W poprzednim wpisie, który rozrósł
się niemiłosiernie, rozpocząłem gawędę o zwierzętach
eusocjalnych – czyli takich tworzących prawdziwe społeczności.
Człowiek oczywiście do nich nie należy – są to pro maior pars
owady z dwóch grup – błonkówek i termitów. O ile termity
wszystkie są eusocjalne, to u błonkówek mamy pełne spektrum
zachowań – od os-samotnic po wysoce zorganizowane mrowiska czy
roje pszczoły miodnej. Miałem zacząć od wyjaśnienia czemu
niektóre gatunki stworzyły jednak społeczności. Cóż, chodzi tu
o jedną, fundamentalną dla wszystkich organizmów zasadę - "ciurlać się chcą".
Sformułował ją w filmie Juliusza Machulskiego "Kingsajz"
nadszyszkownik Kikujadek. Ale żarty na bok.
|
Błonkówki |
Koncepcja takiej społeczności jest następująca: ponieważ tylko jedna para w całej kolonii wydaje na świat
potomstwo wszystkie osobniki są ze sobą spokrewnione – każdy z
mieszkańców broniąc społeczności czy pracując na jej "dobrobyt"
działa tak na prawdę w swoim interesie: pomaga przetrwać własnym
genom. A o to – chyba jeszcze tego nie napisałem – chodzi:
przekazać własne geny dalej. To biologiczny sens życia. Człowiek
zresztą działa podobnie – stara panna będzie instynktownie
rozpieszczać swoich siostrzeńców czy bratanków, bowiem mają oni
część jej własnych genów, które mogą w przyszłości przekazać
dalej. Taka inwestycja jakby – ale oczywiście nieświadoma,
instynktowna. |
Królowa i robotnica |
|
Mrówki przy pracy |
To jednak jest pikuś przy poświęceniu
dokonywanym przez członków społeczeństw eusocjalnych. Dla takiej,
weźmy, pszczoły własne istnienie nie jest istotne – przetrwać
ma rój, bo to gwarantuje zachowanie części genów danej konkretnej
pszczółki i – w rezultacie – odniesienie sukcesu biologicznego.
Przekonał się o tym każdy, kto próbował w niecny sposób zbliżyć
się do ula (mój śp Dziadek posiadał niewielką pasiekę, więc
wiem co to żądło) – w mig zostanie zaatakowany przez członków
roju. Są to oczywiście ataki kamikadze – po użądleniu kręgowca
pszczoła ginie. Inne żądłówki (mrówki czy osy) nie posuwają
się aż tak daleko, niemniej bronią swojego gniazda do śmierci.
Także termity – atakują każdego kto usiądzie im na domku.
Generalnie większość
|
Ule |
owadów unika zbliżania się do siedzib tych
roślinożernych owadów społecznych. Swoją drogą tą właściwość
wykorzystują ludzcy mieszkańcy terenów zamieszkałych przez
termity. Jako, że na przykład w dżungli roi się od latającego
hmyzu (to bohemizm, gdybym użył słowa "gnus" byłby to
rusycyzm, a chodzi o to brzęczące latające tałatajstwo) wystarczy
posmarować się roztartymi termitami a komar – nie będący
mistrzem intelektu – weźmie nas za termitierę. Taki repelent
normalnie. Jak mocno poszczególni członkowie dbają o ochronę
gniazda widział każdy, kto kopiąc rabatki naruszył podziemne
mrowisko – dorosłe osobniki rzucają wszystkie zajęcia i
zaczynają ratować larwy i poczwarki – smakowity łup dla wielu
zwierząt – wciągając je do znajdujących się głębiej tuneli i
komór. Robią to z pełnym poświęceniem. W końcu, jakby nie
patrzeć, ratują swoje geny. A to przecież naturalne. Chyba tylko
Człowiek umie poświęcić swoje istnienie dla niespokrewnionego
genetycznie osobnika swojego gatunku nie oczekując w zamian
(podświadomie) jakiegoś zysku – w przyrodzie jak w biznesie,
wszystko musi się opłacać. Proste.
|
Termitiera |
Każdy z członków wspólnoty oprócz
gotowości do poświęcenia się dla kolonii z uporem godnym lepszej
sprawy pracuje dla całości. Człowiek zauważył to dawno temu –
i pojawiały się co jakiś czas próby stworzenia "idealnego"
społeczeństwa także w naszym gatunku. Były to próby sztuczne,
więc z góry skazane na niepowodzenie – nie można ich, jak się
to przyjmuje, bezmyślnie łączyć z totalitaryzmami, choć muszę
przyznać, że za większość z nich (przynajmniej ostatnio)
odpowiadają wszelkiego typu socjalizmy. Póki co więc takie
społeczeństwa istnieją tylko na kartach powieści fantastycznych,
nawet i fantastyczno-naukowych (nie każde s-f, science-fiction, jest
tak naprawdę "naukowe"; właściwie jest ich zdecydowana
mniejszość – reszta to bajki o robotach – choć same "Bajki
Robotów" niesamowitego Stanisława Lema to s-f, w jednej z
powiastek Trurl i Klapacjusz tworzą "idealne społeczeństwo",
polecam).
|
Trzmiel |
Niemniej każdy, kto widział pracę i
poświęcenie dla wspólnoty organizmów eusocjalnych musi się
wzruszyć. Najwspanialszym efektem takiej pracy jest miód –
wytwarza go sporo gatunków pszczół, w tym i pszczoły samotnice
oraz trzmiele, ale Człowiek wszedł we współpracę tylko z jednym
gatunkiem – pszczołą miodną Apis malaefis. Przez wieki był to
co prawda rabunek, podobny do tych uprawianych przez innych
miodożerców (polska nazwa "niedźwiedź" to przecież
tyle co "miodozjadacz"), ale potem zaczęliśmy budować
sztuczne barcie i – to już wyższa szkoła jazdy – ule. Jednym z
pionierów nowoczesnego pszczelarstwa był śląski duchowny Jan
Dzierżon, upamiętniony w nazwie miasta Dzierżoniów (historycznie
to Rychbach).
|
Pszczoła miodna |
Chyba najciekawszym zachowaniem
niektórych owadów społecznych jest... Hodowla czy tam ogrodnictwo.
Mrówcze rolnictwo. Nasze rodzime mrówki ku utrapieniu ogrodników
czy innych działkowców zajmują się opieką nad mszycami.
Pluskwiaki te (niezwykle ciekawe, rozmnażają się
partenogenetycznie – nie zawsze, ale jednak; samiec twój wróg!)
wytwarzają niezwykle lubianą – bo słodką – spadź. Mrówki
zbierają substancję, chronią mszyce przed napastnikami w postaci
chociażby biedronek a nawet, kiedy zajdzie potrzeba, przenoszą na
nowe "pastwiska". Innym przykładem są słynne
mrówki-ogrodniczki. Ich przysmakiem jest pewien gatunek
saprotroficznego (znaczy, żyje na rozkładających się szczątkach
organicznych) grzyba – któremu mrówki te znoszą kawałki liści,
będących dlań pożywką (pracowite owady potrafią ogołocić tak
całe drzewa). Spacerując po dżungli nieraz natknąłem się na
sznur poruszających się zielonych fragmentów – po bliższym
przyjrzeniu się zawsze okazywało się, że to sznur niewielkich
ogrodniczek dźwigających pokarm dla grzyba. Raz – we wspomnianym
przeze mnie w poprzednim wpisie Parku Narodowym Tambopata ujrzałem
jednak widok niezwykły: oprócz tradycyjnych liści mrówki niosły
też... Kwiaty. Albo grzybnia miała urodziny, albo wczoraj mrówki
popiły, narozrabiały i teraz szły przepraszać.
|
Mrówki - ogrodniczki |
|
Mszyce |
Zacząłem od dżungli – tam owadów
jest najwięcej – to i na dżungli wypadałoby skończyć.
Otóż gdybyście kiedykolwiek się
tam zgubili – to pamiętajcie: wszystko może was tam zabić
szukajcie termitier. Termity, poza tym, że repelenty, są też
wspaniałym źródłem białka. Te duże, żyjące w ziemi, dobrze
jest najpierw podpiec czy usmażyć, ale te małe, nadrzewne można
jeść na surowo. Jak smakują? Całkiem balsamicznie. Jeśli by je
utrzeć z mrówkami, które z racji zawartości kwasu mrówkowego
są... kwaśne – otrzymalibyśmy całkiem niezły dressing do
sałatek, taki balsamiczny winegret.
|
Termity chwilę przed konsumpcją |
Tak, jadłem i mrówki, i termity.
Mrówki polecam ubić przed jedzeniem, bo mogą na przykład użądlić
w język.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz