Tłumacz

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą skandynawia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą skandynawia. Pokaż wszystkie posty

21 marca 2025

Kupcy i zbójcy

    Jomswikingowie – czyli Słowianie i Skandynawowie pochodzący z Jomme, Wolina – zapisali się wielokrotnie na kartach (no, właściwie to w pieśniach śpiewanych przez skaldów w trakcie różnych takich wikińskich popijaw uroczystości) północnych sag wielokrotnie. Znani byli z bitności i brawury rozrośniętej nieraz aż po granice zdrowego rozsądku (takie to nasze polskie "co, ja nie skoczę"), stąd i często wynajmowani byli to zadań specjalnych. Wszak to z Wolina na podbój Norwegii wyruszał w roku 1000 Olaf Tryggvason (wyprawa zakończyła się niezbyt udanie dla Tryggvowego syna, bo wziął i poległ w bitwie morskiej pod Svold na Oresundzie, i Norwegię od Duńczyków odbił dopiero kolejny Olaf, Święty – bo umacniał tam chrześcijaństwo; inny chrystianizator z regionu, władca Danów Harald Sinozębny, który swoją drogą na Wolinie zmarł, jakoś kanonizowany nie został; nadał za to nazwę systemowi komunikacji bezprzewodowej, bluetooth).
Współczesny Wolin
    Historię wolińskiej kupiecko-zbójeckiej republiki zakończyli władcy Danii, paląc ją w 1042 i 1099 (nie skończyło to historii słowiańskich rozbojów na Bałtyku i w cieśninach duńskich – wszak w 1136 roku książę Racibor I zdobył i – jak to było w zwyczaju epoki – spalił do cna Konungahelę; 11 lat później chąśnicy – słowiańscy piraci – z dymem puszczają Lubekę).
Potomkowie bałtyckich chąśników
    Wolin nie był jednak jedyną kupiecką republiką którą współtworzyli Słowianie. Jest w Europie inne takie miejsce, leżące jednak po drugiej stronie Słowiańszczyzny – nad Adriatykiem.
Surowsze oblicze adriatyckiej Dalmacji
    A konkretnie w Dalmacji – i chodzi oczywiście Dubrownik, trochę bardziej znany jako Republika Raguzy.
Dubrownik
    Byłem wielokrotnie, i co tu dużo mówić, za każdym razem to chorwackie (i o mało całkowicie nie zniszczone w czasie wojen w Jugosławii pod koniec XX wieku) miasto urzeka. Dobra, wiadomo, po średniowiecznym Dubrowniku pozostały tylko przewspaniałe mury miejskie (po których spacer – mimo, że makabrycznie drogi, wszak Chorwaci zrezygnowali z części narodowej suwerenności i wprowadzili zamiast własnych kun te śmieszne pieniądze z oknami, będącymi symbolem niemieckiej kolonizacji Europy - gorąco polecam), cała reszta wzięła i spłonęła po trzęsieniu ziemi którejś XVII-wiecznej Wielkiejnocy (bodajże Roku Pańskiego 1667, rok po Londynie; to nie jedyny angielski trop, miejscową katedrę za którymś razem ufundował Ryszard Lwie Serce). Miasto – w końcu bogatą republikę kupiecką – odbudowano w wersji barokowej, a potem na całe szczęście przyszła bida i niemal nic nowego w obrębie murów już nie wybudowano. Po jugosłowiańskim ostrzale miasto odtworzono – jak to mówią niektórzy Hiszpanie – toćka w toćkę jakie było, także dzięki pomocy UNESCO, trzymającego starówkę na swojej Liście Dziedzictwa Ludzkości.
Główna ulica w starym Dubrowniku - Stradun
Dachy Dubrownika
    Ale nie takie rzeczy przeżyła Republika Raguzy – w końcu leżała nad tym samym akwenem co najbardziej inwazyjna z nadmorskim miast-państw Śródziemiomorza, zła do szpiku i przeżarta żądzą zysku Najjaśniejsza Republika Świętego Marka, czyli Wenecja. Dubrowniccy nobile sprzedali nawet kawałek własnych ziem banom Bośni by odgrodzić się od niesympatycznego sąsiada (to odpowiedź na nurtujące wielu umiejących czytać mapy – czyli tych głównie sprzed ery gimnazjów i obecnych lewicowych reform polskiej oświaty – skąd na dalmatyńskim wybrzeżu należący do Bośni i Hercegowiny kurorcik Neum).
Bośniacka riwiera - Neum
    Nie przetrwała za to – podobnie jak Republika Wenecka i Rzeczpospolita Obojga Narodów czy tatarski Chanat Krymski – nagłego wybuchu tak zwanego Oświecenia, zakończonego krwawą łaźnią Wielkiej Rewolucji Francuskiej, niech jej plugawe miano przeklęte będzie na wieki. Zlikwidowano ją w 1808 roku. Swoją drogą w wyniku owych niecnych wydarzeń Francja przyłączyła do siebie sporą część obecnej Chorwacji, pewnie w podzięce za wprowadzenie do męskiej mody krawatu, ale to opowieść na inny wpis (ta o Francuzach na Bałkanach, nie o krawatach, znanych w Chorwacji nie tylko jako reimportowane kravata, ale i miejscowe masna).
Plac Świętego Marka w Wenecji - kształt po francuskich przeróbkach
    Wracając do Wenecji i jej upadku – to właśnie Dalmacja była tą częścią kupieckiego imperium w której jako ostatniej flaga z lwem św. Marka zjechała z masztu. Stało się to w Boce Kotorskiej, w miasteczku Perast – równie urokliwym co dużo bardziej znany Kotor. Ciekawe, że elitę tych zamorskich posiadłości oprócz rodowitych Wenecjan stanowili też miejscowi Dalamtyńcy, Słowianie czy Grecy. Strzelam, że rodowitych obywateli miasta na Lagunie było zwyczajnie za mało, i musieli, jak to w koloniach (wiecie o czym mówię, cni Rodacy) wykorzystywać do zarządzania i drenowania podbitych ziem miejscowych oportunistów.
Kotor
Boka Kotorska
    Ale o Wenecji i jej imperium we wschodnim Śródziemiomorzu to by trzeba zrobić osobny wpis – gdzie się bowiem człowiek tam nie ruszy, to ciągle natyka się na pozostałości po Wenecjanach.
Wenecka twierdza Spinalonga na Krecie
    Względnie po Genueńczykach – bo ci też dorobili się na handlu Lewantyńskim.
Genueńska wieża Galata w Stambule
    W końcu jednak kupcy z Ligurii zostali przez Wenecjan pogonieni. Widocznie byli mniej bezwzględni.
Bank Świętego Jerzego w Genui
    Albo gorzej zarządzani. W Genui doża – czyli władca republiki - wybierany był przez możne rody na pół roku, w Wenecji dożywotnio. W Dubrowniku – dodam jako ciekawostkę – książę-rektor na miesiąc.
Siedziba dubrownickiego włodarza
    Swoją drogą tytuł wpisu pasowałby jakiejś planszówce. Albo grze komputerowej RPG z przełomu lat 80-tych i 90-tych zeszłego stulecia.

14 marca 2025

Polanie i wikingowie

    Właściwie nikt już nie bierze na poważnie skandynawskiego pochodzenia Piastów, acz jednak nie da się ukryć, że władcy Państwa Gnieźnieńskiego – jak chyba powinno się nazywać twór zarządzany przez Mieszka i Bolesława – z wikingami spotykali się praktycznie na każdym kroku. Nawet, jako król Burysław, trafili do skandynawskich sag (oraz, mniej więcej, do powieści Jerzego Cepika, takich sobie).
    Powód tych kontaktów był oczywisty – interesy. Na Wolinie, czyli wikińskim emporium handlowym Jomsborgu, znajdował się targ niewolników, a tych rozrastająca się domena Piastów miała w nadmiarze.

Widok na Wolin - na pierwszym planie replika wikińskiej łodzi
    Zresztą słowiańsko-nordycki Wolin też trafił do sag i legend, choćby jako Wineta. O czym zresztą już dawno temu na blogu wspominałem. Na bogate miasto łapy chcieli położyć zarówno Mieszko, jak i jego syn – w pewnych okresach się to udawało (stąd odkryte w mieście konstrukcje hakowe, charakterystyczne dla piastowskich grodów), czasem trzeba było odpuścić na rzecz Danii, ale polańska (polska) obecność musiała być znacząca (vide ów potężny król Burysław z legend). A czasem Wolinianie uzyskiwali całkowitą niezależność – można powiedzieć, że była to wtedy republika morska, pewnie tak słowiańska jak młodszy nieco śródziemnomorski Dubrownik.

Dubrownik
    Na stałe (no, też bez przesady, bo później tereny te utracono) udało się pierwszym Piastom opanować Szczecin – czyli konkurencję dla Wolina – i Kołobrzeg, posiadający oprócz portu także sól.

Solankowy zdrój w Kołobrzegu
    Do skandynawskich legend trafiła też potężna królowa Sygryda Storråda, trzęsąca całą Północą matka Kanuta Wielkiego. Prywatnie Świętosława, siostra Bolesława Chrobrego. Ale to, że Kanut, mieszkowy wnuk, zbudował imperium składające się z Danii, Norwegii i Anglii to inna historia. Zwłaszcza, że po śmierci władcy państwo rozpadło się, a efektem tego było spore zamieszanie, nie tylko w Skandynawii i Wyspach Brytyjskich, ale i w Normandii. Odpryski tej zawieruchy trafiły także i do nas.

Fiordy - naturalne środowisko życia Skandynawów (konkretnie Sognefjorden)
    I to wcale nie dlatego, że króla Mieszka II pomagał obalić Harald Hardrade, zwany Ostatnim Wikingiem najemnik i członek elitarnej cesarskiej Gwardii Wareskiej w Konstantynopolu, późniejszy król Norwegii i pretendent do tronu Anglii, usieczony przez króla Wessexu Harolda II Godwinsona w pamiętnym dla Albionu roku 1066. Wikingowie, najęci przez inny skandynawski ród, siedzących w Kijowie Rurykowiczów – a konkretnie Jarosława Mądrego – pomagali obalić Mieszka na rzecz jego starszego brata Bezpryma trochę w ramach zemsty: oto Bolesław Chrobry na kijowski tron wprowadził był swego szwagra, także Rurykowicza, Świętopełka, przez Rusinów zwanego Przeklętym. Przy okazji władca nasz sromotnie pogonił owego Jarosława Mądrego i czynu lubieżnego dokonał był na jarosławowej siostrze Przecławie. Nic dziwnego, że władca rusiński mógł się zdenerwować i po odzyskaniu wielkoksiążęcego tronu czekał okazji. Pretekstu dostarczył mu Bezprym.

Replika kijowskiej Złotej Bramy, nie istniejącej jednak w czasach Chrobrego
    W grobach z czasów Państwa Gnieźnieńskiego archeolodzy co i rusz znajdują jakieś wikińskie ślady. Czasem można je powiązać z ruskimi wojami – pewnie eskortą Świętopełka z czasów gdy wygnany ukrywał się u Bolesława. A czasem z najemnikami, którzy tworzyli zapewne element słynnej drużyny książęcej – o której z takim zachwytem wypowiadali się kronikarze z epoki. Nie ma co ukrywać – pierwsi Piastowie stworzyli sprawną, choć kosztochłonną, maszynkę do podbijania nowych ziem. I kiedy ziemie się skończyły, system musiał upaść – co zbiegło się w czasie z ambicjami Bezpryma, wcześniej wraz z Ottonem wypędzonego przez Mieszka II Lamberta (Bolesław Chrobry też przejmując władzę wygnał macochę Odę i przyrodnich braci; nic sobie nie zrobił z wystawionego przez ojca dokumentu znanego jako Dagome Iudex, a mającego zapewnić Odzie z rodziną dziedziczenie Państwa Gnieźnieńskiego).

Prawdopodobne grobowce Mieszka I i Bolesława Chrobrego w poznańskiej katedrze
    Wychodzi więc, że z Północą mamy więcej wspólnego niż myślimy (i wcale nie jest potrzebne do tego skandynawskie pochodzenie Piastów), a XI-wieczne elity były bardziej internacjonalne niż ktokolwiek chciałby przyznać. Nie zmieniło się to też po upadku Państwa Gnieźnieńskiego w latach 1034-8 i restauracji Kazimierza Odnowiciela. Kilka akapitów wcześniej wspominałem rok 1066 i bitwę pod Stamford Bridge, w której poległ Ostatni Wiking, Harald Hardrade. Zwycięski władca anglosaski, Harold Godwinson, zbyt szybko osiadł na laurach – na schedę po dynastii z Wessex (i po Kanucie Wielkim z ową wojującym) czyhał bowiem jeszcze jeden Skandynaw z pochodzenia, Wilhelm Bękart, czy też Guillaume le Batard, z Normandii. Pod Hastings zabłąkana strzała trafiła w haroldowe oko, Edgar Aetheling z Wessex (urodzony na Węgrzech ostatni przedstawiciel dynastii) nie zyskał poparcia na królewskim stolcu w Londynie i wyjechał być najemnikiem na Wschodzie (acz miano Wygnańca historycy i kronikarze zastrzegają dla Edwarda, jego ojca), a Wilhelm został Zdobywcą – i pierwszym królem nowej Anglii; numeracja zresztą zachowana jest do dzisiaj, mimo powstania Zjednoczonego Królestwa na początku XVIII wieku. Najciekawszy los przypadł jednak rodowi Godwina.

Londyńska Tower, której budowę rozpoczął Wilhelm Zdobywca
    Otóż synowie Harolda uciekli z Anglii i rozpierzchli się po Europie. Najmłodszy z nich trafił do... Polski Bolesława Śmiałego i jego brata Władysława Hermana. I w tym odbudowanym przez bolesławowego ojca państwie zajął dość eksponowane stanowiska, zarządcy Śląska i Mazowsza. Pozostałością po owym anglosaskim królewiczu może być pochówek odnaleziony na zamku w Czersku na Mazowszu, przypisywany właśnie anglosaskiemu możnowładcy.

Pozostałości czerskiego zamku
    Oraz dedykacja dla komesa Magnusa, człowieka nomen ducatus, rodu książęcego (a według jednych syna Magnusa Haroldsona), jaką Anonim zwany Gallem (choć pewnie rodem z Wenecji) umieszcza w swojej słynnej kronice, technicznie będącej chanson de geste o trzecim z wielkich piastowskich Bolesławów, Krzywoustym. I jak tu zrozumieć odmawianie Polsce miejsca w Europie, jak czynią niektórzy ojkofobiczni fajnopolacy? Brak wiedzy, czy kompleksy? Ech.
Gołąb skalny - także obcy - na zamku w Czersku

14 lutego 2025

Piastowie cz. 1

    Aktywność słoneczna to czynnik w ogromnym stopniu determinujący nieraz gwałtowne zmiany klimatu na Ziemi – czego tak zwani aktywiści klimatyczni, Teoretycy Starożytnej Astronautyki czy inne baśniowe stwory nie są w stanie ogarnąć. Oto po tragicznych w skutkach eksplozjach wulkanicznych (o, wulkany na emisję gazów cieplarnianych mają rzeczywisty wpływ) połowy VI wieku po Chrystusie i załamaniu się wielu europejskich kultur zaledwie 250 lat później rozpoczyna się coś, co nazywane jest optimum klimatycznym: klimat Europy łagodnieje, zaczyna się dynamiczny rozwój kontynentu także w miejscach, gdzie od dawna psy tyłkami szczekały a diabeł mówił dobranoc.
Słońce - jeden z najważniejszych sterowników klimatu na Ziemi
    Czyli między innymi na terytorium współczesnej Polski.

Rekonstrukcje słowiańskich chat i ziemianek
    Zmiany są globalne – na przykład na wybrzeżu Peru kulturze Mochica nie pomagają setki ludzkich ofiar składanych w celu zwabienia deszczu. Twórcy linii na płaskowyżu Nazca znikają według Teoretyków Paleoastronautyki w tajemniczy sposób, podczas gdy to susza wypędza ich z dotychczasowych siedzib. Możliwe, że zasilają imperia Huari-Tiwanaku, które zaczynają rozkwitać.

Procesja ofiarników w Moche
Linie z Nazca
   
Na chichot historii zakrawa, że pierwsze prace archeologiczne w Tiwanaku przeprowadza właśnie Polak z pochodzenia, Arthur Posnansky (a to w okolicach Poznania rozpoczyna się przecież w tym samym czasie co Huari-Tiwanaku obecna Polska).

Najsłynniejsza budowla w Tiwanaku
    Bliżej nas powstaje Imperium Karolingów i skandynawskie monarchie, których poddani zaczynają penetrować północny Atlantyk i Wschodnią Europę.

Złota Brama w Kijowie - efekt skandynawskich działań w Europie
    Czy penetrują też ziemie dzisiejszej Wielkopolski trudno powiedzieć, ale początki Polski mają sporo wspólnego z zaraniem dziejów Danii, Szwecji, Norwegii czy Rusi. I trochę też Węgier. Ale ad rem. Klimat w Europie się poprawia, Słowianie, którzy zdążyli już okrzepnąć na niedawno zajętych terenach wychodzą ze swoich ziemianek oraz półziemianek i zaczynają rozmnażać się na potęgę. Ten wyż demograficzny sprawia, że pewna zaradna rodzina zaczyna przemyśliwać nad zdobyciem władzy nie tylko w najbliższym opolu (dawna jednostka terytorialna) ale i nad Galaktyką sąsiednimi dziedzinami, Dziś nazywamy ich Piastami, od legendarnego przodka.

Szlak Piastowski łączy najważniejsze miejsca związane z Piastami - także przy pomocy Kajka i Kokosza (oraz świętomarcińskiego rogala)
    Nazwa generalnie jest późniejsza, sztuczna, ale trudno. Do tego tak naprawdę nie wiemy skąd pochodzili – prawdopodobnie byli miejscowymi z okolic Giecza czy ogólnie Wysoczyzny Gnieźnieńskiej, tej biedniejszej w tamtym czasie części Wielkopolski. Według innych badaczy gniazdem dynastii był Kalisz, a pojawiają się głosy, że z pochodzenia byli Mojmirowicami, władcami Rzeszy Wielkomorawskiej, wygnanymi przez Franków i Węgrów. Teoria o wikińskim pochodzeniu dynastii odeszła już do lamusa, ale nie można zaprzeczać, że Piastowie nieraz wchodzili w konszachty ze Skandynawami i następcami Morawian – Czechami.

Gród na kaliskim Zawodziu
    A w owe konszachty wchodzić musieli – był to bowiem jedyny sposób wzbogacenia się. Rodzinne ziemie Piastów leżały daleko od szlaków handlowych (Wiślanie ze stolicą w Krakowie mieli dużo lepszy punkt wyjścia – ale nie udało się im stworzyć państwa z prawdziwego zdarzenia), a ekspansja naszych bohaterów (znamy tylko imiona przekazane przez Anonima zwanego Gallem – Siemomysł, Lestek, Siemowit) na swoich zachodnich sąsiadów (też Słowian z Wielkopolski, ale bogatszych, stojących na wyższym poziomie, zorganizowanych w wiele małych plemiennych państewek – widząc popalone liczne gródki archeolodzy i historycy obdarzeni większą wyobraźnią widzą w nich legendarnych Popielidów) przyniosła niezwykłe dobra – niewolników. Część z nich Piastowie przesiedlili na swoje rodzinne ziemie, stymulując rozwój własnych grodów, a resztę?

Ostrów Lednicki dziś
    Resztę można było sprzedać. W naszej części Europy były dwa słynne targi niewolników – z których towar szedł głównie do państw muzułmańskich, w tym i potężnego Kalifatu Abbasydów ze stolicą w Bagdadzie – Praga i Jomsborg. Piastom chyba bliżej było na Wolin, stąd akcja Mieszka I i zhołdowanie potężnego grodu, ale i bogactwa Pragi nieraz były w zasięgu – choć kiedy syn Mieszka koronował się na czeskiego księcia postępy chrześcijaństwa powoli sprawiały, że ten intratny biznes zamierał.

Panorama współczesnego Wolina
    To, że wikingowie pływali na wschód to wiedzą wszyscy, stąd targ niewolniczy na Wolinie, olbrzymim emporium handlowym i rzemieślniczym to nie dziwi. Ale Praga? Przecież i Wielkie Morawy były ochrzczone, i Przemyślidzi szybko chrzest przyjęli... No tak. To do Pragi, już ochrzczonej, przyjeżdżają żydowscy kupcy (mający niemal całkowity monopol na handel niewolnikami), w tym i słynny Ibrahim ibn Jakub z Tortosy, któremu zawdzięczamy jeden z pierwszych opisów ziem dzisiejszej Polski.

Praskie Stare Miasto
    Ale wracajmy do Piastów. Kilka lat temu miałem przyjemność odwiedzić na krakowskim zamku wystawę na której zgromadzono większość precjozów jakie pozostały po dynastii, panującej w Polsce przez 400 lat (a w sąsiednich księstewkach jeszcze kolejne 300) – i mimo, że były to rzeczy przepiękne, to nie było ich wcale dużo.

Relikwiarz z Ostrowa Tumskiego
    Po Piastach z czasów Państwa Gnieźnieńskiego – jak nazwa ówczesnej Polski mogła brzmieć, a przynajmniej w Dagome Iudex z początku XI wieku tak jest zapisana) – pozostało jeszcze mniej. Kwestia nie tylko upływu czasu, ale i położenia geograficznego oraz licznych najazdów i grabieży. Przecież mało brakło, a dzieło Mieszka i Bolesława zniknęło z kart historii jak inne wczesnośredniowieczne efemerydy.

Blatnohrad - stolica nieistniejącego już państwa Słowian Panońskich
    Tak, chodzi tu o najazd czeskiego księcia Brzetysława. Na szczęście – nie ma co ukrywać, że dzięki prowadzonej przez Cesarstwo Niemieckie polityki divide et impera – Polska przetrwała. I tysiąc lat później można oglądać pozostałości tej pra-Polski, która wcale nie powstała z niczego, tylko dzięki wykorzystaniu przez pewien wielkopolski ród szansy danej przez zmiany klimatu. I o tych cudach – choć ojkofoby będą kwękać, że co to, że to jakieś badziewia – druga część wpisu.
Liście chrzanu w miejscu zniszczonego przez Brzetysława grodu na Ostrowie Lednickim

17 listopada 2023

Lodowiec widmo

    Czas się przynajmniej na tą chwilę z Peru i szerzej Ameryką Południową żegnać – choć zapewne jeszcze tam wrócę (zwłaszcza, że właśnie rozbijam się po tej części Świata EDIT: po dżungli). Ale żeby tak nie przeskakiwać brutalnie, tylko płynnie wrócić na Stary Kontynent, to niechże będzie o lodowcach.
Lodowiec Bernina w szwajcarskich Alpach
    Tak, tak, niby tropiki, niby zaraz równik, ale w Andach jest wysoko. I zimno. Więc i lodowce są. Tu z hiszpańskiego zwą się Nevado, a o przygodach różnorakich w czasie trekkingu dookoła jednego z nich, nazwanego na cześć prekolumbijskiego Pana Burz, Ausangate (i – jakże by inaczej – burzy; magia miejsca) dawno temu na blogu pisałem.
Nevado Ausangate
    Górskie lodowce a Andach – podobnie jak i te europejskie – znajdują się obecnie w fazie regresji. Znaczy: kurczą się. Jest to oczywiście normalne, odpowiadają za to cykliczne fluktuacje klimatu, choć oczywiście może to wywoływać lokalne problemy. Przykładem jest pełne smogu boliwijskie La Paz. Wraz z całą aglomeracją czerpie wodę właśnie z pobliskich lodowców, a te cofają się. Podobno miejscowy kurort narciarski też od kilku sezonów wyłączony jest z użycia.
La Paz, miasto żyjące z lodowca
    Nevado Ausangate jest co nieco trudny do oglądania z bliska, siedzący w Cuzco turyści wybierają inny z górujących nad dawną stolicą Inków lodowiec, dużo łatwiejszy do zwiedzania, Nevado Huamantay (i inne, pobliskie lodowce).
Nevado Huamantay
    Pod Huamantay też podchodziłem, on również się cofa, pozostawiając rzeźbę polodowcową którą znamy przecież z naszych Tatr Wysokich (gdzie lodowce zanikły tak dawno, że nawet najstarsi Górale nie pamiętają). Mnie, jako biologa urzeka proces sukcesji pierwotnej następujący na przedpolu lodowca po jego ustąpieniu.
Rzeźba polodowcowa w Tatrach
    Ale oczywiście wcale nie trzeba jechać w wysokie Andy by to zobaczyć – całkiem niedaleko od nas, na Półwyspie Skandynawskim, znajduje się najniżej położony lodowiec w Europie kontynentalnej (jest on także największy), Jostedalsbreen. A jedno z jego ponad pięćdziesięciu ramion, Briksdalsbreen, dostępne jest dosłownie dla każdego, nawet dla osób z pewnymi ograniczeniami lokomotorycznymi.
Briksdalsbreen
    Jesteśmy w Norwegii, więc wszystko jest tu sterylne, nie tak jak w Ameryce Południowej – pod czoło lodowca podejść się nie da. Zresztą przez ostatnie kilkanaście lat mocno się odsunęło od polodowcowego jeziora – i grozi dalszą regresją (kilka lat temu zakazano także wspinaczki po lodowcu – może się po prostu oberwać; swoją drogą na Ausangate widziałem prawdziwą lodowcową lawinę - oto odłamał się kawałek lodu; widok przepiękny, majestatyczne, pod warunkiem, że stoi się, jak ja, na szczycie po drugiej stronie szerokiej doliny).
Nevado Ausangate w pełnej krasie
    Swoją drogą historia tego jeziora – Briksdalsbreenvatn (norweski jest językiem germańskim, one uwielbiają takie zrosty, po naszemu byłoby to mniej więcej Jezioro przy Lodowcu w Dolinie Briks) – jest niezwykle ciekawa i pouczająca. Pojawiło się ono w pierwszej połowie XX wieku – od roku 1910 Briksdalsbreen zaczął się bowiem gwałtownie cofać, o kilkaset metrów, i w końcu opróżnił nieckę jeziorną. W latach 60-tych, na fali hippisowskiej wolności prawdopodobnie, zaczął z powrotem rosnąć – i zajął jezioro. Rósł tak – wbrew prognozom klimatologów, meteorologów, hydrologów, magów, wróżek i innych baśniowych stworów aktywistów – aż do 1991 roku (może przestraszył go krwawy rozpad Jugosławii). Co ciekawe: był to jedyny lodowiec na kontynencie europejskim, który się powiększał. Choć oczywiście nie rozdmuchiwano tego faktu. Obecnie znowu jest w stadium regresji – a w roku 2006 stracił w jeden sezon kilkadziesiąt metrów – więc teraz już zgadza się z apokaliptycznymi prognozami części z wyżej wymienionych.
Jęzor lodowy z niebieskiego lodu - Briksdalsbreen
    Niemniej tak naprawdę to wcale nie powinno go tu być – jest tu zwyczajnie za ciepło. Zachodnia Norwegia leży w obszarze umiarkowanego klimatu morskiego, gdzie prawdziwych mrozów nie ma – zwłaszcza na wysokości jakichś 360 metrów ponad poziomem morza, gdzie leży czoło Briksdalsbreen (Jostedalsbreen w najwyższym punkcie ma trochę powyżej 1900 metrów wysokości). Lodowiec topi się więc jak szalony – tworząc tysiące malowniczych wodospadów, nieraz wysokich na kilkaset metrów (pewnego razu ujrzałem tam nawet wodospad płynący do góry – potężny wiejący znad lodowca wiatr zwyczajnie zawracał opadające strumienie wody). Ratunkiem dla jego istnienia jest – również – morski klimat, dzięki Golfsztromowi niezwykle wilgotny. Otóż co się w lato stopi, to zimą napada.
Wodospad płynący do góry
    Jakie będą dalsze losy Briksdalsbreen? No, właściwie to nie wiadomo. Prognozy przewidują, że jęzor ten zaniknie – ale są to tylko prognozy. Kilka sezonów z bardziej obfitymi opadami i z powrotem może urosnąć – choć to również są tylko przewidywania, zbyt mało wiemy o zmianach klimatu. Jeżeli zniknie będę mógł dopisać ten błękitny lodowy jęzor do listy "never forget".
Never forget
    
Swoją drogą regresja lodowców – w Andach – doprowadziła kilkanaście lat temu do ukazania się jednej z większych atrakcji Peru. To leżący niedaleko Cuzco fenomen geologiczny barwnych skał góry Vinicunca. Nie bez przyczyny zwany Cerro Coloredo (albo Cerro de Siete Colores), po naszemu Górami Tęczowymi.

Góry Tęczowe

12 czerwca 2020

Jomsborg

  Wolin to wyspa na Morzu Bałtyckim u ujścia Odry, największa należąca całkowicie do Polski (sąsiedni Uznam/Usedom jest większy, ale podzielony między Polskę a Niemcy). Wolin słynie z wybrzeża klifowego chronionego przez Woliński Park Narodowy i kurortu Międzyzdroje, kreującego się na polskie Cannes (choć moim zdaniem nie wytrzymuje porównania – chyba, że cenowo, to wtedy tak). Niewiele jednak osób wie, że na wyspie znajdowało się jedno ze słynnych, zaginionych (właściwie, jeżeli wiemy, gdzie się znajdowało, to nie jest zaginione; ale kiedyś było, więc można powiedzieć, że zaginione, nie?) miast – Jumme/Jomsborg.
Skansen na Wolinie
   Nazwa Jomsborg, zachowana w sagach z czasów wikińskich przez stulecia była uważana za mityczną. W Jomsborgu mieszkali najdzielniejsi wojownicy, właściwie sami berserkerzy (odziani tylko w skóry niedźwiedzia i odurzeni substancjami psychodelicznymi
Skansen
nieznający strachu wojownicy – to dość niedokładna, ale ogólnie przyjęta definicja berserkera), do tego każdy z nich był skaldem (czyli poetą/prawnikiem/historykiem w jednym) niemal tak sprawnym jak Islandczycy (którzy uważani byli za najlepszych pieśniarzy i poetów; zresztą co innego można było robić na Islandii?). Konszachty z Jomsborgiem mieli tacy znamienici królowie jak Harald Sinozęby z Danii (tu podobno zmarł ranny po bitwie z synem Swenem Widłobrodym) czy Olaf Tyggveson z Norwegii (stąd wyruszył na swoją ostatnią bitwę, w której, jakżeby inaczej, poniósł śmierć). Przebywał tu też Styrbjoern, legendarny niemal watażka (poległ usiłując zdobyć tron Szwecji) i inni znaczni wodzowie (możliwe, że nie wszyscy zmarli śmiercią tragiczną, chociaż...).

   Niestety, ponieważ Jomsborg był dosyć sławny, żaden skald nie podał dokładnej lokalizacji grodu – wiadomo jedynie, że leżał on w Vindlandzie. Vindland, ziemia Wenedów, okazała się być terytorium słowiańskim – dziś to niemiecki land Meklemburgia – Pomorze Przednie oraz polskie województwo Zachodniopomorskie.
   O potężnym mieście Jumme jako miejscu śmierci duńskiego króla Haralda Gormsona pisze kronikarz Adam z Bremy. Opisuje leżącą u ujścia Odry miejscowość jako wielki port handlowy, zamieszkiwany przez Słowian, Sasów, Skandynawów i Greków.
   Około roku 990 władca polańskiego Państwa Gnieźnieńskiego (tak chyba brzmiała ówczesna nazwa tego, co dziś jest Polską – Civitas Shinesghe) Mieszko I zhołdował naczelny gród bogatego i silnego pomorskiego plemienia Wolinian (udokumentowana historia potyczek między Polanami a Wolinianami sięga Roku Pańskiego 967, ujście Odry ostatecznie opanował dopiero syn Mieszka, Bolesław I Wielki, uparcie zwany przez historyków Chrobrym). Gród ten nazywał się Wolin – Mistrz Wincenty zwany Kadłubkiem 300 lat później wyprowadził, zdaje się, że odrobinę błędnie, nazwę tego miejsca Wolin/Julin od nazwiska Juliusza Cezara, co było podstawą twierdzeń polskiej szlachty przez następne kilkaset lat, iż ich przodkowie walczyli z dzielnymi Rzymianami i na dodatek ich pokonali (pokonali też Aleksandra Wielkiego, oczywiście; teoria ta, po wynalezieniu Internetów zyskała kolejne życie jako tzw hipoteza Turbosłowian, ale to osobna bajka). O samym mieście wiadomo było tylko tyle, że było dosyć ludne oraz – skoro plemię było przy kasie – bogate (i znajdował się tam targ niewolników, niemal tak duży jak w ówczesnej czeskiej Pradze, ale nie mówmy o tym).
   Swoją drogą wnuk Haralda Sinozębego (pierwszy chrześcijański
York/Jorvik - wikiński dom
władca Danii wiele lat po śmierci użyczył swego przydomka jako nazwy dla technologii bezprzewodowego przesyłania danych - bluetooth) i Mieszka I okazał się być twórcą – krótkotrwałego – imperium składającego się z Danii, Norwegii, Szwecji i Anglii. Nazywał się Kanut Wielki.

  W końcu historycy skojarzyli wzmianki o Jomsborgu z informacjami o Wolinie i do pracy zabrali się archeolodzy. Okazało się, że rzeczywiście, w miejscu dzisiejszego miasta o nazwie Wolin w Średniowieczu istniał potężny gród – główna siedziba Wolinian – zasiedlony jednak w dużej mierze przez wikińskich wojowników i rzemieślników – był to więc znany z sag Jomsborg. Zaginione miasto Jumme zostało odkryte!
   I niestety można powiedzieć: co z tego? Gdyby u wybrzeży Bretonii odnaleziono zatopione miasto Ys – byłaby to zapewne sensacja na skalę światową. Albo jak ktoś udowodniłby, że Glastonbury to naprawdę Kamelot króla Artura? O rety. A tu – cisza.
   Kres świetności wczesnośredniowiecznemu miastu położył najazd duńskiego króla Magnusa Dobrego w 1043 roku. Jomsborg został
Wolin obecnie
spalony, ale Wolin przetrwał. Jeszcze 20 lat później pogańscy mieszkańcy o mały włos nie uczynili ze świętego Ottona z Bambergu męczennika, ale już wtedy palmę pierwszeństwa na ziemiach leżących u ujścia Odry przejmował Szczecin. Dzierży ją zresztą do dziś. Współczesny Wolin to senne miasteczko powiatowe, które turyści spieszący nad Bałtyk omijają szeroką obwodnicą (w końcu się dorobił by-passu, są tego dobre i złe strony, oczywiście). Na przedmieściach znajduje się
Drakkar
niewielki – dość ubogi jednak – skansen prezentujący rekonstrukcje chat z czasów Wikingów (mają także drakkara, tą normańską smoczą łódź), ale ożywa chyba tylko na odbywający się w sierpniu Festiwal Słowian i Wikingów – jest to zjazd grup rekonstrukcyjnych, ale także wszelkiej maści rzemieślników i pasjonatów historii; bardzo sympatyczna sprawa.
   Naprawdę, szkoda. Choć może się to zmieni – ostatnio modny był serial "Wikingowie" (tak słyszałem, zazwyczaj nie oglądam seriali; jak chodzi o czasy wikingów usilnie będę polecał książkę "Rudy Orm", starodawną superprodukcję hollywoodzką "Długie łodzie wikingów" i – tylko dla miłośników filmowych produkcji klasy C – polski komediowy serial "Ostatni Wiking"), więc może coś się ruszy w temacie. Warto by było, zwłaszcza, że Wolin to nie jedyne na ziemiach polskich zaginione i odnalezione miasto z czasów wikińskich – jest jeszcze pruskie Truso.
Chata wikińska z Truso - rekonstrukcja
   Na koniec jeszcze przypomnienie – czas istnienia Wolina to okres świetności, a zarazem schyłku skandynawskich wojowników. Świat Wikingów z X i XI stulecia obejmował całą Europę. Oprócz
Kijowska Złota Brama
rodzimych półwyspów – Jutlandii i Skandynawii żeglarze z północy opanowali całe niemal Wyspy Brytyjskie, skolonizowali Grenlandię, Islandię, Wyspy Owcze, ba, założyli osady także w Ameryce Północnej. Ostatni wikingowie totalnie rozpanoszyli się też po Europie kontynentalnej. Stworzyli Ruś i Normandię, zajęli Sycylię i Neapol. Decydowali o obsadzie stolca cesarskiego w Konstantynopolu... Po czym przyjęli chrześcijaństwo i zniknęli z kart dziejowych tworząc kilka skandynawskich państw oraz uczestnicząc w etnogenezie kilku kolejnych narodów. Wolin/Julin/Jumme/Jomsborg był częścią tego świata – choć Normanowie nie stali się elementem składowym historii Polski, to gdzieś tam się o siebie otarliśmy.
Normandzki zamek w Mont Sant'Angelo we Włoszech

Najchętniej czytane

Demokracja

     Jednym ze szwajcarskich kantonów gdzie świąteczną potrawą bywa kot jest kanton Appenzell (a raczej dwa kantony, ale o tym może późnie...