Chciałem zatytułować wpis "Oaza",
ale zorientowałem się, że już taki popełniłem – o
peruwiańskiej Huacachinie. Oazy spotykałem też na Bliskim
Wschodzie (było na blogu, a jakże) nad Morzem Czerwonym. Tylko na
najbardziej pustynnym kontynencie nie dane mi było żadnej zobaczyć
– z braku czasu, powodzi i pożarów (chyba, że z samolotu, ale to
się nie liczy). Na szczęście miejsce, do którego dotarłem – i
które znajdowało się w Afryce – jest na tyle charakterystyczne,
że spokojnie mogę zatytułować wpis "W filmowej
oazie".
|
Ajt Bin Haddu
|
Dobra. Nie jest bardzo chwytliwy, ale na tą chwilę
nic nie przychodzi mi do głowy. A jak nawet później przyjdzie, to
i tak nie zmienię: niczym ewangeliczny Piłat z Pontu stwierdzę, że
co napisałem musi pozostać.
|
Oaza w pełnej krasie
|
Ajt Bin Haddu – co można
przetłumaczyć jako Chata Wuja Toma Wioska Rodu Haddu – dziś
znajduje się pod opieką UNESCO, ale przez wieki robiło za
wielbłądzi pit-stop, czyli punkt obsługi podróżnych na
karawanowym szlaku łączącym Morze Śródziemne z Afryką
Subsaharyjską. Wędrowały tędy tak cenne produkty jak kość
słoniowa, metale szlachetne, niewolnicy, tkaniny a także kultura i
nauka (głównie w postaci islamskich misjonarzy). Żeby zaś chronić
kupców i podróżników (i, oczywiście, ściągać z nich myto)
budowano na szlakach handlowych – na całym Świecie – różnego
rodzaju zamki i schronienia. Bardzo często wokół takiego punktu
rozwijała się później osada.
|
Prawie jak karawana
|
Nie inaczej było w Ajt Bin
Haddu – najstarszym budynkiem jest, stojący na szczycie wzgórza,
warowny ksar. Czyli – po naszemu – zameczek. Forteca taka. Tak
naprawdę dzisiaj z tego ksaru pozostało bardzo niewiele, ale
miejsce oferuje przepiękny widok na sterczące z horyzontu Góry
Atlas – najwyższe szczyty mają ponad 4000 metrów, więc zimą
śnieg na ich czubkach nie powinien dziwić.
|
Mury zamku, niezidentyfikowany ptak i Atlas Wysoki
|
Całkiem niedaleko,
w Warzazat (wolę tą formę pisowni niż frankofońskie Ourzazate)
ksar zachował się całkiem przyzwoicie i stanowi ważny,
odrestaurowany element kazby (kazba – stare miasto, starówka; nie
mylić z: medyna – określenie to oznacza miasto, i też często
jest używana na oznaczenie zabytkowej części islamskich miast;
kazba jest mniejsza obszarowo, i ogólnie sprawia wrażenie mocno
obronnej), ale wycieczki raczej nieczęsto tam zaglądają – wszak
Ajt Bin Haddu (ciekawe, czy można by zabytkową część otoczoną
murami nazwać kazbą) jest wpisane na Listę Dziedzictwa Ludzkości
UNESCO.
|
Twierdza w Warzazat
|
No i grało w wielu filmach. "Lawrence z Arabii",
"Klejnot Nilu" czy serial "Gra o Tron" nie
wyczerpują listy. Do tego po wiosce biega miejscowy Beduin (nie jest
to poprawne określenie, beduini to koczownicy, a pan ten jest
osiadły), który za niewielką opłatą zaciąga turystów do
swojego oryginalnego domu, gdzie z dumą prezentuje fotografie z
luminarzami przemysłu filmowego. Pan ten bowiem jest zawodowym
statystą, a jego skromne mieszkanie w zabytkowej wiosce wielokrotnie
było wykorzystywane przez filmowców. Piwnica pana Beduina dla
przykładu udawała więzienie w którym siedzi bohater "Gladiatora"
Ridleya Scotta. Od siebie dodam, że bardziej podobał mi się
oryginał – "Upadek Cesarstwa Rzymskiego", gdzie rolę
cesarza-filozofa Marka Aureliusza, ostatniego z Dobrych Cesarzy, grał
niezapomniany Obi-Wan Kenobi sir Alec Guiness. Planeta Tatooine z
"Nowej Nadziei" znajdowała się w Tunezji, czyli w sumie
też całkiem niedaleko.
|
Cela z "Gladiatora" - czyli piwnica pana Beduina
|
|
Dom w Ajt Bin Haddu
|
Samo Warzazat poza kazbą posiada także
kilka studiów... studii... W Warzazat znajdują się też liczne
studia filmowe – dzięki czemu ta saharyjska oaza (a jakże)
dorabia sobie nie tylko na turystyce.
|
Warzazat - oaza
|
Poza panem Beduinem stara
część wioski oferuje to wszystko, co każda turystyczna
miejscówka: bazar (tu zwany suk). W tym wypadku jest on dosyć malowniczy, bo
usytuowany na krętych uliczkach – a także dodaje trochę koloru
osadzie. Wszystko tu jest powiem zbudowane z lokalnego surowca. Czy
ksar, czy domy, czy ufortyfikowane karawnseraje (stajnie i zajazdy
dla kupców) – ma jeden kolor, barwę miejscowej ziemi. Bo
zbudowane jest z mułu oraz trzciny (z niewielkimi domieszkami
drewna). Skąd to wiadomo? Wystarczy wejść w któryś z zakamarków
wioski – nie wszystkie zabytkowe domy są zadbane, większość
jest opuszczona i w ruinie. Tam można zobaczyć ukryte normalnie pod
warstwą tynku (znaczy się, zasuszonego błota) szczegóły
konstrukcyjne: suszoną cegłę i trzcinę. Całe szczęście, że
klimat jest tu średnio wilgotny – w przeciwnym razie
niekonserwowane mury rozpłynęły by się w oka mgnieniu.
|
Bazar dla turystów
|
|
Uliczki Ajt Bin Haddu
|
|
Nieturystyczna część wioski
|
Co
oczywiście nie znaczy, że rząd Królestwa Maroka, miejscowe władze
czy UNESCO nie dbają o Ajt Bin Haddu. Wręcz przeciwnie. Spacerując
po – niewielkiej przecież – wiosce niepostrzeżenie udało mi
się opuścić mury obronne osady. I trafiłem na prawdziwy skład
budowlany. Deski, trzcina i cegła adobe leżały sobie spokojnie
czekając aż ktoś przyjdzie i użyje ich do naprawy i rekonstrukcji
zabytkowej wioski – podobnie jak to się działo przez ostatnie
kilkaset lat.
|
Warsztat budowlany
|
A na fabrykę cegły adobe trafiłem właśnie
całkiem niedaleko Ajt Bin Haddu – obok ksaru w Warzazat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz