Tłumacz

19 grudnia 2025

Wiliorze cz. 1

    Wydarzenie to w Polsce raczej przeszło bez echa, ale jak mieszkaniec obszarów dawnego Księstwa Sieradzkiego muszę wspomnieć – oto sztuka tworzenia haftu sieradzkiego wpisana została latoś na listę Niematerialnego Dziedzictwa Polski. Miła rzecz, zwłaszcza, że Mama została depozytariuszem tej tradycji (i rozpoczęły się wywiady, czerwone dywany, dzieci z kwiatami). Jest też wycinankarką, sieradzka wycinanka mniej znana od łowickiej, ale w przeciwieństwie do tamtej nie jest kolorowym małpim gajem (stara legenda mówi, że kiedyś położono kameleona na pasach łowickich, i biedak zmarł, bo nie wiedział jaki kolor ma przybrać) – ze swym geometrycznym minimalizmem pasuje do współczesnych ascetycznych wnętrz.

Przykład wycinanki sieradzkiej (fot. A. E. Adamas)
    W Sieradzu przy okazji ochrony dziedzictwa kulturowego regionu planowano stworzyć wojewódzkie centrum zajmujące się ochroną i promocją sztuki ludowej łódzkiego, ale po zmianie władzy projekt zarzucono. Monopol na sztukę ludową w łódzkiem – i w Polsce – mają mieć księżoki łowickie, a reszcie plebsu (w województwie oprócz sieradzkiego aktywny jest także region opoczyński, którego sztuka en masse wpisana jest na krajową listę dziedzictwa; w Kutnie na dworcu w nocy istnieje też ośrodek rzeźby ludowej, takoż zalistowany; w sieradzkiem ino haft; w regonie mamy też tradycję z listy UNESCO, ale o tym innym razem) wara. Centrum powstać miało vis-a-vis niewielkiego skansenu i Wzgórza Zamkowego – o którym wszak na blogu już było.
Sieradzki skansen - widok ze Wzgórza Zamkowego
    Oprócz haftu sieradzkiego (wyróżnia się trzy typy, najbardziej charakterystyczną figurą jest róża sieradzka) w Roku Pańskim 2025 na krajową listę dziedzictwa niematerialnego wpisano jeszcze kilka innych tradycji.
Róża sieradzka (fot. A. E, Adamas)
    Choćby polską Wigilię. Rzeczywiście, obchodzimy całkiem inaczej ów dzień poprzedzający Boże Narodzenie. Jest on niezwykle uroczysty, postny i zakończony Wieczerzą Wigilijną. W innych rejonach Świata to najczęściej zwykły dzień: co kraj to obyczaj, kiedyś na blogu opisywałem chociażby różnice w obchodach Dnia Zadusznego między Polską a Peru. Nawet prezenty dzieci dostają w bożonarodzeniowy poranek, nie wigilijny wieczór. Dzikie Kraje, normalnie.

Dzień Zaduszny w wysokich Andach

    Oczywiście, i u nas te tradycje się zmieniają, wiele zwyczajów, zwłaszcza związanych z życiem na wsi, odchodzi już do lamusa, nieraz pozostają tylko w formie szczątkowej. Na przykład nikt już chyba w kącie izby nie stawia snopka zbóż (bo i – w sumie – nie wiąże się już traw uprawnych w snopy). Czasem pod obrus trafi jeszcze siano. Swojską podłaźniczkę, zawieszaną na belkach u powały, z braku takowych, zastąpiła powszechnie choinka (wynaleziona w Rydze).

Smutna choinka w bezśnieżną zimę

    Znikają też powoli zawieszane na zielonym drzewku – jak i na podłaźniczce – różne frukta: ciastka, słodycze, jabłka, orzechy. Zastępują ją chińskie świecidełka i plastikowe bombki. Pamiętam za dzieciaka, że własnoręcznie robienie ozdób na choinkę było elementem przygotowań do Świąt. Tak zwanej magii. Tak jak Świętego Mikołaja zastąpił ten czerwony grubas od Coca-Coli.

Wszędzie Coca-Cola (tu w górach Atlas)

    I tu pojawia się pierwszy problem z tradycją polskiej Wigilii. U mnie prezenty przynosi Święty Mikołaj, ale w innych rejonach Polski mówią: jak to? Mikołaj to na 6. Grudnia. Na Wigilię to Gwiazdor. Albo Dzieciątko. Albo Aniołek. Śnieżynka. Dziadek Mróz. Swego czasu handlowałem choinkami w Wielkopolsce, i tam zachęcając do kupna niekłujących jodeł zamiast pachnących świerków zagadywałem:
    - No, Mikołaj się nie pokłuje, będzie więcej prezentów.

    - E? - padła odpowiedź.- No, Mikołaj. Prezenty przynosi...
    
- Chyba Gwiazdor?
    - Tak, właśnie! Gwiazdor się nie pokłuje!

    Ciężki zaiste jest los handlowca. Piękna jodła, Duńczyk płakał jak wycinał (Dania to europejski potentat w produkcji jodeł; kiedyś była też liderem produkcji futer, ale pseudoekolodzy sprawili, że branża przeniosła się do Rosji i Chin; teraz robią to u nas).

    Albo taka sprawa – ile potraw ma być tradycyjnie na Wieczerzy Wigilijnej? Dwanaście? Otóż w Księstwie Sieradzkim ma to być nieparzysta liczba dań. Pięć, siedem, dziewięć – w zależności od zasobności domu. Pewnie różnice regionalne są też z potrawami. Chyba w całym kraju mamy jedzony czerwony barszcz z uszkami. Uszka to takie lekko niekształtne pierogi z farszem z mielonych suszonych grzybów i kiszonej kapusty. Ależ twórczo wykorzystaliśmy ten chiński wynalazek. My w sieradzkiem wykorzystujemy też pozostałości z produkcji uszek – woda w której obgotowuje się suszone grzyby i kwas odciśnięty z kiszonej kapusty dają nam drugą z wigilijnych zup, charakterystyczną kwaśną grzybową. Zresztą owe grzyby – i kiszona kapusta – zesmażone stanowić mogą następne danie. Obok kapusty z grochem (uwaga: u nas ten wigilijny "groch" to nic innego jak fasola; dziwne, wiem, ale tak jest), pięknie zagotowanej. Co do ryb – owszem, może być karp po żydowsku, ale może być i szczupak w sosie szarym/polskim/piernikowym. Nawet i filet, ważne, żeby była jakaś.

Ryba w pierniku
    Musi być też coś z makiem – ciasto makowiec, albo makiełki (czyli kluski z makiem). No i kompot z suszu (podobno niektórzy robią z tego zupę) – jabłko, gruszka, śliwka. Nie mylmy suszu z bakaliami, bakalie to zamorskie frykasy, w sam raz do ryby w pierniku. Do kompotu idą tylko nasze ususzone owoce. Przyznam się, że bardzo nie lubię, ale tradycyjnie muszę spróbować. Takie są zasady. Swoją drogą kiedyś spotkałem taki kompot wysoko w boliwijskich Andach.
Kompot z suszu w La Paz
    A tytułowi Wiliorze? Cóż, post się przedłużył, więc będzie o nich w drugiej części.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Wiliorze cz. 1

     Wydarzenie to w Polsce raczej przeszło bez echa, ale jak mieszkaniec obszarów dawnego Księstwa Sieradzkiego muszę wspomnieć – oto sz...