Był początek lipca Roku Pańskiego
2010 i wielkimi krokami zbliżała się okrągła, bo sześćsetna
rocznica jednej z największych batalii średniowiecznej Europy –
Bitwy pod Grunwaldem (bądź jak chce przegrana strona tego
spotkania: I Bitwy pod Tannenbergiem). Czasy były nieco inne niż
100 lat temu, kiedy krakowskie – bo tylko tam można było sobie na
to pozwolić – obchody 500-lecia orężnego starcia (w dużym
uproszczeniu polsko-niemieckiego) przerodziły się w wielkie
patriotyczne święto, okraszone premierą "Roty" Marii
Konopnickiej (swego czasu był to jeden z kandydatów do zostania
polskim hymnem narodowym) i odsłonięciem Pomnika
Grunwaldzkiego.
![]() |
Wawel w Krakowie - siedziba Jagiełły |
Tym razem główne obchody – jeśli można tak
powiedzieć – odbyć się miały na oryginalnych Polach Grunwaldzkich, a głównym punktem miała być wielka inscenizacji
odwzorowująca średniowieczne starcie.
Co oczywiście postawiło
w gotowości wszystkie polskie (i sporą część zagranicznych)
stowarzyszenia rekonstrukcji historycznej – oczywiście te
zajmujące się późnym średniowieczem.
Od siebie dodam, że
koncepcja rekonstrukcji historycznej – "żywej historii"
– trafia do mnie bardzo mocno. Raz, że jest to świetna zabawa,
dwa, że silniej oddziałuje na dzisiejsze społeczeństwo kultury
obrazkowej i pozwala ukazać im minione czasy. Poza tym stąd już
niewielki krok do "archeologii doświadczalnej", której
prekursorem był nieodżałowanej pamięci podróżnik i badacz Thor Heyerdal.
W związku z tak szeroko zakrojoną akcją jaką miała
być wielka rekonstrukcja (choć Bitwa Grunwaldzka odtwarzana jest
rok rocznie mniej więcej od początku XXI wieku) bractwa rycerskie
bardzo się sprężyły – i w wielu miejscach na kilka tygodni
przed planowaną inscenizacją odbywały się liczne średniowieczne
festyny. Jako, że w sąsiednim Sieradzu prężnie działa Bractwo
Rycerskie Ziemi Sieradzkiej (nota bene chorągiew sieradzka miała w
nadchodzącej potrzebie odegrać niemałą rolę, właściwie ratując
przed porażką wojska koalicji polsko-litewskiej) taka zabawa, pod
hasłem "Wymarsz na Grunwald" (albo "Sieradz rusza na
Grunwald" – było to bowiem długie dwanaście lat temu i
pamięć może lekko mi zawodzić; nie chce mi się przeszukiwać
internetów by przypomnieć sobie oryginalną nazwę, ale ta podana
tutaj właściwie oddaje istotę sprawy; w końcu jest prawda czasu,
i prawda ekranu). Daleko nie mam, wsiadłem w auto i podjechałem
popatrzeć, obejrzeć, spotkać się ze znajomymi. Czy wypić kwas
chlebowy – bardzo lubię, świetny w upalne dni (a taki był
wtedy), no i w przeciwieństwie do piwa właściwie bezalkoholowy
(mówię: właściwie, gdyż kwas, jako produkt fermentacji zawiera
odrobinę etanolu, mniej więcej tyle co woda od kiszonych ogórków
czy zsiadłe mleko).
Cała impreza odbywała się na sieradzkich
błoniach, czyli nadrzecznej łące leżącej niedaleko skansenu oraz
– wtedy jeszcze nieuporządkowanego – terenu po dawnym zamku.
Niestety, Bractwo Rycerskie Ziemi Sieradzkiej – w przeciwieństwie
na przykład do podobnej organizacji z niedalekiej Łęczycy – nie
może pochwalić się warownią w której można by organizować
jakieś iwenty. O tym zresztą jakiś czas temu wspominałem na blogu
(dosyć dawno, więc tutaj przypominajka).
Oprócz kwasu
chlebowego na rozstawionych straganach można było nabyć suweniry –
w dużej mierze drewniane miecze czy topory, idealne dla dzieci (oraz
dla Autora i jego kolegów) – a zdaje się, że były także
średniowieczne garkuchnie (choć żadna nie serwowała niestety
słynnej ryby w szarym sosie piernikowym, niezwykle bogatej potrawy
będącej znakiem rozpoznawczym polskiej kuchni dawnych wieków). Do
tego atrakcją był niewielki turniej rycerski – sport
rekonstrukcyjny będący wtedy w powijakach (mamy początek lipca,
bitwa za dwa tygodnie, jeszcze zdążę o tym napisać).
W każdym
razie chorągiew sieradzka wyruszyła żwawym krokiem (dzień, jak
pisałem, był upalny, więc w środku metalowych zbroi musiało być
dosyć ciepło) na spotkanie z resztą sił sprzymierzonej armii. Ja
ruszyłem jej śladem kilka dni później, na razie zostałem w
Sieradzu (jest trochę czasu do bitwy, to zdążę opisać na blogu
najśmieszniejsze najciekawsze najdziwniejsze atrakcje miasta),
spotkaliśmy się ponownie na Polach Grunwaldzkich – choć
oczywiście w różnych rolach.
Warto też dodać, że atak wojsk
Jagiełły na ziemie Zakonu Krzyżackiego był jednym z
majstersztyków ówczesnej logistyki – wystarczy wspomnieć
chociażby konstrukcję mostu pontonowego na dolnej Wiśle w
okolicach Świecia w celu szybkiego przerzucenia zgromadzonych wojsk
na prawy brzeg rzeki. A i sama bitwa była dla Niemców Krzyżaków olbrzymią
klęską (o czym za kilka dni).
Dolna Wisła - miejsce przeprawy wojsk polsko-litewskich |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz