Tłumacz

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą alpy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą alpy. Pokaż wszystkie posty

5 września 2025

Demokracja

    Jednym ze szwajcarskich kantonów gdzie świąteczną potrawą bywa kot jest kanton Appenzell (a raczej dwa kantony, ale o tym może później). Kanton wiejski i niewielki, taki w sumie nasz powiat maksymalnie, ale niezwykle malowniczo położony – jak to zwykle w Alpach.
Seealpsee i Säntis, najwyższy szczyt Appenzellu
    Tak, to schronisko (właściwie to knajpka i niewielki gościniec na zboczu Ebenalpu, schronisko jest na szczycie) Aescher Gasthaus am Berg, uznawane przez National Geographic za jeden z najładniejszych lanszaftów na Świecie to w Appenzellu.

Schronisko Aescher
    Miejscowymi jaskiniami – i kaplicą wewnątrz – jakoś mniej osób się podnieca.

Jaskinie Ebenalpu
    Oprócz wspaniałych widoków (na przykład na Säntis, najwyższy szczyt kantonu) słynie Appenzell także z bardzo dobrego piwa (a do piwa także sera) oraz psa appenzellera, zdaje się w swym założeniu pasterskiego (podobno nie chyta, ale to musiałby potwierdzić drugi – po Fredim Kamionce Gmina Burzenin – najsłynniejszy pies w polskich Internetach, niejaki Sworzeñ; nie wiem tylko, czy psy czytają blogi).

Alpy Appenzellskie na etykiecie i w rzeczywistości
Pasterski pies appenzellerski w wersji pluszowej
   
Swoją drogą w Appenzellu i sąsiednim Sankt Gallen bywa, że na większe święta konsumuje się także psy – nie wiem, czy dlatego, że koty się skończyły (jak w 2001 roku w Argentynie w czasie wielkiego kryzysu), czy zwyczajnie, z apetytem. Dla różnej maści oburzonych bambinistów przypominam, że wszystkie ssaki są dla człowieka jadalne, a psy – jedzone w Szwajcarii rzadziej niż koty – są przysmakiem na Dalekim Wschodzie. Były też ważnym źródłem białka w prekolumbijskich Amerykach. Syte społeczeństwo nigdy nie zrozumie głodnego.

Bezwłosy pies andyjski w wersji leniwej
    Z jeszcze jednej rzeczy kanton Appenzell (czy też dokładniej Appenzell-Innerrhoden) jest znany. Oto jest to jedyny – obok także niezbyt wielkiego kantonu Glarus – kanton, gdzie panuje prawdziwa bezpośrednia demokracja. Taka, w której każdy obywatel ma głos – i na dodatek ów obywatel może się personalnie wypowiedzieć na temat głosowania. Proszę zobaczyć jaka to różnica: u nas, żeby obywatel mógł wyrazić opinię należy zebrać ileś tam tysięcy podpisów, dostarczyć to do parlamentu (gdzie w teorii zasiadają wybrani przez Naród przedstawiciele; ordynacja wyborcza sprawia, że do sejmu wchodzą nie ci, na których się głosuje, a tacy politykierzy, którzy są wysoko na partyjnych listach; często są to indywidua pozbawione nie tylko moralności, co w polityce jest w sumie rzeczą niezbędną, ale i będące kognitywnymi immakulatami o zerowych wręcz umiejętnościach; albo zwykli kłamcy i jurgieltnicy), a i tak nie ma pewności, że owe podpisy nie zostaną zmielone w sejmowej niszczarce. Oto raz w roku (w Appenzell zdaje się pod koniec kwietnia, w Glarus na początku maja) wszyscy obywatele zbierają się na głównym placu stolicy kantonu – także Appenzell – i głosują nad przedstawionymi problemami czy ustawami. Głosują w sposób najlepszy z możliwych: przez publiczne podniesienie ręki (przeciwnicy tego sposobu podnoszą larum, że to jak to, że głosowanie powinno być tajne – ale gdzie tam: jeżeli podejmujesz jakąś decyzję, miej odwagę dać tej decyzji swoją twarz; i w razie czego ponieść konsekwencje nieprzemyślanego podniesienia ręki; odpowiedzialność, ot co!). Przed głosowaniem każdy obywatel ma też prawo publicznie – z ambony ustawianej na tą okoliczność na Landsgemeidenplatz (Plac Zgromadzenia Ludowego) – na dany temat się wypowiedzieć.
Głosujący na Placu Zgromadzenia Ludowego
    Znamy to doskonale z historii – tak funkcjonowała demokracja ateńska, słowiańskie wiece czy germańskie tingi. I taka forma rządów (mówię to jako przeciwnik demokracji) działa. Ale tylko li w małych społecznościach. Większe twory, ludniejsze, zwyczajnie nie są w stanie tak funkcjonować. Weźmy chociażby liberum veto, tą źrenicę Złotej Szlacheckiej Wolności. Jeden poseł mógł zerwać cały sejm – i w teorii miało to powstrzymać zapędy absolutystyczne w Rzeczypospolitej. Ale wystarczyło tylko, by ów człowiek był opłacony przez jakieś lobby (podobnie jak dzisiaj, zazwyczaj zagraniczne). Wtedy każda reforma czy próba wzmocnienia państwa łatwo mogła być zablokowana. W Appenzell-Innerrhoden jest jakieś 15 tysięcy mieszkańców.

Zameczek w Appenzellu
    Appenzell-Innerrhoden, bo jest jeszcze Appenzell-Ausserrhoden: w czasach Reformacji kanton podzielił się na dwa półkanatony – katolicki (Innerrhoden) i protestancki (Ausserrhoden). Ot, po prostu mieszkańcy się dogadali, żeby pewnie nie doszło do rozlewu krwi: my sobie, wy sobie (znaczy: oczywiście, że doszło, stracono m.in właściciela lokalnego zameczku, za nazbyt agresywną protestancką propagandę). Ten stan formalnie (czyli od końca XVI wieku) trwał do 1997, kiedy Konfederacja Szwajcarska zlikwidowała półkantony, a oba twory zyskały status osobnego kantonu. Z tym, że w głosowaniu kantonalnym (czy jak to się tam zwie) mają tylko po pół głosu – pozostałe kantony zaś po jednym (zazwyczaj). Centralna osada, wieś Appenzell, znajduje się w części katolickiej.

Appenzell
    I to w sumie zabawne – dziś wieś Appenzell ma jakieś 5 tysięcy mieszkańców (moje rodzinne miasto niecałe 3,500), a położone całkiem niedaleko w kantonie Sankt Gallen (utworzonego z ziem potężnego opactwa; to właśnie z tych włości wydzielone został – po Wojnach Appenzellskich w XV zdaje się wieku – kanton Appenzell; historia Szwajcarii to pasmo nieustających wojen, nie tylko z Burgundczykami czy Habsburgami, ale głównie pomiędzy poszczególnymi krainami; przypominam jak zginął Zwingli) miasteczko Werdenberg jakieś 40-50 osób. Domów, charakterystycznych drewnianych, z kamiennym parterem i podpiwniczeniem, jest 69.

Werdenberg
    Obie osady mają własne zamki (a my, we Warcie, szukamy swojego od Potopu).

Panorama Werdenbergu

15 sierpnia 2025

Kalwiński Rzym

    Skoro w poprzednim wpisie było o tym, że francuskie dziś Annecy stało się refugium dla katolickiego biskupa Genewy (był to, w tym nieszczęsnym 1533 roku zdaje się Piotr de la Baume), to postanowiłem teraz udać się do pierwotnej siedziby biskupa – miasta nad Rodanem i Jeziorem Genewskim (tu i ówdzie zwanym Lemańskim).
Jezioro Genewskie w Genewie, oraz słynna fontanna
    Dzisiejsza Genewa to miasto ze wszech miar nowoczesne i bogate (podobno prawie 1/5 mieszkańców to milionerzy, a niemal połowa tam zameldowanych przy okazji nie ma szwajcarskiego obywatelstwa), znane m.in z europejskiej siedziby ONZ, kwater WHO i WTO czy głównej bazy Czerwonego Krzyża. Pod miastem – dosłownie – i położonymi po obu stronach francusko-szwajcarskiej granicy przedmieściami znajduje się kompleks CERN-u, olbrzymiej konstrukcji służącej według życzliwych do badania cząstek elementarnych i poznawania tajemnic Wszechświata; wedle nieżyczliwych to igranie z nieznanym i czekanie aż powstanie tam czarna dziura i wszystko pierdyknie. W CERN pracują także Polacy – u nas takich instalacji nie ma, a inne, jakie są, albo zostają zamykane albo mocno ogranicza się ich rozwój. Nic mi nie wiadomo jednak, żeby któryś z nich był jednym z genewskich milionerów (acz muszę się przyznać, że się nie interesowałem; mam tylko nadzieję, że noszą niezwykle ekskluzywne i niezawodne zegarki założonej w Genewie firmy Patek-Philippe – twórcami której byli wszak powstańcy listopadowi Antoni Patek i Franciszek Czapek; Francuz Philippe wszedł w interes kilka lat później). Nowoczesność miasta doceniona została także przez UNESCO. Organizacja wpisała na swoją Listę Dziedzictwa Ludzkości jedno z dzieł Le Corbusiera, Immeuble Clarte z 1932 roku. Któregoś razu poszedłem – z chętnymi turystami – właśnie pod ten Szklany Dom. Dzień był niezwykle upalny, na szczęście budowla nie stoi zbyt daleko od starego miasta i brzegu jeziora. Opinie o zabytku były zaś – mimo moich ostrzeżeń – niezbyt pozytywne. Ot, taki blok mieszkalny, którego to koncepcję spauperyzowali, jak wszystko, komuniści, na potęgę budując m.in w Polsce olbrzymie osiedla z wielkiej płyty. O dziwo budynek nie jest ocieplony styropianem.

Dzieło Le Corbusiera w Genewie
Genewski Zegar Kwiatowy, jeden z symboli miasta - tu wystrojony z okazji kobiecego EURO2025 w piłkę nożną
   
Ale wróćmy z tej współczesnej – nudnej – Genewy do tych wspominanych już wydarzeń z pierwszej połowy XVI wieku. Genewa jest wtedy komuną miejską, dzielnie opierającą się (przy pomocy Konfederacji Szwajcarskiej) władcom Sabaudii. Bogaci kupcy przy okazji barują się przy tym z potężnym miejscowym biskupstwem. Wreszcie, jak do wszystkich bogatych miast w rejonie, napływają do Genewy (posiadającej własną drukarnię; to instytucja która wkrótce stanie się niezbędna w nowoczesnym Świecie) fale umysłowego fermentu zwanego Reformacją. Genewa nie jest pierwszym szwajcarskim miastem które przechodzi na nową religię (nie tylko dlatego, że nie należy do Konfederacji Szwajcarskiej – ot, Huldrych Zwingli w Zurychu jest pierwszy; samą ideę przynieśli zaś Genewczykom najemni żołnierze z już protestanckiego Berna). Wbrew obiegowej opinii to nie francuski myśliciel Jan Kalwin odpowiada za zmiany w mieście. Odpowiedzialny jest inny kaznodzieja, Wilhelm Farel. Zna on jednak Kalwina, i zaprasza go do świeżo konwertowanego miasta. Plotki twierdzą, że dlatego, że sam był noga jeśli chodzi o zdolności organizacyjne – i zdawał sobie z tego sprawę.

Panorama Zurychu z widokiem na Grossmünster - pierwszy protestancki zbór Szwajcarii
    Stosunki Kalwina z genewskim patrycjatem też nie były usłane różami – i wkrótce został z miasta wydalony (udał się do Strasburga, miasta, które też przechodziło na protestantyzm). Działania kontrreformacyjne w Genewie sprawiły, że władze niedawno powstałej protestanckiej republiki same poprosiły kaznodzieję o powrót. Co też się stało – od tamtej pory mógł Kalwin spokojnie budować swoją teokratyczną Rzeczpospolitą Genewską, a miasto – z racji ożywionej działalności wydawniczej i umysłowego fermentu – rychło poczęło być nazywane protestanckim – a później kalwińskim – Rzymem. Fakt, starówka leży na wzgórzach, znajdował się tu rzymski obóz, ale była to chyba lekka przesada.

Genewska katedra
    Pamiątką po tych czasach jest jedna z genewskich atrakcji – Pomnik Reformacji. Olbrzymia ta rzeźba, wkomponowana w dawne miejskie fortyfikacje i spoglądająca na główny gmach miejscowego uniwersytetu ma również polskie konotacje. I nie, nie chodzi o to, że wykonywał ją polskiego pochodzenia Paul Landowski (ten od Chrystusa Odkupiciela z Rio de Janeiro). Oto obok Kalwina, Farela, Knoxa i de Beze (głównych postaci pomnika) oraz tuzów Husa, Zwingliego, Lutra mamy tam także swojego przedstawiciela. Jest to Jan Łaski, bratanek słynnego kontrreformacyjnego biskupa, także Jana. Takie rzeczy tylko w Polsce.

Pomnik Reformacji
    A jak sobie radził pan Kalwin jako lider genewskiej republiki? Cóż, poczynał sobie bardzo bezkompromisowo (dość powiedzieć, że katolicy swój kościół uzyskali w Genewie na krótko w XIX wieku, na stałe dopiero w XX). Rychło okazało się, że genewska kalwińska inkwizycja niczym się nie różni od tej przesadnie oczernianej przez Protestantów katolickiej. Oto bowiem do Genewy przybył kolejny wolnomyśliciel, niejaki Michał Serwet. Lekarz, zasłynął z dzieła o syropach, ale także lider Reformacji. Ten Hiszpan z pochodzenia (Miguel Servet; piłkarski klub Servette Genewa wbrew podobieństwu nazwy zwie się po dzielnicy miasta, miano której pochodzi od łacińskiego określenia lasu, silva) musiał być na tyle uciążliwy dla francuskiej hierarchii duchownej, że w końcu skazano go na stos. W porę ostrzeżony, Serwet wziął nogi za pas – i w Lyonie spalono na stosie tylko jego wizerunek. Uciekł do nieodległej Genewy, gdzie rządził – już po nowemu – jego znajomy ze studiów w Paryżu, Kalwin. Po przybyciu do miasta okazało się, że dla kalwińskich strażników czystości wiary Serwet również jest nieprawowierny. Wolnomyśliciel trafił do więzienia – a potem na stos. Trudno powiedzieć na ile odpowiadały za to spory doktrynalne, a na ile osobista niechęć Jana Kalwina do przybysza. W każdym razie Serwet zostaje spopielony, i jest to chyba jedyna znana osoba która została spalona dwukrotnie, i przez katolików, i przez protestantów. Sprawa ta rozpoczęła pono dyskusję o tolerancji religijnej – ale późniejsze wojny religijne pokazały, że obie strony niewiele się od siebie różnią jeśli chodzi o stosunek do innowierców. Wyglądało na to, że w całej tej Reformacji nie do końca chodziło o zmianę zapatrywań ludzi...
Ratusz Genewy

8 sierpnia 2025

Alpejska Wenecja

Jezioro Annecy
   
Jako, że na blogu jesteśmy właśnie na rubieżach Francji (i terenach dawnego Lotharii Regni), a całkiem niedawno było o różnego typu Wenecjach, grzechem by było nie połączyć tych wątków, i nie zająć się stolicą Górnej Sabaudii, miastem Annecy, zwanym Alpejską Wenecją.

Pałac Wyspowy w centrum Annecy
    Jak przy wszystkich tego typu miejscach nazwa ta nijak nie pasuje – ale nie o to chodzi, ma to wabić zachwyconych prawdziwą Wenecją turystów. Tak się robi PR.

Annecy w mniej weneckiej odsłonie
    Trzeba jednak oddać, że rzeczywiście, jedna z odnóg rzeczki Thiou (potężny ten ciek wodny ma jakieś 3,5 kilometra) otaczająca słynny Pałac Wyspowy (zwany przez bedekery Domem-Statkiem) wygląda trochę jak wenecki kanał – kiedy przywiozłem do domu zdjęcia Annecy moja Mama od razu stwierdziła półżartem: a co to za Wenecja?

Rzeka Le Thiou
    Może dlatego, że to leżące u podnóży Alp miasteczko przez wieki miało więcej wspólnego z Italią (jako pojęciem geograficznym), należało wszak do władztwa hrabiów Sabaudii. Ziemie tych arystokratów sięgały zresztą dużo dalej na północ, aż po brzegi Jeziora Genewskiego – wszak unieśmiertelniony przez Byrona zamek Chillon, nim odbili go Szwajcarzy, należał do Sabaudczyków.

Zamek Chillon
    Swoją drogą Lord Byron był srogim wandalem, w mrocznych kazamatach twierdzy do dziś zachował się wyryty na filarze autograf pisarza. To dobra wiadomość dla wszystkich nastolatków wycinających na drzewach kozikiem informacje, że "kocham Zosię z 2c". Zawsze możecie iść w działalność literacką (jeśli oczywiście jesteście bogatymi dandysami).

Autograf Lorda Byrona w podziemiach Chillonu
    Górna Sabaudia – i ogólnie Sabaudia – początek swój teoretycznie ma w Starożytności, ale faktycznie rodzi się jakieś 1000 lat temu gdy po bezpotomnej śmierci Rudolfa III upada Królestwo Arelatu – jedno z licznych państw burgundzkich ciągnących się na przestrzeni dziejów od Alzacji po Lazurowe Wybrzeże. Wtedy to w ramach Świętego Cesarstwa Rzymskiego uniezależnia się hrabia Humbert o Białych Rękach (nie tylko on – sporo okolicznych gmin wejdzie później w skład Konfederacji Szwajcarskiej), protoplasta Domu Sabaudzkiego, panującego do 1946 roku we Włoszech, po drodze zresztą zjednoczywszy je. Żeby było zabawniej w 1860 na mocy prawdopodobnie sfałszowanego referendum swoją rodzinną Sabaudię za pomoc w zjednoczeniu Italii ówcześni władcy Turynu oddali Francji. Ot, stara, zachodnia demokracja.
Zamek Ripaille w Thonon-les-Bains nad Jeziorem Genewskim, wzniesiony przez Zielonego Hrabiego z Sabaudii
Wąwóz rzeki Fier, dopływu Rodanu i recypienta Le Thiou
    Swoją drogą całkiem to malownicze tereny, od Jeziora Genewskiego po Alpy, i to z wyższych. No, najwyższych właściwie.
Widok na Mont-Blanc
   Rok 1860 nie był pierwszymi odwiedzinami Francji w Sabaudii. Weźmy takie wojny rewolucyjne – z braterską wizytą wojska francuskie przybyły w okolice łupić i rabować (zrabowały między innymi Starą Konfederację Szwajcarską) oraz wprowadzać nowe porządki. Ot, dla przykładu miejscową katedrę przekształcono w świątynię Rozumu – czy tam jakiegoś innego wzniosłego rewolucyjnego hasła-bóstwa (Wolność, Równość, Braterstwo choćby; jakoś zwykle zapomina się o drugim członie tego okrzyku – "albo śmierć"). Wielka Rewolucja Francuska nie była ateistyczna – tylko antychrześcijańska – jak zresztą wszystkie europejskie rewolucje.

Katedra św Piotra
    Tak, sami marksistowscy historycy rozpatrywali przeklętą Wielką Rewolucję Francuską jako wcześniejszy rozdział, preludium, do Rewolucji Październikowej (technicznie był to niewielki zamach stanu).

Zbrodnie - główny efekt wszelkich rewolucji
    Jeśli chodzi zaś o walkę z katolicyzmem, to samo Annecy dość znaczną rolę odegrało w okresie zwanym kontrreformacją. To właśnie tu – po tryumfie Jana Kalwina – uciekli biskupi Genewy, wszak to tylko kilkadziesiąt kilometrów. A jednym z barokowych dostojników na biskupim stolcu w Annecy (katedra nosi wezwanie świętego Piotra) był niejaki Francois de Sales, później kanonizowany za zasługi w walce o ocalenie rzymskiego katolicyzmu – znamy go jako Franciszka Salezego.
Kościół św Franciszka Salezego w Annecy
    Tak, salezjanie jego wzięli sobie za patrona, a są mi o tyle bliscy, że ichnia parafia obsługiwała łódzkie miasteczko akademickie Lumumbowo na którym pomieszkiwałem w czasie studiów (z racji nazwy osiedla mieli fratrzy sporo do roboty, wszak w słowie "Lumumbowo" jakby zawarta jest "zabawa"; sam Lumumba był komunistą i premierem Kongo, przez antykomunistów, zdaje się od Mobutu Sese Seko ale nie mam pewności, odstrzelonym; emblematyczny dla krajów subsaharyjskiej Afryki sposób na wymianę władzy).

Łódzki kościół salezjanów, duszpasterstwo akademickie
    Annecy jest też ośrodkiem sportów zimowych. W okolicy jest olimpijski stadion biathlonowy. Zresztą cała Sabaudia to jedno z miejsc gdzie rozpoczęła się moda na zimowe sporty i turystykę (tylko nie mówicie tego w Gryzonii, zwłaszcza w Sankt Moritz!). Wszak to ze szczytu Mont Blanc Kordian skoczyć miał by zabić cara, a Chamonix (dziś Chamonix-Mont-Blanc) i Albertville (dziś bez zmian) odpowiednio w 1924 i 1992 roku gościły zawody Zimowych Igrzysk Olimpijskich. W obu wypadkach bez medalowych sukcesów Biało-Czerwonych jednak.

Kolejka na Mont-Blanc (właściwie to na Aiguille du Midi w Masywie Mont-Blanc, 3842 m npm)
    I skoro już trafiliśmy w Alpy, to następne wpisy będą o jednym z dziwniejszych tworów politycznych powstałych na gruzach Lotharii Regni (i, przy okazji Świętego Cesarstwa Rzymskiego) – Konfederacji Szwajcarskiej. Nie całej oczywiście. I nie będzie prawie nic o losie szwajcarskich kotów.
Rzewne spojrzenie na Wyspę Łabędzią Jeziora Annecy na pożegnanie Górnej Sabaudii

Najchętniej czytane

Demokracja

     Jednym ze szwajcarskich kantonów gdzie świąteczną potrawą bywa kot jest kanton Appenzell (a raczej dwa kantony, ale o tym może późnie...