Tłumacz

14 października 2022

Dni Morza

    Jedną z atrakcji La Paz są gondolowe kolejki górskie, spełniające w tym zatłoczonym mieście funkcję tramwajów czy – z dużą dozą fantazji to stwierdzam – metra. Linii jest kilka, łączą newralgiczne punkty miasta oraz umożliwiają dojazd do położonego nieopodal (a właściwie nad La Paz) El Alto. Zamiast numerów nazwane są kolorami – a jedna z najciekawszych wabi się "azul" – czyli po prostu niebieska (albo granatowa, jeśli miałbym się kierować kolorami wagoników; na linii zielonej jeżdżą zielone, na czerwonej czerwone).
Linia azul kolejki w La Paz
    Linia ta, Azul, ma też pseudonim "morska". Boliwia, choć pozbawiona dostępu do Pacyfiku mocno zań tęskni – i jakiś czas temu faktycznie była państwem nadmorskim. Niestety pech sprawił, że pacyficzne wybrzeże Ameryki Południowej przez setki tysięcy lat – jak nie lepiej – było domem dla miliardów ptaków. A te produkowały tony guana, które w XIX wieku zyskało sławę jako substrat do produkcji niezwykle potrzebnej wtedy saletry. Kto miał guano mógł czuć się bogaty.
Produkcja guano na wybrzeżu pacyficznym
    Boliwia też chciała. Sęk w tym, że bardziej chciało leżące po sąsiedzku Chile. Wybuchła więc Wojna o Pacyfik – zwana również Wojną o Saletrę (1869-1872) – do której Boliwia wciągnęła też swojego sojusznika Peru (wyglądało to tak: Boliwijczycy zaczęli się kłócić z Chile, Chilijczycy pokonali Boliwię, która zdążyła zawołać na pomoc Peru, więc Chile musiało też pokonać i Peruwiańczyków; nasz inżynier Ernest Malinowski, twórca słynnej kolei w peruwiańskich Andach status miejscowego bohatera uzyskał wcześniej, gdy Peru wespół z Chile walczyło z Hiszpanią). Wojnę bezdyskusyjnie wygrali Chilijczycy, zajęli boliwijskie (i część peruwiańskiego) wybrzeże i do dziś są dużo bogatsi od Peruwiańczyków i Boliwijczyków razem wziętych. W wyniku międzynarodowych mediacji dawny boliwijski port Arica został potraktowany jako strefa wolnocłowa dla towarów z Boliwii, ale wrogość pomiędzy oboma krajami trwa do dziś.
    Linia niebieska upamiętnia więc marynistyczne tradycje Boliwijczyków – a na wagonikach są (przynajmniej były za czasów Evo Moralesa) bardzo wojownicze napisy: morze jest nasze! 150 lat wystarczy! Wracamy nad ocean!
    Brakuje tylko obchodów Dni Morza.
Jezioro Titicaca - miejsce stacjonowania boliwijskiej marynarki wojennej
    Mały wtręt a propos Dni Morza i stosunku Autora do radzieckich komunistów, a przy okazji żarcik, jakiego nie powstydziłby się pan Karol z Familiady:
    Dzwoni towarzysz Breżniew (gensek Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego – didaskalia dla młodzieży) do Pragi, do towarzysza Husaka (szef komunistów w Czechosłowacji):
    - Towarzyszu Husak – skrzeczy do słuchawki Lońka – To co robicie jest niedopuszczalne i ośmiesza idee socjalizmu! Dlaczego organizujecie w Czechosłowacji Dni Morza? Przecież wy morza nie macie!
    - Towarzyszu Breżniew – przerywa Husak – Bierzemy przykład z was!
    - Jak to? - dziwi się gensek radziecki.
    - Przecież wy w Związku Sowieckim organizujecie Dni Kultury...
Radziecka kultura
    Tak, trafiłem na Dni Morza w Boliwii.
Obchody Dni Morza w Potosi
    We wspomnianym jakiś czas temu na blogu Potosi. Akurat mieliśmy wyruszyć zwiedzać kopalnie Cerro Rico, gdy po prostu utknęliśmy w tłumie. Na każdym placu miasta odbywały się uroczyste akademie, wojsko maszerowało na galowo, szły dzieci z kwiatami i transparentami, przemawiali miejscowi nobile, pomstowano na Chilijczyków... Słowem: wielkie państwowe patriotyczne święto.
Patriotyczne demonstracje
    - Co tu się dzieje? - pytali jeden przez drugiego członkowie międzynarodowej grupy turystów naszego przewodnika.
    - Dni Morza – odpowiedział cicerone i wyjaśnił o co chodzi: że od 150 lat Boliwia jest skonfliktowana z Chile i że wciąż dąży do odzyskania dostępu do morza.
    - 150 lat? - zdziwił się jeden z naszych współtowarzyszy – Jak tak można tyle lat żyć historią, rozpamiętywać i rozgrzebywać?
    Zabawne było to, że pochodził z pewnego bliskowschodniego kraju, który całą swoją tożsamość opiera właśnie na rozpamiętywaniu historii... Ot, widać, bliższa ciału koszula.
Przypadkowe zdjęcie Wzgórza Świątynnego w Jerozolimie
    W końcu udało się przepchać przez tłum i ruszyliśmy w kierunku Cerro Rico (o czym już było) – więc na zakończenie jeszcze jedna informacja. Otóż kilka (może kilkanaście) lat temu Peru wydzierżawiło Boliwii pas wybrzeża o szerokości 9 kilometrów – w teorii po to, by mogli Boliwijczycy rozpocząć budowę swojego okna na Świat. Niestety, Boliwia pod rządami socjalistów póki co nie kiwnęła nawet palcem by teren ten zagospodarować, wolała co roku wydawać spore sumy na organizację owych Dni Morza. Cóż – teraz, po zmianie władzy tym bardziej nic nie zrobią, przynajmniej takie jest moje zdanie.
Pacyfik o zachodzie słońca
    No a teraz już miało być obiecane Tiwanaku, ale że wspominałem, iż popełnię krajoznawczy wpis o Sucre – to teraz jest najlepszy moment. Żeby potem nie rozbijać narracji o tajemniczych ruinach, teoretykach Starożytnej Astronautyki i innych takich.
Brama Słońca w Tiwanaku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Klimat i krwawe ofiary cz. 1

     Od jakiegoś czasu się słyszy, że luminarze Unii E***pejskiej (i innych krajów należących do upadającej zachodniej cywilizacji) będą od ...