego organizujecie w Czechosłowacji Dni Morza? Przecież wy morza nie macie!
- Towarzyszu Breżniew – przerywa Husak – Bierzemy przykład z was!
- Jak to? - dziwi się gensek radziecki.
- Przecież wy w Związku Sowieckim organizujecie Dni Kultury...
Radziecka kultura |
Obchody Dni Morza w Potosi |
Patriotyczne demonstracje |
- Dni Morza – odpowiedział cicerone i wyjaśnił o co chodzi: że od 150 lat Boliwia jest skonfliktowana z Chile i że wciąż dąży do odzyskania dostępu do morza.
- 150 lat? - zdziwił się jeden z naszych współtowarzyszy – Jak tak można tyle lat żyć historią, rozpamiętywać i rozgrzebywać?
Zabawne było to, że pochodził z pewnego bliskowschodniego kraju, który całą swoją tożsamość opiera właśnie na rozpamiętywaniu historii... Ot, widać, bliższa ciału koszula.
Przypadkowe zdjęcie Wzgórza Świątynnego w Jerozolimie |
Pacyfik o zachodzie słońca |
Brama Słońca w Tiwanaku |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz