Tłumacz

21 września 2020

Idealne społeczeństwo cz. 2

  W poprzednim wpisie, który rozrósł się niemiłosiernie, rozpocząłem gawędę o zwierzętach eusocjalnych – czyli takich tworzących prawdziwe społeczności. Człowiek oczywiście do nich nie należy – są to pro maior pars owady z dwóch grup – błonkówek i termitów. O ile termity wszystkie są eusocjalne, to u błonkówek mamy pełne spektrum zachowań – od os-samotnic po wysoce zorganizowane mrowiska czy roje pszczoły miodnej. Miałem zacząć od wyjaśnienia czemu niektóre gatunki stworzyły jednak społeczności. Cóż, chodzi tu o jedną, fundamentalną dla wszystkich organizmów zasadę - "ciurlać się chcą". Sformułował ją w filmie Juliusza Machulskiego "Kingsajz" nadszyszkownik Kikujadek. Ale żarty na bok.
Błonkówki
  Koncepcja takiej społeczności jest następująca: ponieważ tylko jedna para w całej kolonii wydaje na świat potomstwo wszystkie osobniki są ze sobą spokrewnione – każdy z mieszkańców broniąc społeczności czy pracując na jej "dobrobyt" działa tak na prawdę w swoim interesie: pomaga przetrwać własnym genom. A o to – chyba jeszcze tego nie napisałem – chodzi: przekazać własne geny dalej. To biologiczny sens życia. Człowiek zresztą działa podobnie – stara panna będzie instynktownie rozpieszczać swoich siostrzeńców czy bratanków, bowiem mają oni część jej własnych genów, które mogą w przyszłości przekazać dalej. Taka inwestycja jakby – ale oczywiście nieświadoma, instynktowna.
Królowa i robotnica
Mrówki przy pracy
  To jednak jest pikuś przy poświęceniu dokonywanym przez członków społeczeństw eusocjalnych. Dla takiej, weźmy, pszczoły
własne istnienie nie jest istotne – przetrwać ma rój, bo to gwarantuje zachowanie części genów danej konkretnej pszczółki i – w rezultacie – odniesienie sukcesu biologicznego. Przekonał się o tym każdy, kto próbował w niecny sposób zbliżyć się do ula (mój śp Dziadek posiadał niewielką pasiekę, więc wiem co to żądło) – w mig zostanie zaatakowany przez członków roju. Są to oczywiście ataki kamikadze – po użądleniu kręgowca pszczoła ginie. Inne żądłówki (mrówki czy osy) nie posuwają się aż tak daleko, niemniej bronią swojego gniazda do śmierci. Także termity – atakują każdego kto usiądzie im na domku. Generalnie większość
Ule
owadów unika zbliżania się do siedzib tych roślinożernych owadów społecznych. Swoją drogą tą właściwość wykorzystują ludzcy mieszkańcy terenów zamieszkałych przez termity. Jako, że na przykład w dżungli roi się od latającego hmyzu (to bohemizm, gdybym użył słowa "gnus" byłby to rusycyzm, a chodzi o to brzęczące latające tałatajstwo) wystarczy posmarować się roztartymi termitami a komar – nie będący mistrzem intelektu – weźmie nas za termitierę. Taki repelent normalnie. Jak mocno poszczególni członkowie dbają o ochronę gniazda widział każdy, kto kopiąc rabatki naruszył podziemne mrowisko – dorosłe osobniki rzucają wszystkie zajęcia i zaczynają ratować larwy i poczwarki – smakowity łup dla wielu zwierząt – wciągając je do znajdujących się głębiej tuneli i komór. Robią to z pełnym poświęceniem. W końcu, jakby nie patrzeć, ratują swoje geny. A to przecież naturalne. Chyba tylko Człowiek umie poświęcić swoje istnienie dla niespokrewnionego genetycznie osobnika swojego gatunku nie oczekując w zamian (podświadomie) jakiegoś zysku – w przyrodzie jak w biznesie, wszystko musi się opłacać. Proste.
Termitiera
  Każdy z członków wspólnoty oprócz gotowości do poświęcenia się dla kolonii z uporem godnym lepszej sprawy pracuje dla całości. Człowiek zauważył to dawno temu – i pojawiały się co jakiś czas próby stworzenia "idealnego" społeczeństwa także w naszym gatunku. Były to próby sztuczne, więc z góry skazane na niepowodzenie – nie można ich, jak się to przyjmuje, bezmyślnie łączyć z totalitaryzmami, choć muszę przyznać, że za większość z nich (przynajmniej ostatnio) odpowiadają wszelkiego typu socjalizmy. Póki co więc takie społeczeństwa istnieją tylko na kartach powieści fantastycznych, nawet i fantastyczno-naukowych (nie każde s-f, science-fiction, jest tak naprawdę "naukowe"; właściwie jest ich zdecydowana mniejszość – reszta to bajki o robotach – choć same "Bajki Robotów" niesamowitego Stanisława Lema to s-f, w jednej z powiastek Trurl i Klapacjusz tworzą "idealne społeczeństwo", polecam).
Trzmiel
  Niemniej każdy, kto widział pracę i poświęcenie dla wspólnoty organizmów eusocjalnych musi się wzruszyć. Najwspanialszym efektem takiej pracy jest miód – wytwarza go sporo gatunków
pszczół, w tym i pszczoły samotnice oraz trzmiele, ale Człowiek wszedł we współpracę tylko z jednym gatunkiem – pszczołą miodną Apis malaefis. Przez wieki był to co prawda rabunek, podobny do tych uprawianych przez innych miodożerców (polska nazwa "niedźwiedź" to przecież tyle co "miodozjadacz"), ale potem zaczęliśmy budować sztuczne barcie i – to już wyższa szkoła jazdy – ule. Jednym z pionierów nowoczesnego pszczelarstwa był śląski duchowny Jan Dzierżon, upamiętniony w nazwie miasta Dzierżoniów (historycznie to Rychbach).
Pszczoła miodna
  Chyba najciekawszym zachowaniem niektórych owadów społecznych jest... Hodowla czy tam ogrodnictwo. Mrówcze rolnictwo. Nasze rodzime mrówki ku utrapieniu ogrodników czy innych działkowców zajmują się opieką nad mszycami. Pluskwiaki te (niezwykle ciekawe, rozmnażają się partenogenetycznie – nie zawsze, ale jednak; samiec twój wróg!) wytwarzają niezwykle lubianą – bo słodką – spadź. Mrówki zbierają substancję, chronią mszyce przed napastnikami w postaci chociażby biedronek a nawet, kiedy zajdzie potrzeba, przenoszą na nowe "pastwiska". Innym przykładem są słynne mrówki-ogrodniczki. Ich przysmakiem jest pewien gatunek saprotroficznego (znaczy, żyje na rozkładających się szczątkach organicznych) grzyba – któremu mrówki te znoszą kawałki liści, będących dlań pożywką (pracowite owady potrafią ogołocić tak całe drzewa). Spacerując po dżungli nieraz natknąłem się na sznur poruszających się zielonych fragmentów – po bliższym przyjrzeniu się zawsze okazywało się, że to sznur niewielkich ogrodniczek dźwigających pokarm dla grzyba. Raz – we wspomnianym przeze mnie w poprzednim wpisie Parku Narodowym Tambopata ujrzałem jednak widok niezwykły: oprócz tradycyjnych liści mrówki niosły też... Kwiaty. Albo grzybnia miała urodziny, albo wczoraj mrówki popiły, narozrabiały i teraz szły przepraszać.
Mrówki - ogrodniczki
Mszyce
  Zacząłem od dżungli – tam owadów jest najwięcej – to i na dżungli wypadałoby skończyć.
  Otóż gdybyście kiedykolwiek się tam zgubili – to pamiętajcie: wszystko może was tam zabić szukajcie termitier. Termity, poza tym, że repelenty, są też wspaniałym źródłem białka. Te duże, żyjące w ziemi, dobrze jest najpierw podpiec czy usmażyć, ale te małe, nadrzewne można jeść na surowo. Jak smakują? Całkiem balsamicznie. Jeśli by je utrzeć z mrówkami, które z racji zawartości kwasu mrówkowego są... kwaśne – otrzymalibyśmy całkiem niezły dressing do sałatek, taki balsamiczny winegret.
Termity chwilę przed konsumpcją

  Tak, jadłem i mrówki, i termity. Mrówki polecam ubić przed jedzeniem, bo mogą na przykład użądlić w język.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Imeretia i Złoty Wiek

     Jak wspominałem, chrześcijaństwo trafiło do Gruzji na początku IV wieku po Chrystusie, i przyszło tu z Armenii (która była pierwszym of...