Tłumacz

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą chile. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą chile. Pokaż wszystkie posty

1 marca 2024

Polski bohater

    Ernest Malinowski (na chrzcie dostał na pierwsze imię Adam, ale już nie będę się tak napawał) urodził się na początku XIX wieku na Podolu a wychował na Wołyniu. Pochodził z polskiej (co nie jest niczym dziwnym – tereny te należały do Rzeczypospolitej przez wiele setek lat, ostatnio ukradziono je nam w wyniku zdrady naszych "sojuszników" w Jałcie) szlacheckiej rodziny herbu Ślepowron (do tego herbowego rodu należał także komunistyczny zbrodniarz, jeden z beneficjentów owej jałtańskiej zdrady; znany jest jako tajny współpracownik komunistycznej bezpieki Wolski i pod ludowym pseudonimem Spawacz). Po powstaniu listopadowym car zabrał jednak rodzinie Malinowskich majątek, i mały Ernest miast spokojnie żyć sobie na ojcowiźnie wyjechał – pierw do Galicji, a potem do Paryża.
Symbol Polski
    W Paryżu został inżynierem, i sumiennie pracował we Francji i francuskiej Algierii – po czym wyjechał na kontrakt do Ameryki Południowej. Na sześć lat. Został tam ich blisko czterdzieści, aż do śmierci.
Nagrobek Ernesta Malinowskiego w Limie
    To krótki biogram bohatera tego wpisu – człowieka, na którego ślady w Peru natykałem się właściwie co chwila, jak choćby na najstarszym cmentarzu w Limie, gdzie niepozorny nagrobek znajduje się tuż obok narodowego panteonu peruwiańskiego. Dla nas postać ta jest może niezbyt znana (no, chyba, że ktoś czytał książki o przygodach Tomka Wilmowskiego), choć każdy, kto się interesuje rozwojem kolejnictwa na Świecie wie, że to właśnie Malinowski zaprojektował najwyżej położoną kolej na Ziemi (teraz rekord pobili Chińczycy, budując magistralę służącą do sinizacji Tybetu).
Początek Centralnej Kolei Transandyjskiej
    Wiedzą i pamiętają o tym w Peru – pisałem zdaje się o tym: gdzieś w andyjskim nigdzie na wieść o tym, że jestem z Polski od razu stwierdził:
    - Tak jak Malinowski! On nam zbudował kolej.
   Ba, w dżungli, w Parku Narodowym Tambopata jeden z dopływów Tambopaty (która to jest dopływem Madre de Dios, która to... a, nieważne) nosi nazwę Rio Malinowsky,
Zachód słońca nad Madre de Dios
    A w Limie, tuż obok stanowiska archeologicznego Mateo Salado (o limańskich piramidach zaraz będzie wpis) jest nawet niewielka uliczka nazwana na cześć naszego rodaka. Nazywa się ona co prawda różnie: Malinoski, Malinowski, Malinowsky – w zależności od tego kto pisze – ale chodzi o zasadę.
Stanowisko Archeologiczne Mateo Salado przy ulicy Malinowskiego
    Oczywiście, Kolej Transandyjska to nie jedyne dzieło pana Malinowskiego – zbudował jeszcze kilka innych linii kolejowych, odbudowywał Arequipę, ale poza tym został peruwiańskim bohaterem narodowym: na skromnym nagrobku znajduje się adnotacja o tym, iż w roku 1866 brał udział w obronie Callao.
Peruwiański Panteon Narodowy, niedaleko grobu Malinowskiego
    A konkretnie – o czym można dowiedzieć się zaglądając do urządzonego w twierdzy (Fortalezza del Real Felipe, Twierdza króla Filipa) w Callao muzeum – najpierw pomagał port fortyfikować, a potem bronił Fortu Santa Rosa przed Hiszpanami (Peru razem z Chile walczyło przeciwko swojemu dawnemu panu). Polska ambasada pomogła także wykonać makietę obrony fortu. Całkiem to miłe.
Twierdza Callao
    Samo Callao – jest wreszcie okazja by wspomnieć o tym mieście (wygląda jak dzielnica Limy, ale to nie dość, że osobne miasto, to jeszcze kolejna peruwiańska prowincja). Założone przez pierwszych konkwistadorów – żeby z Limy łatwo było dać nogę w razie czego (okazało się, że Tahuantinsuyu padło, i nie trzeba było uciekać) dziś jest jednym z najniebezpieczniejszych miejsc w całej stołecznej aglomeracji. Tak przynajmniej słyszałem – bo spacerując po centrum miasta nie spotkało mnie nic złego. Możliwe, że dlatego, że był dzień, niedaleko była akademia wojskowa, z okazji niewielkiego festynu było sporo policji, a ja nie oddalałem się od odnowionych części Callao (widać, że władze chciałyby przyciągnąć turystów).
Punta de Callao
    Niemniej wszyscy peruwiańscy znajomi z Limy na wieść, że z kolegą jedziemy właśnie do Callao bledli i łapali się za głowy (wcześniej, usiłując odradzić nam ten pomysł potężnie się w nie pukając). Na szczęście jednak - powtórzę - nic nam się nie stało, zjedliśmy nawet w lokalnej knajpie (tanio, bo lokal nie dla Gringos). Na wieść o tym, że jesteśmy z Polski jeden z byłych marynarzy (Callao to główny i największy port w Peru) stwierdził, że często spotyka Polaków.
    - "Córa Koryntu, córa Koryntu" ciągle wołają – stwierdził.
    Cóż, może to akurat nie najlepszy przykład polskich śladów w Peru, ale trudno. Ładniejszym na pewno jest – wielokrotnie wspominana przeze mnie – pani Maria Rostworowska, profesor i specjalista od kultur prekolumbijskich Peru. Znalazła się ona na nowej edycji peruwiańskiej waluty – mianowicie na banknocie o nominale 50 soli (w Callao, mieście biednym, mogą tym nie wiedzieć).
Profesor Rostworowska
    Z naszych rodaków znani są oczywiście Jan Paweł II, piłkarze z lat 70 i 80 zeszłego stulecia (między innymi Boniek i Lato), Robert Lewandowski czy – choć może bardziej lokalnie, święci męczennicy z Pariacoto czy biznesmen Stan Tymiński, Na cmentarzu księdza Maestro (tym, na którym spoczywa i Malinowski) znaleźliśmy także grób Edwarda Habicha – matematyka i twórcy peruwiańskiej szkoły inżynieryjnej.
    - Awicz – przeczytała koleżanka Peruwianka nazwisko honorowego obywatela Peru.
Grób Habichów, ufundowany przez rząd Peru
    Ponowna wizyta na cmentarzu przypomniała mi o jeszcze jednym wpływie Ernesta Malinowskiego na Peru. Kiedy pokazaliśmy koleżance jeszcze jeden nagrobek, tym razem (akurat był 1. Listopada) przybrany kolorowymi wstążkami, kwiatkami czy balonikami (taka tradycja, zniczy nikt tam nie pali):
    - O, ojciec peruwiańskiej medycyny!
Nagrobek Daniela Carriona
    Rzeczywiście, w czasie budowy Centralnej Kolei Transandyjskiej wybuchłą tajemnicza epidemia. Chorych i umierających badał między innymi młody student Daniel Carrion. Sam się zaraził, lecz umierając wciąż prowadził notatki – umożliwiło to wynalezienie szczepionki na zarazę. Ot, taka ciekawostka na koniec.

29 lutego 2024

Latynoskie wojny cz. 3

    Mamy drugą połowę XIX wieku, zalegające na pacyficznych wyspach Ameryki Południowej ptasie guano staje się cenniejsze od złota (no, licentia poetica; staje się bardzo opłacalne). A więc także doskonałym powodem do wojny.
Ptasie kolonie na pacyficznym wybrzeżu
Wyspy Ballestas
    I rzeczywiście – takaż wybucha. Działająca w sojuszu z Peru Boliwia wypowiada ją swojemu południowemu sąsiadowi – Chilijczykom. Niestety, rychło okazuje się, że Chile na taki rozwój wydarzeń jest przygotowane: po cichu rozbudowało swoją flotę wojenną, a armię wyszkolono według najlepszych pruskich wzorców. Widząc to Boliwia zachowuje się jak taki mały piesek. Wiecie, ten co to poujada, a gdy przyjdzie co do czego – podkuli ogon i zachowa się jak Francja w 1940 ucieknie. W efekcie traci dostęp do Pacyfiku – ale za to może celebrować od 150 lat Dni Morza (polega na pochodach, demonstracjach i wyzywaniu Chilijczyków). To uczciwa zamiana.
Dni Morza w Boliwii
    Cały ciężar walk z Chile bierze więc na siebie Peru – Peruwiańczycy nie zerwali przymierza, stanęli w obronie (albo po stronie) Boliwii. I – uprzedźmy fakty – także stracili fragment wybrzeża, oczywiście z gównodajnymi wyspami. Czyli w sumie też przegrało – ale nie musi świętować utraty wybrzeża – do dziś ma go pod dostatkiem. Swoją drogą nadal wydobywa się tu niewielkie ilości tego surowca.
Guanowe wyspy podle Callao
    Zresztą takie guanowe wysepki leżą choćby w najbliższym sąsiedztwie Limy i jej portu, Callao (obleganego przez Chilijczyków, ale o tym za chwilę) – dziś jest tam rezerwat dzikiego ptactwa (czyli, mówiąc po naszemu, tysiące pelikanów, kormoranów czy głuptaków defekujących na prawo i lewo), więc dostać się tam zwykłemu turyście raczej trudno (jako hydrobiolog od wodnych bezkręgowców też nie mam wielkich szans). Guano – jeśli kogoś to interesuje – można zobaczyć także na stałym lądzie – zdaje się, że we wpisach o kurorcie Cerro Azul mówiłem o ożywczym zapachu kolonii ptactwa morskiego na klifach górujących nad starożytnymi ruinami królestwa Huarco. A jak nie mówiłem, to teraz mówię. W powietrzu czuć amoniak.
Ruiny królestwa Huarco i mewy
    Najsłynniejszym jednak miejscem w Ameryce Południowej – a przynajmniej najczęściej odwiedzanym – gdzie można spotkać się z guano jest Półwyspem Paracas i Islas Ballestas. Dziś park narodowy.
    Naprawdę – tłumy turystów wyglądają chyba jak dziewiętnastowieczne hordy Chilijczyków szturmujących forty portu w Callao. Dziesiątki łodzi kursują w te i nazad z molo w Paracas na guanowe wyspy. Po drodze, płynąc, mija się wspaniały geoglif przedstawiający kandelabr albo kaktusa wydeptany na pustynnym brzegu półwyspu – ale zaciekawienie budzi on głównie u zwolenników Teoretyków Starożytnej Astronautyki, wszak całkiem niedaleko jest płaskowyż Nazca (kolejne miejsce zatłoczone dzięki turystom chcącym podziwiać słynne Linie z Nazca). Dopiero w okolicach wysp międzynarodowi turyści zaczynają achać i ochać.
Kandelabr w Paracas
    Jesteśmy w tropikach, żar leje się z nieba, na brzegu pustynia, a tu, na ofajdanych skałach prawdziwe pingwiny. I to Magellana – żyjące także na leżących na równiku Wyspach Galapagos (czyli to nie prawda, że te morskie nieloty żyją li tylko na Półkuli Południowej). Albo foki.
Pingwiny Magellana
    To znaczy: uchatki. Lwy morskie na pewno poczułyby się urażone gdyby ktoś nazwał je mianem foczych kuzynów. Chociażby dlatego, że mają małżowiny uszne.
Lew Morski
    Poza niewątpliwymi atrakcjami przyrodniczymi i krajobrazowymi Islas Ballestats mają jeszcze jedną atrakcję, dotyczącą tej białej substancji pokrywającej cały archipelag – wydobywano tu jeszcze kilkadziesiąt lat temu guano. Dziś już się tu nie wydobywa, ale zachowane konstrukcje świadczą jak potężny musiał to być biznes – warty wojny.
Kopalnia guana
    Wojna o Saletrę, znana też jako Wojna o Pacyfik. Tak. W Chile jeszcze nie byłem, ale w Boliwii i Peru ciągle natykam się na jej ślady – zresztą o Dniach Morza w kraju śródlądowych było w poprzedniej części wpisu.
    - Dobry Chilijczyk to martwy Chilijczyk – rzucił przez ramię limański taksówkarz, zapytany o stosunek do południowych sąsiadów.
Guano nad Pacyfikiem
    Owszem, bogactwo Chile jest efektem dyktatorskich rządów generała Pinocheta, ale jego podstawy nie wzięły się znikąd – sprawdziło się tu ludowe przysłowie – pardon my French – "gdzie smród tam miód". Peru w zamian za to dostało całą masę bohaterów – oraz najważniejsze punkty narodowej mitologii.
Lima - pomnik admirała Grau nad Morzem Grau
    Jak choćby admirał Manuel Grau, wybrany Peruwiańczykiem Tysiąclecia (owszem, Peru powstało jako nowoczesne państwo w XIX wieku, ale nieprzerwana historia kraju trwa od bardzo dawna: zmieniały się tylko panujące tu imperia), poległy w starciu z Chiliczykami czy miejsce śmierci admirała, statek Huascar (nazwany na cześć jednego z inkaskich władców), monitor zasłużony w czasie wcześniejszej wojny z Hiszpanią, finalnie zdobyty przez Chile w czasie Bitwy pod Angamos (z ciekawostek – to jedyny znany mi okręt będący narodowym symbolem dwóch krajów; służba pod banderą chilijską była na tyle bohaterska, że dziś jest on statkiem-muzeum w Talcahuano). Miałem też tyle szczęścia, że podczas wizyty w Muzeum Marynarki w Callao trafiłem na czasową wystawę poświęconą właśnie tej jednostce.
Model monitora Huascara
    Samo Callao – a raczej obrona portu przed wojskami hiszpańskimi kilka lat przed Wojną o saletrę (ciekawostka: Peru było wtedy w sojuszu z Chile) – także zostało symbolem peruwiańskiego bohaterstwa. Tym bardziej, że twierdza się obroniła – a jednym z bohaterów tej bitwy został polski inżynier. I o nim właśnie będzie następny wpis.
Forteca w Callao

Najchętniej czytane

Demokracja

     Jednym ze szwajcarskich kantonów gdzie świąteczną potrawą bywa kot jest kanton Appenzell (a raczej dwa kantony, ale o tym może późnie...