Tłumacz

18 maja 2020

Latające szczury

   Latające szczury. No, o latających lisach czy psach (wielkie, owocożerne nietoperze, spotkałem je na swojej drodze, ale nie jadłem) na pewno ktoś słyszał, o latających wiewiórkach czy innych polatuchach również. Ale szczury?
   A i owszem. Jest to bowiem określenie miejskiej formy pochodzącego z Śródziemnomorza i Bliskiego Wschodu (właściwie naturalnie występował od afrykańskiego Dakaru po Bangladesz) gołębia skalnego.
   - Flying rats! - splunął znajomy na widok stadka gołębi, dodając do tego niezbyt przyzwoity angielski przymiotnik oznaczający stosunek seksualny; świetnie się komponował ze stwierdzeniem "latające szczury" – wyraz, nie stosunek oczywiście.
   W naturze Columba livia – bo tak naukowo nazywa się to stworzenie – gniazdował na skalistych, często nadmorskich, terenach i żywił się znajdowanymi na ziemi nasionami. Ale każdy, kto spotkał miejską formę tego ptaka wie, że potrafi zjeść wszystko – choć karmiony chlebem przez gołębiowe babcie zapada na niebezpieczną chorobę zwaną "anielskim skrzydłem" (dlatego nie powinno się w miastach tych zwierząt dokarmiać – dla ich dobra; pomijam fakt niszczenia przez nie elewacji budynków i innych takich; we Włoszech w wielu miastach są wysokie mandaty za dokarmianie ptactwa). W każdym razie żyłby sobie gołąb skalny w swoim środowisku i nie wadził nikomu gdyby nie Sumerowie.
   Tak, to ci od pierwszej zaawansowanej Cywilizacji – wiecie: pismo, piramidy, biurokracja – te sprawy. Oni też wpadli na pomysł udomowienia tego ptaka (o ile, oczywiście, nie kazali im tego zrobić Starożytni Kosmici, którzy – jak powszechnie wiadomo, założyli naszą Cywilizację; wiadomo, nie? Nie) – także w celach kulinarnych. To ważne, gołąb skalny jest świetny jako posiłek – choć oczywiście bardziej użyteczny był jako posłaniec, pierwowzór dzisiejszych telegramów – znaczy, sms-ów; telegramów już nie ma.
   Pal licho jednak ogromną rolę w komunikacji jaką ptaki te odegrały – rosół z gołębia, delikatny i smakowity, jest chyba najlepszym z możliwych. Sprawdza się zwłaszcza dla rekonwalescentów. Mięsa niestety nie ma tam zbyt dużo, ale co tam. Mój śp Dziadek bardzo często robił rosołek z młodych gołąbków – dlatego taki zdrowy wyrosłem.
   Uwaga jednak – do jedzenia absolutnie nie nadają się owe niszczące elewacje i pomniki miejskie gołębie. Te w pełni zasłużyły na tytuł latających szczurów. Są brudne, zapasożycone i niezwykle inwazyjne – wie o tym każdy kto ma balkon w miejskim bloku. Prawdziwa zaraza.
   Do rzeczy – gołąb skalny nie jest jedynym inwazyjnym (bo tak fachowo nazywa się gatunki które z jakichś przyczyn opuściły swój "rodzinny" habitat i rozlazły się po Świecie uzyskując wielki sukces biologiczny – to znaczy zwiększając swoją liczebność; normalnie jak Człowiek) gatunkiem gołębia w Europie. O nie.
   Mają bowiem przedstawiciele tej grupy ptaków kilka cech ułatwiających im zdobywanie nowych terytoriów – na przykład, o czym już wspominałem, mają dość różnorodną dietę. Czyli mogą jeść wszystko niemal. Są też niezwykle płodne. Kilka lęgów w roku? Nie ma problemu. Ludzie sowieccy z okazji bodajże Dni Młodzieży wypuścili w Moskwie sporą liczbę białych gołąbków – niby symbol pokoju – i już po roku na socrealistyczne budowle stolicy ZSRS, pardon my French, srało 35 tysięcy ptaków. Chociaż tu akurat nie mam doń wielkich pretensji.
Gniazdo gołębia skalnego - wyjątkowo z jednym jajem
   Właśnie – gołąb pokoju. Nie ma on wiele wspólnego z biblijnymi konotacjami gołębiowatych. Wręcz przeciwnie. To wymysł komunistów. Otóż w czasie odbywającego się we Wrocławiu Światowego Kongresu Intelektualistów w Obronie Pokoju w 1948 roku (wiecie, tak jak Amerykanie wszędzie wprowadzają demokrację, tak Sowieci z uporem godnym lepszej sprawy czołgami instalowali pokój) zwrócono się do niejakiego Pabla Picassa o stworzenie symbolu pokoju. I genialny artysta stworzył taki. Jak się podobno nań patrzyło to widziało się nie tylko pokój, ale i kuchnię, łazienkę i tak dalej. Jednakże gdy dowiedział się, że zamiast gratyfikacji finansowej dostanie za to Nagrodę Leninowską odrobinę zirytował się na Towarzyszy. Siedział akurat w restauracji hotelowej (Monopol przy ulicy Świdnickiej – nie wiem, czy jeszcze istnieje; warszawską syrenkę picassowską właściciele mieszkania zamalowani, duraki), wziął więc serwetkę, nabazgrał rysunek gołębia i wręczył Towarzyszom jako symbol pokoju. Spokojnie mógłby przy tym zacytować Babinicza vel Kmicica: "Naści, piesku, kiełbasy". W Hiszpanii ma bowiem gołąb całkiem złe konotacje – jest symbolem śmierci, żałoby. Latającym szczurem.
   Ale Sowietom to widocznie nie przeszkadzało.
  Drugim gołębiowatym gatunkiem inwazyjnym jest sierpówka (Streptopelia dedecaocto). To ten ptak, który w parkach miejskich tak często wyzywa spacerowiczów dźwięcznym "huu-hu-ju". Pochodzi ze Śródziemnomorza, z Azji Mniejszej, ale nikt go nie udomawiał, więc żył sobie spokojnie aż do XX wieku. Wtedy zaczął atakować Europę. Najpierw Bałkany – tam zyskał miano rarytasu (sierpówki nie próbowałem, ale jeśli jest podobna w smaku do gołębia skalnego – to słusznie takie miano zyskała). Niemieccy nazistowscy żołnierze wałęsający się po półwyspie w pierwszej połowie XX wieku ze zdziwieniem obserwowali, jak bałkańscy chłopi wieszają dzikim ptakom budki lęgowe – wywnioskowali stąd, że lokalsi bardzo dbają o przyrodę. W rzeczywistości chodziło tu o łatwiejsze pozyskiwanie młodych sierpówek – we wspomnianych celach kulinarnych. Spowodowało to też wzrost populacji tego gatunku – w latach 50-tych pojawił się w Polsce (na Ziemiach Wyzyskanych – Dolnym Śląsku) a dziś jest niezwykle liczny w całym kraju.
Sierpówka
   W miastach można spotkać również naszego rodzimego gołębia grzywacza (Columba palumbus). To największy europejski gołąb (przy olbrzymich gatunkach z Nowej Gwinei, światowego centrum rozmieszczenia gołębi wygląda jednak jak karzeł) – onegdaj żyjący w lasach, a dziś... No, dziś nie. Bo nie ma za dużo lasów. Przez jakiś czas wydawało się nawet, że gatunek ten będzie powoli zanikał, ale... Przystosował się do nowych warunków. I dziś jest ptakiem łownym (a – uwaga – latający szczur jest objęty częściową ochroną). W jaki sposób się przystosował? Nie do końca wiadomo. Zresztą wiele gatunków zwierząt poddanych antropopresji (czyli wpływowi Człowieka) zmieniło z czasem swoje biologiczne przyzwyczajenia i odniosło biologiczny sukces. Inne, oczywiście nie.
Grzywacz
  Czemu tak się dzieje? Trudno powiedzieć. Ekologia – bo tym zajmuje się ta nauka, a nie segregacją śmieci, przykuwaniem się dodrzew i robieniem niepotrzebnego rabanu – cały czas nad tym pracuje. Wiemy jeszcze zbyt mało, by móc spokojnie przewidywać zachowania się gatunków w obliczu zmian w środowisku – wiemy jednak na tyle dużo, by nie zachowywać się jak ludzie radzieccy, bez pomyślunku ingerujący w ekosystemy na przykład wprowadzając obce gatunki roślin (słynny barszcz Sosnowskiego) i zwierząt. Zresztą to bardzo ciekawe zagadnienie (ciekawe dla mnie, ale skoro to mój blog, to sorry, Winnetou), może kiedyś o tym napiszę.
Autor i barszcz Sosnowskiego w byłym ZSRS (fot. z arch. Autora)
   Na koniec jeszcze anegdotka o sierpówce. Żeby nie było, że tylko takie jeremiady o tym, że niewiele wiemy o Świecie.
  Spacerowałem sobie z ówczesną Wybranką mojego serca po którymś z licznych łódzkich parków (a Łódź, wbrew pozorom, ma ich sporo) gdy odezwał się ów przedstawiciel awifauny:
   - Hu-hu-ju – zaśpiewał.
   - O. Sierpówka – stwierdziłem.
   - Aha – odparła moja Luba.
   - Jaka sierpówka – usłyszałem nagle zły, skrzekliwy głos.
   Odwróciłem się. Za nami stała staruszka z żądzą mordu w oczach.
  - Jaka sierpówka? To synogarlica! - warknęła tonem nieznoszącego sprzeciwu przywódcy religijnego czy innego mahdiego – Phi!
  I poszła. Nie wchodziłem w dyskusję, zresztą mogło się to skończyć linczem. Zwłaszcza, że po czasie dowiedziałem się, że oboczna, mniej popularna nazwa sierpówki to synogarlica turecka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Klimat i krwawe ofiary cz. 1

     Od jakiegoś czasu się słyszy, że luminarze Unii E***pejskiej (i innych krajów należących do upadającej zachodniej cywilizacji) będą od ...