Pożar jest czymś strasznym. Sam nie
miałem, ekhem, przyjemności zaznać tego śmiercionośnego żywiołu
– znam to tylko z opowiadań, śp. Dziadek był strażakiem i brał
udział w akcji gaszenia wsi w latach 40-tych albo 50-tych zeszłego
stulecia. Wsi, dodajmy, drewnianej, krytej strzechą. Ot, zdarzyła
się letnia sucha burza (po fali upałów), trzasnął piorun, powiał
wiatr (swoją drogą w czasie takiej apokalipsy rozgrzane powietrze
samo roznosi płonące strzechy – ot, fizyka działa) i wieś się
zajęła. Dziadek do końca życia (a dożył prawie setki) słynął
z brawury, więc i wtedy zapuścił się zbyt daleko – płonąca
krokiew nie dość, że odcięła mu odwrót, to jeszcze przepalila
parciany wąż. Udało się go uratować, ale włosy odrosły dopiero
po jakimś czasie.
Drewniana zagroda z Pomorza |
Tak, w zabudowaniach – zwłaszcza gęstych
i drewnianych – pożar jest straszny. Natomiast w naturze pożar
jest nie tylko czymś normalnym, ale i wręcz miejscami
pożądanym.
Puszcza Białowieska |
Otóż nie dość, że uwalnia przestrzeń życiową
dla nowych organizmów, to jeszcze włącza do obiegu uwięziony w
roślinach związki organiczne. Drobne przypomnienie z biologii:
obieg węgla w ekosystemie wygląda tak: rośliny w procesie
fotosyntezy pozyskują z atmosfery dwutlenek węgla i przetwarzają
go w związki organiczne – cukry (a potem tłuszcze, białka i
inne) z których budują swoje organizmy, które następnie są
podstawą diety roślinożerców, ci drapieżników – a na końcu
wszystkich na związki proste przerabiają reducenci.
Roślinożerca |
Oczywiście
w czasie życia zwierzęta (i rośliny) także przetwarzają związki
organiczne na dwutlenek węgla (w procesie oddychania
wewnątrzkomórkowego). Niemniej każdy, kto szedł po lesie strefy
umiarkowanej wie, że system nie działa. Masa węgla zostaje
uwięziona w ściółce czy w celulozowych pniach drzew. Owszem,
reducenci pracują na dwie zmiany, ale i tak nie ma szans, żeby
wszystko to przetworzyli. Pożar nagromadzonej ściółki jest co
jakiś czas więc niezbędny – stąd i wielkie pożary lasów syberyjskich.
Czas, kiedy reducenci się lenią |
Dżungla |
Ciekawostką ekologiczną jest, że brakujących w
Amazonii nutrientów (a dżungla rośnie dosłownie z minuty na
minutę, więc rośliny jak szalone potrzebują pokarmu) dostarcza
wiatr wiejący znad Sahary – pasaty porywają z pustyni
mikroelementy nagromadzone tam w czasach, gdy miejsce to było
kwitnącą oazą życia (czyli kiedy panował inny klimat – który
zresztą ciągle się zmienia) i przenoszą za Atlantyk.
Widok na Atlas |
Poza tym
w dżungli jest zbyt mokro żeby cokolwiek się zapaliło, chociaż...
Na
Świecie najbardziej łatwopalnymi lasami są te tworzone przez
eukaliptusy. Na blogu wspomniałem o tym, że przybyłem do Krainy Kangurów wkrótce po największych od 50-ciu lat pożarów. Cóż,
podpowiem – następne tak wielkie klęski żywiołowe powinny być
za następne pięćdziesiąt. Tyle trwa bowiem cykl życia lasu
eukaliptusowego. Po prostu małe eukaliptusiki do wzrostu potrzebują
dużo światła, a miejscowy klimat sprawia, że pomiędzy starymi
drzewami rosną różnego rodzaju paprocie czy banksje.
Po australijskich pożarach |
Pożar
jest więc eukaliptusom niezbędny do zapewnienia potomstwu (oprócz
światła także masa odżywczego popiołu) jak najlepszego startu w
życiu – każdy organizm dba o swoje potomstwo (wyjątek stanowią
zwolennicy mordowania nienarodzonych bezbronnych dzieci). W
australijskich lasach czy zaroślach wyewoluowały gatunki, które
nasiona wydają właśnie po pożarach – potrafią czekać nań
kilkanaście lat.
Czekając na pożar |
U nas w Europie najbardziej pożarolubnym
ekosystemem jest śródziemnomorska makia. Pierwszy raz spotkałem
się z nią na Ios – wspinaliśmy się z kolegą na najwyższy
szczyt tej cykladzkiej wyspy (zdaje się, że zwący się, tak jak
stojący nań klasztorek – Święty Eliasz). Upał był
niemiłosierny, zbocze nierówne i zbudowane z marmurów. Porośnięte
zaś było – w czasach gdy ja się tam wspinałem – jedynie
rzadkimi tymiankiem i kwitnącymi hiacyntami.
Hiacynty |
Kocham ten zapach,
jakże podobny do bzu lilaka, więc mimo zmęczenia wspinaczka była
całkiem miła. Przeszkadzał ciut niewielki zapach spalenizny –
pomiędzy hiacyntami i płytami marmuru sterczały spalone kikuty
większych roślin. Oto bowiem sezon wcześniej w upalne lato całe
zbocze wypaliło się do cna. Zostały tylko cebule hiacyntów i
naniesione po pożarze nasionka tymianku. Reszta poszła z dymem, ale
te rośliny miały sezon dziesięciolecia. Zbocze, które się nie
wypaliło, było porośnięte gęstymi kłującymi zaroślami, nie
dopuszczającymi żadnych nowych roślin.
Makia na Ios |
O tym, że pożary w
Śródziemiomorzu nie są czymś niezwykłym może świadczyć też
jedna z najbardziej emblematycznych roślin tego rejonu – dąb
korkowy. Nie bez kozery wytwarza ognioodporną korę – każdy za
dzieciaka próbował podpalić korek, wszyscy wiemy, że jest to
niezwykle trudne, trzeba bardzo długo trzymać korek w ogniu. A
naturalny pożar nie trwa długo. Przesuszone rośliny wypalają się
w oka mgnieniu, i ściana ognia idzie dalej.
Makia w Prowansji |
No chyba, że napotka
na swej drodze zabudowania. Wtedy zaczyna się groźny pożar, o
którym wspominałem na początku wpisu. A jak jeszcze w wyniku
ludzkiej gospodarki zmienione zostają – a zawsze będą –
stosunki wodne... No, to i o pożar łatwiej i częściej, i będzie
on szybszy. Oraz stanowił będzie zagrożenie dla ludzi. Kilka lat
temu przejeżdżając przez Attykę nad Atenami rozciągała się
olbrzymia chmura dymu. Odbijając na Kretę z portu w Pireusie
widziałem płonące szczyty attyckich wzgórz. Ale zagrożenie
wynikało nie z pożaru, a z obecności pięciu milionów ludzi w
miejscu, gdzie pożary są naturalne.
Spalona hacjenda w Australii |
Oczywiście, człowiek
czasem pomaga pożarowi – głośna była sprawa kilka lat temu w
Czarnogórze: nasi rodacy zgubili się w miejscowych wspaniałych
górach. Zadzwonili po pomoc, ale, że ekipy ratownicze nie mogły
ich namierzyć podpowiedziano im, by rozpalono ognisko. W wysuszonym
sosnowym lesie, lubiącym się palić. Szanowni Czytelnicy mogą
domyśleć się co się stało – w okolicach Baru dalej widać
poczerniałe stoki Gór Dynarskich.
Góry Dynarskie w Czarnogórze |
Wydaje mi się też, że
właśnie zagrożenie pożarowe jest też powodem zakazu wypalania
traw – bo z biologicznego punktu widzenia nie dzieje się tam nic
złego (ba, sawanny, stepy czy pampy też muszą co jakiś czas się
przepalić). Fakt, że sucha trawa pali się bardzo szybko – a jak
podpalacz jest niezbyt bystry albo zmęczony – i finalnie może
spowodować zagrożenie mienia lub życia ludzkiego. Niemniej słysząc
jeremiady pseudoekologów czy innych szemranych person o tragicznych
pożarach miejmy na uwadze, że są to procesy naturalne, ba,
niezbędne dla ekosystemu. I tylko myśmy się niepotrzebnie między
wódkę a zakąskę wtranżolili – bo z jakiegoś powodu te
pożarowe obszary często są atrakcyjne dla mieszkańców i
turystów. Ale to już zupełnie inna bajka.
Makia i turyści |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz