W poprzedniej części wpisu
zatytułowanego – świadomie, nie przewrotnie – "Chatka na Kurzej Łapce" było między innymi o tym, czym stały się
obecnie wiatraki (i według Autora niczym dobrym, oczywiście). Nie
było jednak nic o zamieszkałej przez Złą Czarownicę ruchomym
domku w którym znikały dzieci. To teraz będzie.
|
Wiatrak - temat wpisu
|
Najpierw musimy jednak – no trudno –
sięgnąć do historii wiatraków. Bo to właśnie to urządzenie, ten
budynek, odpowiada za powstanie historii o Chatce Czarownicy. Cofnąć
musimy się dość daleko w czasie, wszak wiatraki wynaleziono dość
dawno – a że wyszły z użycia też jakiś czas temu przyda się
do tego odrobina wyobraźni. Nie żartuję. Kilka lat temu, z okazji
obchodów Światowego Dnia Turystyki miałem przyjemność oprowadzać
największą wycieczkę w życiu (prawie ćwierć tysiąca ludzi) i w
pewnym momencie zamigotał nam na horyzoncie dawny wiatrak. Drewniana
wysoka konstrukcja, wzmacniana blachą. Jako, że od kilkudziesięciu
lat był nieużywany zdjęto zeń skrzydła – stała więc na polu
samotna buda, wyższa niż szersza.
- Rety, patrzcie – w wycieczce
uczestniczyli też uczniowie okolicznych szkół, głównie z terenów
wiejskich – Jaka dziwna stodoła!
|
Wiatrak koźlak w Zagórkach, nazwany stodołą, koniec XIX wieku
|
Tak, zgadza się, dzieciaki na wsi nie
wiedziały, że był to stary wiatrak. Nie wiedziały też zapewne,
że ich dziadkowie mielili tam zboże. O dzieciach z miasta nawet nie
wspominam, te mogłyby nie wiedzieć nawet, co to jest stodoła. Ale
wracajmy do wiatraków.
Sam pomysł był genialny, rewolucyjny,
miał jednak pewien mankament: tam, gdzie wiatr wiał stale z jednego
kierunku można było stawiać solidne konstrukcje wykorzystujące
siłę podmuchu powietrza – i tak robiono.
Co jednak gdy – w Europie
Zachodniej, Północnej, Środkowej – wiatry bywały zmienne? Tu
pojawiał się problem. Ludzka pomysłowość nie ma jednak granic i
jakiś bezimienny geniusz (albo kilku, kilkunastu w różnych
miejscach i czasach, w okolicach XII wieku po Chrystusie) wpadł na koncepcję budowy wiatraka
przesuwnego. Całość – mechanizm obrotowy skrzydeł, przekładnie,
żarna (najczęściej wiatrak służył za młyn – ale na
holenderskich polderach używano ich do przepompowywania wody, więc
"żarna" można zastąpić "pompą") ustawiano na
olbrzymim drewnianym koźle – stąd polska nazwa koźlak – i przy
odrobinie wysiłku można było konstrukcję przesunąć tak, by
pracowała. Świetna sprawa. W miarę rozwoju koźlak nabawił się
także ścian chroniących mechanizm a nawet – gdy jego masa
wzrosła – szyn umożliwiających łatwiejsze odwracanie
konstrukcji (taki wiatrak zwano paltrakiem). Jednak zasadniczym elementem pozostał obrotowy kozioł.
Zapamiętaj to, Szanowny Czytelniku, na chwilę bowiem zostawimy
koźlaka i podskoczymy na niderlandzkie mokradła, gdzie powstał
następny typ wiatraka – może nieco mniej istotny dla fabuły, ale
warto o nim wspomnieć. Holender.
|
Kozioł, główna część konstrukcji koźlaka
|
|
Wiatrak typu koźlak, widoczny dyszel służący do obracania konstrukcji, skansen w Ciechanowcu
|
Mieszkańcy Dolnych Krajów, ludzie
praktyczni i zajęci walką z wiatrakami Morzem Północnym mieli
dość ciągłego przestawiania koźlaków – skonstruowali więc
wiatrak nowego typu (w Polsce zwany holendrem, wiatrakiem
holenderskim): korpus wiatraka zbudowano z cegieł, a obracał się
tylko sam mechanizm skrzydeł – czy też łopat. Często do
obracania używano drugiego, mniejszego wiatraczka. Pełna
automatyka. Nic dziwnego, że w Zachodniej Europie koźlaki rychło
poszły w zapomnienie (co innego na ziemiach polskich – u nas holendry nigdy
nie zdobyły popularności, a koźlaki budowano aż do XX wieku;
zapewne były tańsze w konstrukcji). I to holender jest uważany za
archetypowy europejski wiatrak – a skoro tak, to całkiem zatracono
więź łączącą je z Chatką Czarownicy.
|
Wiatrak typu holender, Keukenhof, Holandia
|
Znaczy się: Chatką na Kurzej Łapce
– bo w takich właśnie mieszkały wiedźmy łapiące (i zjadające)
biedne dzieci. Ale co to ma wspólnego z wiatrakami?
Wróćmy do koźlaka – wiatrak stoi,
na koźle – jest wysoki, widać go z daleka, taka dominanta w
krajobrazie. Na zdjęciach widzimy XIX i XX-wieczne budowle, dobrze
zakorzenione w krajobrazie i znane – ale wyobraźmy sobie pierwsze
wiatraki, jeszcze bez ścian. Na pewno nie wyglądały jak stodoły.
Wyglądały jak domki na trójnogu. Jakby stały na kurzej łapce.
Coś niesamowitego. Nowa atrakcja – nie dość, że wygląda
nietypowo, to jeszcze co jakiś czas zmienia miejsce. Przesuwa się.
Ależ musiało to wzbudzać sensację u najbardziej ciekawskich
mieszkańców wioski – u dzieci. Chatka na kurzej łapce, która
się przesuwa – niechybnie sama, no bo jak inaczej. I jeszcze te
kręcące się łopaty – same się kręcą.
- Jontek, chodź zobaczyć! - krzyczą
Jaś i Małgosia.
Dorośli pewnie twierdzili, że to
jakaś diabelska sprawka (przestali tak twierdzić kiedy wiatrak –
młyn zaczął przynosić korzyści społeczności, niemniej aż do
końca użytkowania wiatraków właściciel urządzenia, młynarz,
miał na wsi status szczególny), ale dla dzieci musiało to być
fascynujące. Pół biedy, że zmienia położenie. Ale się kręci!
Każdy, kto zetknął się z dziećmi
wie, że mają one wspaniały dar wpadania na najróżniejsze
pomysły, i równie cudowną umiejętność nieprzewidywania
następstw swoich działań (czyli zupełnie tak jak politycy). Stoi
więc Jontek, Jaś, Małgosia, Zosia koło wiatraka i patrzą jak się
wiatraczne skrzydła kręcą. Ta, stoją. Gdzie dzieciak ustoi,
zwłaszcza jak tu taka atrakcja. Mechanizm skrzypi, skrzydła tną
powietrze. Ziu, ziu. Dzieci podchodzą. Ziu, ziu. Jontek, Jaś,
Mał... Ziu, ziu. Nie ma Małgosi. Zniknęła. Dzieci rozpierzchają
się z krzykiem, szczątki Małgosi, zakrwawione i zmasakrowane leżą
koło kręcących się wiatracznych skrzydeł. Ziu, ziu.
|
Koźlak z widocznym kozłem i resztką śmigła z 1916 roku, Kujawy
|
Dzieciaki pewnie dostały od rodziców
za zbliżanie się do wiatraka – ale nie od dziś wiadomo, że
lepiej jest zapobiegać niż leczyć. Oto zamiast bić nieposłuszne
pociechy za to, że naraziły się na śmierć, lepiej je nastraszyć:
w ruchomym domku na kurzej stópce mieszka Zła Czarownica która
porywa i zjada dzieci! Buu!
Dydaktyczna bajka z czasem obrasta w
szczegóły, może łagodnieje (zwłaszcza, gdy na warsztat biorą ją
bracia Grimm, pionierzy etnografii), a wiatrak też się przekształca
– najpierw zostaje obudowany, a potem w ogóle zmienia konstrukcję.
Dzieci słuchają bajki o Złej Czarownicy, ale już nikt nie łączy
ją z jakże pożytecznym wiatrakiem – te więc do końca swego
istnienia zbierają krwawe żniwo wśród najmłodszych, choć jako
opatrzone nie są już taką atrakcją jak na początku (teraz znowu
są atrakcjami – w skansenach).
To by było tyle, jeśli chodzi
o wiatraki i kurze łapki. I faktycznie może być tak, że w każdej
bajce jest ziarno prawdy (na przykład "Piękna i Bestia"
uświadamia nam, że nie ważne jak wyglądasz; jeśli masz wielką
chatę i miliony na koncie i tak znajdziesz księżniczkę). Podobnie
jest z przesądami. Racja, część z nich to zabobony, ale część
to, hm, przedbobony. Że niby wygląda na głupi przesąd, a ma sens.
Słowo "przedbobon" spotkałem
bodajże w genialnym tłumaczeniu pana Piotra W. Cholewy jednej z
książek pana Terry'ego Prachetta z cyklu "Świat Dysku".
Urzekło mnie, i pozwolę sobie z niego korzystać – ale zaznaczam,
że nie zawdzięczam go własnej inwencji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz