Latające szczury. No, o latających
lisach czy psach (wielkie, owocożerne nietoperze, spotkałem je na
swojej drodze, ale nie jadłem) na pewno ktoś słyszał, o
latających wiewiórkach czy innych polatuchach również. Ale
szczury?
A i owszem. Jest to bowiem określenie
miejskiej formy pochodzącego z Śródziemnomorza i Bliskiego Wschodu
(właściwie naturalnie występował od afrykańskiego Dakaru po
Bangladesz) gołębia skalnego.
- Flying rats! - splunął znajomy na widok stadka gołębi,
dodając do tego niezbyt przyzwoity angielski przymiotnik oznaczający
stosunek seksualny; świetnie się komponował ze stwierdzeniem
"latające szczury" – wyraz, nie stosunek oczywiście.
W naturze Columba livia – bo tak
naukowo nazywa się to stworzenie – gniazdował na skalistych,
często nadmorskich, terenach i żywił się znajdowanymi na ziemi
nasionami. Ale każdy, kto spotkał miejską formę tego ptaka wie,
że potrafi zjeść wszystko – choć karmiony chlebem przez
gołębiowe babcie zapada na niebezpieczną chorobę zwaną
"anielskim skrzydłem" (dlatego nie powinno się w miastach
tych zwierząt dokarmiać – dla ich dobra; pomijam fakt niszczenia
przez nie elewacji budynków i innych takich; we Włoszech w wielu
miastach są wysokie mandaty za dokarmianie ptactwa). W każdym razie
żyłby sobie gołąb skalny w swoim środowisku i nie wadził nikomu
gdyby nie Sumerowie.
Tak, to ci od pierwszej zaawansowanej
Cywilizacji – wiecie: pismo, piramidy, biurokracja – te sprawy.
Oni też wpadli na pomysł udomowienia tego ptaka (o ile, oczywiście,
nie kazali im tego zrobić Starożytni Kosmici, którzy – jak
powszechnie wiadomo, założyli naszą Cywilizację; wiadomo, nie?
Nie) – także w celach kulinarnych. To ważne, gołąb skalny jest
świetny jako posiłek – choć oczywiście bardziej użyteczny był
jako posłaniec, pierwowzór dzisiejszych telegramów – znaczy,
sms-ów; telegramów już nie ma.
Pal licho jednak ogromną rolę w
komunikacji jaką ptaki te odegrały – rosół z gołębia,
delikatny i smakowity, jest chyba najlepszym z możliwych. Sprawdza
się zwłaszcza dla rekonwalescentów. Mięsa niestety nie ma tam
zbyt dużo, ale co tam. Mój śp Dziadek bardzo często robił
rosołek z młodych gołąbków – dlatego taki zdrowy wyrosłem.
Uwaga jednak – do jedzenia
absolutnie nie nadają się owe niszczące elewacje i pomniki
miejskie gołębie. Te w pełni zasłużyły na tytuł latających
szczurów. Są brudne, zapasożycone i niezwykle inwazyjne – wie o
tym każdy kto ma balkon w miejskim bloku. Prawdziwa zaraza.
Do rzeczy – gołąb skalny nie jest
jedynym inwazyjnym (bo tak fachowo nazywa się gatunki które z
jakichś przyczyn opuściły swój "rodzinny" habitat i
rozlazły się po Świecie uzyskując wielki sukces biologiczny –
to znaczy zwiększając swoją liczebność; normalnie jak Człowiek)
gatunkiem gołębia w Europie. O nie.
Mają bowiem przedstawiciele tej grupy
ptaków kilka cech ułatwiających im zdobywanie nowych terytoriów –
na przykład, o czym już wspominałem, mają dość różnorodną
dietę. Czyli mogą jeść wszystko niemal. Są też niezwykle
płodne. Kilka lęgów w roku? Nie ma problemu. Ludzie sowieccy z
okazji bodajże Dni Młodzieży wypuścili w Moskwie sporą liczbę
białych gołąbków – niby symbol pokoju – i już po roku na
socrealistyczne budowle stolicy ZSRS, pardon my French, srało 35
tysięcy ptaków. Chociaż tu akurat nie mam doń wielkich pretensji.
Gniazdo gołębia skalnego - wyjątkowo z jednym jajem |
Właśnie – gołąb pokoju. Nie ma
on wiele wspólnego z biblijnymi konotacjami gołębiowatych. Wręcz
przeciwnie. To wymysł komunistów. Otóż w czasie odbywającego się
we Wrocławiu Światowego Kongresu Intelektualistów w Obronie Pokoju
w 1948 roku (wiecie, tak jak Amerykanie wszędzie wprowadzają
demokrację, tak Sowieci z uporem godnym lepszej sprawy czołgami
instalowali pokój) zwrócono się do niejakiego Pabla Picassa o
stworzenie symbolu pokoju. I genialny artysta stworzył taki. Jak się
podobno nań patrzyło to widziało się nie tylko pokój, ale i
kuchnię, łazienkę i tak dalej. Jednakże gdy dowiedział się, że
zamiast gratyfikacji finansowej dostanie za to Nagrodę Leninowską
odrobinę zirytował się na Towarzyszy. Siedział akurat w
restauracji hotelowej (Monopol przy ulicy Świdnickiej – nie wiem,
czy jeszcze istnieje; warszawską syrenkę picassowską właściciele
mieszkania zamalowani, duraki), wziął więc serwetkę, nabazgrał
rysunek gołębia i wręczył Towarzyszom jako symbol pokoju.
Spokojnie mógłby przy tym zacytować Babinicza vel Kmicica: "Naści,
piesku, kiełbasy". W Hiszpanii ma bowiem gołąb całkiem złe
konotacje – jest symbolem śmierci, żałoby. Latającym szczurem.
Ale Sowietom to widocznie nie
przeszkadzało.
Drugim gołębiowatym gatunkiem
inwazyjnym jest sierpówka (Streptopelia dedecaocto). To ten ptak,
który w parkach miejskich tak często wyzywa spacerowiczów
dźwięcznym "huu-hu-ju". Pochodzi ze Śródziemnomorza, z
Azji Mniejszej, ale nikt go nie udomawiał, więc żył sobie
spokojnie aż do XX wieku. Wtedy zaczął atakować Europę. Najpierw
Bałkany – tam zyskał miano rarytasu (sierpówki nie próbowałem,
ale jeśli jest podobna w smaku do gołębia skalnego – to słusznie
takie miano zyskała). Niemieccy nazistowscy żołnierze wałęsający
się po półwyspie w pierwszej połowie XX wieku ze zdziwieniem
obserwowali, jak bałkańscy chłopi wieszają dzikim ptakom budki
lęgowe – wywnioskowali stąd, że lokalsi bardzo dbają o
przyrodę. W rzeczywistości chodziło tu o łatwiejsze pozyskiwanie
młodych sierpówek – we wspomnianych celach kulinarnych.
Spowodowało to też wzrost populacji tego gatunku – w latach
50-tych pojawił się w Polsce (na Ziemiach Wyzyskanych – Dolnym
Śląsku) a dziś jest niezwykle liczny w całym kraju.
Sierpówka |
W miastach można spotkać również
naszego rodzimego gołębia grzywacza (Columba palumbus). To największy
europejski gołąb (przy olbrzymich gatunkach z Nowej Gwinei,
światowego centrum rozmieszczenia gołębi wygląda jednak jak
karzeł) – onegdaj żyjący w lasach, a dziś... No, dziś nie. Bo
nie ma za dużo lasów. Przez jakiś czas wydawało się nawet, że
gatunek ten będzie powoli zanikał, ale... Przystosował się do
nowych warunków. I dziś jest ptakiem łownym (a – uwaga –
latający szczur jest objęty częściową ochroną). W jaki sposób
się przystosował? Nie do końca wiadomo. Zresztą wiele gatunków
zwierząt poddanych antropopresji (czyli wpływowi Człowieka)
zmieniło z czasem swoje biologiczne przyzwyczajenia i odniosło
biologiczny sukces. Inne, oczywiście nie.
Grzywacz |
Czemu tak się dzieje? Trudno
powiedzieć. Ekologia – bo tym zajmuje się ta nauka, a nie
segregacją śmieci, przykuwaniem się dodrzew i robieniem
niepotrzebnego rabanu – cały czas nad tym pracuje. Wiemy jeszcze
zbyt mało, by móc spokojnie przewidywać zachowania się gatunków
w obliczu zmian w środowisku – wiemy jednak na tyle dużo, by nie
zachowywać się jak ludzie radzieccy, bez pomyślunku ingerujący w
ekosystemy na przykład wprowadzając obce gatunki roślin (słynny barszcz Sosnowskiego) i
zwierząt. Zresztą to bardzo ciekawe zagadnienie (ciekawe dla mnie,
ale skoro to mój blog, to sorry, Winnetou), może kiedyś o tym
napiszę.
Autor i barszcz Sosnowskiego w byłym ZSRS (fot. z arch. Autora) |
Na koniec jeszcze anegdotka o
sierpówce. Żeby nie było, że tylko takie jeremiady o tym, że
niewiele wiemy o Świecie.
Spacerowałem sobie z ówczesną
Wybranką mojego serca po którymś z licznych łódzkich parków (a
Łódź, wbrew pozorom, ma ich sporo) gdy odezwał się ów
przedstawiciel awifauny:
- Hu-hu-ju – zaśpiewał.
- O. Sierpówka – stwierdziłem.
- Aha – odparła moja Luba.
- Jaka sierpówka – usłyszałem
nagle zły, skrzekliwy głos.
Odwróciłem się. Za nami stała
staruszka z żądzą mordu w oczach.
- Jaka sierpówka? To synogarlica! -
warknęła tonem nieznoszącego sprzeciwu przywódcy religijnego czy
innego mahdiego – Phi!
I poszła. Nie wchodziłem w dyskusję,
zresztą mogło się to skończyć linczem. Zwłaszcza, że po czasie
dowiedziałem się, że oboczna, mniej popularna nazwa sierpówki to
synogarlica turecka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz