Tłumacz

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czechy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czechy. Pokaż wszystkie posty

7 marca 2025

Brakujący święty

    Właściwie to miałem zakończyć temat tych naszych najwcześniejszych Świętych, ale, że chwilę wcześniej była na blogu opowiastka o pierwszych Piastach to tak sobie skojarzyłem, że na tle ościennych krajów które razem z nami włączały się w nurt europejskiej kultury dość mocno się wyróżniamy.
Poznań - miejsce w którym stał pierwszy polski kościół
    Oto bowiem żaden z chrystianizatorów Państwa Gnieźnieńskiego nie dostąpił zaszczytu zostania Świętym. Ani pierwszy ochrzczony władca Mieszko, ani jego syn Bolesław, ani Dobrawa Przemyślidka (przez nieprzychylnego Chrobremu kronikarza i biskupa Thietmara przedstawiana przecież jako główna siła sprawcza mieszkowego nawrócenia), ani biskup Jordan, pierwszy pasterz w Polsce. Dziwne strasznie. W końcu pośród dworów książęcych i królewskich dworów naszych sąsiadów aż roi się od kanonizowanych. W Czechach to wuj Dobrawy, święty Wacław (usunięty krwawo przez własnego brata), na Węgrzech Stefan (ten, co to podobno przejął koronę jadącą do Gniezna) którego Prawa Dłoń w budapesztańskiej katedrze jest najświętszą węgierską relikwią i jego syn Emeryk (oraz biskup Gelert, przez Węgrów usieczony niczym św. Wojciech przez Prusów). Skandynawowie mają świętych Olafa (Norwegia), Eryka (Szwecja) i Kanuta IV (Dania; ci ostatni postarali się także o kanonizację Kanuta Lavarda, ojca wybitnego władcy Waldemara). Ruś (tak haniebnie zniszczona w 1240 roku przez Mongołów) z Olgi i jej syna Włodzimierza zrobiła reinkarnację świętych Heleny i Konstantyna.

Praska katedra ze szczątkami świętego Wacława (oraz świętego Wojciecha)
    A u nas świętym został praski biskup usieczony podle Elbląga (a potem jego przyrodni brat, pierwszy gnieźnieński arcybiskup) i pięciu niezbyt znanych kamedułów napadniętych rabunkowo w Międzyrzeczu, do dziś zresztą bardzo zapomnianych. Musieliśmy poczekać jeszcze kilka lat, żeby pojawił się biskup Stanisław ze Szczepanowa – zresztą antagonista władcy Piastowicza i zdrajca króla, o czym dość delikatnie informuje nasz Anonim zwany Gallem.

Rekonstrukcja pruskiej chaty
    Czym sobie Piastowie zasłużyli na taką – wiem, że to za mocne słowo, ale co tam – anatemę to nie mam pojęcia. Wygląda to na początki znanej do dziś na Zachodzie Europy polonofobii, w myśl której na Polaków wbrew faktom zrzuca się wszystko co najgorsze. Mimo, że co najmniej kilka razy w historii owym Zachodnim Europejczykom przysłowiowy tyłek żeśmy ratowali. Ech.

Okopy z czasów Wojny polsko-bolszewickiej i Bitwy Warszawskiej
    Może jednak szukam za daleko – w końcu sam Karol Wielki na kanonizację musiał czekać kilkaset lat. Na przeszkodzie stanął ponoć dość rozwiązły tryb życia frankijskiego władcy. Z drugiej strony naszym Piastom trudno takową seksualną rozwiązłość zarzucić. Według legendy Mieszko przyjmując Dobrawę oddalić miał siedem pogańskich żon. Bolesław Chrobry z kolei niby uczynił był z ruskiej księżniczki Przecławy nałożnicę i – sądząc po opisach tuszy władcy – mógł nie znać umiarkowania w jedzeniu i piciu (przynajmniej u siebie – nieprzestrzegającym postów miał jakoby wyrywać zęby), ale przecież znani są święci galancie korzystający z uroków doczesności. Mieszko II znał łacinę i grekę, ale to jednak za mało na choćby beatyfikację.

Akwizgran - miejsce spoczynku Karola Wielkiego
    Zresztą nawet gdyby naszych pierwszych władców kanonizowano, to i tak nie byłoby relikwii – ciała zaginęły, a prawdopodobne groby w katedrze poznańskiej od wieków świecą pustkami (a właściwie zostały zapomniane niemal na tysiąclecie). A co to za święty, co relikwiami nie można pohandlować, prawda? Wspaniałe to zagadnienie, warte osobnego wpisu kiedyś tam.

Prawdopodobne pozostałości grobowców Mieszka i Bolesława w katedrze poznańskiej
    A właściwie to żaden z Piastów. I Piastówn. W Średniowieczu kanonizowano małżonkę Henryka Brodatego świętą Jadwigę von Andechs (patronkę Śląska). Jej synowa dostąpiła tego zaszczytu w XIX wieku, a słynna święta Kinga świętą została dopiero za Jana Pawła II (podobnie jak św Jadwiga Andegaweńska, polska władczyni), wcześniej była błogosławioną. Niektóre Piastówny i piastowskie żony otaczane są kultem lokalnym (niczym mój warcki o. Rafał z Proszowic), ale bez oficjalnego watykańskiego potwierdzenia. Na kanonizowanego członka dynastii musieliśmy poczekać dopiero do czasów Kazimierza Jagiellończyka. Pośród jego licznych synów czterech zostało królami, jeden kardynałem a ostatni, także Kazimierz, właśnie świętym. I przy okazji patronem Wilna, gdzie w niezbyt ładnej klasycystycznej katedrze spoczywa wraz z królem Aleksandrem (prywatnie bratem) i Barbarą Radziwiłłówną (prywatnie żoną bratanka). Ale to już czas gdy Średniowiecze przechodzi powoli w Renesans, a Polska szykuje się do roli europejskiego mocarstwa – więc całkiem inna sytuacja.

Katedra w Wilnie z czasów sprzed "odbudowy" Pałacu Wielkoksiążęcego
    Sam zaś królewicz ma sporo roboty, bo jest, oprócz Wilna (gdzie odpust, Kaziuki, jest wspaniałym świętem), patronem Litwy, litewskiej młodzieży i Zakonu Kawalerów Maltańskich (czyli z Maltą łączy nas nie tylko zapiekanka).

Typowy maltański krajobraz z wieżą obserwacyjną joannitów
    Podsumowując – jesteśmy jednym z nielicznych krajów w Europie którego żaden władca (nie tylko Piast) nie został kanonizowany. A przecież spokojnie znalazłoby się kilku kandydatów: Mieszko, Bolesław Wielki czy tam Chrobry, Władysław Jagiełło (chrystianizatorzy), Władysław Warneńczyk (męczennik – o ile rzeczywiście poległ pod Warną), wreszcie Jan Sobieski (obrońca chrześcijaństwa). Niestety, moda na takie wyświęcania przeminęła, i chyba się już nie doczekamy. Swoją drogą Sobieski to nawet nie ma pomnika w Wiedniu (o czym kiedyś tam wspominałem). Ale dość o tym – następne wpisy będą o konszachtach Słowian (oczywiście niedocenianych) z wielkim Światem.
Wolin -czyli wspólna osada słowiańsko-wikińska

3 marca 2025

Nie wszyscy święci pańscy cz. 2

    Pierwszą część wpisu – i w założeniu ostatnią – zakończyłem kontrowersją o miejscu spoczynku doczesnych szczątków biskupa Wojciecha Sławnikowica. Czy spoczywa na praskich Hradczanach w archikatedrze pod wezwaniem świętych Wita, Wacława i Wojciecha (w językach niesłowiańskich na popularnego Wojtka mówią Adalbert, więc w zachodnich bedekerach miana patronów kościoła nie brzmią już tak ładnie jak po polsku czy czesku) czy pod wspaniałą barokową konfesją w archikatedrze (dzierżącej ten tytuł dużo dłużej niż praski odpowiednik) w Gnieźnie.
Gniezno - miejsce pochówku świętego Wojciecha
    Jako Polak muszę przychylać się do wersji polskich kronikarzy, że książę Brzetysław pustosząc Wielkopolskę w pierwszej połowie XI wieku ukradł szczątki przyrodniego wojciechowego brata, Radzima (czyli Gaudentego, jak chcą na Zachodzie), zresztą też biskupa (a nawet arcybiskupa) i świętego, choć nie męczennika. Niemniej widząc (to znaczy: widzą to archeolodzy, ja się ino podczepiam) ogrom zniszczeń i rabunków jakie przyniósł czeski najazd skłaniam się jednak ku wersji naszych południowych sąsiadów. Ale co tam.

Praga - miejsce pochówku świętego Wojciecha
    Na pewno ramię świętego jest w Rzymie. Co, właściwie, nie powinno dziwić. Relikwie świętych wielokrotnie były przedmiotem handlu, grabieży – czy jak owo ramię świętego Wojciecha – darów dyplomatycznych. Święty Marek przecież pierwotnie nie spoczywał w Wenecji. Ktoś zaraz powie, że to chrześcijański zabobon – ale przecież jeden z towarzyszy Mahometa otrzymał pseudonim Balwierz, bo nosił przy sobie jako amulet trzy włosy z brody Proroka. I choć islam zakazuje oczywiście wiary w talizmany, to gdy osmańscy żołdacy dotarli do grobu Skanderbega (było na blogu – narodowy bohater Albanii) szczątki wodza rozgrabili właśnie jako amulety mające dawać im militarny geniusz i siłę zmarłego. W Lezhy znajduje się tylko cenotaf.
Twierdza w Lezhy górująca nad dawnym grobem Skanderbega
    O innych kulturach z ich kultem przodków czy innych mumii to właściwie nawet nie ma co wspominać.

El Nino Compartido - mumia będąca obiektem kultu w Cuzco
    W każdym razie oddawanie czci – choć w wypadku chrześcijaństwa to może za mocne słowo – wybitnym przodkom czy innym jednostkom jest czymś normalnym. Poza tym czując ich opiekę (czy wstawiennictwo) człowiek jakoś czuje się pewniej. We Włoszech swojego świętego patrona ma przecież każda, najmniejsza nawet wioska czy miasteczko.

Siena - miasto świętej Katarzyny ze - nomen omen -Sieny
    U nas nie – w końcu to w Italii tysiące mieszkańców oddawało głowę katu w czasach rzymskich, a później, w Średniowieczu, bliskość stolca papieskiego sprawiało, że łatwiej było dostrzec jakąś pobożną czy cnotliwą personę. Zanim taka informacja dotarła do Rzymu z takiej Skandynawii czy znad Wisły dwa razy pewnie zaginęła po drodze. Fakt, że jak już docierały, to taki święty często stawał się dość popularny, choć, tak jak w przypadku Wojciecha i Radzima, na Zachodzie znany bywał pod nieco innym imieniem.
    Na przykład gdyby ktoś dotarł do katalońskiej Girony i wszedł do przepięknej (fasada słynna z serialu "Gra o Tron") gotyckiej świątyni natknie się na kaplicę św Hiacynta. To oczywiście nasz Jacek od Pierogów, z możnego rodu Odrowążów. Patron tonących, wsławiony wykarmieniem pierogami obrońców obleganego przez Mongołów Lwowa.

Katedra w Gironie
    Święty Jacek jest też jedynym Polakiem umiejscowionym na dachu watykańskiej kolumnady autorstwa Berniniego.

Kolumnada Berniniego w Rzymie
    Karierę w Europie zrobił też nasz święty (choć zdrajca) Stanisław Szczepanowski. W końcu imię po biskupie ze Szczepanowa miał teść Ludwika XV, władca Lotaryngii (i dwukrotny król Polski przy okazji) Stanisław Leszczyński.
    Inni nasi święci bądź błogosławieni o słowiańskich imionach, taki Czesław czy Bogumił (ten drugi, podobnie jak i Stanisław są moimi osobistymi patronami, a ten pierwszy w rodzinie pojawia mi się bardzo często) nie zrobili międzynarodowej kariery, i czczeni są lokalnie – we Wrocławiu jak błogosławiony Czesław Odrowąż czy w okolicy Koła i Uniejowa, jak arcybiskup gnieźnieński Bogumił.

Zamek w Uniejowie
    Brak lokalnych świętych w Północnej, Wschodniej i Środkowej Europie wynika też z późnego dość dołączenia do cywilizacji chrześcijańskiej – ot, nie udało nam się załapać na ową wspominaną falę męczeństwa (święci Wojciech, Wacław czy Gelert to wyjątki przecież, a Stanisław czy Jan z Pomuku całkiem inna historia). Pierwsze kościoły musiały więc posiadać relikwie (a taki był wymóg przecież) importowane – i tak Kraków dostał głowę świętego Floriana – stąd i nazwa Florencja na mapie miasta. Dziś czaszka ta spoczywa w trumnie świętego Stanisława w barokowej konfesji na Wawelu i – jak wykazały badania – należała do kobiety. Nie znaczy to oczywiście, że patron strażaków i przewodników turystycznych był kobietą – ot większa część relikwii była tworzona przez kontakt z oryginalnymi szczątkami świętych. Świętość niejako przenosiła się na nowy obiekt, i spokojnie już można było mu oddawać cześć.

Katedra na Wawelu - miejsce spoczynku świętego Stanisława i głowy świętego Floriana
    Moje miasto – Warta – jest na na tle polskich miejscowości chlubnym wyjątkiem. W toku dziejów nabawiliśmy się bowiem własnego świętego – Rafała z Proszowic (nomen omen ochrzczonego jako Stanisław Budek). Ów urodzony w roku upadku Konstantynopola członek zakonu bernardynów (piastował także stanowisko prowincjała), polski patriota i intelektualista umierając wyraził życzenie, by pochować go w naszym warckim klasztorze – rzeczywiście, udało się go przywieźć i wyzionął ducha na początku 1534 roku w miejscu, w którym za życia bardzo lubił przebywać i korzystać z jednej z najbogatszych klasztornych bibliotek. Dziś podziwiać można tumbę i rzeźbioną płytę zakonnika – po bibliotece w czasach zaborów ślad zaginął (pewne tropy wiodą do Petersburga).
Klasztor bernardynów w Warcie
    Jeden z dwóch rynków warckich od czasu upadku komuny nosi imię właśnie Błogosławionego ojca Rafała. Proszowita bowiem, ku naszej wielkiej żałości, nie został jeszcze przez Watykan oficjalnie kanonizowany. Tak po prawdzie beatyfikowany też nie został, i przysługuje mu jedynie tytuł Sługi Bożego, ale nam to nie przeszkadza. Zwłaszcza, że jakby co mamy jeszcze ojca Melchizedeka, który także zmarły w opinii świętości w klasztorze spoczywa.

Mały Rynek (Plac błogosławionego ojca Rafała)
    Dobrze mieć jakichś pomagierów w życiu – bo bez Boga ani do proga.

28 lutego 2025

Nie wszyscy święci pańscy cz. 1

    Podziwialiśmy zachód słońca nad Jeziorem Rożnowskim, sztucznym zbiorniku na rzece Dunajec, pierwotnie wijącej się między wzgórzami Pogórza Rożnowskiego. Nie pamiętam, czy komary rypały – może nie i było im za wysoko, a może tylko wyparłem jazgot tych niemiłych muchówek.

Jezioro Rożnowskie wkrótce po zachodzie Słońca
    Siedzieliśmy na terenie dawnego pracowniczego ośrodka wypoczynkowego – wyremontowanego, ale nadal noszącego ślady modernistycznej architektury dni "gierkowskiej prosperity" (znaczy, komunistycznego życia na kredyt). W czasach sowieckiej okupacji okolica dostępna była głównie dla pracowników przemysłu hutniczego ale sam Rożnów słynął z innych, dawniejszych, obiektów, pewnie niezbyt interesujących wypoczywających hutników. Chodzi oczywiście o beluardę projektu i konstrukcji hetmana Jana Amora Tarnowskiego, sławnego wojownika i teoretyka wojskowości przełomu Średniowiecza i Nowożytności. Niestety, fortyfikacje tego typu nie przyjęły się u nas, rychło zastąpione bastionami, więc zacny Leliwita nie został polskim Vaubanem (czy może Sebastian Vauban francuskim Tarnowskim).
Beluarda
    Nim jednak pan Tarnowski osiedlił się w Rożnowie ten rejon Podkarpacia znany był z czegoś całkiem innego.
    - Kto był pierwszym polskim świętym? - zapytał ni stąd ni zowąd mój towarzysz, miejscowy.
    Zastanowiłem się. Na usta cisnęło mi się święty Wojciech, ale zacny męczennik i patron Polski był przecież z pochodzenia Czechem.
Zamek w Międzyrzeczu
    - Pięciu Braci Polskich z Międzyrzecza – odpaliłem więc, bo przynajmniej trzech z nich było Polakami.
    - Ha! - odparł interlokutor – Już myślałem, że tego Czecha powiesz. Ale przed Pięcioma Braćmi Polskimi wcześniej byli nasi święci. Tu, stąd. Andrzej Świerad, Just, Benedykt
    - Kto? - zapytałem, bo faktycznie nie jest to postać zbyt znana, i wtedy nic a nic o nim nie wiedziałem.
    - Pustelnik – wyjaśnił miejscowy – Tu, niedaleko nad Dunajcem jest niewielkie sanktuarium. Święty Andrzej Świerad wraz z towarzyszami już na początku XI wieku tutaj u nas głosił chrześcijaństwo. Pochodził ze znacznego rodu, więc jak wielu musiało być tu ochrzczonych, że możni oddawali dzieci na duchownych. A przecież tu na Juście – czyli jednej z gór okolicznych – jest sanktuarium kolejnego pustelnika, ucznia świętego Andrzeja, Justa-Jodoka.
    Nie będę ukrywał, że cała ta opowieść bardzo mi się podobała, choć święty Andrzej zmarł ponad ćwierć wieku później od męczenników z Międzyrzecza – mój rozmówca koniecznie chciał udowodnić, że na Podkarpaciu chrześcijaństwo miało się wspaniale nim Mieszko I został ochrzczony. Może były to echa historii znanej z Legendy Panońskiej (Żywota Świętego Metodego), który opowiadał, jak to anonimowy "książę na Wiślech", urągający chrystianizującemu Wielkie Morawy świętemu Metodemu upomniany został, że jak nie ochrzci się dobrowolnie, to zrobią mu to Morawianie siłą, co też się stało. Tereny władztwa Wiślan znalazły się w końcu w Rzeszy Wielkomorawskiej, a i później – aż do przyjazdu Mieszka – kręciły się w orbicie wpływów czeskich. Świetnie jest, gdy ludzie potrafią się chwalić swoją Małą Ojczyzną i jej historią.

Wawel - siedziba domniemanego księcia Wiślan
    Mądrzejszy – zdawało się – o informacje o nielicznych pierwszych polskich świętych następnym razem zostałem zaskoczony w dalekim Benewencie. Oto byliśmy w odbudowanej po II Wojnie Światowej katedrze, miejscu chrztu słynnego Ojca Pio, także świętego, gdy oprowadzający nas zakrystianin, słysząc, że jesteśmy Polakami, zaprowadził nas do jednej z kaplic, i z dumą wskazał obraz przedstawiający – o czym świadczyła palma – męczennika.
    - To jeden z pierwszych polskich świętych!
    - Kto taki? - odparłem zaskoczony.
    - Benedykt z Benewentu!

Katedra w Benewencie - odbudowana po II wojnie światowej
Drzwi katedry - jedyny oryginalny element świątyni

    Rychło okazało się, że to jeden z męczenników z Międzyrzecza, który właśnie z Benewentu pochodził, i ponad 1000 lat temu na zaproszenie Bolesława Chrobrego przybył do Polski. Dlaczego ówczesny władca Państwa Gnieźnieńskiego sprowadził do Międzyrzecza akurat benedyktyńskich eremitów od świętego Romualda z Camaldoli, a nie jakichś ekspertów od chrystianizacji pozostaje w sferze domysłów – jedna z najnowszych teorii głosi, że to za sprawą pierworodnego Bolesławowica, Bezpryma. Miał on, po Zjeździe Gnieźnieńskim, towarzyszyć Ottonowi III w podróży do Italii, gdzie spotkał się z duchowym gigantem tamtych dni, świętym Romualdem, i wstąpił do jego eremu. Było to spore zaskoczenie dla Bolesława, który miał Bezpryma gotować na następcę (skoro Mieszko znał łacinę i grekę mogło to znaczyć, że pierwotnie szykowano go w tonsurę; cesarski chrześniak Otton był pewnie traktowany jak zapasowy). Władca poruszył znajomości, nie tylko cesarza, ale i Brunona z Kwerfurtu (późniejszego świętego Bonifacego, wcześniej ważną personę na dworze Ottona III) – i przywołał do Wielkopolski kamedułowych eremitów. Niestety bez Bezpryma. W końcu jednak udało się przekonać księcia do powrotu. Niestety, chwilę później młody cesarz zmarł, a że Bolesław w staraniach o koronę cesarską poparł przegranego kandydata musiał Bezprym wracać przez Czechy – akurat pogrążone w wojnie domowej, w której udział brał też Chrobry. Jeden z jego przeciwników porwał Bezpryma i – co było pewną tradycją wśród dynastii Przemyślidów, a polski następca był wszak wnukiem przemyślidowym – zmiażdżył mu jądra. Otworzyć to miało drogę do tronu Mieszkowi II.

Jedna z siedzib pierwszych Piastów - Ostrów Tumski

    To tylko teoria – a sprowadzeni z Włoch eremici osiedli niedaleko Międzyrzecza, gdzie kilka lat później zginęli w napadzie rabunkowym. Tradycja mówi, że klasztor powstał w miejscowości dziś znanej jako Święty Wojciech – ale badania archeologiczne nie wykazały żadnych śladów z początku X wieku.

Święty Wojciech - miejsce domniemanego opactwa kamedułów i męczeństwa Pięciu Braci

    Właśnie. Święty Wojciech. Członek rywalizującego z Przemyślidami rodu Sławnikowiców, praski biskup (wypędzony zresztą przez własne owieczki), przedstawiciel europejskiej elity, przyjaciel papieży i cesarzy, zwłaszcza młodego Ottona III. Bolesław Chrobry zrobił na nim świetny interes.
        Wszyscy zresztą znają legendę: biskup chcąc odpokutować opuszczenie swojej praskiej diecezji ruszył nawracać Prusów, gdzie poniósł śmierć męczeńską. Chrobry zaś wykupił jego ciało za cenę jego wagi w złocie czy tam innym srebrze.
Zespół klasztorny w Strzelnie - prawdopodobnie pierwotna lokalizacja Drzwi Gnieźnieńskich opisujących żywot i męczeństwo św. Wojciecha
    Fakt jest taki, że Wojciech-Adalbert chciał ruszać w misję na Pomorze, ale Bolesław przekonał go, by jednak wybrał – dużo groźniejszych – Prusów. Biskup do pracy misyjnej absolutnie nie był przygotowany, a jego porywczy charakter (w końcu nie bez przyczyny zbuntowali się jego prascy parafianie) tym bardziej nie ułatwiał zadania. Nie znał też języka ni obyczajów. Innymi słowy – Bolesław Chrobry posłał go na śmierć, i to mimo przyznania misjonarzowi eskorty.
Tzw. baby pruskie - pogańskie idole obalane przez św Wojciecha
    Po męczeńskiej śmierci i ekspresowej kanonizacji zwłoki Sławnikowica stały się ogromnym atutem w Weltpolitik Chrobrego – do Gniezna przybył sam cesarz, nałożył Bolesławowi diadem na głowie i ustanowił metropolię kościelną. Pierwszym arcybiskupem został brat przyrodni świętego, Radzim-Gaudenty, a oprócz niezależnego istniejącego już biskupstwa w Poznaniu utworzono jeszcze trzy: w Krakowie, Wrocławiu i Kołobrzegu.
Konkatedra w Kołobrzegu
    Ani Andrzej-Świerad z towarzyszami, ani Męczennicy Międzyrzeccy nie mają takich zasług co dość nieużyty za życia biskup. Szkoda tylko, że Brzetysław, niszcząc Państwo Gnieźnieńskie, ukradł też świętego Wojciecha, i dziś spoczywać ma w Pradze (poza ramieniem, które Otton III z Gniezna zawiózł do Rzymu). Choć nasi kronikarze twierdzą, że Czesi ukradli przez pomyłkę zwłoki Radzima-Gaudentego...
Konfesja św. Wojciecha (barokowa) w gnieźnieńskiej archikatedrze

26 lutego 2021

Dobry los

    Była chłodna, listopadowa noc – na szczęście w pakamerze, w której siedzieliśmy elektryczny grzejnik dzielnie usiłował stwarzać atmosferę dusznego i gorącego lata. Godziny i minuty wlokły się niemiłosiernie – to znaczy robiłyby to, gdyby nie to, że zabijaliśmy czas rozmową. To stary sposób aby zimna deszczowa noc podczas której – takie obowiązki – nie bardzo było jak spać minęła szybciej i milej. Oczywiście, uzależniona od Internetów i telefonów postgimnazjalna młodzież, komunikująca się tylko wirtualnie za pomocą loli, rotflów czy innych emotek może tego nie wiedzieć (albo nigdy nie doświadczyć) ale rozmowa jest świetnym sposobem na nudę. Buduje też relacje społeczne, ale to inna para kaloszy.
    Ponieważ dżentelmeni – a takimi z kolegą byliśmy – nie rozmawiają o pieniądzach, skupiliśmy się na sposobach – bezpiecznych – przenoszenia owych z miejsca na miejsce.
    - Wiesz, jak się jedzie w Dzikie Kraje to trzeba być szczególnie czujnym – stwierdziłem, a kolega pokiwał głową – Tam z racji karnacji miejscowi traktują mnie jako człowieka, do którego uśmiechnął się dobry los – interlokutor uniósł brew w geście niezrozumienia, więc dodałem – Los Dolares.
    - A właśnie. Skąd nazwa: dolary?
    - Z Czech – uśmiechnąłem się, lecz nim zacząłem perorować kolega wszedł mi w słowo.
    - Dobra, dobra. Znam te twoje sztuczki. Nie wkręcaj mnie jak turystów których oprowadzasz.
    - Nie wkręcam – zaprzeczyłem – Jak będę zbytnio ubarwiał wypowiedź, to Ci powiem. Ale naprawdę, dolary pochodzą z Czech. Z miejsca zwanego z niemiecka Joachimsthal. Po czesku to będzie chyba Jachimowa Dolina.

Złota Praga - stolica Czech

    Właściwie Sankt Joachimsthal dziś nazywa się Jachymov a nie Jachimkowa Dolina, ale poza tym – to prawda. Tak było: dolar pochodzi z Czech. Ta historia sięga Średniowiecza i srebra.
    Srebro. Metal szlachetny znany od zarania dziejów, ładnie się błyszczy i jest trwały – podobnie jak złoto nadawał się więc jako waluta. Wcześniej, przed wynalezieniem pieniędzy, dokonywano płatności barterowych (czyli handel wymienny), albo używano powszechnie dostępnych dóbr – jak muszelki kauri czy bydło (rzymskie pecunia, pieniądz, pochodzi od pecus, bydło – o czym już pisałem). Potem to właśnie trwałe – i wcale nie tak łatwe do zdobycia metale szlachetne zaczęły robić za gotówkę. Był to oczywiście jeszcze jeden powód do wojny. Lidia króla Krezusa została podbita
przez Persów (Lidia była bogata w złotodajne piaski, stąd imię władcy stało się synonimem bogacza), a dzięki odkryciu złóż srebra w attyckim Laurionie Ateny zdołały tychże samych Persów odeprzeć. Królowie Arcykatoliccy wysyłając Kolumba na ocean marzyli o fortunie, a legenda o El Dorado. Złotym Człowieku, napędzała następne pokolenia konkwistadorów. Swoją drogą hiszpański sen o skarbach Nowego Świata nie okazał się mrzonką – w Potosi w dzisiejszej Boliwii odkryto jedne z najbogatszych na Świecie złóż srebra. Doprowadziło to do niepomiernego wzrostu znaczenia Hiszpanii, a chwilę potem – ponieważ napływ kruszcu spowodował olbrzymią inflację (czego nie mogą pojąć wspominani wcześniej postgimanzjaliści o lewicowych poglądach: dodruk pieniądza powoduje inflację) – upadku państwa.

Panorama ateńskiego Akropolu, efektu odkrycia srebra w Attyce
Kolumna Kolumba w Barcelonie
Potosi, miasto wyrosłe na złożach srebra

    W Europie tam, gdzie było srebro, tam był dobrobyt. Olkusz czy Tarnowskie Góry (miejscowe kopalnie wraz z systemem odwadniania sztolni zostały wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO) były ważnymi punktami na średniowiecznej mapie Polski. Nie inaczej było w pobliskich Czechach.

Tarnowskie Góry

    Kiedy młodziutki Wacław III, król czeski i polski, ginął w zamachu wydawało się, że osierocone po Przemyślidach Czechy (dziad Wacława, Przemysław Ottokar II był naprawdę bliski zbudowania prawdziwego lechickiego czeskiego imperium od morza do morza) czeka nieciekawa przyszłość. Nic bardziej mylnego. Pod przywództwem dynastii Luksemburgów Królestwo Czeskie z jeszcze większym impetem wkroczyło w dzieje Europy. Król czeski Jan Ślepy ginie pod Cercy (ponieważ nie widział przywiązano go do dwóch innych rycerzy – całą trójkę znaleziono później postnatalnie abortowanych zabitych, ale heroizm Luksemburczyka sprawił, że Edward książę Walii, zwany Czarnym Księciem, przyjął janową dewizę "Ich dien" – "Służę" za swoją; do dziś tkwi ona w herbie Anglii). Jego syn Karol IV uczynił Pragę – Złotą Pragę – prawdziwą stolicą Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Można przekonać się o tym i dziś – Praga nie została zniszczona w XX wieku, w przeciwieństwie do większości pozostałych środkowoeuropejskich miast. Epopeję Luksemburczyków na tronie czeskim (i cesarskim) kończy Zygmunt – ambitny krzyżowiec, walczący najpierw z husytami a potem z Imperium Ottomańskim. Skąd Luksemburgowie mieli pieniądze na swoje imperialne plany? Ano – z kopalni srebra. Odkryto bowiem ten metal w kilku miejscach Królestwa Czech.

Kutna Hora

    Najsłynniejsza – także doceniona przez UNESCO – była Kutna Hora. Wspaniały gotycki kościół św Barbary (niesłusznie zwany katedrą) wywiera na mnie dużo większe wrażenie niż – bardziej chyba znana – kutnohorska barokowa kaplica czaszek. Samo górnicze miasto nadal zachowało swój urok – z czasów gdy władcy Czech na potęgę sprowadzali niemieckich osadników obeznanych w wydobyciu kruszcu i mincerstwie. Stąd i dawna nazwa: Kuttenberg.

Kutnohorska katedra

    Jednym z takich miejsc wydobycia srebra była właśnie Dolina Świętego Joachima, Sankt Joachimsthal. Wytwarzane tam monety – mające sporą wartość i poważanie – nazywano "pochodzące z doliny Joachmia", "joachimsthalar". Nazwa dość długa – więc skrócono ją do "thalar". Talar. Dolar.
    Połowa Świata płaci dziś w dolarach (a druga by chciała).
Najsłynniejszym jest oczywiście dolar amerykański (nota bene jest walutą obowiązującą nie tylko w USA – jakiś czas temu Ekwador porzucił własną i przejął dolara; banknoty są amerykańskie, ale monety zdawkowe bite są przez Ekwadorczyków – i chyba nigdzie nie uznawane), ale dolarami – z wizerunkiem Elżbiety II Wettyn z linii Sachsen-Gotha-Coburg (Windsor to przybrane nazwisko EDIT: teraz chyba z wizerunkiem Karola III Mountbattena, czyli właściwie Schlezwig-Holstein-Sonderburg-Glückburg) zapłacimy chociażby w Kanadzie, Australii czy Nowej Zelandii. Albo w wielu innych krajach. Dolarowym hitem jest też dotknięty hiperinflacją dolar Zimbabwe (ale oczywiście bez JKM Elżbiety). Nie ma już jednak dolara pośród walut europejskich – zamiast tego na Starym Kontynencie popularność zdobywają pieniądze z nadrukowanymi na banknotach oknami – nawet w Czechach obowiązująca jest korona. Ostatnim dolarem w Europie był słoweński tolar, ale nie miał zbyt długiego żywota: pojawił się po rozpadzie Jugosławii, a zniknął – zastąpiony przez banknoty z oknami euro – po wstąpieniu Słowenii do Unii E***pejskiej.

Ekwador - Che Guevara wart dolara
Centrum Ljubljany - ostatnie znane miejsce występowania dolara w Europie

    Taka to historia dolara – jednej z najważniejszych, w wydaniu amerykańskim, światowych walut (choć nie jest już tak mocna jak niegdyś). Jako ciekawostkę można dodać, że słowo dolar – ninie synonim pieniądza przecież – jakoś tak brzmi podobnie do łacińskiego dolor – cierpienie. Taki to już los. Los Dolares.

Wioska w Andach

Najchętniej czytane

Demokracja

     Jednym ze szwajcarskich kantonów gdzie świąteczną potrawą bywa kot jest kanton Appenzell (a raczej dwa kantony, ale o tym może późnie...