Jakiś czas temu pojawiło
się kilka wpisów powstałych we współpracy z portalem Imperium Romanum (który to serwis poświęcony jest, jak nazwa wskazuje,
antycznemu rzymskiemu państwu, we wszystkich jego odsłonach). Wpis
ten też powstał na potrzeby IR – a opowiada o jednym z miast
(dodajmy, że zaginionych) kwitnących w okresie prosperity czasów
Pryncypatu – Petrze. Jako, że kilka ostatnich wpisów (lista na
końcu) poświęciłem temu cudownemu miejscu, to stwierdziłem, że
nie od parady będzie wrzucenie jeszcze jednego grzyba w barszcz.
Więc
oto kolejna, przedostatnia już, odsłona Petry.
A w niej –
między innymi – grabieże, turystyka, seks, narkotyki i
rock'n'roll. No, prawie...
Oryginalny wpis z Imperium Romanum TU.
A TUTAJ wersja dla inostrańców, angielskojęzyczna.
|
Skarbiec Farona
|
Zdecydowanie jednym z
najciekawszych – a możliwe, że i najpiękniejszych – miast
Imperium Romanum była dawna stolica Królestwa Nabatejczyków:
Rakmu, znana bardziej jako Petra. Włączona w obręb cesarstwa za
panowania Trajana w 106 roku po Chrystusie została stolicą
prowincji Arabia i rozpoczęła się dynamicznie rozwijać.
Dziś
– doceniona wpisem na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości
UNESCO i uznana za jeden z Nowych Cudów Świata – sławna jest
przede wszystkim z wykutych w wielobarwnych skałach grobowców,
łączących w swej architekturze wpływy arabskie, syryjskie,
egipskie, greckie i rzymskie. Ale w czasach rozkwitu miasta była
Petra przede wszystkim prężnym ośrodkiem handlowym. Na przełomie
er, u kresu niepodległości, szacuje się, że liczyła około
30-40 tysięcy mieszkańców. Świadectwem tego niech będzie teatr
na blisko 10 tysięcy widzów wzniesiony prawdopodobnie w I wieku n.e
przez króla Aretasa IV Filopatera a rozbudowany decyzją cesarza
Trajana.
|
Wykuty w skale teatr w Petrze
|
Kamienne i wielobarwne (obie nazwy – grecka Petra
– "skała" i nabatejska: Rqm,
Rakmu – "wielobarwna" – są
więc jak najbardziej uzasadnione i prawdziwe) miasto wraz ze swoimi
zabytkami przyciągało turystów już w Starożytności – niech
przykładem będzie wizyta cesarza Hadriana w roku 130 po Chr..
Imperator, będący przecież architektem-amatorem, wizytując
prowincje swego rozległego państwa starał się odwiedzać także
miejsca uznawane za interesujące. A taka już wtedy była Petra.
|
Panorama antycznej Petry
|
Czy
cesarz Hadrian odwiedził starożytne nabatejskie miejsca kultu
położone wysoko ponad centrum miasta i przecinającą je cardo
maximus, główną ulicą – śmiem wątpić. Na pewno widział
– możliwe, że uczestniczył w obrzędach – potężną świątynię
Duszary, miejscowego naczelnego boga, zwaną dziś przez miejscowych
Beduinów Kasr Bint Firaun – Pałacem Córki Faraona – i mocno
nadwyrężoną przez liczne trzęsienia ziemi. To zresztą te
kataklizmy przyczyniły się do wyludnienia miasta we wczesnym
Średniowieczu, a co za tym idzie – do zachowania jego niezwykłych
zabytków. Hadrian przebywając w mieście zapewne odwiedził
wspomniany już miejscowy teatr a w nocy korzystał z – zapewne
również miejscowych – lampek oliwnych.
Była bowiem Petra
jednym z większych ośrodków wytwórstwa owych "antycznych
żarówek". Oczywiście nie jedynym – produkcja tych
przedmiotów codziennego użytku to właściwie w Imperium Rzymskim
przemysł masowy. Łatwość wytworzenia oraz użyteczność (oraz,
nie oszukujmy się, kruchość – ot, taka antyczna wersja "spisku
żarówkowego") sprawiały, że – tu dość śmiała teza –
lampka oliwna była rzymskim odpowiednikiem magnesu na lodówkę. Z
Egiptu podróżnik przywoził okaz ozdobiony krokodylem, z Kartaginy
statkiem wpływającym do portu – a z wizyty w Circus Maximus z
rozpędzonym rydwanem. Potem taka pamiątka mogła oświetlać pokój
w insuli na Zatybrzu. Czy tak było? Trudno powiedzieć – badania
nad pochodzeniem lampek oliwnych – mimo olbrzymiego materiału
archeologicznego – nie są aż tak zaawansowane, choć już dziś
wiadomo, że rzeczywiście istniały lokalne szkoły zdobnictwa tych
niewielkich przedmiotów.
|
Beduińska kolekcja antyków
|
Także będąc w Petrze można natknąć
się na liczne okazy lampek oliwnych. Najczęściej na stoiskach
miejscowych Beduinów. Prawie 2000 lat po wizycie cesarza Hadriana
natknąłem się właśnie na takiego handlarza antykami. Na upartego
można by nazwać owego Beduina (i jego rodzinę – to synowie
przeczesują okoliczne góry i pustynie, a ojciec sprzedaje znajdźki
zagranicznym turystom) złodziejem rozkradającym dziedzictwo
narodowe – ale mogą to zrobić tylko jordańscy urzędnicy, a tych
zdaje się taki proceder nie interesować. W każdym razie miał ów
Beduin oprócz łacińskich i greckich (raczej z czasów Bizancjum
niż hellenistycznych, ale nie jestem numizmatycznym ekspertem –
napis basileus jednoznacznie określał głowę na monecie
jako popiersie jakiegoś greckojęzycznego władcy) monet kolekcję
rzymskich lampek oliwnych. Dopiero po dłuższej rozmowie ów –
wychowany w purytańskiej jakby nie było kulturze islamu – wyjął
"spod lady" – czy raczej "zza pazuchy"
najcenniejszy (a może najbardziej dlań fascynujący) przedmiot:
lampkę oliwną z całkiem frywolną sceną erotyczną! |
Erotyczna lampka oliwna
|
Dla
muzułmańskich mieszkańców dzisiejszej Jordanii czy dla pierwszych
chrześcijan taka lampka zapewne była czymś gorszącym – ale dla
Rzymian w czasach Hadriana na pewno nie. Dość powiedzieć, że
takich znalezisk na terenie całego Imperium jest multum. I to z
różnymi pozycjami. Czy były to źródła światła w lupanarach? A
może miały działać zachęcająco w sypialniach statecznych
rzymskich matron? Trudno powiedzieć. Zapewne i jedno, i drugie – i
jeszcze kilka innych: pasowały do lekkiego stylu życia elity
cesarstwa, były żartem, stanowiły zabawny element wystroju domu...
Możliwe, że były pamiątkami po wizycie w rzeczonym lupanarze? Na
pewno występowały na porządku dziennym – czy też może raczej
nocnym. A skoro tak, to może i sam cesarz Hadrian z takich właśnie
"erotycznych żarówek" korzystał w czasie swojego pobytu
w mieście. Relacji kronikarskich niestety brak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz