Siedzieliśmy sobie na – leżeliśmy
właściwie – na hamakach w dżungli w okolicach Puerto Maldonado
nad rzeką Madre de Dios. Dzień upływał leniwie, tak jak tylko w
dżungli potrafi to robić. I to nie byle jakiej – może pobliski
Park Narodowy Tambopata nie był wpisany na Listę Światowego
Dziedzictwa Ludzkości UNESCO tak jak pobliski PN Manu, ale selva
baja – dżungla nizinna była dokładnie tak samo bogata (tylko
tańsza – i łatwiejsza – w dostępie; żeby wejść na teren
rezerwatów nie potrzebowaliśmy bowiem żadnych trudno dostępnych
zezwoleń; najciekawsze części Parku Narodowego Manu dla zwykłego
turysty są niemal całkowicie niedostępne).
Madre de Dios |
Zapytaliśmy o to naszego przewodnika.
- Nie są. Tylko im nie
przeszkadzajcie – poinstruował.
Czy do końca mu wierzyliśmy? Cóż.
Krocząc przez dżunglę pytany o to, czy dany stwór jest
niebezpieczny, to znaczy: czy zabija – zawsze odpowiadał po
angielsku z silnym akcentem:
- No. Just fiber – Nie. Tylko
gorunczka.
Czyli ukąszenie nie zabijało... Z
drugiej strony – jako licencjonowanemu pilotowi wycieczek – coś
mi podpowiadało, że gdybym prowadził ze sobą grupę
nieogarniętych gringos (czyli Białasów) w życiu bym nie
powiedział, że coś jest niebezpieczne. Białasy rozbiegły by się
zapewne po dżungli – a selva baja to las, w którym wszystko może
zrobić kuku – i tyle by ich widzieli. Najlepiej więc było
uspokajać (o czym zresztą już kiedyś pisałem).
- O. To fire-ant, mrówka ogniowa. Ukąszenie boli jak przypiekanie ogniem. A to bullet-ant. Mrówka pociskowa. Ukąszenie boli jak postrzał z broni palnej – tłumaczył nasz cicerone pokazując dwie, na pozór niczym się nie różniące błonkówki (błonkówki – Hymenoptera – rząd owadów do których należą mrówki, osy czy pszczoły).
- O. To fire-ant, mrówka ogniowa. Ukąszenie boli jak przypiekanie ogniem. A to bullet-ant. Mrówka pociskowa. Ukąszenie boli jak postrzał z broni palnej – tłumaczył nasz cicerone pokazując dwie, na pozór niczym się nie różniące błonkówki (błonkówki – Hymenoptera – rząd owadów do których należą mrówki, osy czy pszczoły).
Generalnie mam sporą wprawę w
poruszaniu się po trudnym terenie (o czym już pisałem), ale
prawdziwa dżungla to teren także dla mnie nieznany i niebezpieczny.
- Nie zrywaj tej karamboli –
karambola to taki owoc w kształcie gwiazdki, u nas używany do
dekoracji deserów czy drinków, całkiem kwaśny, nawet cierpki; ja
lubię.
- Bo?
Tak więc w dżungli trzeba być
czujnym. Na przykład standardowa procedura rano to wytrząsanie z
butów różnych takich dzikich lokatorów. Zaskoczyć może także
prysznic – w którym ktoś zbudował sobie gniazdo.
Dżunglowe niespodzianki |
Nasze osy były jednak naprawdę
grzeczne – dawały się nawet fotografować. Co to był jednak za
gatunek, to nie mam pojęcia. Zapewne był znany nauce, ale z dżunglą
to nigdy nic nie wiadomo. W każdym razie były te osy dla mnie jako
biologa niezwykle ciekawe, ponieważ stanowiły przystanek na drodze
(uwaga, socjolodzy) do stworzenia idealnego społeczeństwa.
Idealne społeczeństwo tworzą
organizmy – trudna nazwa – eusocjalne. I, oczywiście, Człowiek
(Homo sapiens) do takich oczywiście nie należy. Właściwie są to
głównie błonkówki i termity. Działa takie społeczeństwo jak
jeden organizm – co oczywiście budzi całkiem niesłuszne
skojarzenia z ustrojami totalitarnymi, jak choćby w książkach pana
White z cyklu "Był sobie raz na zawsze król". Polecam, to
niezłe połączenie fantasy z cyklem arturiańskim i jeden z kamieni
milowych tego gatunku literackiego.
Pracujące mrówki |
Ad rem jednak. Czemuż to te osy tak
mnie zaciekawiły?
Otóż na samym początku błonkówki, jak właściwie wszystkie szanujące się zwierzęta, były samotnikami. Każda osa czy pszczoła sama musiała zadbać o swoje potomstwo. Był to proces dosyć żmudny, choć nie na tyle, żeby wszystkie błonkówki zrezygnowały z tej drogi życia (okej, mrówki zrezygnowały i wszystkie tworzą mrowiska; ale już osy czy pszczoły nie wszystkie). Na przykład nasza szczerklina piaskowa, piękna osa-samotnica kopiąca w piaszczystych miejscach norki w których składa jaja. No, właściwie to jedno jajo w jednej norce – czy też w ciele sparaliżowanej ofiary, którą do norki zanosi. Larwa rozwija się wewnątrz innego owada zjadając go od środka. Takie coś nazywa się fachowo: parazytoid – a najsłynniejszym był Obcy – Ósmy Pasażer Nostromo. Bardzo mnie kusi popisać trochę o parazytoidach, na przykład o takich, które składają jaja w larwach innych parazytoidów, które złożyły jaja... Incepcja. Albo Ubiq, jak u Philipa K. Dicka.
Otóż na samym początku błonkówki, jak właściwie wszystkie szanujące się zwierzęta, były samotnikami. Każda osa czy pszczoła sama musiała zadbać o swoje potomstwo. Był to proces dosyć żmudny, choć nie na tyle, żeby wszystkie błonkówki zrezygnowały z tej drogi życia (okej, mrówki zrezygnowały i wszystkie tworzą mrowiska; ale już osy czy pszczoły nie wszystkie). Na przykład nasza szczerklina piaskowa, piękna osa-samotnica kopiąca w piaszczystych miejscach norki w których składa jaja. No, właściwie to jedno jajo w jednej norce – czy też w ciele sparaliżowanej ofiary, którą do norki zanosi. Larwa rozwija się wewnątrz innego owada zjadając go od środka. Takie coś nazywa się fachowo: parazytoid – a najsłynniejszym był Obcy – Ósmy Pasażer Nostromo. Bardzo mnie kusi popisać trochę o parazytoidach, na przykład o takich, które składają jaja w larwach innych parazytoidów, które złożyły jaja... Incepcja. Albo Ubiq, jak u Philipa K. Dicka.
Błonkówka z ofiarą |
W pewnym momencie część błonkówek
stwierdziła (nie jest to naukowa opinia – teoria ewolucji zakłada
całkowitą losowość, więc nikt nie może czegoś chcieć,
stwierdzić et cetera), że takie samotne troszczenie się o
potomstwo zwyczajnie się nie opłaca. Zawiązały więc spółkę –
zbudowały wspólne gniazdo, gdzie wszystkie składały jaja a potem
na zmianę część leciała zdobywać pokarm, część pilnowała
pociech. Do tego etapu dotarły te nasze osy – oraz całkiem sporo
stadnych zwierząt, w tym i Człowiek. Tylko jednak niektóre gatunki
potrafiły pójść o ten krok dalej i stworzyć prawdziwe
społeczeństwo.
Gniazdo klecanek |
Nie jest to długa lista, choć
gatunków mrówek czy termitów jest naprawdę sporo na Świecie (a
zwłaszcza w tropikach – fenomenalny David Attenborough w którymś
ze swoich programów mówił, że na jednym drzewie w dżungli żyje
tyle samo gatunków mrówek co w całej Anglii).
Mrowisko rudnic |
Wciórności, jak to się zabawnie
mówi – rozpisałem się o tych stworzeniach eusocjalnych (i to
mimo pominięcia milczeniem parazytoidów; są takie... straszne). I
chyba, co już mi się kilka razy zdarzyło, trzeba będzie podzielić
wpis na dwie części.
W następnym odcinku (21.09) wyjaśnię
dlaczego część organizmów jednak zdecydowała się na życie w
kolonii.
Tu na zakończenie dodam, że także i
wśród ssaków zdarzyły się gatunki eusocjalne – to afrykańskie
gryzonie – kretoszczury. Najpopularniejsze z nich, choć nie
jedyne, to golce. Nie tworzą one orkiestry, ale żyją w podziemnych
gniazdach, takich mrowiskach – mają króla i królową i są
niewyobrażalnie brzydkie. Zobaczcie sobie zresztą w Internetach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz