Tłumacz

12 września 2022

Copacabana cz. 2

    Jak wspominałem – Copacabana jest jednym z ważniejszych ośrodków kultu Maryi na Świecie (a przynajmniej w Ameryce Południowej – w Andach) – i pierwszy raz spotkałem się z tą nazwą w katalońskim opactwie Montserrat, także przecież sanktuarium maryjnym.

Sanktuarium maryjne w Copacabanie

    Centrum miasteczka stanowi więc pokaźny barokowy kościół (oczywiście w stylu mestizo, baroku andyjskiego, łączącym iberyjski przepych z geometrycznymi formami charakterystycznymi dla kultur prekolumbijskich) o białych ścianach, otoczony murem oraz – jak to zwykle w pobliżu tłumnie odwiedzanych miejsc punkt obsługi podróżnych stragany. Oczywiście nie tylko z dewocjonaliami – skoro są potencjalni klienci, to na pewno wszystko da się sprzedać. Ot, takie przykościelne Krupówki – bardzo mnie drażniące (hitem było, gdy któregoś roku na uroczystości Wszystkich Świętych przy jednym z łódzkich cmentarzy – bodajże na Dołach – spotkałem stragany serwujące smażone kiełbaski i bigos; o balonikach na drucikach i kogucikach bujanych to nawet nie wspominam).

Sanktuarium i stragany

    Skąd zaś się kult maryjny wziął tak wysoko (jakieś 3800 metrów n.p.m.) i tak daleko od Ziemi Świętej? Ano, to oczywiste, zdawałoby się: przywieźli go hiszpańscy konkwistadorzy. Czemu jednak sanktuarium zbudowano na takim odludziu? Otóż – wcale go tu nie zbudowano. Qupakawana było miejscem kultu na długo przed przybyciem Kolumba do Ameryki, ba, na długo przed podbojem tych ziem przez Inków. Oddawano tutaj hołd jednemu z najważniejszych andyjskich bóstw – Matce Ziemi.
    Pachamama – jak zwie się ta postać w mitologii posługujących się keczuą Inków to taki trochę odpowiednik staroświatowych Rei, Demeter czy Kybele (a może Prozepiny czy Astarte). Ziemia-Rodzicielka, z której wszystko wyrasta, i do której wszystko wraca – postać dość popularna i chyba nawet konieczna w każdej politeistycznej religii rolników – ludzi żyjących z łaski ziemi. Możliwe, że te wszystkie neolityczne Wenus obrazują nie tylko boginie płodności, ale właśnie takie Matki-Ziemie.

Neolityczna bogini z Malty

    Żyjący na przełomie VI i VII wieku papież Grzegorz I Wielki (święty) stanął przed niebywale trudnym zadaniem – w jaki sposób rozszerzać wiarę chrześcijańską poza tereny opanowane przez kulturę greko-rzymską? O rady prosił go misjonarz anglo-saskiej Brytanii, także kanonizowany, Augustyn z Cantenbury – znalazł się bowiem w obcym kulturowo środowisku pełnym ludzi o nieco innej duchowości. Jak przekonać miejscowych do chrześcijańskiego kultu? Jak spowodować, by uczestniczyli w Eucharystii? Grzegorz – nie na darmo dostał tytuł Doktora Kościoła – w Libellus responsionum podsuwa prostą receptę: oto należy przyjmować część miejscowych zwyczajów (czym innym jak nie pogańskim słowiańskim symbolem życia są nasze wielkanocne pisanki?), oczywiście tych nie stojących w sprzeczności z doktryną (przy udzielaniu Komunii Świętej nie ma akulturacji), zaś świątynie wznosić w miejscach gdzie od dawna znajdują się pogańskie gontyny i sanktuaria. Papież wychodzi z założenia, że miejscowi będą tam przychodzić i tak, siłą tradycji – a wtedy może przy okazji spłynie na nich oświecenie i nawrócenie (gra toczy się wszak o Zbawienie nieśmiertelnych dusz, którego poza Kościołem – raczej – nie ma). Jest to strzał w dziesiątkę. Dzięki temu misje chrześcijańskie przynoszą żniwo wielkie w postaci chrystianizacji pierw Europy, a potem i innych części Świata. Gdy więc pierwsi misjonarze przybywają do Ameryki Południowej z powodzeniem stosują wypróbowaną metodę – wznoszą kościoły w miejscach pogańskiego kultu. Copacabana czy kuzkańska Quoricancha to południowy odpowiednik naszego klasztoru na Świętym Krzyżu i katedry w Gnieźnie.

Bazylika w Gnieźnie

    Ktoś powie: ale to perfidne działanie! Jak tak można, podmienić inkaskie bóstwo na Maryję – toć to zamach na kulturę autochtonów. Możliwe – choć dzięki takim "zamachom" powstała zupełnie nowa jakość kulturowa i cywilizacyjna w Andach – na przykład miejscowi weszli w końcu w Epokę Żelaza (i to wprost z Epoki Kamienia). Poza tym dokładnie to samo zrobili jakiś czas wcześniej Inkowie – kiedy zajęli ziemie Ajmarów przejęli Qupakawanę i ustanowili tam własne sanktuarium – choć tej samej bogini.
    Opis współczesnej Copacabany nie byłby pełny bez wznoszącego się nad miasteczkiem stromego szczytu – na którym ulokowano miejscową kalwarię. Zapewne przed konkwistą szczyt również był miejscem składania ofiar – ale obecnie stanowi on – modną zwłaszcza w epoce baroku – rekonstrukcję Drogi Krzyżowej. Nie jest kalwaria kopakabańska tak przeurocza jak te nasze, w Wambierzycach czy (wpisana na Listę Dziedzictwa Ludzkości UNESCO) Kalwarii Zebrzydowskiej, ale na pewno, zwłaszcza dla nizinnego Białasa, dużo trudniejsza do przejścia.

Kalwaria w Copacabanie
Kalwaria Zebrzydowska

    Wędrówka na tej wysokości po stromych podejściach od jednego stacyjnego krzyża do następnego to istna droga przez mękę. I nie rekompensują tego wspaniałe widoki na leżące poniżej jezioro.

Widok na Jezioro Titicaca

    Do tego każdy z krzyży ozdobiony jest kolorowymi cukierkami. Co one tam robią? Pisałem o tym we wpisie o spotkaniu z bożkiem w sztolniach Cerro Rico w Potosi. To pozostałości przedkolumbijskich wierzeń. Andyjscy bogowie byli ambiwalentni – żeby uzyskać jakąś korzyść należało ich przekupić ofiarą: dam, to i ty mi daj, daj, to ja też ci dam. Na takie na poły magiczne praktyki można natknąć się w całej Ameryce Łacińskiej, co pokazuje, że chrystianizacja miejscowych ludów nie jest pełna. Owszem, uważają się oni za chrześcijan, ale wychodzą z założenia, że i tak, Panu Bogu świeczkę – ale diabłu ogarek.

Obiaty

    Pogańskie sanktuarium w Qupakawana musiało mieć naprawdę sporą siłę oddziaływania, skoro jeszcze dziś składa się tam obiaty. Do tego na pobliskich wyspach znajdowały się inne ważne dla Inków miejsca kultu, a i sami twórcy Tahuantinsuyu swoje legendarne początki wywodzili właśnie z jaskini nad Jeziorem Titicaca, skąd jeszcze w czasach mitycznych mieli wyruszyć do Świętej Doliny z centrum w Cuzco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Cziatura

     Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii . Choć także będą po...