Tłumacz

18 marca 2022

W filmowej oazie

    Chciałem zatytułować wpis "Oaza", ale zorientowałem się, że już taki popełniłem – o peruwiańskiej Huacachinie. Oazy spotykałem też na Bliskim Wschodzie (było na blogu, a jakże) nad Morzem Czerwonym. Tylko na najbardziej pustynnym kontynencie nie dane mi było żadnej zobaczyć – z braku czasu, powodzi i pożarów (chyba, że z samolotu, ale to się nie liczy). Na szczęście miejsce, do którego dotarłem – i które znajdowało się w Afryce – jest na tyle charakterystyczne, że spokojnie mogę zatytułować wpis "W filmowej oazie".

Ajt Bin Haddu

    Dobra. Nie jest bardzo chwytliwy, ale na tą chwilę nic nie przychodzi mi do głowy. A jak nawet później przyjdzie, to i tak nie zmienię: niczym ewangeliczny Piłat z Pontu stwierdzę, że co napisałem musi pozostać.

Oaza w pełnej krasie

    Ajt Bin Haddu – co można przetłumaczyć jako Chata Wuja Toma Wioska Rodu Haddu – dziś znajduje się pod opieką UNESCO, ale przez wieki robiło za wielbłądzi pit-stop, czyli punkt obsługi podróżnych na karawanowym szlaku łączącym Morze Śródziemne z Afryką Subsaharyjską. Wędrowały tędy tak cenne produkty jak kość słoniowa, metale szlachetne, niewolnicy, tkaniny a także kultura i nauka (głównie w postaci islamskich misjonarzy). Żeby zaś chronić kupców i podróżników (i, oczywiście, ściągać z nich myto) budowano na szlakach handlowych – na całym Świecie – różnego rodzaju zamki i schronienia. Bardzo często wokół takiego punktu rozwijała się później osada.

Prawie jak karawana

    Nie inaczej było w Ajt Bin Haddu – najstarszym budynkiem jest, stojący na szczycie wzgórza, warowny ksar. Czyli – po naszemu – zameczek. Forteca taka. Tak naprawdę dzisiaj z tego ksaru pozostało bardzo niewiele, ale miejsce oferuje przepiękny widok na sterczące z horyzontu Góry Atlas – najwyższe szczyty mają ponad 4000 metrów, więc zimą śnieg na ich czubkach nie powinien dziwić.

Mury zamku, niezidentyfikowany ptak i Atlas Wysoki

    Całkiem niedaleko, w Warzazat (wolę tą formę pisowni niż frankofońskie Ourzazate) ksar zachował się całkiem przyzwoicie i stanowi ważny, odrestaurowany element kazby (kazba – stare miasto, starówka; nie mylić z: medyna – określenie to oznacza miasto, i też często jest używana na oznaczenie zabytkowej części islamskich miast; kazba jest mniejsza obszarowo, i ogólnie sprawia wrażenie mocno obronnej), ale wycieczki raczej nieczęsto tam zaglądają – wszak Ajt Bin Haddu (ciekawe, czy można by zabytkową część otoczoną murami nazwać kazbą) jest wpisane na Listę Dziedzictwa Ludzkości UNESCO.

Twierdza w Warzazat

    No i grało w wielu filmach. "Lawrence z Arabii", "Klejnot Nilu" czy serial "Gra o Tron" nie wyczerpują listy. Do tego po wiosce biega miejscowy Beduin (nie jest to poprawne określenie, beduini to koczownicy, a pan ten jest osiadły), który za niewielką opłatą zaciąga turystów do swojego oryginalnego domu, gdzie z dumą prezentuje fotografie z luminarzami przemysłu filmowego. Pan ten bowiem jest zawodowym statystą, a jego skromne mieszkanie w zabytkowej wiosce wielokrotnie było wykorzystywane przez filmowców. Piwnica pana Beduina dla przykładu udawała więzienie w którym siedzi bohater "Gladiatora" Ridleya Scotta. Od siebie dodam, że bardziej podobał mi się oryginał – "Upadek Cesarstwa Rzymskiego", gdzie rolę cesarza-filozofa Marka Aureliusza, ostatniego z Dobrych Cesarzy, grał niezapomniany Obi-Wan Kenobi sir Alec Guiness. Planeta Tatooine z "Nowej Nadziei" znajdowała się w Tunezji, czyli w sumie też całkiem niedaleko.

Cela z "Gladiatora" - czyli piwnica pana Beduina
Dom w Ajt Bin Haddu

    Samo Warzazat poza kazbą posiada także kilka studiów... studii... W Warzazat znajdują się też liczne studia filmowe – dzięki czemu ta saharyjska oaza (a jakże) dorabia sobie nie tylko na turystyce.

Warzazat - oaza

    Poza panem Beduinem stara część wioski oferuje to wszystko, co każda turystyczna miejscówka: bazar (tu zwany suk). W tym wypadku jest on dosyć malowniczy, bo usytuowany na krętych uliczkach – a także dodaje trochę koloru osadzie. Wszystko tu jest powiem zbudowane z lokalnego surowca. Czy ksar, czy domy, czy ufortyfikowane karawnseraje (stajnie i zajazdy dla kupców) – ma jeden kolor, barwę miejscowej ziemi. Bo zbudowane jest z mułu oraz trzciny (z niewielkimi domieszkami drewna). Skąd to wiadomo? Wystarczy wejść w któryś z zakamarków wioski – nie wszystkie zabytkowe domy są zadbane, większość jest opuszczona i w ruinie. Tam można zobaczyć ukryte normalnie pod warstwą tynku (znaczy się, zasuszonego błota) szczegóły konstrukcyjne: suszoną cegłę i trzcinę. Całe szczęście, że klimat jest tu średnio wilgotny – w przeciwnym razie niekonserwowane mury rozpłynęły by się w oka mgnieniu.

Bazar dla turystów
Uliczki Ajt Bin Haddu
Nieturystyczna część wioski

    Co oczywiście nie znaczy, że rząd Królestwa Maroka, miejscowe władze czy UNESCO nie dbają o Ajt Bin Haddu. Wręcz przeciwnie. Spacerując po – niewielkiej przecież – wiosce niepostrzeżenie udało mi się opuścić mury obronne osady. I trafiłem na prawdziwy skład budowlany. Deski, trzcina i cegła adobe leżały sobie spokojnie czekając aż ktoś przyjdzie i użyje ich do naprawy i rekonstrukcji zabytkowej wioski – podobnie jak to się działo przez ostatnie kilkaset lat.

Warsztat budowlany

    A na fabrykę cegły adobe trafiłem właśnie całkiem niedaleko Ajt Bin Haddu – obok ksaru w Warzazat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Cziatura

     Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii . Choć także będą po...